Ameryka nie powinna interweniować w Wenezueli

Amerykańscy realiści sceptycznie podchodzą do ingerencji USA w politykę wewnętrzną Wenezueli. Po raz kolejny Stany Zjednoczone same dałyby bowiem argumenty swoim przeciwnikom zarzucającym im imperializm, natomiast decydowanie za Wenezuelczyków może skończyć się problemami znanymi doskonale z interwencji na Bliskim Wschodzie.

Przed dwoma tygodniami Stany Zjednoczone, wraz z Kanadą i siedemnastoma państwami Ameryki Łacińskiej, odmówiły uznania wenezuelskiego prezydenta Nicolása Maduro, który został wtedy ponownie zaprzysiężony na swoim stanowisku. Sama ceremonia miała miejsce w Sądzie Najwyższym, a nie jak tradycyjnie w budynku Zgromadzenia Narodowego, ponieważ już wtedy opozycja odmawiała mu legitymacji społecznej. Ameryka była w tej sprawie konsekwentna, dlatego teraz postanowiła uznać za głowę państwa Juana Guaidó, czyli lidera centrolewicowej opozycji.

Legalny prezydent?

„The National Interest”1 zauważa, że Guaidó bardzo szybko zareagował na poparcie ze strony amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa i złożył prezydencką przysięgę przed tłumem, który wyszedł na ulice Caracas, aby zaprotestować przeciwko tragicznej sytuacji gospodarczej swojego kraju. Jednocześnie konserwatywni realiści nie ukrywają, że tak zdecydowany ruch ze strony amerykańskiej głowy państwa był zaskakujący, nawet dla waszyngtońskich speców od polityki latynoamerykańskiej. Jak dotąd byli oni bowiem przyzwyczajeni do działań prowadzonych z tylnego siedzenia, tak jak miało to dotychczas miejsce w sprawach związanych z Eurazją i Bliskim Wschodem.

Posunięcie Trumpa jest odważne, lecz należy pamiętać, że posiada on w tej kwestii wsparcie amerykańskiego Kongresu, a także regionalnych sojuszników w postaci Kanady, Argentyny, Brazylii, Chile, Ekwadoru, Kolumbii czy Paragwaju. Od początku swojej prezydentury obecny gospodarz Białego Domu kultywował bowiem po cichu relacje z sąsiadami Wenezueli, spotykając się z większością ich przywódców w wieczór poprzedzający jego pierwsze przemówienie w Zgromadzeniu Ogólnym Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Eric Farnsworth, były współpracownik Billa Clintona i wiceprezes Council of the Americas, stwierdził w rozmowie z “The National Interest”, że Trump będzie musiał kontynuować swoją dotychczasową politykę jeśli rzeczywiście chce doprowadzić do przemian demokratycznych w Wenezueli. Z tego powodu Farnsworth domaga się nawet surowszych sankcji wobec tego kraju, ponieważ dotychczas nie dotyczyły one głównych kierunków eksportu ropy naftowej, a więc najważniejszego produktu tego latynoskiego państwa. Podobne opinie na temat Wenezueli mieli zresztą sekretarz stanu Mike Pompeo i jego poprzednik Rex Tillerson, którzy starali się utrzymywać w Białym Domu „jastrzębią” linię polityczną wobec rządów Maduro. Przede wszystkim decyzje Trumpa są jednak sukcesem jego przeciwnika w republikańskich prawyborach, czyli Marco Rubio, który należy do głównych krytyków władz w Caracas.

„The National Interest” zauważa natomiast, że kwestia Wenezueli dzieli konserwatywnych realistów. Część z nich popiera ruch Trumpa, wskazując na coraz większe zainteresowanie tym państwem ze strony Chińskiej Republiki Ludowej, która stara się wejść na tradycyjnie „podwórko” Stanów Zjednoczonych. Zagrażają więc geopolitycznym interesom Waszyngtonu w regionie Ameryki Łacińskiej, uruchamiając w Wenezueli linię kredytową w wysokości pięciu miliardów dolarów i zamierzają eksportować tam swoje technologie. Jednocześnie nawet część chińskich ekspertów nie dostrzega zbyt wielkich sukcesów inwestycji poczynionych przez Pekin.

Zobacz także: Wenezuela: Maduro ogłosił zerwanie stosunków dyplomatycznych z USA

Pozostali realiści zastanawiają się natomiast, czy Guaidó nawet jako przewodniczący parlamentu rzeczywiście mógł ogłosić siebie prezydentem. Jeśli lider wenezuelskiej opozycji uczynił to niezgodnie z tamtejszą ustawą zasadniczą, wówczas może się okazać, że poparcie dla niego jest kolejnym katastrofalnym błędem Stanów Zjednoczonych. Ameryka musi więc z nieufnością podchodzić do wszelkich propozycji wciągnięcia jej w proces zmiany władzy w Caracas. Zdaniem tej części konserwatywnych realistów, zwłaszcza wykorzystanie wenezuelskiej armii do obalenia Maduro byłoby głupotą, ponieważ wówczas tamtejsze wojsko zostałoby oskarżone o bycie narzędziem amerykańskiego imperializmu, a to byłoby szkodliwe dla demokratycznych procesów.

Błąd

Dużo bardziej zdecydowane w tej kwestii wydaje się być „The American Conservative”, które poświęca wenezuelskiemu kryzysowi dwa komentarze. W pierwszym z nich2 Daniel Larson pisze wprost, że z zasady poparcie dla opozycji w wewnętrznym sporze politycznym nie powinno mieć miejsca. Sympatyzowanie z możliwością zamachu stanu, a także wcześniejsze zapowiedzi Trumpa dotyczące możliwej inwazji na Wenezuelę, jedynie szkodzą sprawie odsunięcia od władzy tamtejszych socjalistów. Stany Zjednoczone powinny więc z niechęcią podchodzić do wszelkiej możliwości ingerencji w wewnętrzną politykę Wenezueli, biorąc zwłaszcza pod uwagę antyamerykańskie resentymenty niezwykle silne w tamtejszym społeczeństwie.

Dodatkowo paleokonserwatyści nie są pewni, czy wenezuelska opozycja rzeczywiście może liczyć na wsparcie większości tamtejszego społeczeństwa. Wsparcie dla rebelii nie mającej poparcia wśród ludności jest natomiast bardzo ryzykowne, dlatego Stany Zjednoczone powinny zmienić swoją politykę. Najlepszym sposobem działania Białego Domu byłoby unikanie ingerencji w ten spór, dopóki nie zostanie on rozwiązany wewnętrznymi siłami Wenezuelczyków. Każda amerykańska interwencja w Wenezueli działała dotąd na korzyść Maduro i tak może być również w tym przypadku. Trump od dawna słucha jednak dyplomatycznych „jastrzębi”, dlatego po poprzednich błędach może popełnić teraz ten najgorszy.

W swoim drugim komentarzu dla ‘The American Conservative”3, Larison krytykuje z kolei postawę Pompeo. Jego zdaniem oświadczenie amerykańskiego sekretarza stanu dotyczące nieuznawania Maduro za prawowitego prezydenta jest nierozważne. Dopóki wenezuelska głowa państwa może bowiem liczyć na lojalność sił zbrojnych i sił bezpieczeństwa, dopóty de facto kraj znajduje się pod jej kontrolą. Waszyngton stanął więc wprost po stronie opozycji wobec władz w Caracas, zaś one reagując na tę prowokację z pewnością nie będą patrzeć na to, kto zdaniem Amerykanów legalnie sprawuje swoje rządy.

Nikt w Białym Domu zdaje się nie przewidywać, jakie będą konsekwencje obecnej taktyki Trumpa, jeśli cały przewrót zakończy się niepowodzeniem. Autor „The American Conservative” zauważa przy tym, że polityka wobec Wenezueli jest najbardziej „jastrzębią” i jednocześnie najmniej zauważalną formą działalności amerykańskiej dyplomacji. Trump w pełni poddał się więc w tej kwestii lobbingowi wspomnianego senatora Rubio, dlatego Kongres USA powinien przypomnieć głowie państwa, iż nie ma ona uprawnień, aby użyć siły przeciwko Wenezueli. Ponadto parlamentarzyści powinni dowiedzieć się, jakim prawem w ogóle uznano lidera tamtejszej opozycji za nowego prezydenta tego kraju.

Bliski Wschód 2.0

Libertariański magazyn „Reason” nie ma wątpliwości, że to właśnie Maduro odpowiada za potężny kryzys w jakim znalazła się Wenezuela. Ich zdaniem hojna polityka socjalna Hugo Chaveza była możliwa dzięki świetnej sytuacji na rynku paliwowym, która miała swoje apogeum w 1998 roku, kiedy został on wybrany na funkcję głowy państwa. Później w Wenezueli nie dokonano jednak żadnych znaczących inwestycji, stąd w związku ze spadkami cen ropy Chavez i Maduro zaczęli dodrukowywać pieniądze, co stało się ostatecznym ciosem dla tamtejszej gospodarki.

Wenezuelczycy mają więc rację chcąc pozbawić władzy obecnego prezydenta, jednak buńczuczne deklaracje Białego Domu są na razie jedynie zwiastunem wkraczania kryzysu wenezuelskiego w kolejną i jednocześnie długotrwałą fazę. Jak bowiem dowodzą wypowiedzi wiceprezydenta Mike’a Peance’a, administracja Trumpa popiera co prawda tamtejszą opozycję, lecz nie przedstawia jednocześnie żadnych konkretów w sprawie formy jaką owe wsparcie ma przybrać. Wszystko będzie więc zależeć od Maduro i jego zdolności do stłumienia powstania przy pomocy wenezuelskich sił zbrojnych.

Jednocześnie sama Ameryka popełniła poważne błędy, ponieważ Trump w 2017 roku wprost zapowiedział obalenie obecnych władz w Caracas, z kolei rok później rozmawiał na ten temat z wenezuelską emigracją polityczną. Tym samym Maduro jedynie wzmocnił swoje rządy, mogąc w łatwy sposób wskazać machinacje Stanów Zjednoczonych jako główne źródło problemów swojego kraju, odwracając uwagę Wenezuelczyków od rzeczywistego bilansu swojej działalności.

„Reason” obawia się przede wszystkim powtórki z nieudanych ingerencji USA na Bliskim Wschodzie, przypominając tragiczny bilans interwencji wojskowych w Afganistanie i Iraku. Zdaniem magazynu Ameryka powinna ograniczyć się do wsparcia dla sąsiadów Wenezueli w kwestiach związanych z napływem wenezuelskich uchodźców. Wenezuelczycy powinni więc sami rozstrzygnąć spór, ponieważ ich państwo jest na tyle bogate w surowce, iż może wyrwać się z biedy zmieniając dotychczasową socjalistyczną politykę Maduro. Tak podchodząc do tego kryzysu Stany Zjednoczone pokazałyby, iż wyciągnęły wnioski z porażek na Bliskim Wschodzie, bowiem zmiana władzy nie jest wcale tak prosta jak może się na początku wydawać, a budowanie własnego państwa od nowa powinni rozpocząć jego obywatele.

Marcin Ursyński

1 https://nationalinterest.org/feature/trump-recognizes-maduro-opponent-venezuelan-president-42332

2 https://www.theamericanconservative.com/larison/another-venezuela-blunder/

3 https://www.theamericanconservative.com/larison/the-venezuela-blunder-puts-u-s-diplomats-at-risk/

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply