“(…) początkowo starano się akcentować interes własny Rzeczpospolitej, próbowano go definiować i proponować drogi do realizacji celów. Jednak z czasem owa „racja stanu” była coraz mocniej utożsamiana z konkretnymi podmiotami politycznymi oraz ich gwarancjami. Dotyczyło to zarówno naszych sąsiadów, jak i mocarstw oddalonych od granic państwa. Czy dzisiaj nie dzieje się podobnie?”

Konfederacyja przyszła być powinna przy wierze, wolności i królu, przy pomnożeniu sił zewnętrznych kraju poprzez aukcyją wojska i uczynieniu na nowo popisowego porządku w stanie rycerskim, przy zabeśpieczeniu granic i ich całości zupełną neutralnością, co do teraźniejszego stanu wojny naszych sąsiadów, przy potrzebnej reformie niektórych artykułów rządu krajowego.

Hugo Kołłątaj, 1 sierpnia 1788 roku

Listów Anonima część pierwsza. List pierwszy.

Czasem czytając tekst historyczny odnosi się wrażenie, że mimo iż opisuje on coś dawnego, ale konkretnego, to zarazem jest to coś dziwnie znajomego, a jednocześnie specyficznie uniwersalnego. Coś ponadczasowo wydającego się nam podobne do tego, co możemy zaobserwować w innym konkretnym miejscu i czasie. Takie wrażenie daje lektura prac poświęconych polskiej polityce zagranicznej w końcu XVIII wieku, w tym m.in. wielkiego dzieła profesora Władysława Konopczyńskiego: “Polscy pisarze polityczni XVIII wieku”, który rysuje w nim dylematy i koncepcje z tej dziedziny w dobie Sejmu Wielkiego, opierając się przede wszystkim na ówczesnej publicystyce politycznej. Efekt jest doprawdy potężny. Okazuje się bowiem, że mimo innego czasu i zupełnie innego efektu skali, wiele przedstawionych zagadnień, dylematów i problemów, którymi wówczas żyli politycy czy dyplomaci, wydaje się mieć pewne odpowiedniki w późniejszych okresach dziejów Polski. Co więcej – także we współczesności…

“Kto gorszy: Moskal czy Niemiec?”

Od 1768 roku Rzeczpospolita była de facto rosyjskim protektoratem, dodatkowo okrojonym w wyniku rozbioru z 1772 roku. Z czasem sytuacja ta, pomimo względnej poprawy różnych elementów funkcjonowania państwa, stawała się dla ogółu obywateli coraz mniej znośna. Narastała niechęć, szczególnie względem Rady Nieustającej (najwyższego organu władzy administracyjnej i sądowej na czele z królem, utworzonej po I rozbiorze wg projektu Ottona Stackelberga – ambasadora rosyjskiego), którą krytykowano nawet w kręgach generalnie przychylnych związkowi z Moskwą. Powodem było wykorzystywanie jej jako narzędzia przez rosyjską dyplomację – przede wszystkim przez samego Stackelberga. Nadzieja na zmiany pojawiła się dzięki śmierci Króla Prus, Fryderyka Wielkiego (1786) i wybuchowi wojny rosyjsko-tureckiej (1787), gdzie po stronie Rosji wystąpiła Austria, natomiast za Turcją opowiedziały się Prusy oraz Wielka Brytania. Pojawiły się przez to nowe problemy i dylematy, poruszane przez ówczesnych decydentów i publicystów. Przede wszystkim: z kim wejść w sojusz, a przeciwko komu wystąpić: „kto gorszy, Moskal czy Niemiec”?oraz niemniej ważne: „Gdzie szukać ratunku? Może unikać walki i cicho pracować?”

Pierwsze głosy, jakie pojawiły się w publicystyce politycznej, o dziwo nie wpisały się w alternatywę rosyjsko-pruską. W 1785 roku Stanisław Staszic opublikował „Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego”. Autor mocno krytykuje Prusy, dla których ziemie Rzeczpospolitej, ze względu na sąsiedztwo i ekspansywną politykę, są w zasadzie jedynym polem owej ekspansji: „Nikt z sąsiadów, tylko dom Brandenburski z potrzeby na naszą zgubę czatuje”.Nie wierzył również w moc traktatów międzynarodowych, a przede wszystkim z Rosją: „Już nieszczęście nauczyło, czym są petersburskiego domu przymierza”.W końcu cóż to za sojusznik, który nie pozwala na zbrojenia? Staszic proponował więc spojrzeć na południe: w stronę rządzonej przez Habsburgów Austrii, która w żadnym stopniu nie była zainteresowana osłabieniem Polski. Bardzo chwalił cesarza Józefa II, zaś najlepsze wyjście z ówczesnej sytuacji widział w „zgodzie wewnętrznej” i oddaniu tronu „jednemu z najmocniejszych panujących w Europie domowi”, czyli… Habsburgom. Co do sposobu działania, jego zdaniem ze względu na charakter ustroju Rosji i jej ekspansywną politykę należało wykorzystać moment, kiedy jej potęga się zachwieje. Stanowisko proaustriackie było jednak odosobnione – tak w publicystyce, jak i w polityce.

Obozem szukającym oparcia w Rosji było tzw. Stronnictwo Dworskie, skupione przy królu Stanisławie Auguście Poniatowskim. Generalnie w ślad za nim stawiało ono na sojusz z dworami cesarskimi (głównie Rosją) i strategię „drobnych kroczków” w celu przeprowadzenia reform ustrojowych i wzmocnienia państwa w oparciu o Moskwę. Jego własny projekt polityczny opierał się o zawarcie nowego przymierza polsko-rosyjskiego, wymierzonego przeciw Turcji. Rzeczpospolita miała w razie zwycięstwa otrzymać nabytki terytorialne, a przede wszystkim dostęp do Morza Czarnego. Podczas spotkania z carycą Katarzyną II w Kaniowie, w maju 1787 roku, jego propozycja spotkała się jednak z dość chłodnym przyjęciem. Jednak, ponieważ Rosji zależało na wciągnięciu Rzeczpospolitej do wojny, Katarzyna wyraziła zgodę na pewne zwiększenie liczby wojska polskiego i pomoc finansową, ale nie pozwoliła na żadne gruntowne reformy. Zaledwie parę dni później miało jednak miejsce ważne wydarzenie, które utrzymano w całkowitej tajemnicy. Otóż 10 maja w ramach zawierania sojuszu z Rosją Austria otrzymała deklarację potwierdzającą jej wcześniejsze żądania, dotyczące bezwzględnego zagwarantowania integralności Polski przeciw roszczeniom Prus. Strona polska nigdy się o tym nie dowiedziała.

Publicystyka „królewska” argumentowała opinii publicznej, że Rosja nie dąży do żadnej ekspansji na niekorzyść Polski, ale jak najdłuższego utrzymania Polski i jej ówczesnego ustroju. Dostrzegano mieszanie się Moskwy w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej, ale twierdzono, że jeśli postawimy się Rosji, to ona, urażona, może w odwecie łatwo zgodzić się na ekspansję terytorialną Prus na wschód. Jak jednak zauważył Konopczyński: „w półmroku pozostała fatalna prawda, że Hohenzollern myśli nie tylko o Gdańsku i Toruniu, ale również o Wielkopolsce. […] Ktokolwiek to [publicystykę „królewską” – M.T.] dyktował, miał w świetle historii bezwzględną rację”.

Kolejne stronnictwo, zwane Patriotycznym i skupione przy familiach Potockich i Czartoryskich, było nastawione przede wszystkim antyrosyjsko i dążyło do rzeczywistego zrzucenia zwierzchnictwa Moskwy. To, a także krytyka liberum veto i dążenie do wzmocnienia ustroju w „duchu oświeceniowym”, stanowiło główne spoiwo tej grupy. Na ich korzyść działały ogólne nastroje wśród obywateli Rzeczpospolitej. Pomimo, że w lipcu 1788 roku wybuchła wojna szwedzko-rosyjska, a Katarzyna II formalnie zgodziła się na zwiększenie liczebności wojska polskiego (nawet do 100 tys.) chcąc wykorzystać je w walce, królewskie plany wojny u boku Rosji nie znalazły szerszego poparcia. Na sejmikach przedsejmowych, na których wybierano posłów na sejm, panował generalnie nastrój antyrosyjski. Spowodowało to wyłonienie mocno opozycyjnego składu sejmu (zwanego później Wielkim), który zawiązał się z początkiem października 1788 roku. Sytuacja ta sprzyjała Patriotom, a jednocześnie pokazała słabość poparcia społecznego dla Stronnictwa Dworskiego.

Ostatnim liczącym się ugrupowaniem było stronnictwo hetmańskie, którego członkowie zwani byli „republikantami”. Generalnie było ono nastawione konserwatywnie, czy zachowawczo, jednak nie można powiedzieć, że było całkowicie przeciwne jakimkolwiek reformom. Poszczególne frakcje łączyło nie tyle pragnienie powrotu do dawnego ustroju, co przede wszystkim głęboka niechęć do monarchii (w szczególności zaś do osoby Stanisława Augusta) i stąd oponowali oni wszelkim zmianom, które prowadziłyby do zwiększenia uprawnień króla. Poza tym, początkowo stawiano raczej na niezależność Rzeczpospolitej, jako państwa opartego na swobodach obywatelskich i posiadającego silną armię. Stąd w 1788 roku oficjalnie stronnictwo to występowało przeciw Rosji, a ściślej – przeciwko królowi i Radzie Nieustającej, którzy to mierzili ich daleko bardziej niż rosyjskie zwierzchnictwo. W tym czasie frakcja niemal radykalnie prorosyjska, a w tym jej płatni agenci (Branicki, Sapieha, Poniński), w zasadzie milczała.

W stronę pruskich sideł

W początkach obrad Sejmu Wielkiego, król Stanisław August próbował bez skutku ratować koncepcję sojuszu z Rosją (zapewne pod wpływem, a na pewno ze wsparciem Stackelberga, ambasadora rosyjskiego). Punktem zwrotnym było przedstawienie w sejmie przez pruskiego ambasadora, Ludwiga Buchholtza, propozycji polsko-pruskiego sojuszu zaczepno-odpornego o wyraźnie antyrosyjskim charakterze 13 października 1788 roku. Prusy zaoferowały gwarancję niepodzielności i niezależności Rzeczpospolitej, obronę przed ewentualnym zagrożeniem (w domyśle: rosyjskim) i zgodę na reformy wewnętrzne, pod warunkiem utrzymywania przyjaznych stosunków i nie wchodzenia w relacje z carycą Katarzyną. Opozycja sejmowa przyjęła to z wielkim entuzjazmem, co zmusiło Stanisława Augusta do pospiesznego wycofania swego projektu. Jeszcze w listopadzie 1788 roku ambasador rosyjski Stackelber w związku ze zmianą sytuacji oficjalnie wypowiedział sojusz polsko-rosyjski, co było początkiem końca rosyjskiego protektoratu.

Odtąd większość opozycji patriotycznej bezkrytycznie widziała w Prusach gwaranta polskich reform ustrojowych. W swojej publicystyce Hugo Kołłątaj postulował ściśle trzymać się neutralności i budować własną siłę, nie spiesząc się jednak z sojuszem z Prusami. Dostrzegał „patowość” sytuacji: sojusz z Moskwą oznaczał interwencję Prus, a sojusz z Prusami – ostry sprzeciw króla i ryzyko walki wewnętrznej. Liczył jednak że nasi sąsiedzi, myśląc podobnie, zachowają neutralność w obliczu reform w Rzeczpospolitej. Staszic twierdził z kolei, że Rzeczpospolita potrzebowała dziedzicznego tronu i jednocześnie aliansu z kimś równym sobie, w podobnym położeniu. Nie myślał już jednak o Habsburgach. Tron oddałby elektorowi saskiemu, powiązanemu z Prusami, a w całkowitej ostateczności… „jednemu z książąt pruskich”. Jak ujął to W. Konopczyński, sejm ostatecznie przyjął cel Staszica, ale taktykę Kołłątaja: współdziałać wespół z Prusami przeciw Rosji, ale nie spieszyć się z zawarciem przymierza. Kolejnym spoiwem Patriotów stawała się zatem silna orientacja propruska.

Tajemnicą pozostał jednak tajny plan Fryderyka II. Przewidywał on kontrakcję Prus w przypadku zawarcia sojuszu polsko-rosyjskiego przeciw Turcji, zakładając m.in. zawiązanie w Polsce pro pruskiej konfederacji przeciw królowi Stanisławowi i Moskwie z udziałem armii pruskiej. Jeszcze w końcu października 1788 roku ambasador Buchholtz pisał do króla: „już teraz upewniają mnie patrioci, że jeśli król [Stanisław August] wygra przez swoje intrygi i za pieniądze rosyjskie, to oni siądą na koń i skonfederują się. (…) Tymczasem, ci którzy się do niego (tj. do związku) gotują, pracują w cichości. Byłem, obecny na ich tajnym posiedzeniu i zwierzyli mi się, że chcą prosić W[aszą]K[rólewską]Mo[ść], żeby korpus pruski zbliżył się pod Warszawy i zajął Kraków”.Faktyczne intencje pruskie zdradza zaś depesza Buchholtza z końca listopada: „Gdyby patrioci mogli nas podejrzewać, że pragniemy końca sejmu i upadku aukcji wojska, której wykonanie jest jeszcze tak wątpliwe, ani jeden patriota nie myślałby zwrócić się ku Prusom”.

Z czasem sytuacja zmieniała się, nabierając tempa. Dość szybko zlikwidowano Radę Nieustającą i zrzucono rosyjski protektorat, co wyraźnie ograniczyło wpływ Rosji na polską politykę, a jednocześnie osłabiło Stanisława Augusta i jego popleczników. Gorąco polemizowali ze sobą stronnicy królewscy (pro rosyjscy) oraz patrioci (pro pruscy). W Berlinie powstał skomplikowany „plan zamienny” Ewalda Hertzberga (pruskiego ministra spraw zagranicznych), który zakładał oddanie Gdańska i Torunia Prusom, przekazanie w zamian Rzeczpospolitej Galicji uzyskanej od Austrii, która z kolei, podobnie jak Rosja, miała „posilić się” zdobyczami terytorialnymi na Turcji.

Warto tu przytoczyć opinię na temat tego planu wyrażoną przez historyka Szymona Askenazego, generalnie obrońcy koncepcji sojuszu polsko-pruskiego. Jego zdaniem Herzberg odrywając Polskę od Rosji, „(…) nie chciał mianowicie ani naprawy rządu, ani sojuszu, ani wojny, po prostu odosobniwszy z tej strony Rzeczpospolitą a Rosję, chciał na tej zasadzie negocjować z cesarzową Katarzyną, kosztem odosobnionej Polski, a w interesie swoich planów zamiennych”.Trafnie o koncepcjach pruskich pisał Aleksander Bocheński: „podżeganie Polski, zarówno stosowane przez Herzberga jak i Lucchesiniego [pruskiego ambasadora w Warszawie od 1789 roku], miało na celu tylko odzyskanie przyjaźni rosyjskiej i zysk terytorialny na Polsce”.

Iluzoryczny sojusz

Na scenie politycznej i w dyskursie publicznym pogłębiała się polaryzacja. Z jednej strony antyrosyjskość i zapatrzenie w Berlin, a z drugiej obawa przed militaryzmem Prusaków i wiara w możliwości spokojnych reform przy poparciu Rosji. Pierwsi nie wierzyli w szlachetne intencje Berlina, drudzy nie mogli znieść wtrącania się Moskwy w wewnętrzne sprawy Polski. Głosy takich postaci jak Kazimierz Plater (stronnik króla, późniejszy Targowiczanin) czy Józef Pawlikowski (radykalny Patriota!), by lekkomyślnie nie zadzierać z Rosją, uważać z pochopnymi decyzjami o sojuszach (chodziło o Prusy), a raczej zachować neutralność do czasu wewnętrznego wzmocnienia i rzeczywistego zwiększenia liczby wojska, stawały się coraz rzadsze. Zresztą, mało kto wówczas ich słuchał. Dominował pogląd wyrażony przez postać młodzieńca z dialogu Platera: „pokażemy, że za nos wodzić się nie damy, i że raczej (nam) ginąć w niewoli pruskiej, niż rosyjskie nosić pęta”.

10 grudnia oczytano w sejmie list króla Prus, Fryderyka Wilhelma: potwierdzono ofertę sojuszu pod warunkiem przeprowadzenia reform i wzmocnienia władzy wykonawczej. Na tej fali, już dwa tygodnie później, 23 grudnia, niemal jednogłośnie uchwalono Zasady do formy rządu,w oparciu o które przystąpiono do reform (co faktycznie wcale nie było po myśli Prus i było jedynie cyniczną grą, mającą utrzymać Polskę przy sobie). Król Stanisław August próbował jeszcze zmienić sytuację, odwlekając podpisanie traktatu (podobnie jak Prusy…) i oferując analogiczne przymierze Rosji i Austrii. Nie spotkało się to jednak z większym odzewem. W Berlinie równolegle trwały jednak tajne negocjacje z Turcją. W ich efekcie, już 31 stycznia 1790 roku zawarto przymierze prusko-tureckie, co stawiało pod wielkim znakiem zapytania realizację planu zamiennego Hertzberga. Była to zresztą pewna reorientacja pruskiej polityki zagranicznej, która zakładała m.in. konflikt z Austrią. Wbrew pozorom, nie nastąpiła przy tym żadna zasadnicza zmiana względem przedmiotowego w istocie traktowania Rzeczpospolitej.

Istnym świętem dla stronnictwa Patriotów było podpisanie traktatu z Prusami w Warszawie, 29 marca 1790 roku. Za radą Potockiego wstrzymano się z oddaniem Prusom Gdańska i Torunia (do czasu opracowania traktatu handlowego, który miał regulować te kwestie zgodnie z zasadami „planu zamiennego”). Wybuchła powszechna, propruska euforia, po cichu planowano nawet zbudowanie szerszego sojusz antymoskiewskiego, ale Ignacy Krasicki, starając się trzeźwo patrzeć na sytuację, napisał wówczas:

„Wszak kiedy Turczyn Moskwie Krymem się opłaci, Gdy cesarz Belgrad zyskać nadzieję straci, Gdy Szwed od Moskwy czegoś nie nabędzie, Gdy Prusom Inflant w stanie dać nie będzie, Gdy znikną te nadzieje, co je dzisiaj zwodzą, Mnie się zdaje, że Polską szkody swe wynagrodzą”.

I nie mylił się, o czym świadczy depesza Lucchesiniego do króla Prus wysłana niedługo po popisaniu traktatu z Polską: „Teraz, kiedy już mamy w ręku tych ludzi i kiedy przyszłość Polski jedynie od naszych kombinacji zawisła, kraj ten posłużyć może W[aszej]K[rólewskiej]Mości za teatr wojny i zasłonę od wschodu dla Śląska albo też będzie w ręku WKMości przedmiotem targu przy rokowaniach pokojowych. Cała sztuka z naszej strony jest w tym, aby ci ludzie niczego się nie domyślali…”

„Narodami nie pasje rządzą, nie herozimy w polityce, ale interesa”

Konopczyński trafnie zaznacza, że nie wiadomo czemu odpuszczono sobie „kwestię bałtycką” i zupełnie zignorowano propozycje sojuszu ze strony Króla Szwecji, Gustawa III, proponującemu Rzeczpospolitej alians w trwającej wojnie z Rosją. Sam Gustaw III wzbudzał w kraju zainteresowanie przez swoje zdecydowane i odważne reformy. Polska jednak nie wykazywała zainteresowania… Podobnie jak dawnymi koncepcjami proaustriackimi, a których chyba nikt już nie pamiętał… A warto tu przypomnieć, że w przeddzień podpisania traktatu z Prusami Austria zaproponowała Polsce podpisanie identycznego układu. Sejm (a przede wszystkim stronnictwo Potockich) nie tylko tę propozycję odrzucił, ale i zachował ją w tajemnicy. „Odrzucenie sojuszu z mocarstwem mającym jako założenie polityki popieranie nas, na to by zawrzeć takież przymierze z mocarstwem niezmiennie dybiącym na naszą całość i wolność, oto co przeprowadził Ignacy Potocki, „wielki mąż stanu” jak go nazywają, nikt nie wie na jakiej podstawie – Askenazy i jego uczniowie”– napisał po latach Aleksander Bocheński.

W tym duchu wypowiadał się Józef Pawlikowski (początkowo radykalny, później stronnik króla) w „Myślach politycznych dla Polski”(1789), w których przytomnie ostrzegał: „narodami nie pasje rządzą, nie herozimy w polityce, ale interesa”. Przez pasje zerwano z Rosją, a w zawieraniu nowych sojuszy potrzeba ostrożności, bo w nich „każdy upatruje swojego pożytku”. Dlatego nawet dwóm wrogim narodom „zgadzać się czasem potrzeba, kiedy interes i okoliczności tego wymagają”. Królowi Prus trudno wierzyć – bo czy rzeczywiście może chcieć wzmocnienia Polski ten, kto dopiero co skorzystał z jej słabości (I rozbiór Polski w 1772 roku)? Sceptyczny względem żądań terytorialnych Berlina, odradza zaciąganie lekkomyślnych zobowiązań, których nie będzie można wypełnić. „Płazić się nie przystoi, ale silić się na to, aby się okazywać nieprzyjacielem bez interesu, jest przeciw rozumowi”. Sprawiał wrażenie postulować: trzymać raczej z Rosją, bo z Prusami „antagonizm nieuleczalny”.

Po latach ciekawie napisał o tym Stanisław „Cat” Mackiewicz: „Prusy, zawarłszy z nami przymierze 29 marca 1790 roku, nigdy nie straciły z oka możliwości przehandlowania tego przymierza Rosji i powrócenia do polityki rozbiorów. Na razie odbierały Rosji satelitę i uniemożliwiały politykę Stanisława Augusta trzymania się Rosji dla ratowania całości terytorium aż do chwili, w której Rzeczpospolita będzie posiadać własną, poważną siłę wojskową”.

Pojawiły się nowe dylematy, związane z Prusami – przecież ceną sojuszu jest utrata dostępu do Bałtyku, a co z pruskim uściskiem fiskalnym? Czy ten sojusz to przypadkiem nie miraż? Patrioci bronili berlińskich gwarancji, Stronnictwo Hetmańskie wydawało publikacje otwarcie antypruskie („wybijając się z jednego jarzma, wkładamy na siebie drugie…”), a król Stanisław przez „swoich” publicystów wyraża (uzasadnione) obawy, że Prusy chcą nas wciągnąć w konflikt z Rosją i niezależnie od rezultatu przejąć Wielkopolskę.

Czarne chmury

Latem 1790 roku okazało się, że korzystny układ międzynarodowy dobiega końca. Do konfliktu Prus z Austrią nie doszło. Mało tego – władcy tych krajów wydali deklarację o wzajemnej. Sprzymierzona z Prusami Anglia zażądała wówczas od króla Stanisława, by Polska oddała Gdańsk Prusakom – licząc na to, że to zadowoli króla Fryderyka II, który militarnie „wyładuje się” na Rosji. Żądanie to zostało odrzucone. Zresztą, gdy o tych żądaniach dowiedział się pruski ambasador Lucchesini, wpadł we wściekłość.

Niewiele później zawarto pokój rosyjsko-szwedzki. Sytuacja międzynarodowa Rzeczpospolitej ulegała gwałtownej zmianie. Ponadto, we wrześniu w sejmie uchwalono deklarację o niepodzielności ziem Rzeczpospolitej, co oznaczało ostateczny koniec resztek nadziei na realizację planu zamiennego Hertzberga. Niektórzy zaczęli cicho mówić o kryzysie przymierza z Prusami, jednak szybko zarysowała się nowa, bardzo optymistyczna linia publicystyczna Patriotów: „za cenę Gdańska – niepodległość i dobrobyt”. Owszem, pojawiały się zastrzeżenia (np. „świeża” uchwała sejmu o niezbywalności ziem Rzeczpospolitej czy brutalny fiskalizm Prusaków), ale tylko niektórzy mieli dalej idące obawy…

Warto tu zwrócić uwagę na gesty pruskie. Jeszcze we wrześniu ambasador Lucchesini wyjechał na negocjacje z Austriakami. Polacy (Potoccy?) również chcieli wziąć w nich udział, jednak ich propozycja została odrzucona.

Wykorzystując fakt, iż Rosja była w tym momencie osłabiona, Poniatowski zaczął aktywnie planować reformę polskiego rządu. Z końcem 1790 roku doszło do zawiązania cichej (wręcz potajemnej) współpracy z Ignacym Potockim. Wspólne prace nad nową formą rządu polskiego, w których aktywnie uczestniczył również Hugo Kołłątaj, trwały od początku 1791 roku. Tempo prac nad nową formą ustroju polskiego było intensywne. Jednym z istotnych zagadnień była kompromisowa (a zarazem „rewolucyjna”) decyzja o wprowadzeniu w Polsce monarchii dziedzicznej: tron po Poniatowski miał przejąć elektor saski Fryderyk Wilhelm. Nie miał on jednak syna, ale córkę, którą chciano wydać za mąż. Za kogo? W tym miejscu widoczne były różnice, wynikające z orientacji geopolitycznej. Według pro pruskiej koncepcji Potockiego, miałaby ona wyjść za księcia Ludwika Hohenzollerna. Doprowadziłoby to do trwałego związania się Warszawy z Berlinem. Sam król myślał z kolei o księciu Konstantym, wnuku Katarzyny II, co miało doprowadzić do czegoś odwrotnego – odnowienia sojuszu z Moskwą. Była to jednak pieśń przyszłości.

Angielskie złudzenia

Niezależnie od tych prac, Potoccy mieli nadzieję, że obracającą się na niekorzyść sytuację międzynarodową można jeszcze zmienić. Licząc na wsparcie Anglików, sojuszników Prus, w marcu 1791 opublikowany został anonimowy memoriał (współautorami byli niemal na pewno poseł angielski Hailes oraz Potocki), który wskazywał na poparcie Anglii dla sprawy Polskiej, gwarantującej nowy pokojowy ład po poskromieniu Rosji. Filarami sojuszu miały być „nienawiść do Rosji” oraz przezwyciężenie w Rzeczpospolitej „nieufności względem Prus”. W tekście popełniono jednak karygodne błędy: żal za utraconą Galicją nazwano „chęcią powiększenia kraju” (1), który w dodatku już jest zbyt „kolosalny” jak na swój słaby rząd (2).

Zostało to bezwzględnie wykorzystane przez oponentów, w tym tych zorientowanych na Rosję. Niemal natychmiast opublikowano ostre pamflety w obronie Gdańska i przeciw Anglii, wytykające jej koniunkturalne i zmienne podejście do Polski. Ostro skrytykowano chęci oddania ziem Rzeczpospolitej w zamian za niepotwierdzone gwarancje, atakując przy tym Anglię i wyciągając jej istotne problemy wewnętrzne (finansowe) i zagraniczne (utrata kolonii amerykańskich). W zasadzie sytuacja Potockich stała się tak trudna, że wraz ze swoją koncepcją polityczną stanęli na krawędzi kompromitacji. I zapewne tak by się stało, gdyby nie to, że owe krytyczne teksty były jednocześnie otwarcie prorosyjskie, wychwalające Rosję jako jedyną prawdziwą przyjaciółkę Polski. Ustalono zresztą, że owe pamflety, przynajmniej w dużej części, faktycznie wychodziły na zamówienie rosyjskie…

Jeden z publicystów obozu Patriotów, Kajetan Skrzetuski, domyślał się, co przewrotnie kryje się za częścią głosów w obronie Gdańska. Optował za przymierzem z Prusami (akcentując realne ulgi w zamian za realne ustępstwa), wskazywał na siłę Szwecji, waleczność Turcji i poparcie Anglii, a zarazem na zaborcze skłonności Rosji (sztucznej potęgi opartej na przymusie, terrorze i niemądrym wsparciu innych państw). Król w tym czasie milczał, nie chcąc niepotrzebnie tracić swego autorytetu występując pesymistycznie przeciw dominującemu, ogólnemu entuzjazmowi dla sojuszu z Prusami przeciw Rosji. Jak pisał Stanisław Mackiewicz: „Anglia szykowała wyprawę na Rosję. Stanisław August doskonale znał Anglików i przewidywał lepiej niż sam Pitt, nie wierząc, aby do tej wojny doszło, ale przecież nie mógł swego pesymizmu narzucić rozentuzjazmowanemu narodowi i paniom warszawskim, które teraz prawie wszystkie były za sojuszem z Prusami contra Rosji. […] Gdyby Stanisław August szedł teraz wbrew opinii i tym paniom, nic by na tym nie zyskała sprawa polska, nic by nie mógł zmienić w polityce sejm, a tylko straciłby wszelki autorytet”.

„Plan Potockiego i Hailesa” wyglądał następująco: Anglia miała wypowiedzieć Rosji wojnę, zaś u jej boku, jako sprzymierzeńcy, miały znaleźć się Prusy oraz Rzeczpospolita. Patrioci planowali zsynchronizować działania prowojenne w sejmie polskim z działaniami ministra Pitta w parlamencie angielskim. W Warszawie, choć Potoccy mieli w izbie większość, decyzji nie podjęto (było to 1 kwietnia 1791 roku). Parę dni wcześniej minister Pitt, popierany przez króla Jerzego III, przedstawił uchwałę o wojnie z Rosją oraz wniosek o powiększenie floty wojennej. Zaalarmowany poseł rosyjski skutecznie przekupywał jednak kolejnych posłów angielskiej opozycji, przede wszystkim wigów. Dzięki temu, 12 kwietnia parlament angielski opowiedział się przeciw wojnie z Rosją. Ponadto, ostrze krytyki opozycji skierowało się przeciw Polsce, którą wówczas mocno krytykowano. Informacje te dotarły do Warszawy ze sporym opóźnieniem… Tam zaś, ledwie trzy tygodnie później, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy ze zmiany sytuacji międzynarodowej, a na pewno licząc na pruskie gwarancje i rzekome angielskie poparcie, uchwalono Konstytucję 3 maja.

W potrzasku

W międzyczasie cała koncepcja wojny z Rosją upadła, zaś Prusy zawarły porozumienie z Austrią. Generalnie każdy coś uzyskał – jedynie urażona Katarzyna II pozostała bez zdobyczy… Ta zmiana układu międzynarodowego spowodowała, że w Polsce zaczęto dostrzegać realną groźbę ataku ze wschodu. Wyciszono spory o Gdańsk, a w zamian ruszyła propagandowa publicystyka antyrosyjska. Traktat pokojowy z 9 stycznia 1792 roku między Rosją a Turcją, oznaczający poważne kłopoty, paradoksalnie niewiele w Polsce zmienił, gdyż w dalszym ciągu liczono na gwarancje ze strony sojuszniczych (formalnie) Prus. Te jednak wspólnie z Austrią 20 kwietnia rozpoczęły wojnę z rewolucyjną Francją. Katarzyna II mogła przystąpić do działania – już tydzień później, w Petersburgu, nieoficjalnie zawiązano Konfederację Targowicką. Dopiero w maju, po jej oficjalnym ogłoszeniu, nastąpiła zmiana nastawienia, w tym w publicystyce, spotęgowana agresją rosyjską. Wątpiący reformatorzy rzucili wówczas hasło: „piórem, nie orężem”. Chodziło o intensyfikację działań dyplomatycznych – pojawiły się głosy optujące za pogodzeniem się z carową. Wysuwano nawet propozycje, by Katarzyna przestała popierać „garstkę rokoszan” i pogodziła się z reformami, a za to jej wnuk, Konstanty, dostanie rękę polskiej infantki (z zastrzeżeniem, że nie może w przyszłości zasiąść na moskiewskim tronie).

Gwarancje pruskie okazały się puste. Mimo obowiązującego traktatu, wojska Fryderyka Wilhelma II nie przyszły Polsce z pomocą – tak jak przewidywała Katarzyna. Po przedwczesnej kapitulacji króla Stanisława i przejęciu rządów przez Targowiczan, Prusy szybko zaczęły zmieniać swe oficjalne stanowisko. 25 października król Fryderyk Wilhelm zażądał wcielenia całej Wielkopolski do Królestwa Prus. Niebawem doszło do porozumienia z Rosją (23 stycznia 1793 r.), co zaowocowało II Rozbiorem Polski. Zresztą, wojska pruskie wkroczyły na jej terytorium już kilka dni po zawarciu tego porozumienia. 25 marca król pruski wydał tzw. patent inkorporacyjny, żądając od wszystkich mieszkańców zajętych ziem złożenia mu hołdu. Do właściwej cesji Wielkopolski doszło jednak dopiero w nocy z 23/24 września, gdy sejm obradujący na zamku w Grodnie, pod „strażą” wojsk rosyjskich milcząco na nią przyzwolił.

Być może pewnym ogólnym podsumowaniem mogą być z kolei słowa Stanisława „Cata” Mackiewicza. Jego zdaniem „Sejm Wielki zabezpieczył się układem o wzajemnej pomocy z Prusami w marcu 1790 roku. Był to ze strony Prus fragment większego planu politycznego, ale Stanisław August jest słusznie temu paktowi z Prusami przeciwny. Boi się, że podziała on na Rosję w sposób prowokacyjny, a Prusy nas zdradzą i podzielą się z Rosją państwem polskim, tak jak dawno o tym zamyślały. Stanisław August miał niewątpliwie większy zmysł rzeczywistości politycznej od entuzjastycznych twórców Konstytucji 3 maja – istotnie w wojnie 1792 roku Prusy nas cynicznie zdradziły i nastąpił drugi rozbiór Polski. Na traktacie z Prusami z 1790 roku Polska wyszła zupełnie w taki sam sposób jak na gwarancjach angielskich z marca 1939 roku – w obu wypadkach spowodowało to klęskę i śmierć państwa”.

Wczoraj powraca dzis?

„Historia jest nauczycielką życia”.Owszem, to może brzmieć nieco pretensjonalnie, ale jak się okazuje, poznawanie przeszłości nieraz sprawia, że zaczynamy zastanawiać się nad teraźniejszością, a także nad przyszłością. Nie chodzi tu o poszukiwanie prostych, uniwersalnych recept. Każde zdarzenie ma przecież swój własny kontekst. Jednak przez wsłuchiwanie się w głos przeszłości można inaczej spojrzeć na problemy, z którymi stykamy się w naszej rzeczywistości. Poszukując analogii do współczesnych dylematów, warto przecież wiedzieć, jak w podobnych okolicznościach, choć w innym kontekście, postępowano sobie w przeszłości. Tym bardziej, że znamy konsekwencje tych działań – i możemy się od nich wiele nauczyć.

Trudno również uciec od pewnych skojarzeń, dotyczących czasów obecnych. Oczywiście trudno mówić tu o bezpośrednich analogiach – to byłoby nadużycie. Warto jednak przyjrzeć się także dzisiejszym, głównym postulatom polskiej polityki zagranicznej według tego, jak przyjrzeliśmy się jej XVIII-wiecznemu wydaniu. Czy nie jest tak, że obecne „stronnictwa” również możemy generalnie podzielić według schematu: „pro unijne” (czy raczej „proberlińśkie”), „pro amerykańskie” oraz „pro rosyjskie”, z różnym natężeniem i sposobem realizacji „agendy pozytywnej”? Z drugiej strony, czy byłoby nadużyciem określanie postaw według „agendy negatywnej”, czyli analogicznego schematu: „anty unijnej/berlińskiej”, „anty amerykańskiej” czy „anty rosyjskiej”?

Patrząc na obecną sytuację międzynarodową rysują się i inne analogie, szczególnie w kontekście prób przedmiotowego wykorzystywania Polski, która miałaby pełnić rolę narzędzia wykorzystywanego przez podmioty zewnętrzne do osiągnięcia własnych celów. Poprzez ledwie częściowe wzmocnienie, które faktycznie nikomu nie jest na dłuższą metę „na rękę”, Polska ma realizować „sojusznicze”, a faktycznie cudze interesy, zupełnie rezygnując z próby wypracowania własnego stanowiska. Czy polską racją stanu ma być przyjęcie roli „zderzaka”, wykorzystywanego „w imię wyższych celów” przez formalnych sojuszników lub „rezerwuaru gospodarczego”, w oparciu o który realizują swoje interesy duże podmioty finansowo-gospodarcze z różnych stron?

W końcu XVIII wieku, początkowo starano się akcentować interes własny Rzeczpospolitej, próbowano go definiować i proponować drogi do realizacji celów. Jednak z czasem owa „racja stanu” była coraz mocniej utożsamiana z konkretnymi podmiotami politycznymi oraz ich gwarancjami. Dotyczyło to zarówno naszych sąsiadów, jak i mocarstw oddalonych od granic państwa. Czy dzisiaj nie dzieje się podobnie? Czy „polska racja stanu” koniecznie musi być formułowana jako pochodna konkretnej orientacji sojuszniczej i udzielanych „gwarancji”, przy jednoczesnym (i bezwzględnym) nastawieniu przeciw innemu podmiotowi, nastawieniu będącym „spoiwem wewnętrznym” takiej „doktryny”? Czy ktoś jeszcze jest w stanie sformułować koncepcję, doktrynę niezależną od tej dychotomii (a może i trychotomii?), opartą o zdefiniowaną polską rację stanu? A może to już nie czas…

Marek Trojan

10 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. sobiepan
    sobiepan :

    Chcąć zdobyć wolność i niepodległość musimy zacząć wszystko od zera, każdy kto jest świadomy i nie boi się mówić prawdy innym, musi wszem i wobec rozmawiać i uświadamić ludziom w jakim położeniu jesteśmy – niestety dużo dorosłych ludzi ma rozum dziecka, a niektórzy to jakby dopiero wczoraj się urodzili, taka jest niestety prawda.Chodzić w odzieży patriotycznej – to dużo nie kosztuje, a jaki efekt: dotychczasowi znajomi odnoszą się do nas z większą serdecznością, po za tym przyciągamy rzesze zwolenników do rozmów; nawet nie wyobrażacie sobie jak taki widok buduje Polaków, dlatego gorąco zachęcam!
    Myślę i wierzę że inni skorzystają – jest to bardzo duży przekaz emocjonalny.
    Teraz w czasach internetu, mimo szybkiego przepływu informacji, tak trudno jest zmobilizować Polaków,
    pomyśleć jakie zadanie miał Roman Dmowski, po nieudanych powstaniach przeciwko zaborcom, jeździł po wsiach miastach i miasteczkach i zdobywał zaufanie ludzi, w dużej części niepiśmiennych, do tego by powstać z kolan, zrobił mrówczą pracę,
    jego trud został wynagrodzony, Polska odrzuciła niewolę niemiecką i bolszewicką.
    Teraz brakuje nam takiego Romana Dmowskiego, ale wiem że jest ktoś taki w naszych szeregach, rośnie i dojrzewa do wielkich decyzji – to tylko kwestia czasu – my Polacy musimy przyczynić się do większej manifestacji PATROTYZMU.
    To pierwszy krok – ale jaki ważny.

        • piotr_b
          piotr_b :

          No niestety, czasami można zrozumieć że człowiek się zreflektował ale ten Pan tj. Kukiz, po prostu nie wierzę że nie widział tych czerwono-czarnych szmat, tych dumnych z siebie bojców z nazistowskimi znakami, wg mnie to jest człowiek który wykorzystuje koniunkturę czyli dokładni taki sam styl działania jak system który chce obalić.

          • kmicic
            kmicic :

            Źle go oceniacie. Ja kilka lat do tyłu nie wiedziałem co to jest czerwono-czarna flaga. Nie wstydzę się tej niewiedzy. Błądzić jest rzeczą ludzką. Druga sprawa, nie wydaje mi się aby zrobił z siebie pajaca nie wywiązując się z obietnic. Co miałby na tym zyskać ? Paweł idzie na wojnę z Komuną BIS. 3/4 Polaków nie wie, że od 1989 roku zmieniają się tylko twarze a nie system. PO i PiS to to samo. Wykorzystują Polaków w prosty sposób: “-zagłosuję na PiS aby nie wygrało PO”, “-zagłosuje na PO aby nie wygrał PiS”. Divide et impera. Oni drwią z Nas i po “pracy” razem idą na gorzałę. Tak jest od 1989 roku. Według mnie będzie druga tura: Duda vs Kukiz. Jeżeli będzie inaczej a do drugiej tury wejdzie Bronek i/lub “wygra”, to będą musieli uruchomić ustawę 1066 stworzoną na tą właśnie okazję. Osobiście bardzo chętnie bym widział Grzesia Brauna na fotelu Prezydenckim, ale media skutecznie odizolowały go od czołówki i ten patriota ma poparcie na poziomie błędu statystycznego.
            https://www.youtube.com/watch?v=XpDKYoj7bZw
            20:50 – 22:40

      • kros
        kros :

        Gruuuba przesada. Naprawdę gruba. Pan Braun sprawia wrażenie człowieka … rozchwianego emocjonalnie. Pomysły typu intronizacja Chrystusa na króla Polski są też delikatnie mówiąc dziwne.
        “Moja władza jest nie z tego świata”.

        • piotr_b
          piotr_b :

          Na czymś trzeba zbudować fundamenty, Pan Braun twierdzi że mocne fundamenty można zbudować tylko w oparciu o kościół i wiarę. Sam mam lekko by powiedzieć, że sceptyczne podejście do kościoła katolickiego ale spójrzmy dzisiaj na taką laicką Francję. Ewidentnie coś tam nie zadziałało i teraz ten kraj, chociaż się o tym głośno nie mówi, jest nad przepaścią. Szczerze, ja jestem w stanie przeboleć te ultra katolickie odchyły dla całej reszty która jest po prostu potrzebna.