Wołyń, moja mała ojczyzna

Ksiądz katolicki w czasie nabożeństwa ogłosił, że ze względu na niemożność wyspowiadania przez niego wszystkich chętnych, penitenci powinni udać się do cerkwi prawosławnej w Iwaniczach Starych i wyspowiadać się u batiuszki. Wiele osób tak postąpiło m.in. i ja. Wyspowiadałem się i przyjąłem Komunię w cerkwi.

Władysław Filar urodził się w Iwaniczach Nowych na Wołyniu w 1926 r. Jego ojciec przybył na Wołyń po zakończeniu I wojny światowej z Butyna w Galicji. Jako absolwent seminarium nauczycielskiego w Sokalu został skierowany przez organizujące się władze polskie na Wołyń. W Iwaniczach poznał Wierę z domu Szymunek, z którą w 1922 r. wziął ślub. Przez wiele lat uczył w jednoklasowych szkołach, w których w jednej izbie w ciągu dnia zmieniali się uczniowie klas 1-4. Jako sprawny organizator zakładał szkoły w kolejnych miejscowościach, tworząc miejsca pracy dla nauczycieli, sukcesywnie przybywających na Wołyń.

– Od 1919 do 1930 r. ojciec utworzył placówki oświatowe w Iwaniczach, Chotiaczowie, Bużance, Rusnowie, Poromowie i Drewini – mówi Władysław Filar. – Wszystkie te wsie, leżące w powiecie włodzimierskim miały typowy, ukraiński charakter. Polacy stanowili w nich niewielki procent. W najbliższej okolicy nie było kościołów i parafii rzymskokatolickich. Dlatego też kuria biskupia w Łucku zgodnie z wymogami prawa kanonicznego i ustaw państwowych udzieliła ojcu misji kanonicznej do nauczania religii rzymskokatolickiej w Publicznych Szkołach Powszechnych w Chotiaczowie, Rusnowie i Bużance. Tuż przed wybuchem wojny otrzymał misję kanoniczną od biskupa Adolfa Szelążka do nauczania w szkołach powszechnych w: Drewinach, Iwaniczach, Myszowie i Żdżarach (ważną do 1942 r). Większość czasu do 1939 r. przeżyliśmy w Iwaniczach.

Dominowali Ukraińcy

Była to rozległa wieś, składająca się ze Starych i Nowych Iwanicz oraz stacji kolejowej. W Iwaniczach Nowych dominowali Czesi, którzy przybyli tu po powstaniu styczniowym jako koloniści, osadzeni przez władze carskie na skonfiskowanym majątku pana Iwanickiego. Polacy stanowili tu niewielką grupę mieszkańców, składającą się głównie z kolejarzy, pracowników młyna i urzędników. W Iwaniczach Starych odsetek Polaków wyglądał podobnie. Na 1247 mieszkańców Polaków było 70. Procentowo na ogólną liczbę 1659 mieszkańców Polacy stanowili tylko 12 proc. , Ukraińcy 64 proc., Czesi około 12 proc., Żydzi około 11 proc., a Rosjanie 1 proc. Większość wsi w promieniu 5-6 km były całkowicie zdominowane przez żywioł ukraiński. Najbliższa parafia rzymskokatolicka , do której należały Iwanicze znajdowała się we wsi Zabłoćce oddalonej o 8 km. Raz w miesiącu przyjeżdżał do Iwanicz ksiądz i odprawiał Mszę św. w małym drewnianym kościółku położonym niedaleko stacji kolejowej. Z tego okresu utkwiło mi w pamięci szczególnie jedno wydarzenie. Miało ono miejsce przed Wielkanocą w 1935 r. Ksiądz katolicki w czasie nabożeństwa ogłosił, że ze względu na niemożność wyspowiadania przez niego wszystkich chętnych, penitenci powinni udać się do cerkwi prawosławnej w Iwaniczach Starych i wyspowiadać się u batiuszki. Wiele osób tak postąpiło m.in. i ja. Wyspowiadałem się i przyjąłem Komunię w cerkwi.

Dom rodzinny

Władysław Filar ciepło wspomina swój dom rodzinny, stojący pół kilometra od czeskiej części Iwanicz w zupełnym pustkowiu wśród uprawnych pól i łąk.

– Wokół domu był duży sad , rosły krzewy porzeczek, agrestu i malin, a przed frontem domu ojciec posadził niewielkie poletko świerków- mówi.- Od reszty wsi oddzielał nasz dom pas łąk biorących początek między Gurowem i Nowinami, ciągnących się aż do Porycka. Środkiem łąk płynął z zachodu na wschód niewielki strumyk o nazwie Tatarka, którego wody łączyły się z Ługą. Na wiosnę łąki zazieleniły się i przybrane różnobarwnymi kwiatami tworzyły piękny obraz budzącej się do życia przyrody. Kiedy zaś zakwitły sady wiśniowe, to z naszego podwórka pobliskie wsie wyglądały jakby były otulone całe śnieżnym białym całunem. Do dziś jeszcze pamiętam ich widok.

Naukę Władysław Filar tak jak inne dzieci rozpoczął w jednoklasowej Publicznej Szkole Powszechnej w Iwaniczach Nowych i w 1935 r. ukończył 4 oddziały.

– Na tym skończyła się moja edukacja na wsi – wspomina – Szkoły siedmioklasowe były zaś tylko w miastach. Kontynuowanie nauki wiązało się ze znacznymi kosztami związanymi z opłatą za Internat lub tzw. stancję. Dalszą naukę musiałem przerwać, gdyż rodzice wykańczali dom i nie starczyło już na moją edukację.

Nauka w gimnazjum

W roku 1935/36 ojciec przygotował mnie prywatnie z zakresu piątej klasy i w 1936 r. zdałem jako ekstern egzamin, po czym zostałem przyjęty do szóstej klasy siedmioklasowej Publicznej Szkoły Powszechnej w Porycku, którą ukończyłem w 1937 r. z wynikiem bardzo dobrym. Następnie po zdaniu z wyróżnieniem egzaminu do Państwowego Liceum i Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika we Włodzimierzu Wołyńskim, uzyskałem stypendium, co otwierało mi drogę do dalszej edukacji. Od tego czasu stałem się gimnazjalistą i dumnie chodziłem w obowiązującym wówczas mundurku z niebieską tarczą nr 706 na prawym ramieniu. Z Iwanicz do Włodzimierza przez dwa lata dojeżdżałem pociągiem z wagonem szkolnym. Warunki dojazdu do gimnazjum nie były proste i łatwe. Do stacji kolejowej miałem 3 km, a we Włodzimierzu od stacji do gimnazjum musiałem jeszcze przejść 1,5 km. Codziennie musiałem więc maszerować bite 9 km. Do domu wracałem o godz. 17.00 i na odrabianiu lekcji kończył się mój uczniowski dzień. Najgorzej było w okresie zimy, która na Wołyniu była zazwyczaj mroźna i śnieżna, a dzień taki krótki, że wychodziłem z domu i wracałem, kiedy było ciemno. Wiosną i jesienią, gdy rozmokły drogi, dostać się do stacji nie było łatwo. Nigdy jednak nie narzekałem na trudne warunki. Nauka bardzo mnie pociągała i byłem świadom tego, że rodzice czynili wszystko, aby dać mi odpowiednie wykształcenie. Ja po cichu marzyłem, że kiedyś zostanę lekarzem. Podkreślić chciałbym, że wychowywany byłem na tradycjach walk powstańczych, a zwłaszcza powstania styczniowego 1863r. Ojciec świetnie znał historię Polski, umiał barwnie i interesująco opowiadać o bohaterskich walkach Polaków o niepodległość.

Zafascynowany Piłsudskim

Z wielkim zainteresowaniem poznawałem wówczas historię utworzenia i walk Legionów Polskich oraz odzyskanie niepodległości w 1918 r. Byłem wprost zafascynowany osobą Marszałka Józefa Piłsudskiego, którego życiorys i działalność znałem w najdrobniejszych szczegółach. Dom i szkoła, a zwłaszcza gimnazjum ukształtowało we mnie poczucie głębokiego patriotyzmu. Obce mi były zawsze poglądy skrajnie nacjonalistyczne czy szowinistyczne wobec innych narodowości. Wśród moich kolegów miałem Czechów, Ukraińców i Żydów. Żyliśmy zgodnie, organizowaliśmy wspólne wieczorki, zabawy, śpiewaliśmy dumki ukraińskie, a także melodyjne dumki czeskie. Nie było między nami żadnych kłótni i sporów, które wynikałyby z racji pochodzenia czy narodowości. W domu rodzice wychowywali mnie w duchu szacunku dla każdego człowieka. Przykładem dla mnie był ojciec, który z szacunkiem i zrozumieniem odnosił się do wszystkich ludzi o innych niż on poglądach, narodowości, pochodzeniu czy wyznaniu. Ojciec uważał, że jako nauczyciel powinien służyć pomocą wszystkim potrzebującym. W swojej pracy oświatowej uwzględniał potrzeby całej społeczności. Kiedy organizował np. przedstawienia teatralne, zawsze dobierał trzy jednoaktówki w języku: polskim, ukraińskim i czeskim. Służył też chętnie pomocą sąsiadom Ukraińcom czy Czechom w rozmaitych sprawach urzędowych. Pisał podania do władz administracyjnych i sądowych, nigdy nie brał za to żadnego wynagrodzenia, traktował to jako swój obowiązek. Za to był szanowany i znany w całej okolicy. Cieszył się autorytetem wśród miejscowej ludności.

Niespokojne lato

W czerwcu 1939 r. Władysław Filar ukończył drugą klasę gimnazjum z wynikiem bardzo dobrym.

– Muszę tu uczynić jedną dygresję. Kiedy dziś, obserwuję współczesną młodzież dojeżdżającą do szkół, to nie sposób nie zauważyć, że wtedy zarówno szkoła, jak i kolej więcej zwracały uwagę na zachowanie młodzieży. – Miało to, moim zdaniem, duży wpływ na kształtowanie się jej postaw obywatelskich.

Wakacje w 1939 r. Władysław Filar spędził w domu rodzinnym w Iwaniczach, pomagając rodzicom przy żniwach.

– Lato było niespokojne – wspomina – Dochodziły do nas niepokojące wiadomości o zbliżającej się wojnie z Niemcami. Zbytnio się tym nie przejmowałem. Tak jak większość społeczeństwa wierzyłem, że jesteśmy „silni, zwarci, gotowi”, że armia polska odeprze nieprzyjaciela. Mojego optymizmu nie podzielał ojciec, który w czasie I wojny światowej brał udział w szeregach armii austro-węgierskiej w kampanii włoskiej nad rzeką Pijawą. Mówił mi, że wojna to nie wojenka z opowiadań, o bohaterach mających służyć jako wzór do naśladowania dla młodzieży. Już w końcu sierpnia ojca powołano do pracy w komisji mobilizacyjnej i od tego czasu nie było go w domu. Ja 3 września zostałem skierowany do pomocy u dyżurnego odcinka kolejowego na stacji Iwanicze, na miejsce pracowników, którzy zostali zmobilizowani do wojska. Praca moja polegała m.in. na ewidencjonowaniu podkładów pod tory kolejowe. Dziwiło mnie ogromnie, że każdy drewniany podkład miał swój numer i każda zmiana była natychmiast odnotowywana. Pierwsze moje zetknięcie się z ze skutkami działań wojennych miało miejsce na początku drugiego tygodnia wojny. Stację w Iwaniczach zbombardowały 3 samoloty niemieckie. Uszkodzone zostały tory kolejowe, kilka stacyjnych budynków, dwaj pracownicy odnieśli rany.

Przeciwko pańskiej Polsce

Pod koniec drugiego tygodnia wojny wrócił ojciec i zabrał mnie do domu. 17 września Sowieci przekroczyli granicę Polski i wkrótce zajęli cały Wołyń. 17 września byli w Równem, dwa dni później w Łucku. Ich marszowi towarzyszyła propaganda, podjudzająca przeciw „Pańskiej Polsce” i nawołująca Ukraińców do „rozliczenia krzywd” doznanych w okresie II Rzeczypospolitej. Wezwania te nie pozostały bez wpływu na postawy części ludności ukraińskiej. Przez Wołyń przetoczyła się fala gwałtów, mordów i rozbojów, których ofiarami padli liczni wyżsi urzędnicy państwowi, oficerowie, policjanci, ziemianie i osadnicy. W wielu miejscowościach Ukraińcy spontanicznie organizowali „komitety rewolucyjne”, stanowiące przejściowe organy władzy. Tworzyły one z upoważnienia Sowietów „milicję robotniczą”, uzbrojoną w karabiny, chodzącą w cywilnych ubraniach z czerwonymi opaskami na ramionach. Składała się ona z Ukraińców o poglądach komunistycznych, a także Żydów. Bardzo często w szeregach tej milicji znajdowali się pospolici bandyci, a także osoby, które wykorzystując sowiecki mandat dokonywały osobistych porachunków. Akty terroru miały miejsce przez cały wrzesień i początek października 1939 r. Ustały one dopiero po zorganizowaniu władzy sowieckiej na terenach okupowanych. Wtedy to rozpoczęła się okupacja. Dla nas młodych był to ogromny szok. Cały świat, do życia w którym byliśmy przygotowani, legł w gruzach. Polska okazała się niezdolna do stawienia wrogowi oporu, a jej sprzymierzeńcy zawiedli. Zastanawialiśmy się, co nas czeka ze strony bolszewików. O Rosji sowieckiej wiedzieliśmy tylko same złe rzeczy. Rewolucja i wojna z bolszewikami w 1920 r. nie były dla nas odległą historią, ale niemalże wydarzeniem, które miało miejsce wczoraj. Każdy z nas miał jak najgorszą opinię o bolszewikach. Wkraczając na nasze ziemie po 17 września 1939 r. zrobili oni też wszystko, by tą opinię podtrzymać. Armia Czerwona donosiła się wrogo do wszystkiego, co polskie.

Aresztowanie urzędników

Moi rodzice mieli przykre doświadczenia z wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. i bardzo niepokoili się, co będzie dalej. Ja też wiedziałem, ze kontynuowanie przeze mnie nauki stoi pod wielkim znakiem zapytania. Początkowo okres okupacji sowieckiej w naszej miejscowości przebiegał jednak spokojnie. Iwanicze zbyt były oddalone od centrum powiatowego, by władze szczególnie się nimi interesowały. Dochodziły do nas tylko informacje o dokonywanych zmianach w powiecie i aresztowaniach byłych urzędników państwowych wśród polskiej inteligencji. Ojciec zajmował się gospodarstwem i unikał wszelkich kontaktów. We Włodzimierzu na miejscu Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Mikołaja Kopernika otwarto we wrześniu średnią szkołę tzw. dziesięciolatkę z polskim językiem nauczania. Wieść o tym dotarła do mnie od moich kolegów szkolnych, którzy zostali do niej przyjęci. W szkole tej, choć pozostawiono język polski, zmieniono całkowicie program nauczania i wychowania. Dostosowano go bez reszty do programu sowieckiego, usuwając lekcje religii, geografii, historii Polski, a także zabroniono korzystać z przedwojennych podręczników. Zjawili się też w nim nauczyciele z ZSRR. Nie chciałem iść do takiej szkoły. Ojciec zdecydował, że poczekamy na dalszy rozwój sytuacji, a tymczasem będzie mnie uczył w domu z podstawowych przedmiotów trzeciej klasy gimnazjalnej. Zimą z 1939 na 1940 rok Władysław Filar był świadkiem pierwszych wywózek Polaków na Sybir.

Po nas nie przyszli

– Do podstawionego na stację kolejową w Iwaniczach wagonu towarowego funkcjonariusze NKWD i milicji zebrali z okolic kilkanaście rodzin polskich, głównie osadników i byłych urzędników państwowych – mówi. – Z niepokojem oczekiwaliśmy, czy przyjadą po nas. Akcja ta byłą dobrze i skrycie przygotowana przez miejscowe władze sowieckie przy aktywnym współudziale miejscowych Ukraińców. W czasie wywożenia ludności polskiej, która odbywała się w środku wyjątkowo mroźnej zimy spotkać można było takie wypowiedzi sowieckich urzędników: „my przecież do was nic nie mamy, bo was nie znamy, robimy to na życzenie i prośbę ludności ukraińskiej, która zna was i wie dobrze, kto z was jest winien”. Nas zostawiono w spokoju. Ojciec cieszył się uznaniem wśród tutejszych Ukraińców z powodów, które wcześniej wymieniłem i ci zapewne ocalili jego i rodzinę przed deportacją.

W ciągu lata 1940 r. oswoiliśmy się z panującymi warunkami i przestaliśmy powoli się bać. Przestaliśmy się też dziwić, że nie było w sklepach towarów, a po każdej ich dostawie znikały błyskawicznie. Przed nowym rokiem szkolnym ojcu zaproponowano stanowisko kierownika niepełnej szkoły średniej w sąsiednich Drewiniach. Po rocznej przerwie i ja rozpocząłem dalszą edukację. Zostałem przyjęty do 8 klasy „dziesięciolatki” w Porycku, małym miasteczku odległym od Iwanicz o jakieś 7 km.

Cdn.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply