Inwazja na Hiszpanię to nie przypadek. Maroko stanowi zagrożenie

Marokańskie władze przepuściły swoich obywateli i imigrantów z innych państw afrykańskich do eksklawy Ceuty, aby w ten sposób wziąć odwet za kontrowersyjne z ich punktu widzenia działania Hiszpanii. Spełniły się więc dotychczasowe prognozy hiszpańskiej prawicy, od dawna z niepokojem spoglądającej na agresywną politykę Maroka.

Trudno już nawet oszacować, jak wielu imigrantów zdecydowało się z poniedziałku na wtorek szturmować hiszpańską eksklawę znajdującą się na terytorium Maroka. Początkowo lokalne władze mówiły o sześciu tysiącach osób, jednak liczba ta w kolejnych dniach urosła do poziomu ośmiu tysięcy. Wydaje się jednak, że to jedynie poboczna kwestia w całym zamieszaniu.

Liczba Afrykańczyków próbująca się przedostać na terytorium Hiszpanii była bowiem i tak rekordowa, choć Ceuta wraz z Melillą we wschodniej części Maroka od dawna muszą liczyć się z napływem cudzoziemców. Jak dotąd rząd w Madrycie ograniczał się jednak do wzywania w sytuacjach kryzysowych dodatkowych oddziałów policji i Gwardii Cywilnej, a nie regularnego wojska. Tym razem bez żołnierzy nie udałoby się nie tylko powstrzymać naporu kolejnych tysięcy imigrantów, ale także następnie ich deportować.

Odwet za Saharę

Agresja imigrantów na Ceutę nie była ani dziełem przypadku, ani też następstwem nagłej fali Afrykańczyków chcących przedostać się do Europy. Jak już zresztą wspomniano, od dawna podejmują oni liczne próby sforsowania hiszpańskich ogrodzeń granicznych, nie wspominając już o przedostawaniu się do Ceuty i Melilli za pośrednictwem łodzi przygotowywanych najczęściej przez przemytników ludzi. Tym razem nic w tej sprawie nie zrobiły jednak same marokańskie służby.

Z relacji hiszpańskich mediów, cytujących żołnierzy i lokalnych mieszkańców, wynika wręcz, że marokańska policja i straż graniczna instruowały Afrykańczyków w sprawie jak najszybszego i najbezpieczniejszego dotarcia do hiszpańskiej eksklawy. Co ciekawe, Maroko w ciągu ostatnich trzech lat otrzymało od Hiszpanii blisko 90 milionów dolarów, aby właśnie za te środki powstrzymać nielegalnych imigrantów chcących przedostać się do hiszpańskich eksklaw.

Ważniejsze od pieniędzy okazały się jednak dla Maroka kwestie wewnętrznej polityki. Tamtejsze służby przepuściły bowiem imigrantów z powodu wrogich zdaniem Rabatu posunięć ze strony Madrytu. Chodzi przede wszystkim o przyjęcie na leczenie Ibrahima Ghaliego, lidera Frontu Polisario. Kierowana przez niego organizacja walczy o niepodległość zajmowanej przez Maroko Sahary Zachodniej, dlatego jest traktowana przez marokański rząd jako ugrupowanie separatystyczne.

Władze w Rabacie przyznały się zresztą wprost do zastosowania właśnie tej metody nacisku na Madryt. Marokański minister praw człowieka Mustafa Ramid stwierdził, że Hiszpania zapłaciła w ten sposób za lekceważenie jego kraju i naruszenie zasad dobrego sąsiedztwa. Polityk skrytykował zwłaszcza brak jakiejkolwiek informacji na temat przybycia szefa Frontu Polisario do Hiszpanii, a także zasugerował, iż Hiszpania od dobrych relacji z jego państwem woli bliskie stosunki z saharyjskimi nacjonalistami i Algierią.

Namieszali Amerykanie

Front Polisario i Algieria to główni wrogowie Maroka. Algierskie władze wspierają saharyjski nacjonalizm, aby w ten sposób osłabić swojego regionalnego rywala. To właśnie na terytorium Algierii znajdują się liczne obozy dla saharyjskich uchodźców, a przede wszystkim bazy militarnego skrzydła Frontu Polisario. Co ciekawe, przebywający na leczeniu w Hiszpanii lider ugrupowania blisko pięćdziesiąt lat temu brał udział w saharyjskim powstaniu przeciwko stacjonującemu na Saharze Zachodniej Legionowi Hiszpańskiemu.

Czy więc oskarżenia Maroka względem Hiszpanii o wspieranie Frontu Polisario i Algierii są prawdziwe? Nie wskazują na to na pewno nieprzyjemności, które spotkały Ghaliego na terenie Hiszpanii. Wpierw do tamtejszej prokuratury wpłynęło zawiadomienie w sprawie posługiwania się przez niego fałszywymi dokumentami, a następnie Sąd Najwyższy wezwał go na przesłuchanie w sprawie podejrzenia popełnienia przez niego zbrodni wojennych i innych przestępstw przeciwko ludzkości.

O poprawne relacje z Marokiem dbał ponadto socjalistyczny premier Pedro Sánchez. Pod koniec ubiegłego roku udał się do Rabatu z wizytą dyplomatyczną, aby omówić między innymi kwestie imigracji oraz hiszpańsko-marokańskich sporów terytorialnych. Nic nie zapowiadało wówczas jakiegokolwiek kryzysu w relacjach obu krajów.

Nastąpił on dopiero po wizycie Sáncheza w Maroko, gdy Stany Zjednoczone uznały zwierzchność tego kraju nad Saharą Zachodnią. Hiszpanie nie chcieli podążać ich śladem, stąd Marokańczycy zdecydowali się na zawieszenie wszelkich spotkań wysokiego szczebla pomiędzy politykami obu państw. Waszyngton wciąż odgrywa zresztą negatywną rolę w relacjach Madrytu z Rabatem, bo amerykański prezydent Joe Biden w środku kryzysu na Ceucie podkreślił znaczenie Maroka jako najważniejszego partnera regionalnego USA. Ponadto podtrzymał decyzję swojego poprzednika Donalda Trumpa dotyczącą wspomnianego zwierzchnictwa Maroka nad Saharą Zachodnią.

Prawica ostrzegała

Pojawienie się w Ceucie w związku z obecnym kryzysem migracyjnym zaczęło być w dobrym tonie. Do hiszpańskiej enklawy pojechał między innymi premier Sánchez, a pojawił się w niej także Santiago Abascal. Obecność lidera VOX-u nie powinna dziwić, wszak to jedyne ugrupowanie w Hiszpanii bezkompromisowo krytykujące zjawisko imigracji. Na dodatek Ceuta uważana jest za bastion nacjonalistów, którzy w ostatnich wyborach parlamentarnych uzyskali w niej największą ilość głosów spośród wszystkich partii.

Abascal podczas swojej wizyty w Ceucie nazwał napływ Afrykańczyków zwykłą inwazją na hiszpańskie państwo, dlatego domaga się on między innymi budowy muru „nie do pokonania” przez imigrantów. Ugrupowanie nie wierzy jednak, że militaryzacji granicy mógłby dokonać rząd Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) oraz skrajnie lewicowego Podemos. Marokańczycy mają bowiem wykorzystywać w swojej polityce właśnie słabość gabinetu Sáncheza.

Warto zresztą podkreślić, że nacjonaliści i konserwatyści od dawna ostrzegali przed zagrożeniem ze strony Maroka. Marokański król Muhammad ma bowiem mocarstwowe ambicje i szczególnie ich nie ukrywa. Zaniepokojona tym faktem jest zresztą nie tylko hiszpańska prawica. Przez dłuższy czas Maroko miało choćby napięte relacje z Arabią Saudyjską, właśnie przez chęć odgrywania większej roli w świecie arabskim i islamskim.

Dla hiszpańskiej prawicy groźne są zwłaszcza militarne plany Maroka. Przed rokiem VOX wzywał lewicowy rząd do zwiększenia wydatków na zbrojenia, aby w ten sposób hiszpańska armia mogła dotrzymać kroku siłom marokańskim. W ciągu ostatniej dekady Maroko zwiększyło bowiem nakłady na cele militarne o blisko 50 proc., zaś kolejnym celem władz w Rabacie jest rozwinięcie własnego przemysłu obronnego w celu uniezależnienia się od zagranicznych dostaw.

***

Co prawda Unia Europejska zdecydowała się na słowa potępienia względem przepuszczenia imigrantów przez Maroko, tym niemniej był to także wyraźny sygnał dotyczący obaw unijnych biurokratów przed kolejnym kryzysem migracyjnym oraz mocarstwowymi ambicjami władz w Rabacie. Dużo gorzej wygląda w tym przypadku reakcja hiszpańskiego rządu. Sánchez skrytykował wydarzenia na Ceucie, lecz jednocześnie zachwalał Maroko jako bliskiego przyjaciela Hiszpanii. Trudno więc dziwić się, że w ostatnich sondażach socjaliści ustępują tamtejszej prawicy…

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply