Koniec Batorowej Wszechnicy

Likwidacja przez władze Litwy Uniwersytetu Stefana Batorego (USB) w Wilnie w 1939 r. jest, w mojej opinii, jednym ze smutniejszych epizodów w relacjach polsko-litewskich. Więcej, uważam, że faktyczne zniszczenie polskiej uczelni, liczącej się, europejskiej placówki naukowej – przez działanie rządu niepodległego jeszcze wówczas państwa litewskiego, było zupełnie zbędne i podyktowane jedynie ślepym i głupim w istocie szowinizmem.

Uniwersytet formalnie przestał istnieć 75 lat temu – 15 grudnia 1939 r. Wyśmienita uczelnia, w murach której wykuwały się talenty wielu znamienitych ludzi, podkreślę – różnych narodowości, stanowiąca bodajże największy skarb dawnego Wilna, stała się pierwszą ofiarą polityki lituanizacji na obszarze części dawnego województwa wileńskiego, przejętym z rąk sowieckich i nazywanym przez Litwinów Krajem Wileńskim.

Po zajęciu Wilna przez Armię Czerwoną – w czasie krótkiej, trwającej zaledwie 6 tygodni okupacji miasta – bolszewicy nie zamknęli uczelni. Wykłady i zajęcia rozpoczęły się normalnie, jak każdego roku, w dniu 1 października. Do pracy przystąpiło około 80 profesorów i ponad 250 niższych stopniem pracowników naukowych. W ławach akademickich zasiadło przeszło 3 tysiące studentów różnych wyznań i narodowości: Polacy, Żydzi, Rosjanie, Białorusini oraz Litwini. Jak się niebawem okazało, nie dane im było dokończyć tego roku akademickiego.

Nim doszło do likwidacji USB na łamach prasy litewskiej pojawił się cały szereg artykułów, których autorzy, czasem wręcz histerycznie, domagali się zamknięcia uczelni. Oto garść cytatów. Vincas Rastenisw piśmie “Vairas” alarmował: “Dochodzą słuchy, że Uniwersytet Wileński działa. Jak działa, dokładnych wiadomości nie mamy, ale jest faktem, iż profesorowie wygłaszają wykłady, a studenci uczęszczają na nie. Co to oznacza? Prawdopodobnie jest to niedopatrzenie funkcjonariuszy odpowiednich władz, gdyż szkoły wyższe na Litwie reglamentowane są przez specjalnie wydane ustawy, dotyczące każdej z nich. Polskie ustawy w Wilnie utraciły moc prawną […] a więc jakim prawem były, polski uniwersytet może cokolwiek robić? Czyżby nikt nie miał odwagi wyjaśnić profesorom tę sytuację prawną? To już przekroczenie granic tolerancji […] Sytuacja obecnego Uniwersytetu Wileńskiego musi być jasna: on utracił podstawy legalności, a więc niczego nie może robić”.

Z kolei oficjalny organ rządowy “Vakarinis Lietuvos Aidas” w dniu 18 listopada 1939 r. instruował, że “wiadomości o tym, iż Uniwersytet Wileński przyznał wczoraj stopień doktora medycyny jednemu Litwinowi powinny być oceniane jako wskazówka, iż Uniwersytet Wileński nawet nie pomyślał, że to działanie jest nielegalne. […] Biorąc pod uwagę wszystkie związane z Uniwersytetem Wileńskim względy, słusznie będzie wyciągnąć wniosek, iż takie działania jak dotychczas, dłużej trwać nie mogą”.

Nie obyło się bez szyderstw z Polski i Polaków. W dzienniku “XX Amžius” zamieszczono karykaturę, przedstawiającą Uniwersytet jako żebraka (stylizowanego na króla Stefana Batorego – założyciela uczelni), który za połowę pensji jest gotów umacniać czy też “podnosić” litewską kulturę. Tak oto komentowali tę karykaturę w memoriale do Rządu RP na Uchodźctwie pracownicy USB: “Tego rodzaju szyderstwo z Polski, jako kraju mającego śmieszną pretensję do reprezentowania czy szerzenia jakiejś kultury, jest zresztą jednym z najbardziej rozpowszechnionych chwytów propagandowych, stosowanych przeciw nam na Litwie”. Z kolei profesor Konrad Górskijuż za czasów okupacji niemieckiej w pracy przygotowywanej na zlecenie Biura Informacji i Propagandy Okręgu Wileńskiego AK, pisał, iż karykatura ta “powinna być kiedyś reprodukowana w przyszłych “białych księgach” i podręcznikach historii jako niebywały przykład litewskiego zaślepienia”.

Pierwszą decyzją władz litewskich było powierzenie kierownictwa USB profesorowi Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie Ignasowi Končiusowi. Miało to miejsce 17 listopada 1939 r., a więc zaledwie trzy tygodnie po wkroczeniu wojsk litewskich do Wilna. Już po kilku dniach prof. Končius w piśmie do kadry naukowej i pracowników uniwersyteckich zapowiedział zakończenie nauki na USB w dniu 15 grudnia 1939 r. Tak też się stało. W tym właśnie dniu Batorowa Wszechnica, mająca za sobą 360 lat tradycji, formalnie przestała istnieć. Na jej miejsce powołano rachityczny początkowo (i całkowicie oparty na dawnej bazie materialno-technicznej USB) Uniwersytet Wileński. Z Kowna przeniesiono wydziały Prawa i Nauk Humanistycznych. Polscy profesorowie uczelni, a przynamniej ci, którym zaproponowano podjęcie pracy na nowym uniwersytecie, w znakomitej większości nie skorzystali z propozycji złożonej w takich warunkach i odmówili współpracy. Zresztą z czasem wznowili wykłady w podziemiu. USB, choć nieformalnie, funkcjonował w Wilnie aż do wyjazdu w ramach powojennej ekspatriacji, gdy większość kadry naukowej i administracji przeniosła się do Torunia, zakładając tam Uniwersytet Mikołaja Kopernika.

Tymczasem, według relacji wybitnego litewskiego prawnika, Michała Romera, kadra naukowa uniwersytetu w Kownie wcale nie kwapiła się przeprowadzać do Wilna. W swoich dziennikach Romer napisał w dniu 4 grudnia 1939 r.: “Co do naszej profesury – przynajmniej profesury Wydziału Prawniczego – to prawie wszyscy, nie wyłączając nawet części asystentów, zamierzają nadal mieszkać w Kownie i tylko dojeżdżać do Wilna na wykłady. Większość ma tutaj kamienice lub domki albo przynajmniej mieszkania własne w domach spółdzielczych, niektórzy zaś, którzy tego nie mają, po prostu boją się stąd ruszać, bo Wilna się lękają , żeby ich coś tam nie zaskoczyło. […] Na języku mają frazes o ostatecznym przesądzeniu losów państwowych Wilna i gotowi są najzacieklej tę państwowość stwierdzać w najjaskrawszej i najbezwzględniejszej litwinizacji Wilna, ale w sercu tchórzą i są niepewni; w Kownie czują się na razie bezpieczniejsi”.

Pozostawię powyższy cytat bez komentarza, zajmę się natomiast wątkiem, którego, zdaje się, nikt dotychczas nie podnosił, przynajmniej w publicystyce. Sprawa idzie “o kasę” – jak mówi moja córka. A dokładnie o majątek USB, który – muszę to zaznaczyć – przejęło formalnie niepodległe państwo litewskie. Dodam, że szczycące się do dziś tym, że w 1939 r. należało do grona państw neutralnych i było – w przeciwieństwie do totalitarnych Niemiec i Sowietów – członkiem Ligi Narodów. Jak duży był ten majątek i co się z nim stało?

Niestety, nie dysponuję dokumentami, pozwalającymi na dokładne określenie wartości przejętego przez państwo litewskie mienia. Materiały te – akta przeglądów i przejęcia mienia USB – powinny zresztą znajdować się w archiwach litewskich i być może w przyszłości historycy je odnajdą i dokładnie policzą wartość majątku, jaki znalazł się w posiadaniu Litwinów. Niemiej, można oszacować, nawet na podstawie szczątkowych danych, że jego wartość była ogromna. Uniwersytet posiadał kilkadziesiąt nieruchomości obejmujących 60 tys. metrów kwadratowych, w tym nowocześnie urządzone i wyposażone zakłady naukowe. Biblioteka uniwersytecka posiadała w swych zbiorach 500 000 tomów, a wśród nich prawdziwe, bezcenne białe kruki. Dodajmy, że według danych prof. Ignasa Končiusa, któremu władze litewskie powierzyły obowiązki rektora, tylko na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym znajdowały się urządzenia i sprzęt o wartości 1,5 mln ówczesnych litów. Dziś byłaby to równowartość około 23 mln złotych. A przecież to mienie tylko jednego z siedmiu wydziałów USB! Zapewne nie będzie przesadą jeśli napiszę, że wartość majątku przejętego przez państwo litewskie wynosiła – w przeliczeniu na obecne złotówki – grubo ponad 100 mln. Dodam, że było to mienie, na które łożyli w okresie międzywojennym przede wszystkim polscy podatnicy.

Najsmutniejsze jest to, że według cytowanego już prof. Konrada Górskiego, część z przejętego mienia nie została wykorzystana do celów naukowych, ale uległa zniszczeniu. “Zakłady medyczne i przyrodnicze zdewastowano straszliwie, wywożąc częściowo do Kowna, a częściowo pozostawiając bez należytego dozoru w nieopalanych lokalach na miejscu. O dopuszczeniu polskich profesorów lub asystentów do pracy w tych zakładach nie było mowy, z wyjątkiem kilku sporadycznych wypadków. Zgodnie z przysłowiem o psie, co sam kości nie zje, ale drugiemu nie da, Litwini zniszczyli dorobek 20 lat pracy i skrzętnej gospodarki Uniwersytetu Stefana Batorego, aby samym nawet nie wykorzystać, tego co bezprawnie zagarnęli” – pisał jeszcze w czasie okupacji profesor Górski.

W relacji tego wybitnego historyka i teoretyka literatury padły słowa o niedopuszczeniu polskich uczonych do pracy. Może warto w tym miejscu dodać, że władze nie tylko nie dopuściły ich do pracy, ale w samym środku mroźnej zimy, przed Świętami Bożego Narodzenia, nakazały naukowcom (i tak znajdującym się wtedy w trudnym położeniu materialnym) opuszczenie mieszkań, które mieściły się w budynkach uniwersyteckich. Przemocą usunięto również studentów z domów akademickich. Wywieziono ich do miejscowości Żagory w pobliżu granicy z Łotwą.

Można postawić pytanie – dlaczego władze Litwy zdecydowały się bezwzględnie zlikwidować Batorową Wszechnicę już w pierwszych tygodniach po zajęciu Wilna? Wydaje mi się, że trafną odpowiedź sformułowali profesorowie Senatu USB, którzy w grudniu 1939 r. wysłali do profesorów całego świata protest w sprawie likwidacji uczelni. “Zgodnie z ostrą kampanią prasy rządowej litewskiej” – pisali polscy uczeni – “żądającej jak najszybszego zlikwidowania polskiej uczelni i zastąpienia naszych wydziałów przez dwa kowieńskie, przystąpiono do zlikwidowania dotychczasowego Uniwersytetu, który Litwini powinni byli zostawić choćby przez konsekwencję szacunku dla litewskiej tradycji państwowej i kulturalnej. Skoro bowiem Litwa tak silnie podkreśla miłość do Wilna, jako swej historycznej stolicy, dziwne jest, że rozpoczyna rządy od zniszczenia placówki, okrywającej to miasto chwałą od 360 lat. Ale rozstrzygnęło sprawę nie prawdziwe przywiązanie do Wilna, lecz niechęć do polskiej kultury i chęć bezwzględnego wyniszczenia ogromnej większości polskiej w Wilnie i okolicy za to, że w ciągu wieków kultura nasza, działając bez żadnego zewnętrznego przymusu, a jedynie siłą swej naturalnej atrakcyjności, pociągnęła do siebie na przestrzeni wieków wyższe warstwy społeczne i ludność miast na terenie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego…” – czytamy w liście profesorów USB.

Myśląc o Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, do którego mam również sentyment rodzinny, cisną mi się na usta słowa tytułu wyśmienitych wspomnień profesora tej uczelni, ks. Waleriana Meysztowicza: “Poszło z dymem”. No, może nie tak do końca poszło z dymem, przynajmniej budynki Batorowej Wszechnicy szczęśliwie ocalały. Niegdyś lubiłem włóczyć się po uniwersyteckich dziedzińcach i wydeptywać te same ścieżki, po których kroczyli przed wojną moi przodkowie i wielu, już niestety nieżyjących, a znanych mi osobiście osób – studentów i absolwentów tej wspaniałej Alma Mater Vilensis.

Później zmuszony zostałem zaniechać tych wycieczek, które były dla mnie żywym dotknięciem historii. Ktoś przed laty wpadł na zupełnie kuriozalny pomysł pobierania opłat za wejście na teren uniwersytetu od osób, które nie są jego pracownikami czy studentami. To chyba jedyny taki przypadek w całym cywilizowanym świecie. Nikt nie pobiera przecież opłat za to, by przyjrzeć się zabytkowym budynkom Uniwersytetu Karola w Pradze czy pospacerować po korytarzach naszej starej Jagiellonki. Gdy opowiadałem o tym osobliwym obyczaju znajomym Czechom czy Brytyjczykom, nie dowierzają, pukają się w czoła i pytają, jak to w ogóle możliwe i dlaczego tak się dzieje. Znajduję tylko jedną odpowiedź – to chciwość krocząca przed zdrowym rozsądkiem. A faktycznie – smutna puenta 360 lat historii naszej dumnej, Batorowej Alma Mater.

Michał Wołłejko

Wilnoteka.lt

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply