Szaroszeregowa działalność

Często przychodził do knajpy rodziców, gdzie wszystkim pokazywał, ile może zeżreć i wypić. A mógł zjeść i wypić dużo. Ojciec mówił, że zjadał na raz pół świniaka i wypijał trzy litry wódy. W tym wypadku ojciec może przesadzał, ale sam na własne oczy widziałem, jak za jeden wieczór opróżniał dziesięciolitrową beczułkę piwa!

Zdzisław Witalewski urodził się w 1926 r. w Kamieńsku na Ziemi Radomszczańskiej. Jego rodzice początkowo jednak mieszkali w Radomsku, w którym prowadzili do 1937 r. sklep spożywczy.

– Mama część domu, w którym się on mieścił dostała w spadku, a część rodzice dokupili – wspomina. – Gdy w 1937 r. zmarł mój dziadek, czyli ojciec mojego taty, babcia zaproponowała mu, żeby przejął w Kamieńsku restaurację, którą on wcześniej się zajmował. Ojciec szybko przekalkulował i uznał, że restauracja może przynieść niezłe zyski. W tamtych czasach budowano trasę Śląsk-Warszawa, przebiegająca przez te strony i w okolicach Kamieńska przebywało wielu członków ekip budowlanych złożonych zwłaszcza z majstrów i inżynierów. Wielu z nich korzystało z restauracji przejętej po dziadku przez rodziców. Stołowali się w niej i załatwiali interesy. Majstrowie i inżynierowie byli zapraszani przez okolicznych furmanów, którzy chcieli sobie załatwić korzystne zlecenie. W tamtych czasach nie było przecież transportu samochodowego.

Patriotyczne tradycje

– Wszystkie ładunki przewozili chłopi furmankami. Dla wozaków było to bardzo intratne zajęcie. Rodzicom, można powiedzieć, do wybuchu wojny powodziło się nieźle. Sam Kamieńsk, choć nie był wielką metropolią, stanowił miejscowość o silnych tradycjach patriotycznych. Wielu jego mieszkańców wzięło czynny udział w powstaniu styczniowym. 23 i 24 czerwca 1863 r. miała w nim miejsce bitwa powstańców z wojskami carskimi. Powstańcy wykoleili pociąg, który ich przewoził, a gdy ci zaczęli opuszczać skład, to ich zaatakowali. W odwecie władze carskie pozbawiły Kamieńsk praw miejskich. W latach 1905-1907 miejscowość stała się areną patriotycznych manifestacji. Ludność domagała się przywrócenia języka polskiego w szkołach i urzędach, niszczyła symbole rosyjskie i demolowała państwowe sklepy. Po I wojnie światowej w Kamieńsku powstały Dom Ludowy, Kółko Rolnicze, Spółdzielnie Spożywców „Spójnia”, wzniesiono pomnik Tadeusza Kościuszki, pod którym odbywały się patriotyczne manifestacje. Od 1926 r. działała w Kamieńsku Kasa Stefczyka. W latach 1932-1938 zbudowano w nim nową szkołę, do której ja zacząłem chodzić po przeprowadzce rodziców z Radomska do Kamieńska. Ważna rolę w życiu miasteczka odgrywało również harcerstwo, do którego oczywiście należałem. We wrześniu 1939 r. miałem 13 lat i dość dobrze pamiętam wybuch wojny. Dla wszystkich mieszkańców stanowił on bardzo ciężkie przeżycie. 2 września Kamieńsk zbombardowało Luftwaffe. W gruzach legło niemal całe jego centrum.

Zemsta Niemców

– Mieszkańcy nie zginęli, bo wszyscy w porę uciekli do lasów i sąsiednich wiosek. Nasz dom i restauracja rodziców na szczęście ocalały. Samo bombardowanie nie zakończyło gehenny wrześniowej. 3 września zajęły go oddziały niemieckiej 1 Dywizji Pancernej. W nocy z 3 na 4 września 2 Pułk Strzelców Konnych, wchodzący w skład Wołyńskiej Brygady Kawalerii dokonał wypadu na Niemców, wypoczywających w Kamieńsku, zadając im ciężkie straty. W odwecie hitlerowcy rozstrzelali 4 września około 30 mieszkańców miejscowości. Każdego napotkanego mężczyznę Niemcy zabijali na miejscu lub prowadzili do miejscowej rzeźni, gdzie mordowali ich za pomocą pałki, używanej do zabijania zwierząt.

Struktury Polski podziemnej zaczęły powstawać w Kamieńsku zaraz na początku okupacji niemieckiej. Związał się z nią m.in. ojciec Zdzisława Witalewskiego, którego restauracja stanowiła punkt kontaktowy dla tworzącego się ZWZ-u. On też bardzo szybko znalazł się w jej orbicie.

Propozycja kolegów

– W październiku 1940 r. przyszło do mnie dwóch kolegów i powiedziało, że mają do mnie sprawę – wspomina. – Nie chcieli jednak mówić w domu i zaproponowali, żebyśmy wyszli na powietrze. Jednego z nich znałem bardzo dobrze. Miał brata starszego od siebie o kilka lat, który wciągnął go do konspiracji. Powiedział mi, że tworzy się podziemna organizacja harcerska i czy nie chciałbym do niej wstąpić. Odpowiedziałem, że tak. Za trzy dni mieliśmy się spotkać ponownie i wtedy miałem podać swój pseudonim. Miał być krótki i łatwy do zapamiętania. Wybrałem sobie z mitologii pseudonim „Zeus”. Na czele naszej organizacji w Kamieńsku stanął nauczyciel Teodor Gajewski w stopniu porucznika. Był on kolega Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, który razem z nim ukończył Państwowe Seminarium Nauczycielskie w Częstochowie. Gajewski pracował wcześniej jako nauczyciel szkoły średniej w Tarnowie, ale jak wojna wybuchła, to wrócił do Kamieńska, z którego pochodził.

W orbicie „Warszyca”

– Z niego wywodziła się też jego żona, będąca córką ciotecznej siostry ojca. Razem z kolegą zaczęliśmy działać w konspiracji jako łącznicy. Jeździliśmy z nim rowerami przez Piaszczyce, Kuchary do agronomówki w Rzejowicach, gdzie przekazywaliśmy meldunki agronomowi, człowiekowi mieszkającemu samotnie. Kilka domów dalej za agronomówką mieszkał Stanisław Sojczyński, późniejszy „Warszyc”, który zorganizował Podobwód ZWZ Rzejowice i był jego komendantem, nosząc wtedy pseudonim „Zbigniew”. Z nim osobiście też się spotykałem kilkakrotnie. Nasza szaroszeregowa działalność nie sprowadzała się rzecz jasna tylko do przenoszenia meldunków. Gajewski, podobnie zresztą jak Sojczyński, przywiązywał dużą wagę do samokształcenia. Dostawaliśmy książki do czytania, z których następnie musieliśmy zdawać relacje przełożonemu. Sojczyński uważał, że członkowie Szarych Szeregów stanowią rezerwę kadrową i w przyszłości powinni stać się oficerami. Jesienią 1943 r. zorganizowano też dla nas kurs podoficerski. Prowadził go, jak pamiętam, pan Kociniak podoficer zawodowy, wspaniały zresztą człowiek. Wśród wykładowców na kursie był też porucznik Osicki, w cywilu nadleśniczy, a także nauczyciel z Gorzędowa, specjalista od nadajników radiowych. Ukończyliśmy tę szkołę w lutym 1944 r. Zakwalifikowano nas wtedy na podchorążówkę, ale z powodu przygotowań do akcji „Burza” Obwód AK Radomsko, którego Sojczyński był zastępcą komendanta i szefem Kedywu, nie zdążył jej zorganizować.

Aresztowanie ojca

W owym czasie rodzina Zdzisława Witalewskiego poniosła ciężką stratę. Został aresztowany i zesłany do Oświęcimia jego ojciec. Wraz z nim gestapo aresztowało jeszcze kilku mieszkańców Kamieńska. Nie wiadomo, czy zorientowało się, że byli oni związani z konspiracją, czy też zadecydowała o tym inna przyczyna.

– Najprawdopodobniej był to rezultat rywalizacji między niemieckim wójtem Kamieńska a komisarzem, kontrolującym cały okoliczny teren – przypuszcza Zdzisław Witalewski. – Komisarz Rychter, pochodzący ze Śląska volksdeutsch, przyczynił się do wyrzucenia ze stanowiska dwóch czy trzech wójtów do 1942 r. Z ich następcą niejakim Mermerem też miał na pieńku i odgrażał się, że go wyrzuci. Trząsł całą okolicą i na każdym kroku podkreślał, kto tu rządzi. Często przychodził do knajpy rodziców, gdzie wszystkim pokazywał, ile może zeżreć i wypić. A mógł zjeść i wypić dużo. Ojciec mówił, że zjadał na raz pół świniaka i wypijał trzy litry wódy. W tym wypadku ojciec może przesadzał, ale sam na własne oczy widziałem, jak za jeden wieczór opróżniał dziesięciolitrową beczułkę piwa! Był potężnej postury i miał w co lać. Dla Polaków był raczej nieszkodliwy. Wójt Mermer chcąc się go pozbyć, doniósł do gestapo, że komisarz zaprasza do siebie Polaków na słuchanie radia. Wśród pięciu aresztowanych, których wskazał wójt, znalazł się też mój ojciec. Miesiąc po ich wywiezieniu, Gestapo zatrzymało też komisarza Rychtera, który także trafił do Oświęcimia.

Cdn.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply