Zwolennicy powściągliwości w polityce zagranicznej nie tylko zadomowili się na amerykańskiej prawicy, ale to właśnie wśród niej stale zyskują na znaczeniu. Z drugiej strony także po lewej stronie sceny politycznej w Stanach Zjednoczonych nie brakuje realistów i nacjonalistów. Być może charakter postępowych ideologii ostatecznie nie daje jednak szans, aby realizm mógł zadomowić się również wśród lewicy? – zastanawia się amerykański magazyn „The National Interest”.

Niedawno w prestiżowym i liberalnym magazynie „Foreign Affairs” opublikowany został artykuł dotyczący możliwości pogodzenia progresywizmu i realizmu.

Jego autor zauważa, że obecny postępowy prezydent USA Joe Biden jeszcze przed inwazją Rosji na Ukrainę zrezygnował z polityki ograniczania celów polityczno-wojskowych. Między innymi z tego powodu obóz amerykańskiej lewicy można podzielić na trzy kategorię. Do pierwszej z nich zalicza się chociażby Hillary Clinton, która popiera „jastrzębią” politykę zagraniczną polegającą na promowaniu demokracji i praw człowieka w każdym zakątku świata. Drugą kategorię lewicy stanowią również zwolennicy interwencjonizmu, ale bardziej wszechstronni i mniej doktrynalni w wyżej wymienionych kwestiach. Wreszcie trzecią grupę mają stanowić „progresywni realiści”, którzy w porównaniu do globalistów i internacjonalistów są bardziej sceptyczni, jeśli chodzi o narzucaniu światu amerykańskiego porządku. Przede wszystkim zaś nie uważają, aby było to możliwe głównie w oparciu o utrzymywanie przewagi wojskowej nad innymi państwami.

Według „The National Interes” artykuł z „Foreign Affairs” nie daje odpowiedzi na kilka zasadniczych pytań. Przede wszystkim autor nie zastanawia się, czy w ogóle możliwe jest pogodzenie ze sobą progresywizmu i realizmu w stosunkach międzynarodowych. Ponadto nie zastanawia się nad zagadnieniem konserwatywnego charakteru opinii publicznej, która może być z natury rzeczy przeciwna agendzie progresywistów.

Tymczasem według magazynu realistów, nie są to jedynie rozważania natury czysto akademickiej. Stany Zjednoczone stoją bowiem w obliczu wielu poważnych problemów, związanych między innymi z rosnącą inflacją, nadmiernymi kosztami wojny na Ukrainie i możliwą niewypłacalnością państwa. Tym samym duże znaczenie polityczne ma to, z której strony politycznego sporu można spodziewać się powściągliwego realizmu politycznego i wąskiego nacjonalizmu.

Na razie obie te idee dominują po prawej stronie amerykańskiej sceny politycznej. Przeciwko dalszemu rozszerzaniu Sojuszu Północnoatlantyckiego był więc zaledwie jeden senator i był nim konserwatysta. W Kongresie USA wszystkie głosy przeciwne dalszemu wysyłaniu broni na Ukrainę również pochodziły od prawicowych polityków. Negatywnie na temat obu tych kwestii nie wypowiedział się z kolei żaden przedstawiciel lewicy. Nawet zadeklarowany socjalista Bernie Sanders opowiada się za dalszą walką z rosyjskim imperializmem na Ukrainie, podobnie jak inni znani postępowi politycy pokroju Alexandrii Ocasio-Cortez. Być może progresywizm nie jest więc do pogodnienia z partykularnym interesem narodowym.

„The National Interest” jeszcze raz zauważa, że zyskująca na popularności koalicja na rzecz powściągliwej polityki zagranicznej zjednoczyła się wyłącznie na prawicy, oddającej w coraz większym stopniu głos niedoreprezentowanej większości amerykańskiego społeczeństwa. To jednak nie oznacza wprost, że nie istnieją lewicowi realiści i nacjonaliści, ale wśród osób mających wpływ na politykę Stanów Zjednoczonych wszyscy realiści są reprezentantami nacjonalistycznej prawicy. To zresztą ona, a nie postępowa lewica, zagospodarowuje obecnie klasę robotniczą. Lewicowcy rekrutują się bowiem głównie spośród menadżerów wielkich korporacji. Oznacza to zaś powrót do czasów przedwojennego „konserwatywnego nacjonalizmu robotniczego”, który nie ma swojego odpowiednika po lewej stronie. Strona postępowa wyznaje bowiem zupełnie inne wartości, popierając globalizm i sprzeciwiając się państwom narodowym, a co za tym idzie także interesom narodowym.

Realizm polityczny opiera się tymczasem właśnie na prymacie dystrybucji władzy i interesu narodowego. Są to kategorie obce „postępowi”, bo klasyczni realiści byli tak naprawdę reakcjonistami, pesymistycznymi w stosunku do natury człowieka oraz preferującymi równowagę i hierarchiczny porządek w opozycji do rewolucyjnego wzmożenia. Miej reakcyjny jest co prawda współczesny neorealizm, lecz on również nie może istnieć bez równowagi sił i stawiania na pierwszym miejscu interesu narodowego. Myśleć w podobnych kategoriach mogą zaś jedynie osoby popierające istnienie państwa narodowego, które może realizować swój wąski interes nawet ze szkodą dla innych krajów. Opowiedzenie się za taką polityką wymaga częstych kompromisów i wyartykułowania prostego bilansu zysków oraz strat, a to wykracza poza możliwości „ponadnarodowej, postępowej klasy menadżerskiej przyzwyczajonej do języka sprawiedliwości”.

Zobacz także: Czy Ameryka przegrała wojnę kulturową?

Progresywna lewica nie poprze realizmu politycznego i prymatu amerykańskiego interesu narodowego również z innego powodu. Mianowicie obecnie porządek międzynarodowy stał się egalitarny, co jest następstwem funkcjonowania liberalnego instytucjonalizmu. Według „The National Interest” wielkie mocarstwa nie decydują obecnie o swoich sojuszach i kierunkach polityki zagranicznej, bo muszą podporządkowywać się międzynarodowym instytucjom. Z tego powodu „ogon merda psem”, gdyż mniejsze państwa mogą wpływać na większych graczy od siebie. Powrót do dawnej gry mocarstw i równowagi sił nie jest więc możliwy, dopóki Stany Zjednoczone poprzez wspomniany instytucjonalizm decydują o pokoju w Europie.

To jednak nie oznacza, że i na lewicy nie pojawią się w końcu głosy realistyczne, które nie będą na przykład popierać ideologicznej krucjaty w różnych częściach świata. Publikacje pokroju tekstu z „Foreign Affairs” pokazują, że po lewej stronie zaczęła się dyskusja dotycząca możliwości pogodzenia ze sobą postępowości i nacjonalizmu. Konserwatyści powinni więc przyglądać się jej z zaciekawieniem, choć progresywna lewica z powodu swojego fanatyzmu będzie miała raczej problem z przyjęciem zasad zdrowego rozsądku.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply