Flamandzcy nacjonaliści wracają do gry

Jeszcze cztery lata temu wydawało się, że Interes Flamandzki powoli znika z belgijskiej sceny politycznej, a tym samym fiaskiem zakończyła się polityka osławionego ocieplania wizerunku, prowadząca do utraty wyborców na rzecz flamandzkiej centroprawicy. Nacjonalistom dzięki powrotowi do swoich korzeni udało się jednak podwoić poparcie w północnej części Belgii.

Interes Flamandzki (Vlaams Belang) wystawił swoje listy do pięciu rad wojewódzkich oraz do większości z ponad 300 gmin znajdujących się na terytorium Flandrii. Biorąc pod uwagę wybory do najważniejszych organów samorządu w tej części Belgii, nacjonaliści stali się trzecią siłą polityczną z 24 radnymi na 175 miejsc dostępnych w regionalnych radach Antwerpii, Flandrii Wschodniej, Flandrii Zachodniej, Brabancji Flamandzkiej oraz Limburgii. Ponadto Interes będzie miał swoich przedstawicieli w 140 radach gmin zamiast dotychczasowych 100, a także o blisko 70 proc. zwiększyło swoją liczbę radnych w wielu dużych jednostkach samorządowych.

Belgijskie media komentując wynik flamandzkich nacjonalistów podkreślały, iż ugrupowanie de facto powraca na tamtejszą scenę polityczną. Wyniki wyborcze zwolenników odłączenia Flandrii od Belgii w ostatnich latach były bowiem pasmem rozczarowań, ponieważ Interes stracił swoją dotychczasową pozycję zarówno w radach regionalnych, jak i w parlamencie Flandrii oraz belgijskiej Izbie Reprezentantów i Senacie.

Jeszcze osiem lat temu partia kierowana obecnie przez zaledwie 32-letniego Toma Van Griekena znajdowała się u szczytu swojej popularności, wykorzystując zwłaszcza możliwości dane jej przez międzynarodowy kryzys finansowy i rosnącą niechęć wobec imigrantów. Problemy ekonomiczne dodatkowo powodowały, że rekordowy poziom poparcia uzyskał postulat odłączenia się Flandrii od Belgii, co zawsze znajdowało się w kanonie programowym krytyków stałego dokładania do dużo biedniejszej Walonii.

Ówczesne kierownictwo ugrupowania popełniło jednak błąd, który jest charakterystyczny dla ruchów wyrastających na radykalnych hasłach i tym samym odróżniających się od politycznego establishmentu. Władze partii uważały bowiem, że postawienie na bardziej umiarkowaną linię nie zniechęci dotychczasowych wyborców, głosujących na Interes mimo funkcjonującego wokół niego „kordonu sanitarnego” (praktyka stosowana we Francji wobec Frontu Narodowego), ale pozwoli na dotarcie do nowego elektoratu.

Dość szybko okazało się jednak, że „ocieplanie wizerunku” jedynie zaszkodziło nacjonalistom, którzy stali się bardziej umiarkowani od flamandzkiej centroprawicy. Elektorat oczekujący radykalnej krytyki belgijskiego państwa zaczął więc odpływać do Nowego Sojuszu Flamandzkiego, którego lider Bart De Wever nie wahał się używać retoryki charakterystycznej dotąd właśnie dla swoich konkurentów. De Wever palił więc na oczach dziennikarzy belgijską flagę, wzywał do podjęcia zdecydowanych reform instytucjonalnych oraz nie ukrywał, iż jego celem jest doprowadzenie do rozpadu Belgii.

Dodatkowo liderzy Interesu Flamandzkiego z racji swojego wieku nie byli tak przebojowi jak szef Nowego Sojuszu Flamandzkiego, który pozyskiwał dodatkowo młodych aktywistów i wyborców dzięki dobrym kontaktom z licznymi organizacjami społecznymi i harcerskimi, wprost opowiadającymi się za niezależnością Flandrii. Trend ten odwrócił dopiero wspomniany Van Grieken, który przejął władzę w partii po wyborczej klęsce sprzed czterech lat. Były przewodniczący Nacjonalistycznego Stowarzyszenia Studentów tknął w ugrupowanie nowe życie, powracając do bardziej radykalnej retoryki.

Dzięki niej Interes Flamandzki mógł w kampanii wyborczej punktować swoich głównych przeciwników z Nowego Sojuszu Flamandzkiego, który wedle retoryki nacjonalistów oszukał swoich wyborców. Partia De Wevera nie zrobiła bowiem nic w kierunku poszerzenia flamandzkiej autonomii, nie wspominając już o powstrzymaniu napływu imigrantów. Co więcej, Van Grieken w powyborczym oświadczeniu zauważył, iż Interesowi Flamandzkiemu udało się uzyskać status trzeciej siły politycznej Flandrii, choć przed wyborami przyznano prawo do głosowania ponad 105 tysiącom „nowych Belgów”, zaś pozostałe partie masowo umieszczały na swoich listach kandydatów obcego pochodzenia.

Nacjonaliści nie wykluczają przy tym zawierania lokalnych koalicji z centroprawicą, ponieważ w wielu częściach Flandrii Nowy Sojusz Flamandzki nie będzie w stanie utworzyć większości jedynie z pomocą ugrupowań Chrześcijańskich Demokratów i Flamandów oraz Flamandzkich Liberałów i Demokratów. Zdaniem Van Griekena tylko sojusz jego partii ze stronnictwem De Wevera może doprowadzić do realizacji programu prawdziwej prawicy i flamandzkich patriotów, a więc wyjścia naprzeciw oczekiwaniom tamtejszego społeczeństwa.

Podobne propozycje są jednak głównie zabiegiem taktycznym, ponieważ jak już wspomniano, Interes Flamandzki wciąż jest otoczony „kordonem sanitarnym” zapoczątkowanym blisko trzydzieści lat temu. De Wever nie zaprosił więc nacjonalistów do rozmów koalicyjnych, co zapewne wykorzystają do dalszego punktowania centroprawicy.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply