W “Krwawej Łunie”

Gdy oddział szykował się do wymarszu, „Drzazga” został zaproszony do wzięcia udziału w uroczystości z okazji rocznicy rewolucji październikowej, która miała się odbyć w Hermanówce. „Drzazga” udał się na nią wraz z „Piątym”, czyli Stanisławem Steciukiem, lekarzem oddziału, który miał mu służyć jako tłumacz, bo znał on dobrze język rosyjski. Pojechali furmanką, którą powoził „Słoń”. Zabrali ze sobą trochę rosyjskich karabinów, które chcieli wymienić na mauzery, bo mieli do nich pod dostatkiem amunicji. Więcej „Drzazgi”, „Piątego” i „Słonia” nie zobaczyliśmy. Mieli wrócić zaraz po uroczystości, ale nie wrócili.

„Krwawa Łuna” krążyła wokół Przebraża, starając się rozpoznać i utrudniać działania Ukraińskiej Powstańczej Armii – wspomina Zygmunt Mogiła-Lisowski. – Oddział podporządkowany był Inspektoratowi AK w Łucku. Należeli do niego młodzi ludzie, pochodzący przede wszystkim ze szlacheckich zaścianków, położonych wokół Łucka. Pamiętam, że sporo chłopaków pochodziło z Ożdżar i Marianówki. Na czele tego oddziału stał por. Jan Rerutko pseudonim „Drzazga”. Młody, ale bardzo zdolny i stanowczy oficer. Należeli do niego ludzie mający od lat szesnastu do sześćdziesięciu. Większość liczyła jednak osiemnaście, dwadzieścia albo dwadzieścia parę lat. Porucznik „Drzazga” od samego początku położył duży nacisk na szkolenie oddziału. Było to zupełnie naturalne, bo stanowił on w dużej mierze zbieraninę osób nie mających przygotowania wojskowego. Uzbrojenie oddziału też pochodziło z różnych parafii. Ja miałem np. austriackiego kawaleryjskiego menlichra. Inni koledzy karabiny typu rosyjskiego, a także niemieckie mauzery. Kwaterowaliśmy w leśniczówce Hynin. Miejsce to leżało około 8 km od Przebraża i 4 km od Rafałówki, w której też działała dobrze zorganizowana i silna samoobrona. W pobliżu leśniczówki przebiegała linia kolejowa Kiwerce- Równe.

„Drzazga” sam wybrał

– Sama leśniczówka byłą opuszczona i nie miała gospodarza. Upowcy szykowali ją pewnie na swoją siedzibę i jakoś jej nie spalili. Była ona wraz z zabudowaniami dość obszerna i zapewniała dobre warunki kwaterowania. Miejsce wybrane przez „Drzazgę” dla oddziału od razu docenili partyzanci sowieccy z oddziału ppłk. Prokopiuka, którego sztab ulokował się w Hermanówce. Z Prokopiukiem „Drzazga” starał się utrzymywać jak najlepsze stosunki. Takie były wytyczne kierownictwa Inspektoratu. Leżało to też w interesie Przebraża. Taki ośrodek samoobrony, by przetrwać, musiał mieć sojusznika na zewnątrz, który mógłby zaatakować od tyłu szturmujących Ukraińców. „Krwawa Łuna” szybko się rozrastała. Była podzielona na plutony, miała drużynę sanitarną, gospodarczą oraz tabory. W momencie krytycznego drugiego ataku UPA na Przebraże nasz oddział został ściągnięty do wnętrza linii samoobrony. Pozostawaliśmy w odwodzie. W planie obrony, jak nam wyjaśnił „Drzazga”, mieliśmy wykonywać kontrataki na nieprzyjaciela, skupiającego się przed przednim skrajem obrony lub włamującego się w głąb naszych linii. W razie gdyby zapadła decyzja o ewakuacji Przebraża w stronę Kiwerc i Łucka, nasz oddział miał stanowić straż tylną kolumny. Na szczęście upowcy mimo, że zgromadzili duże siły, to jednak na żadnym z odcinków nie udało im się przerwać polskiej samoobrony. Przebrażowi przyszedł też z pomocą oddział partyzantki sowieckiej Prokopiuka, który atakując upowców od tyłu, zadał im ciężkie straty.

Do Przebraża wjeżdżał na koniu

– Współpraca z partyzantką sowiecką była wówczas nieunikniona. Inaczej Przebraże by nie przetrwało. Po tym ataku było ono w miarę bezpieczne. Wspólnymi siłami oczyściliśmy później całą okolicę Przebraża z upowskich garnizonów. Zlikwidowano zgrupowania UPA w Trościańcu, Żurawiczach, Domaszowie, Mykowie, Jaromlu, Swozie, Kotowie, Hauczycach i innych. Linia bezpośredniego zasięgu banderowskich band z okolic Przebraża znacznie się przesunęła. Poszerzył się natomiast krąg terenów kontrolowanych przez partyzantkę z Przebraża. W toku walki nasz oddział nie tylko nie topniał, ale rósł w siłę. W październiku 1943 r. liczył już około stu osiemdziesięciu ludzi. Byliśmy całkiem nieźle uzbrojeni. Mieliśmy trzy ciężkie i dwadzieścia dwa ręczne karabiny maszynowe, dwanaście automatycznych dziesięciostrzałówek, kilka pistoletów maszynowych, ponad sto karabinów. Mieliśmy niezły zapas materiałów wybuchowych, granatów, dużą ilość amunicji, spory tabor żywnościowy i sanitarny, kuchnię polową oraz zwiad konny. „Drzazga” czuł się tak pewnie, że do Przebraża wyjeżdżał na koniu sam bez obstawy. Gdy minęło zagrożenie ze strony banderowców szybko się okazało, że pojawiło się nowe ze strony dotychczasowych sojuszników. Sowieccy partyzanci chcieli przejąć kontrolę nad Armią Krajową i całkowicie ją sobie podporządkować.

„Partyzanci Stalina”

– Do naszego obozowiska często zaglądał taki kapitan Kowalenko, który oficjalnie był oficerem łącznikowym między „Drzazgą” i Prokopiukiem. Najprawdopodobniej był to oficer NKWD, który penetrował nasze środowisko. Oficerowie sowieccy dowodzący oddziałami partyzanckimi zdawali sobie sprawę, że formacje AK były nastawione antykomunistycznie, a kierujący nimi oficerowie wiedzieli, że sojusz z „czerwonymi” ma charakter wymuszony i taktyczny. Jak Wołyniacy mieli ufać Sowietom po tych wszystkich krzywdach, których doznali od nich w latach 1939-41. Wpadła mi niedawno w ręce książka Aleksandra Goguna „Partyzanci Stalina na Ukrainie”, wydana przez „Bellonę”. Autor zamieszcza w niej raporty dowódców sowieckich partyzantów, którzy oceniali AK. Jeden z nich ubolewał, że Polakom ciągle śni się Polska z balami i ułanami, wytworna jak Francja. Oceniając AK twierdził, że jest to formacja nacjonalistyczna, która od UPA różni się tylko poziomem kultury, umiejętnością walki i organizacją ruchów. Prokopiuk chciał przejąć kontrolę nad naszym oddziałem i namówić „Drzazgę” do przejścia na stronę Sowietów. „Drzazga” tę propozycję odrzucił.

Zabójstwo „Drzazgi”

– Poinformował natychmiast o propozycji Sowietów Inspektorat AK w Łucku i otrzymał rozkaz natychmiastowego wymarszu do Zasmyk k. Kowla, gdzie miała formować się 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK. Gdy oddział szykował się do wymarszu, „Drzazga” został zaproszony do wzięcia udziału w uroczystości z okazji rocznicy rewolucji październikowej, która miała się odbyć w Hermanówce. „Drzazga” udał się na nią wraz z „Piątym”, czyli Stanisławem Steciukiem, lekarzem oddziału, który miał mu służyć jako tłumacz, bo znał on dobrze język rosyjski. Pojechali furmanką, którą powoził „Słoń”. Zabrali ze sobą trochę rosyjskich karabinów, które chcieli wymienić na mauzery, bo mieli do nich pod dostatkiem amunicji. Więcej „Drzazgi”, „Piątego” i „Słonia” nie zobaczyliśmy. Mieli wrócić zaraz po uroczystości, ale nie wrócili. Na drugi dzień zaczęliśmy ich szukać. „Gabriel” i „Nałęcz” wysłali najpierw konnych gońców do Rafałówki i Przebraża, by sprawdzić, czy czasem tam nie pojechali. Sądzili, że mogli się w nich po uroczystościach zatrzymać się u Prokopiuka. Szybko się okazało, że tam ich nie ma. Wtedy „Nałęcz” ze swoim plutonem postanowił wyruszyć do obozu Prokopiuka. Szli drogą, jaką na furmance z dwoma towarzyszami wyruszył „Drzazga”. Po kilkuset metrach natrafili na zwłoki „Drzazgi”, „Piątego” i „Słonia”. Wszyscy otrzymali postrzały w tył głowy. Ich trupy były też obrabowane. Ściągnięto im buty. Zabrano też rzeczy osobiste i broń. Czy nasi wszczęli jakieś śledztwo, nie wiem. W każdym bądź razie śmierć dowódcy, którego wszyscy szanowaliśmy i nazywaliśmy „Komendantem” bardzo nami wstrząsnęła.

Byliśmy przygnębieni

– Wszyscy byliśmy przygnębieni. Oficjalnie sprawcy zbrodni pozostali nieznani, ale każdy z nas domyślał się, że jest to sprawka Sowietów. Wszyscy obawiali się, że teraz zabiorą się za nas i szybko wymordują. Część chłopaków dało z oddziału najzwyczajniej dyla, chroniąc się w Przebrażu. Na szczęście obowiązki „Drzazgi” przejął szybko wysłany przez Inspektorat por. „Olgierd”, czyli Zygmunt Kulczycki. Opanował on sytuację i wkrótce ruszyliśmy na zachód. „Drzazga” wraz z „Piątym” i „Słoniem” spoczywali już od kilku dni na cmentarzu w Przebrażu. Dziś z książki „Partyzanci Stalina na Ukrainie”, o której wspominałem możemy się dowiedzieć, że bezpośrednim organizatorem mordu na nich był niejako tow. Zubko, zastępca Grigorija Balickiego, dowódcy oddziału, wchodzącego w skład grupy Prokopiuka. Według Balickiego zabici mieli być zajadłymi wrogami ich sowieckiej ojczyzny. Wtedy o tym oczywiście nie wiedzieliśmy. Nasz oddział ruszył na koncentrację tworzonej 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Ja na nią nie dotarłem. Zostałem skierowany ponownie do Łucka w charakterze łącznika. Moja cioteczna siostra Halina Żytyńska działała w konspiracji i miała trudności z nawiązaniem kontaktów z Marianem Gołębiowskim. Nie znałem jego zadań ani funkcji . Znałem tylko perfekcyjnie język ukraiński tak jak polski. Pamiętam, że kiedyś w trakcie podróży zaczepili nas Ukraińcy.

Ujadał na Ruskich

Po rozmowie ze mną powiedzieli, żebyśmy uważali, bo gdzieś w okolicy są Polacy, żeby nam czegoś nie zrobili. Całe szczęście, że nie kazali nam modlić się po ukraińsku! Potem musieliśmy się nauczyć „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario” po ukraińsku, ponieważ stosowali taki „test”. Pewnego razu zawiozłem pociągiem dokumenty do Chełma, stamtąd pojechałem do Zamościa, Tomaszowa Lubelskiego, Suśca i do Józefowa, gdzie spotkałem się z Marianem Gołębiewskim. Dałem mu to, co przewiozłem. On pomógł mi się przedostać na Wołyń przez Uściług. Wróciłem w samą Wielkanoc do Bielina, miejsca postoju 27 dywizji piechoty AK. Trafiłem tam akurat na bombardowanie naszego ugrupowania przez sztukasy. Później wojowałem z dywizją przez kilkanaście tygodni. Przełożeni uznali, że jestem za młody na linie i zrobili mnie wozakiem w taborze. Uważali bowiem, że dzieci nie powinny brać udziału w wojnie. Było to rozwiązanie tylko teoretyczne. Tabory dywizji były najczęściej bardzo blisko pierwszej linii, a często znajdowały się pod bezpośrednim ostrzałem niemieckiej artylerii i lotnictwa. Pamiętam, to było chyba pod Pustynką, gdzie wspierał nas w walce z Niemcami sowiecki pułk kawalerii gwardii. Sporo rozmawiałem tam też z sowieckim kawalerzystą, który strasznie ujadał na „Ruskich”. Pytałem go więc, jak on może tak gadać na swoich, skoro sam jest „Ruski”. On zaś twardo oświadczył, że nie jest Ruski, tylko Kozak, pochodzący gdzieś znad Donu. Zapytałem go więc, dlaczego w takim razie on walczy w gwardyjskim pułku kawalerii Armii Czerwonej. Odpowiedział, że nie miał wyjścia. Bolszewicy powiesili bowiem jego ojca! On sam, by ratować matkę i siostry, zgłosił się na ochotnika do Armii Czerwonej.

„Siwy” nie sprostał zadaniu

– Dzięki temu nie zostały one wywiezione na Sybir. Pod Pustynką pocisk artyleryjski zabił mu konia. Zebraliśmy kawałki, na które go rozerwało i upiekliśmy je na ognisku. Pamiętam jak dziś, gdyśmy jedli tę pieczoną koninę mówił – nie wierzcie Sowietom ani w jedno słowo, bo oni zawsze oszukują i was okłamią. – Jak się później jeszcze raz spotkaliśmy, gdy akurat zginął ppłk Jan Kiwerski, dowodzący naszą dywizją, od razu orzekł, że to na pewno Sowieci go zabili. Dla mnie to były bardzo ciężkie przeżycia. Gdy dywizja została okrążona, mieliśmy się przebijać i przejść przez tory pod Jagodzinem, omal nie zginąłem. Gdy podchodziliśmy pod tory, zostaliśmy ostrzelani przez pociąg pancerny. Kazano mi wtedy zostawić wóz i objuczyć konia. Później i jego musiałem zostawić. Przy próbie przejścia przez tory nasze zgrupowanie całe poszło w rozsypkę. Wynikało to z różnych przyczyn. Jedną z nich był fakt, że dowódca batalionu „Siwy” nie sprostał sytuacji i nie był zdolny do dowodzenia, tylko najzwyczajniej uciekł, zostawiając swoich żołnierzy na pastwę nieprzyjaciela. Początkowo błąkaliśmy się po lasach nie wiedząc, co dalej robić. Pozbierał nas porucznik Tadeusz Persz pseudonim „Głaz”. Cofnęliśmy się do lasów mosurskich. Błąkaliśmy się po lasach, starając się przebić w kierunku Bugu i przejść na Lubelszczyznę. Niemcy bez przerwy deptali nam po piętach, starając się wytępić wszystkie polskie oddziały, pozostające na ich zapleczu. Żywiliśmy się głównie bezpańskimi końmi, przypadkowo napotkanymi na drodze. Dopiero jednak po paru tygodniach udało się nam przedostać na drugą stronę Bugu. W końcu udało się nam przejść rzekę koło Horodła.

Cdn.

Marek A. Koprowski

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply