“Kwartalnik Litewski”. R. 1: 1910, t. 2, s. 39-66.

Czasopisma polskie na Litwie.

Dziennikarstwo nie posiada dotąd swojej historji. Czasami historja literatury wspomina o tem lub owem czasopiśmie, przyznaje, że miało ono to lub owo znaczenie, wogóle jednak o dziennikach w historji literatury nie mówi się. Szóste mocarstwo jest potęgą dnia dzisiejsze­go, dzień wczorajszy tej potęgi nie obchodzi już nikogo i dziennik, co stwarza wielkość, sławę, nieśmiertelność, sam ma żywot motyli. Na­zwiska wybitnych dziennikarzy, same nazwy dzienników bardzo szybko ulegają zapomnieniu, spotyka ich los artystów dramatycznych, śpiewa­ków—pozostaje po nich tylko wspomnienie.

Jeżeli literatura jest zwierciadłem, w którem nie tylko odbija się, ale i utrwala życie narodu, społeczeństwa, w danej epoce, jego poglądy, dążenia, pragnienia, zapatrywania na potrzeby i obowiązki, to prasa perjodyczna jest tem samem w stopniu wyższym. Dziennik to samo życie, wierna fotografja jego w dniu wczorajszym. To też dla histo­ryka przyszłości dzienniki będą jednym z najcenniejszych źródeł, czego przecie powiedzieć nie można o prasie doby minionej.

Dzienniki stosunkowo nie dawno stały się tem czem są dziś, nie od dawna posiadają informacje ze wszystkich świata końców, trzymają rękę na pulsie swego społeczeństwa, notując skrzętnie wszelkie objawy życia, prowadzą politykę, oceniając z jej stanowiska wypadki, poucza­jąc opinję, i kierując nią. I technika, i zadanie czasopisma dawnych czasów były inne, jego znaczenie mniejsze, skromniejsze. Już jeden tyl­ko taki czynnik, jak cenzura, ciążąca na piśmiennictwie przez lat tyle, pozbawiała prasę możności odzwierciadlania wielu stron życia, ale pomi­mo wszelkie braki, czasopisma dawne są w każdym razie cennym przy­czynkiem do dziejów ducha i obyczajów narodu.

Opracowanie historji dziennikarstwa polskiego jest rzeczą niesły­chanie trudną już chociażby dla tego, iż nie ma bibljoteki, która by

[s. 40]

posiadała komplety wszystkich pism perjodycznych polskich. Korzysta­jąc z księgozbiorów petersburskiej bibljoteki publicznej i akademji nauk, piszący te słowa opracował historję czasopism polskich na Ukra­inie, Podolu i Wołyniu oraz w Petersburgu. Pierwszy z tych szkiców (Czasopisma na Rusi) był wydrukowany w skróceniu w pierwszych nu­merach «Dziennika Kijowskiego», drugi w pierwszych numerach «Kraju Codziennego». Praca obecna jest trzecią z kolei w tym zakresie, a nie ulega wątpliwości, że dotyczy czasopism kresowych najważniejszych, najciekawszych, bo gdy pisma kijowskie i petersburskie grały drugo­rzędną rolę w dziejach naszego piśmiennictwa, oświaty, samowiedzy nanarodowej, pisma wileńskie miały znaczenie pierwszorzędne.

Dziś, kiedy obydwie placówki zajmowane niegdyś przez prasę polską są znowu obsadzone, pora wielka wspomnieć pracowników, którzy orali tę niwę niegdyś, ucząc swych współobywateli myśleć, czuć , wskazując im drogi i obowiązki.

I.

«Kurjer litewski».—Okres najdawniejszy r. 1759 —1800.— «Gazety wileńskie».—«Ku­rier w XIX wieku. Jego treść i współpracownicy. — Paprocki, Januszkiewicz, Wło­dek.— »Gazeta litewska». — «Dziennik wileński».— Jego program.— Treść i współpra­cownicy »Dziennika»: Śniadecki, Jundziłł, Groddek.— «Gazeta literacka wileńska».— Kontrym.

Najpierwszem i najdawniejszem z czasopism polskich na Litwie jest «Kurjer Litewski». Przywilej na wydawanie go i gazet wogóle otrzymała w r. 1767 od Stanisława Augusta Poniatowskiego prowincja litewska zakonu jezuitów. Faktycznie «Kurjer» zaczął wychodzić w r. 1759. W r. 1761 przywilej potwierdzonym został i tym razem otrzy­mało go Collegium nobilium akademji wileńskiej zakonu jezuitów.

Początkowo «Kurjer» wychodził raz na tydzień, ale od r. 1761 wychodzą przy nim jako dodatki «Gazety wileńskie» i «Wiadomości literackie».

Numery «Kurjera litewskiego» z pierwszych lat jego istnienia są to białe kruki. Numerów z r. 1759 nie ma nigdzie. Bibljoteka uniwer­sytetu warszawskiego posiada tylko, jak świadczy Estrejcher, numery pojedyncze z r. 1760, 1761, 1762 i 1763. Bibljoteka jagielońska ma również po kilka numerów z tych lat. Bibljoteki petersburskie nie mają ich wcale.

Od r. 1762 do r. 1789 «Kurjer» wychodzi pod nazwą «Gazety wi­leńskie», które są nie mniej rzadkie, niż numery z pierwszych lat «Kur­jera», a gazet z r. 1765 do 1782 nie widział nawet Estrejcher.

W r. 1789 następuje przerwa kilkoletnia i na Litwie nie wycho­dzi ani jedno pismo.

[s. 41]

W r. 1796 zostaje wznowiony «Kurjer litewski» pod nazwą pier­wotną, ale wychodzi tym razem w Grodnie dwa razy na tydzień od 3 października r. 1796 do 29 września 1797, poczem znów zostaje przeniesiony do Wilna, gdzie już wychodzi stale.

W Petersburskiej Cesarskiej bibljotece publicznej jest komplet «Kurjera litewskiego» dość dobrze zachowany, z niewielkimi tylko brakami, rozpoczynając od r. 1800. Pra-dziennik wileński tak wygląda: Duża ćwiartka podzielona na dwie szpalty. Numer zawiera zazwyczaj cztery kolumny, czasami sześć. Dziennik wychodzi dwa razy na tydzień: we środy i soboty. Tytuł skromny, pismem mało co większem od zwykłych czcionek, jakiemi drukowano numer, opiewa:

«Kurjer litewski» za dozwoleniem Najwyższego rządu Najjaśniejszego

Cesarza Imperatora całej Rosji.

Dawny «Kurjer» z przed r. 1800 miał na czele numeru drze­woryt, przedstawiający «Pogoń», którą od r. 1761 zamieniono na kurjera z trąbką. Treść «Kurjera litewskiego» w porównaniu ze współczesnemi dziennikami polityczno literackiemi jest nadzwyczaj ubogą, a przedewszystkiem bardzo jednostajną. Artykułów wstępnych, te­legramów, feljetonów, nawet informacyi i wiadomości miejscowych w dzienniku nie ma i właściwie «Kurjer zawiera jeden tylko dział: przeglądy prasy, lub ściślej wyciągi z innych gazet, przeważnie za­granicznych. Na czoło każdego numeru idą wiadomości z Petersburga, czerpane z urzędowej gazety tamtejszej o mianowaniach, odznaczeniach, dymisjach urzędników wyższych, przeważnie takich, którzy nic a nic czytelnika wileńskiego obchodzić nie mogą: Sowietników w Permie, esaułów nad Donem i t. d. Dalej wiadomości: z Wiednia, Berlina, Pa­ryża, Brukselli, Franfurtu i t. d., a w samym tytule jest wskazane otwarcie zkąd je redakcja czerpie. Artykuły noszą tedy takie nagłów­ki; z gazety Frankfurckiej, z gazety Hamburskiej, z gazety «Courier du Bas Rhin» i t. d. Technika «Kurjera litewskiego» była bardzo pro­sta. Redakcja otrzymywała kilka pism zagranicznych, sądząc z cytat nie wiele nawet: z pięć, sześć, nie więcej, i robiła z nich sumiennie wyciągi wiadomości najważniejszych.

Współpracownicy «Kur. litewskiego» są skromni, nikt swoich re­feratów nie podpisuje. Czy wkłada w nie coś swojego, czy tłómaczy tylko, czy też streszcza, przerabia, opracowuje po swojemu — powie­dzieć trudno, trzeba-by porównać wyciągi z oryginałami. Zaznaczyć przecie trzeba, że wszystkie artykuły są nadzwyczaj objektywne, auto­rzy bez żadnych uwag, komentarzy opowiadają to, co się w różnych miejscowościach Europy dzieje. A działy się wówczas rzeczy ciekawe: rok 1800—1807 to czasy epopei Napoleońskiej: konsul kładzie na gło­wę koronę, zdobywa kraje, podbija narody.

To też numery «Kur. litewskiego» z tych lat są ciekawe, musiano

[s. 42]

je czytać skwapliwie, z drżeniem musiano je rozchwytywać. Dziennik nie jest tani, kosztuje w r. 1800 złotych 80 czyli 12 rb. dzisiejszych, co, zważywszy, że pisemko wychodzi zaledwie dwa razy na tydzień i zawiera sześć kolumn formatu współczesnych tygodników, zważywszy że pieniądze sto lat temu były znacznie droższe, należy uważać za cenę wysoką.

Wiadomości o życiu miejscowem w «Kur. Litewskim» prawie nie ma, i historyk Litwy mało tam znajdzie faktów mogących go interesować.

Podobno najciekawszym z tego stanowiska jest dział ogłoszeń, rzucających pewne światło na miasto, jego obyczaje i porządki. W ogło­szeniach tych znajdzie dużo ciekawych rzeczy prawnik, studjujący szczegóły procedury cywilnej z czasów, gdy na ziemiach dawnej Rze­czypospolitej obowiązywał jeszcze statut litewski.

W końcu XVIII i na początku XIX wieku nie było zwyczaju, aby redaktor podpisywał pismo. Toteż kto właściwie redagował «Kurjera» nie wiemy. Według Estrejchera pierwszym redaktorem tego pisma był jezuita Franciszek Paprocki (1723 — 1790). Był to wybitny literat, który wydał różnemi czasy kilkanaście dzieł, jako to: «Domowe wiadomości polskie i W.ks. litewskiego», «Domowe wiadomości o W.ks. litewskim z dodaniem historji tegoż narodu», «Wiadomości o Księstwie Kurlandskim i semigalskiem» i t. d.

Paprocki był wogóle znawcą historji i napisał: historje Polski, historje najważniejszych wojen przed i po Narodzeniu Chrystusa, dzieje pretendentów do korony angielskiej i t. d.

Drugim redaktorem «Kurjera» był Aleksander Januszkiewicz, 1710— 1766 r. osobistość nieznana zupełnie w dziejach piśmiennictwa. Jedyna rzecz, jaką ogłosił drukiem, nosi tytuł: «Statywa honoru w prześwietnym klejnocie herbowym Strzemienia Jaśnie Wielmożnej Jey Mci Pani Rozalii z Brzostowskich Platerowey Wojewodziny y starościny Inflanskiey przy Tryumfalnej na senatorską godność ascensyi z Applauzami statecznym nieśmiertelnej sławy dziełom wystawiona oraz od obligowaney Jaśnie Wielmożnemu Domowi Rezydencyi Dyneburskiey Soc. Jesu polskim wierszem wysławiona Roku pańskiego 1736».

Po Januszkiewiczu objął «Kurjera» Włodek, którego Estrejcher nazywa szambelanem, a Przecławski w swoich pamiętnikach jenerałem. Był on zresztą nie tylko redaktorem, ale prawdopodobnie i wy­dawcą «Kurjera». Przypuszczalnie rzecz się tak miała. Pierwotnie «Kurjer» był własnością jezuitów, a zatem, po kasacji zakonu, która nastąpiła w r. 1773 musiał przejść chyba w ręce prywatne, w roku zaś 1789 upadł zupełnie i, jak wyżej wzmiankowaliśmy, nie wychodził przez siedem lat. W r. 1796 powstało właściwie nowe pismo, które przyswoiło sobie nazwę dawnego jezuickiego «Kurjera litewskiego» i tego to pisma właścicielem był już Włodek. Pisarz ten jest zupełnie

[s. 43]

zapomnianym tak dalece, że encyklopedja Orgelbrandta nic nie wie o nimi. Z luźnej wzmianki w «Tyg. Wil.» dowiadujemy się, że był to człowiek szanowny i zasłużony, że napisał rozprawę o «naukach wyzwolonych».

Bezstronność przyznać nakazuje, że «Kurjer Litewski» wogóle przez cały okres swego istnienia jest prowadzony szablonowo, nie my­śli o żadnych zmianach w układzie pisma, o wprowadzeniu nowych działów, o urozmaiceniu treści. Robi systematycznie swoje wyciągi z pism zagranicznych, ignoruje zupełnie życie miejscowe i informacje lokalne. Ponieważ długi czas drugiego pisma w kraju nie ma, przeto nic nie zmusza redakcji do doskonalenia się, urozmaicenia treści. Zre­sztą w dziennikarstwie konkurencja nie zawsze jest czynnikiem wpływającym na podniesienie jakości wydawnictw i nowe dzienniki nie za­wsze są lepsze od starych już istniejących.

Gdyby chodziło o dowody twierdzenia powyższego, można by przytoczyć jako przykład drugie pismo polskie, które powstało w Wil­nie 16 lipca r. 1804 i wychodziło akurat rok do 16 lipca r. 1805, tak samo jak i «Kurjer» dwa razy na tydzień.

Jest to «Grazeta litewska». Różni się ona od «Kurjera» tem tylko, że jest o połowe mniejsza, czyli, że wychodzi w formacie ósemki. Treść zawiera tak samo wyłącznie wyciągi z gazet zagranicznych, nie ma informacji miejscowych, tak samo ani redaktor, ani współpracow­nicy nie podpisują artykułów. «Gazeta» prawdopodobnie nie cieszyła się powodzeniem. Kto ją redagował nie wiemy, gdyż nie miał zwyczaju podpisywania numerów.

Rok 1805 jest epokowym w historji czasopism polskich na Litwie: w kwietniu, a więc na parę miesięcy przed zawieszeniem «Gazety», zaczyna wychodzić «Dziennik wileński».

Ponieważ terminologia obecna nie obowiązywała sto lat temu i wyraz dziennik miał inne znaczenie, przeto ów «Dziennik» jest typo­wym miesięcznikiem i wychodzi raz na miesiąc w formie książki (in 8°), z których każda zawiera po sto kilkanaście stron.

Ani redaktor, ani wydawca nie podpisują miesięcznika. Jak świad­czą liczne źródła, staraniem Tadeusza Czackiego zawiązała się w r. 1805 spółka literacka do prowadzenia «Dz. wileńskiego», który pozostawał pod redakcją księdza Jundziłła i Jędrzeja Śniadeckiego.

Artykuł programowy w pierwszym numerze dziennika jest pod­pisany literami J. S. (Jędrzej Śniadecki), sam zaś dziennik jest naj­widoczniej organem Czackiego, który w nim drukuje swoje mowy, wyciągi ze sprawozdań, wykłada swe poglądy na wychowanie. Ks. Jundziłł rzeczywiście zasila «Dziennik» swymi artykułami, drukując je prawie w każdym numerze, wspomniany już artykuł programowy zawiera wyznanie wiary redakcji. Pozwolę sobie przytoczyć zeń najgłówniejsze ustępy:

[s. 44]

— Zamiarem teraźniejszego pisma, — pisze Śniadecki, — jest upowszechnienie w języku naszym wiadomości tak fizycznych, jako i moralnych, któremi się uczona zatrudnia Europa, tudzież uwiadomie­nie o ważniejszych odmianach, jakie w nich zachodzą.

— Oprócz tego zdarzają się pomiędzy nami postrzeżenia godne powszechnej uwagi, mogą się zdarzać wynalazki ciekawe i interesujące, myśli ważne i szczęśliwie oddane. Nie każdy dla jednej myśli, jednej szczególnej uwagi, lub jednego postrzeżenia zajmować się będzie pisa­niem osobnego dzieła, nie każdy znajdzie w sobie do podobnej pracy ochotę, innym rodzaj życia i zatrudnienia całkowitego oddania się naukom lub literaturze nie dozwalają. Żeby zatem te drobniejsze owoce nauki i pracy nie ginęły, zaradzają dzienniki, które nie przywiązując się do żadnej szczególnej materji, zbierają i ogłaszają wszystko, cokol­wiek pojedynczych umiejętności, lub oświecenia w ogólności się do­tyczy. Są one zatem wspólną i piszących i czytających własnością…

— Żyjemy w wieku, w którym umiejętności i literatura stały się przedmiotem ciekawości powszechnej, materją pospolitych w posie­dzeniach rozmów, nieodbitą wykszałconych społeczeństw potrzebą. A lubo takowe nauk spospolicenie wcale się niektórym mędrcom nie podoba, którzyby ich nigdy z obrębu murów, publiczną powagą i sta­rodawną opinją upoważnionych wypuszczać nie chcieli, jednakże doświadczenie pokazało iż umiejętności naówczas dopiero stają się prawdziwie użytecznemi, kiedy powszechnie rozsiane idą pod rozbiór, uwagę i doświadczenie wszystkich. Wreszcie nie tak społeczności na tera zależy, ażeby byli tu i ówdzie uczeni, jak raczej na tem, ażeby oświecenie i nauki stały się własnością powszechną.

— Do tego wielkiego zamiaru jedną tylko można dojść drogą, to jest oswajając umiejętność i kunszta z pospolitym językiem, a tem samem czyniąc je przystępnemi dla wszystkich i do pojęcia łatwemi.

— Źle było, że Polska gardziła rodowitą mową i ubiegała się za cudzoziemczyzną, to było powodem jej zguby.

— Już Polska wymazana została z liczby żyjących narodów i zostanie pamiętnym przykładem dla każdej politycznej społeczności, która ubiegając się za cudzoziemczyzną, obyczaje i charakter narodowy traci. My zaś mieszkańce tej samej ziemi, odebrawszy w dziedzictwie język przodków naszych, oświecać się i doskonalić umiejętności, które sobie przyswajamy, w innym języku nie możemy.—Zajęci pod berłem rosyjskiem, cieszymy się filozoficznym rządem prawdziwego ojca ludu i na­rodów i jesteśmy uczestnikami licznych dobrodziejstw, które na poddany sobie naród zlewa. Z pomiędzy tych troskliwe i prawdziwe ojcowskie staranie o oświecenie tego ludu jest bez wątpienia najpierwszem. Sta­rajmy się korzystać z dobroczynnych jego zamiarów, niechaj ziemia nasza stanie się siedliskiem umiejętności i przemysłu.

– Patrząc na pierwsze zawiązki i na szerzenie się następne

[s. 45]

– umiejętności, zdaje się, iż światło posuwało się wolno i nieznacznie z południa na północ i że każda część ziemi była przez pewny przeciąg czasu ulubionem ich siedliskiem. Przychodzi czas, w którym pochodnia nauk półkuli północnej przyświecać zaczyna. Korzystajmy z tej pory, starajmy się dobroczynny ich wpływ utrzymać i rozszerzyć i, jeśli prawdą jest, iż opatrzność rzadko ludowi dobroczynnych udziela mo­narchów, pokażmy, iż umiemy z szczęśliwszej pory i położenia naszego korzystać.

Jak widać z programu powyższego, «Dziennik Wileński» w r. 1805 podniósł sztandar,—który po tylu latach wywieszono, jako coś nowego, co tylko wynalezionego, — sztandar pracy organicznej. Rozwój przemysłu i umiejętności oto nasze zadanie, popularyzacja wiedzy i śledzenie za jej postępem oto cel pisma. Tu zaznaczyć trzeba że Śniadecki nie zna wyrazu postęp, lecz zastępuje go ściślejszym i bardziej naukowym terminem «odmiany, jakie w naukach zachodzą».

Ugodowość, zupełna lojalność, więcej niż lojalność, ufność w dobre zamiary rządu, «apolityczność», używając żargonu współczesnego, czyli usunięcie naszej wielkiej polityki, oto dalsze rysy programu «Dziennika», jego zasad, w jakich zamierzał wychowywać społeczeństwo i młode pokolenia.

Dziś, patrząc na ten program z oddalenia stuletniego, jedno mu zarzucić musimy, iż zjawił się nie w porę. Gdy od Saragossy do Moskwy grały po Europie surmy Napoleońskie, nie pora była zasklepiać się w skorupie pracy organicznej, myśleć o rozwoju przemysłu, podnie­sienia oświaty i dobrobytu, rozpowszechnieniu wiadomości technicznych. Historja wymagała czego innego od kierowników duchowych naszego społeczeństwa, program Śniadeckiego byłby dobry, gdyby powstał w roku 1820—1825. Niestety w tedy właśnie powstawały w Wilnie towarzystwa konspiracyjne, które-by może mogły odegrać pewną rolę w ich okresie 1807—1812 r., zaś w r. 1804 panowały prądy ugodowo-organicznikowskie. Niestety, nieszczęście nasze, polega na tem, że wszystko nam Pan Bóg daje, co dać może, ale nie w porę. Byli wodzowie, nie było armji, była armja nie było wodzów, kiedy była pora walczyć o wolność w r. 1772,1794, 1812—15, myśmy parlamentowali, a walczyli wtedy, kiedy była najgorsza pora potemu… I Mickiewicz urodził się podobno o 30 lat zapóźno.

«Dziennik wileński» zawiera artykuły popularno-naukowe ze wszystkich dziedzin wiedzy. Sprawy gospodarstwa miejscowego nie obchodzą go wcale z wyjątkiem oświaty. Jak już wzmiankowałem powyżej, Czacki zasila stale pismo swymi artykułami, poświęconymi właśnie tym sprawom. Tak w pierwszym numerze «Dziennika», zaraz po artykule programowym spotykamy artykuł Czackiego: «o postępie edukacji w prowincjach niegdyś polskich, a teraz wcielonych do Rosji», w numerze drugim: «Rzecz o dziełach elementarnych», «Wy ciąg z doniesień

[s. 46]

Czackiego o stanie oświecenia guberniji wołyńskiej, podolskiej i kijowskiej w r. 1804», dalej: «O pożytku publicznego i domowego wychowania». Są to jedyne prace w «Dzienniku», poświęcone wyja­śnieniu potrzeb społecznych miejscowych, wszystkie inne to rozprawy popularno-naukowe z dziedziny: nauk przyrodniczych, rolnictwa, filologii klasycznej, językoznawstwa, medycyny, pedagogiki. — Nawet historja w tym okresie (1805—1806 r.) nie cieszy się zbytnio względami redakcji, o jakichś zaś przeglądach polityki zagranicznej, sprawozdaniach z czynności i działalności władz rządowych nie ma wcale mowy. Beletrystyka i poezja ma kącik w «Dzienniku». Spotykamy tam utwory wierszem Kossakowskiego («Poema rolnicze»), Matusewicza (wyjątek z poematu «O imaginacji», «Oda do Czartoryskiego»), Ludwika Krupiń­skiego («Władza miłości»), są też przekłady z poetów obcych i powieści tłumaczone.

Gdy współpracownicy gazet wileńskich w początku XIX wieku stale nie podpisują «Dziennik» wprowadza inowację: nie ma prawie artykułów bezimiennych, lub podpisywanych pseudonimami. To też wie­my dokładnie, kto zasilał swemi pracami ten miesięcznik. Mówić bar­dziej szczegółowo o Tadeuszu Czackim, radcy tajnym, wizytatorze szkół, tu naturalnie nie będziemy, gdyż zaprowadziło-by to nas zbyt daleko.

Redaktor «Dziennika», Jędrzej Śniadecki, przyszły wielki dzia­łacz wileński liczył w r. 1804 lat 36 (urodził się w Żninie w r. 1768) i bawił w Wilnie coś z siedem, czy osiem lat. Jak wiadomo, Śniadecki ukończył w r. 1791 akademję krakowską, poczem dla uzupełnienia swej wiedzy, studjowal nauki w Padwie, Edynburgu, Londynie, zkąd wezwał go uniwersytet wileński, zaproponowawszy mu katedrę chemji i farmacji. Śniadecki nie zasklepił sie w ramkach swej specjalności i wziął do pracy publicystycznej. W Dzienniku znajdujemy takie artykuły Śniadeckiego: «Krótki wykład systematu Galla (frenologji)», «Niektóre wiadomości o żółtej gorączce», «O ogniu wszczynającym się w ciałach żyjących i ich pogorzeniu» (zagadkowy i wątpliwy fenomen, opisany przez Zolę w jego d-rze Pascalu, kwestjonowany przez fizjo­logów współczesnych, nie uznających możliwości podobnego spłonięcia ciała), «Uwagi o fizycznem wychowaniu dzieci» i t. d.

Drugi redaktor «Dziennika», ks. Jundziłł, profesor botaniki uniwersytetu wileńskiego, pijar, zasila pismo wyłącznie artykułami z dziedziny nauk przyrodniczych, jak: «Uwagi nad pytaniem, czyli jaskółki zimę w wodzie przepędzają», «Kamienie meteoryczne» i t. d.

Jundziłł jest założycielem ogrodu botanicznego w Wilnie, który urządził i prowadził w pierwszych latach jego istnienia. Znawca nauk przyrodniczych brał Jundziłł czynny udział w organizowaniu wykładów w uniwersytecie wileńskim i poświęcił tym sprawom nie jeden wyczerpujący referat. Między innemi napisał on przyczynek do historji uniwersytetu, gdzie krytykował bardzo ostro jezuitów, pod których kierunkiem pozostawała akademja lat przeszło 200.

[s. 47]

Trzecim współpracownikiem «Dziennika» był Godfryd-Ernest Groddeck. «Pochodził z Gdańska i sprowadził go do Puław na nauczy­ciela do swoich młodszych dzieci ks. Czartoryski, ojciec rosyjskiego ministra spraw zagranicznych. Ks. Adam zaprosił Groddecka do Wilna na katedrę literatury greckiej, rzymskiej i starożytności». Był to wybitny znawca swego przedmiotu i, choć niemiec z pochodzenia, władał językiem polskim, choć różni byli różnego zdania o jego znajomości języka polskiego, o czem poniżej.

Inni współpracownicy «Dziennika» to widocznie młodzież, upra­wiająca literaturę przypadkowo, by ją później zarzucić dla innych zajęć. Dotyczy to zwłaszcza autorów poezji, zamieszczonych w «Dzienniku, z których jeden tylko Ludwik Krupiński, autor «Ludgarda i Julji», «Adolfa» i t. d. zajmuje jakieś miejsce w historji literatury. Franci­szek Wiszniowski i Józef Kossakowski, autor poematu «O rolnictwie» niczem więcej, prócz trochę rymów w «Dzienniku» nic zaznaczyli swego istnienia.

Zasilany przeważnie przez trzech profesorów i wizytatora szkół okręgu wileńskiego, «Dziennik» poświęcał wiele miejsca sprawom oświaty i mógł uchodzić za organ uniwersytetu wileńskiego. Nie był nim przecie tak dalece, że już w r. 1806, a więc zaledwie w pół roku po ukazaniu się pierwszego numeru «Dziennika» zaczyna wychodzić nowe pismo, chcące uchodzić za organ uniwersytetu.

Jest to «Gazeta literacka wileńska», na której czele stoi wspom­niany powyżej prof. Groddek i, jako jego pomocnik i główny współ­pracownik Kontrym.

Pierwszy numer «Gazety» tak tłomaczy rację bytu tego pisma.

— Ustanowienie pobliczne, któremu dawne prawa wrócone i po­twierdzone Najwyższą wolą wielkiego i dobroczynnego Monarchy znakomite nadają przeznaczenie rozszerzać, udoskonalać i pomnażać wiadomości ludzkie, musi mieć nie mało powodu do ścisłego zdania sprawy współczesnym i potomności ze sposobu, jakim usiłuje uiścić się w świętym i ważnym swoim obowiązku.

Powodowani tym samym duchem, przedsięwzięliśmy część tego pisma perjodycznego poświęcić na zebranie przynajmniej materjałów mogących kiedy posłużyć do historji samego uniwersytetu naszego, jako i licznych szkół, które jego dozorowi poruczone będąc, dzielą z nim świętą powinność przez publiczną edukację i instrukcję gotując szczęście i pomyślność następnych pokoleń.

«Gazeta» dotrzymała obietnicy i daje dokładne sprawozdanie o czynnościach rady uniwersyteckiej, popisach, zamieszcza sprawozdanie szkół i t. d. Nazywa się ona «literacką» dlatego prawdopodobnie, że zawiera wiele wiadomości bibljograficznych, czyli nowości literackich, streszczenia, dzieł, nabywanych, czy otrzymywanych przez bibljotekę uniwersytecką i t. d.

[s. 48]

W «Gazecie» występuje poraz pierwszy na polu pracy dzienni­karskiej Kazimierz Kontrym, który grać będzie dużą rolę w życiu literackiem i społecznem Wilna w okresie 1815 —1822 r. Kontrym, eks-artylerzysta, liczył w r. 1806—34 lata i zajmował stanowiska sekre­tarza zarządu uniwersytetu i adjunkta bibljoteki. Jego to wybrał sobie Groddek na współredaktora, czy współpracownika, zasilając przeważnie tem «Gazetę». Bądź co bądź w roczniku «Dziennika» z r. 1826 nie spotyka swych artykułów.

Materjały do historji uniwersytetu wileńskiego, wydane przez Bielińskiego pozwalają się domyślać, że główną przyczyną ukazania się «Gazety» była prywata, niesnaski osobiste między Groddekiem a Śniadeckiemi.

Jan Śniadecki, jako rektor uniwersytetu, postanowił utworzyć katedrę literatury polskiej i wymowy i ogłosił konkurs na jej objęcie. Do opracowania warunków konkursu zaprosił brata i Jundziłła, ale pominął Groddeka, który jako profesor wydziału historyczno-literac­kiego przedewszystkiem powinien by mieć głos w tej sprawie. Śniadecki postąpił tak, bo był niewysokiego zdania o języku polskim Grod­deka, który oczywiście obraził się, skarżył na Śniadeckiego przed Czartoryskim. Podobno niesnaski mogły być powodem założenia przez Groddeka pisma, którego potrzeba była wątpliwą, gdyż wszystkie artykuły z «Gazety» mogły były ukazywać się w «Dzienniku». Zdoje się też, że zabawa w wydawcę drogo Kosztowała Groddeka. W wykazie roz­chodów uniewersyteckich z r. 1813 znajdujemy taką pozycję: «Suma zatrzymana z pensyi prof. Groddekowi na odłatą jego kredytorów 1186 rub. 38 ½ kop.» Widocznie profesor miał z powodu «Gazety» kłopoty finansowe. Treść jego pisma, poświęconego przeważnie sprawom uniwersytetu kazała-by przypuszczać, że »Gazeta literacka wileńska» była organem urzędowym uniwersytetu wileńskiego, jak to twier­dzi Encyklopedja Orgelbrandta. Po wyjściu pracy Bielińskiego o uniwersytecie wileńskim kwestję tę należy uważać za rozwiązaną w tym sensie, że w r. 1806—7, ani «Gazeta» ani «Dziennik» niebyły własnością uuiwersytetu i nie odbierały odeń żadnej subwencji.

Bieliński przytacza w swoim dziele wykazy dochodów i wydat­ków uniwersyteckich. Oczywiście, gdyby uniwersytet wydawał jakieś pismo, lub nawet subwencjonował je, w pozycjach dochodowych i roz­chodowych byłyby o tera odpowiednie wzmianki. Tymczasem nie wi­dać, aby łożono na pismo jakiekolwiek sumy, I «Dziennik» i «Gazeta» były to przedsięwzięcia zupełnie prywatne.

[s. 49]

«Kurjer litewski » w okresie od 1807 do 1815 r. — Euzebjusz (Erazm) Słowacki. Rok 1812.— Antoni Marcinowski.— «Dziennik wileński» odrodzony.— Jego wydawcy: Zawadzki, «Towarzystwo typograficzne», Marcinowski. — Prospekt «Dziennika». — Treść «Dziennika». — Jego współpracownicy, profesorowie: Śniadeccy, Jundziłł, Żu­kowski, Capelli, Chodani, Borowski, Lelewel. — Poeci: Chomiński, Górecki, Kotiużyński i t. d. — Publicystyka. — Feljeton.

Inter arma Silent musae… Wojny nie sprzyjają rozwojowi nauk i piśmiennictwa i to jest prawdopodobnie główną przyczyną, dla której prasa polska w Wilnie tak świetne rokująca nadzieje i rozwijająca się szybko tak dalece, że był moment (r. 1804 —1805), kiedy wychodziły i jednocześnie dwie gazety, dwa miesięczniki i tygodnik, raptem upada.

W r. 1807, nie licząc «Kurjera litewskiego» nie ma już w Wilnie ani jednego pisma, gdyż wszystkie w końcu r. 1806 zostały zawieszone.

Domyślać się możemy, że wojna, przemarsze wojsk, wywołały brak pieniędzy i kryzys, który odbił się na interesach pism. Odegrała tu może poniekąd pewną rolę i ta okoliczność, że rozwój piśmiennictwa perjodycznego szedł zbyt szybkim tempem, że pism było zbyt wiele, by czytelnictwo mogło zapewnić byt każdemu z nich. Tak czy owak pisma upadają: jeden tylko «Kurjer litewski», prowadzony według dawnych utartych szablonów, informuje społeczeństwo o wypadkach życia politycznego, o tryumfach najpierw i o klęskach później orłów napole­ońskich.

Od początku r. 1812 do połowy 1813 przez półtora roku redaguje «Kurjera litewskiego» Euzebjusz Słowacki, ojciec Juljusza, człowiek, któ­rego talenty i zasługi są dziwnie zapoznawane przez potomność, chyba dla tego, aby bardziej uwydatnić i podkreślić genjusz jego syna. Współcześni byli innego zdania o profesorze, uważając go za człowieka ze wszech miar wybitnego i ceniąc wysoko jego prace literackie, jak i dzia­łalność profesorską. Z pyłu starych miesięczników wileńskich zapoży­czamy krótką wiadomość o życiu i pracach Euzebiusza Słowackiego, korzystając z nekrologu, zamieszczonego w No 1 «Dz. Wileńskiego» w r. 1816. Autorem artykułu jest Leon Borowski, który objął po E. Słowackim katedrę wymowy.

Ojciec Juljusza urodził się 15 grudnia 1772 we wsi Podhorcach w Galicji wschodniej, a umarł 29 października r. 1814, mając lat 42 niespełna. Dziad Juljusza, a ojciec Euzcbjusza, «nie bogaty człowiek ze stanu szlacheckiego» umarł w r. 1779 również młodo, osieracając Euzebjusza, dwóch młodszych od niego synów i dwie córki. Stąd widać, że Juljusz pochodził z rodziny, której przedstawiciele umierali młodo.

Oddany przez matkę i stryja, który się nim opiekował, do szkół Krzemienieckich, uczył się tam dobrze i zwracał na siebie uwagę talentem do wiersza, ale, skończywszy nauki w młodym wieku i pozbawiony

[s. 50]

środków do dalszego kształcenia się, wyjednał sobie patent na jeometrę królewskiego i przez osiem lat trudnił się prywatnem rozmierzaniem majątków obywatelskich na Wołyniu.

Zawód ten nie podobał mu się. Słabego zdrowia, chory na oczy, Euzebjusz Słowacki nie był stworzony do pracy pod otwartem niebem i wysilania wzroku nad rysunkiem, to też chętnie przyjął obowiązki na­uczyciela w domu «jednego ze znakomitszych obywateli Wołynia», który mu powierzył wychowanie swoich dzieci. W domu tym była bo­gata bibljoteka rzymskich i francuzkich pisarzy, których studjując zro­zumiał Słowacki do czego jest powołanym i wziął się z całą energją do pracy nad sobą.

Tu, — pisze L. Borowski, — wydoskonalił sobie Słowacki smak prawdziwy w dziełach nauk wyzwolonych, zgłębił jego prawidła, któ­rych potem z takim pożytkiem i sławą, niestety zbyt krótko, miał być tłómaczem. Przekonany, że dla talentu obierającego zawód pisarski, po ozdobieniu umysłu mnóstwem potrzebnych rzeczy, nabycie łatwości pi­sania z wdziękiem i powagą, owoc pracy i głębokiej nauki języka, jest istotnym i najpierwszym warunkiem, cały się tej pracy poświęcił, pió­ro swoje naprzód zaprawując i kształcąc na tłómaczeniach, idąc za radą jednego z francuzkich pisarzy; «zaczynaj od tłumaczenia obcych wzorów, jeżeli chcesz, aby twoje potem tłómaczono»

W okresie guwernerki E. Słowacki napisał wiele prac oryginal­nych i przekładów, jak Andromachi, Ifigenji, Henrjady, ale nic nie drukował. Nawet «Henrjada», wydana w r. 1803 w Warszawie, jak twierdzi Borowski, została ogłoszona drukiem mimo chęci i wiedzy Sło­wackiego. «Zdarzenie to—pisze Borowski-—tem więcej go zasmuciło, iż, mając smak wyćwiczony, wiedział doskonale, jak w robotach tego rodzaju wielka jest różnica między pierwszym rzutem pióra, a starannem dzieła wykończeniem».

Na utalentowanego guwernera zwrócił uwagę Czacki i ofiarował mu posadę nauczyciela wymowy w gimnazjum krzemienieckim. Tu Euzebjusz pracował wiele w bibljotekach poryckiej i krzemienieckiej, tu napisał kilka rozpraw naukowych i między innemi opisał życie i prace Józefa Czecha, tu ożenił się, tu mu dał Bóg syna Juljusza, dla którego, jak świadczy Borowski, może przeczuwając blizką śmierć, spi­sał pamiętnik życia swego. Znaleziono go po jego śmierci w liczbie in­nych rękopisów.

W r. 1809 uniwersytet wileński ogłosił konkurs na objęcie kate­dry wymowy i poezji. Euzebjusz Słowacki posłał nań rozprawę p. t. «o sztuce dobrego w polskim języku pisania». Rozprawę uwieńczono i na początku r. 1811 Słowacki otrzymał katedrę wymowy, został na­stępcą Sarbiewskiego, Naruszewicza, Pilchowskiego i Wolańskiego.

Borowski świadczy, że Słowacki był wybitnym profesorem, na jego wykłady młodzież tłumnie się zbierała.

[s. 51]

Prace Słowackiego zostały wyłącznie w rękopisach. Można je — pisze Borowski — we trzech zamknąć rozdziałach.

Pierwsze miejsce trzymają pisma o wymowie i poezji, składające kurs nauki, którą wykładał w uniwersytecie. Poprzedza te pisma teorja smaku, w dziełach nauk wyzwolonych, zwana estetyką. Drugi zbiór składają materjały przygotowane przez Słowackiego do krytycznej historji pisarzów polskich. Materjały te zawarte są w zbiorze uwag nad przedniejszymi autorami polskimi we wszystkich literatury epokach. Zdrowa krytyka i smak trafny ciągle mu w tej pracy towarzyszyły. Do trzeciego nakoniec rzędu należą własne jego twory tak w prozie, jak w rymie: kilka sztuk dramatycznych, już oryginalnych, już tłómaczonych, przekład Lukana i wiele innych pamiątek jego talentu i pracy.

Dzieła E. Słowackiego zostały wydane w Wilnie przez Zawadz­kiego w r. 1824—26 w czterech tomach. O ich powodzeniu świadczyć może ta okoliczność, że jego «Prawidła wymowy i poezji» doczekały się sześciu wydań, (ostatnie wydanie ukazało się w r. 1858). Musiał zapewne umieć je na pamięć Juljusz Słowacki i wskazówki ojca nie wyszły na złe jego stylowi[i]) Bądź co bądź znakomity poeta jest sy­nem dziennikarza, Borowski zaś twierdzi nawet, że nic innego, jak praca dziennikarska złamała zdrowie i przyspieszyła zgon profesora. Jako re­daktorowi, przypisuje Borowski Słowackiemu następujące zalety: czy­stość mowy, przyzwoitość, wybór i interes rzeczy ogłaszanych.

W Petersburskiej bibljotece publicznej są w zupełnie dobrym stanie roczniki «Kurjera litewskiego z r. 1812 i 1813. Jeżeli redagował je E. Słowacki, to wierzymy chętnie, że praca ta mogła spalić na po­piół wątłe siły. Nie wielu historja zna dziennikarzy, którzy-by w tak krótkim czasie przeżyli tyle nadziei, rozczarowań, zawodów…

Przerzucamy te karty. Wszystko, jak zwykle: wiadomości z Fran­cji, Austrji, Brytanji wielkiej, ale od 1 stycznia r. 1812 wiadomości z Petersburga już nie stoją na czele numeru, odsunięto je gdzieś dalej, na szary koniec, a w wielu numerach nie ma ich wcale. Zresztą w. końcu

[s. 52]

każdego numeru jest taki wierszyk: za pozwoleniem cenzury wi­leńskiej.

Wierszyk ten ukazuje się po raz ostatni w No 47, który wyszedł d. 12 czerwca w r. 1812. Numeru 48 nie ma w roczniku, z którego korzystaliśmy, o czem notatka na jego czele. Wykradł go widać jakiś miłośnik rzeczy ciekawych. No 49 wyszedł 4 lipca N. 8. 1812 r., i nie ma już owego wiersza «za pozwoleniem cenzury wileńskiej». Weszli do miasta francuzi, a z nimi przyszła wolność prasy. Na czele numeru znajdujemy takie słowa.

«Z Wilna dnia 4 lipca. Dzień 28 czerwca na zawsze pamiętnym będzie w dziejach miasta naszego. Dnia tego byliśmy szczęśliwi oglą­dać w murach tej stolicy cesarza francuzkiego i króla włoskiego Napo­leona na czele niezwyciężonych zastępów. Między temi poznaliśmy współrodaków naszych z Księstwa warszawskiego. Ledwie rosjanie co­fnęli się za Antokol i most zielony, ledwie obywatele objęli straż na hauptwachu, natychmiast pierwsze podjazdy polskie i francuzkie poka­zały się w mieście. Magistrat, pierwsi mieszkańcy i wielka część ludu wyszli z miasta z kluczami naprzeciw wojska i… udali się o pół mili pod Ponary dla oświadczenia hołdu Jego Cesarskiej – Królewskiej Mości »…

Na drugiej stronie numeru jest już odezwa komisji tymczasowej rządu księstwa litewskiego, podpisana przez hr. Sierakowskiego, ks. Sa­piehę i Franciszka Zaleskiego.

Ostatni numer «Kur. litewskiego» bez cenzury wyszedł 9 grudnia N. S. 1812 r., a numer pierwszy, datowany: «w Wilnie, dnia 1 stycz­nia N. S. 1813 ma już na wstępie manifest Jego Imperatorskiej Mości Aleksandra, a na ostatniej stronie: za pozwoleniem cenzury wileńskiej.

Sen prysnął, zaczęła się rzeczywistość. Słowacki miał w życiu tylko jedne takie lato i jesień…

Po Słowackim redaktorem «Kurjera» został Antoni Marcinowski, o którym Franciszek Sobieszczański podaje następujące wiadomości w Encyklopedii Orgelbrandta: Urodzony w r. 1781 w Radoszkowicach w gub. Mińskiej, ukończył uniwersytet w Wilnie, był sekretarzem wizy­tatorów szkół na Litwie, w roku zaś 1812 sekretarzem wydziału ad­ministracji krajowej. Po nastąpieniu pokoju nabył od szambelana Włod­ka przywilej wydawania gazety «Kurjera Litewskiego», którą w zało­żonej w r. 1817 własnej drukarni wydawał i redagował do r. 1839. O Marcinowskim pomówimy obszerniej poniżej.

Odrodzenie prasy wileńskiej datuje się od 1 stycznia r. 1815, kiedy wychodzić zaczął znowu «Dziennik Wileński».

Pismo to niema, zdaje się, nic wspólnego ze starym «Dz. Wileńs­kim» z r. 1805—06. Spółka wydawnicza, zawiązana niegdyś staraniem Czackiego, już nie istniała, sam Czacki umarł. Gazeta nosi teraz taki tytuł:

[s. 53]

Dziennik Wileński. Tom I. Rok 1815. Styczeń—Czerwiec.

Dalej idzie cytata z A. F. Modrzewskiego «de República Emendanda»: Nobis… sit ita persuasum, nullam morum pestem esse majorem, guam ignorantiam et rerum malarum consuetudinem: contra nihil aeque conformandis moribus conducere, quam si pectus onustum habuerimus optimarum rerum cognitione.

(Jesteśmy przecie przekonani, że niema gorszej zarazy moralnej nad nieświadomość i złe przyzwyczajenia, przeciwnie nic tak nie pro­wadzi do podniesienia obyczajów jak to, jeżeli przepełnimy serce wia­domościami o rzeczach najlepszych).

U dołu karty tytułowej stoi:

w Wilnie

Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego

Typografa Uniwers. wileń.

Pomimo to, że w tym czasie dziennik był niby własnością pry­watną, właśnie teraz otrzymywał czasami subwencje od uniwersytetu, jak o tem świadczy Bieliński. W r. 1817 «Dziennik» otrzymał 500 r. subwencji. Nie musiało to pismo opływać w dostatki, a w r. 1818 prze­szło na własność «towarzystwa typograficznego».

W końcu r. 1817 powstało takie towarzystwo. Jego zadaniem było: «rozpowszechnienie gustu do czytania przez środki, ułatwiające mnożenie i nabywanie ksiąg pożytecznych w mowie macierzystej». Pierwotna liczba członków wynosiła 67, później jeszcze urosła. Każdy członek złożył przynajmniej po sto rub. Towarzystwo miało na celu ulepszenie «Dzien. Wileńskiego», który, jak świadczy artykuł, zamiesz­czony w «Tygodniku wileńskim» z r. 1819 dochodu czystego nie przy­nosił Towarzystwo drukowało «Dziennik» w drukarni wydawcy «Kur. litewskiego». A. Marcinowskiego. Towarzystwo wydawało Dziennik przez cztery lata, a od 1 stycznia r. 1822 przeszedł on na własność Marcinowskiego.

Jak widzieliśmy, «Dziennik» z r. 1805 miał na wstępie wyczer­pujący artykuł programowy. Coś podobnego mamy i w pierwszym nu­merze z r. 1815, ale artykuł ten jest dość dziwny, jak wskazuje nam tytuł: «wstęp do «Dziennika» z opisaniem położenia geograficznego i temperatury miasta Wilna». Redakcja, powiedziawszy coś nie coś o zadaniach pisma, przystępuje odrazu do rzeczy, dając sprawozdanie z obserwacyi nad temperaturą i ciśnieniem barometrycznem Wilna. Część programową artykułu pozwolimy sobie przytoczyć.

— Lubo główniejszym zdaje się być pism perjodycznych zamia­rem, pożyteczne wiadomości upowszechniać i nabywanie ich ułatwiać,

[s. 54]

atoli nie mniej posługuje się ono do nowego wzrostu i pomnożenia nauk, mianowicie zaś przez zbieranie pojedynczych, spostrzeżeń, które na różnych miejscach i z przypadkowych częstokroć okoliczności zro­bione, a bez wielorakiego powtórzenia i sprawdzenia, w zapomogę do żadnej jeszcze umiejętności wchodzić tymczasowo nie mogąc, najprzyzwoitsze do swego zachowania w dziełach tego rodzaju znajdują miej­sce. Tu się odbywa ich okazywanie, aby pewne od zawodnych, łatwiej oddzielone i do użytku zastosowane być mogły. Stąd, jak z powszech­nego składu czerpają się wcześnie zgromadzane materjały do nowej budowy, popraw i ulepszeń w ogóle nauk i w ich częściach.

— Przyrodzenie wszędy nas otaczające, niewyczerpanym jest źródłem i przyjemnych, i pożytecznych spostrzeżeń, z których krajowe więcej nierównie od innych każdego z nas obchodzą.»

Ten artykuł programowy nie robi honoru nowemu redaktorowi «Dziennika», którym był Kazimierz Kontrym. Ten prospekt to jakieś mgliste i niejasne reminiscencje z prospektu dawnego dziennika. Jędrzej Śniadecki i ksiądz Jundziłł uczestniczą niby w «Dzienniku», lecz za­mieszczają w pierwszym roczniku tego pisma zaledwie po parę arty­kułów. Tak, Śniadecki drukuje tu: «Objaśnienie niektórych punktów w nauce o ciepliku, » «Spostrzeżenie nader wielkiego gradu z przyłą­czeniem niektórych uwag nad jego teorją» i «O pokarmach, napojach i sposobie życia w ogólności we względzie lekarskim». Ks. Jundziłł zamieszcza dwa niewielkie artykuliki: «O znakomitszych roślinach ogrodu botanicznego» i «O przymiotach, potrzebnych w sztuce ogrodniczej.»

Sam redaktor, Kontrym, nie pisuje artykułów i w pierwszym roczniku znajdujemy zaledwie jedną jego rzecz p. t. «Pociecha w nie­szczęściu, wykład z Wejssa». Pierwszy rocznik «Dziennika» zawiera 1314 stronic i sto z górą artykułów, które wprost uderzają swoją encyklopedycznością. Mamy tu: 1) źródła historyczne, 2) artykuły z dziedziny historji, 3) historji literatury, 4) językoznawstwa, 5) nauk przyrodniczych (botanika, zoologja, mineralogja, meteorologja) i lekarskich (higiena i medycyna), 6) prawnych, 7) matematycznych, podróże, 9) powieści i poezje 10) filozofję moralną, 11) slawistykę, 12) filologię klasyczną, 13) rolnictwo, 14) etnografję.

I są to wszystko nie jakieś rozmaitości, lecz artykuły poważne, pisane przez specjalistów, przeważnie profesorów uniwersytetu, lub młodzież na ukończeniu studjów. Z profesorów poczesne miejsce w dzien­niku zajmuje Jan Śniadecki, który prócz kilku wzmianek bibljograficznych, zamieścił w r. 1815 rozprawę:«o języku polskim». Dalej idą: profesor greckiego i hebrajskiego, Żukowski, który zamieszcza prze­kłady z klasyków greckich i własną fraszkę, profesor historji sztuki i literatury angielskiej Saunders, który pisze cenne rozprawy o malarzu Czechowiczu i jego dziełach, profesor prawa kanonicznego, Capelli,

[s. 55]

który, pisze o źródłach i zasadach tej nauki. Drugi prawnik, profesor teologji moralnej Chodani zamieszcza «Rozprawę, okazującą dążenie nauki Jezusa Chrystusa do dobra rodu ludzkiego», profesor estetyki i poezji Borowski pisze o swoim poprzedniku E. Słowackim i o «Samolubie» komedji Niemcewicza, a w jednym z ostatnich numerów «Dziennika» znajdujemy notatkę bibljograficzną Lelewela, który w tym roku właśnie objął katedrę historji w uniwersytekie wileńskim.

Pierwszy rocznik «Dziennika» w znacznej swej części jest poświę­cony pamięci E. Słowackiego i zamieszcza jego rozprawę: o sztuce dobrego pisania w języku polskim» i przekład pieśni V z poematu «o imaginacji» Delilla. W dziale poezji zajmują poczesne miejsce niedrukowane dotąd nigdzie niektóre wiersze Trębeckiego, który także umarł w tym czasie. W r. 1809 straciła Litwa swego dość popularnego poetę, tłómacza Fedry, Ksawerego Chomińskiego, poetę, wojewodę mścisławskiego i jenerała. Przez cześć dla jego pamięci zamieszcza «Dziennik» dwie jego ody: «O stałości umysłu w obojej doli»; «Na zepsucie świata». Poeta, jak jego utwory jest oddawna zapomniany.

Śród współpracowników działu literackiego «Dziennika wileń­skiego», których imię przeszło do potomności, zaznaczyć jeszcze wypada Antoniego Góreckiego, znakomitego bajkopisarza, który w owych czasach mieszkał w pow. lidzkim i zasilał «Dziennik» bajkami oryginalnemi i naśladowanemi oraz innemi poezjami. Zamieszcza jeszcze «Dziennik» poezje Aleksego Kotiużyńskiego, pijara znanego tłómacza Georgik Wirgiljusza. Inni jego poeci: Jan Styczyński (nauczyciel gimnazjum z Winnicy), Faustyn Bernatowicz, Michał Markjanowicz i rozmaici N. N., P. i t. d. nie wybili się nigdy i są zupełnie nieznami.

Zaznaczyć jeszcze wypada, że w pierwszym rocznika debiutują w piśmiennictwie: przyszły historyk Litwy, Teodor Narbut, który przecie bierze się jeszcze nic do swoich rzeczy i drukuje przekład ody J. J. Rousseau: «Uniesienie duszy dążącej do poznania Boga przez rozważanie dzieł jego» i przyszły historyk i geograf Michał Baliński, student wówczas, który drukuje streszczenie pracy Julliena: «Używanie czasu dla uszczęśliwienia życia».

Czy «Dziennik Wileński» daje jakie takie pojęcie o życiu społecznem Wilna? czy ma artykuły o potrzebach, życzeniach kraju i miasta?

Ma, ale w stopniu bardzo słabym. Dość szczegółowo zajmuje się pismo uniwersytetem, drukuje sprawozdanie o jego posiedzeniach pióra prawdopodobnie samego Kontryma, który był urzędowym historykiem uniwersytetu, podaje wiadomości o książkach i czasopismach, wychodzących, lub mających wyjść w Wilnie, ale po za tem nic. Zaznaczyć trzeba, że w «Dziennniku» z r. 1815 wydrukowany został bodaj czy nie pierwszy na Litwie: artykuł wstępny w znaczeniu dzisiejszym i feljeton — kronika. Artykuł nosi tytuł: «Umiarkowanie wydatków

[s. 56]

względnie do przychodów dla własnej i powszechnej pomyślności», a o treści jego mówi dostatecznie sam tytuł. Między innemi zawiera on taką, niby zaczerpniętą z pism pozytywistów myśl «Do zupełnego powszechnego uszczęśliwienia należy nie tylko męstwo, stałość i oświecenie, ale też dostatek osób pojedynczych, a przez to i dobre mienie całego kraju».

Feljeton nosi tytuł «koniec roku 1815» i zawiera w rymach przegląd życia za rok ubiegły. Jak każda pierwsza próba, feljeton-kronika, pomimo zgrabnego wiersza, jest dość nieudatnym, gdyż fakty, o jakich mówi są zbyt ogólnikowe. «Koniec r. 1815» równie dobrze mógł by się nazywać końcem roku 1915 i t. d.

Feljetonowy charakter nosi również list do redaktora «Dziennika Wileńskiego», karcący wadę społeczeństwa owoczesnego, książkowstręt. W liście tym p. Zacharjasz Krytykiłło pisze:

— Mości Fanie Redaktore! Czy Waćpan Litwin, czy Żmudzin, czy uczciwszy uszy Mazur, wiesz zapewne o tej nieszczęśliwej przy­warze narodu naszego, że w nim mało ludzi, lubiących bawić się książką i czytać. W klimacie tak ostrym, jak nasz, gdzie prawie osiem miesięcy zimno, gdzie w lecie mało nocy, w zimie mało dnia, unikając nudy, trzeba zbywające od gospodarstwa chwile trawić albo przy kieliszku, albo na plotkach, albo na facjendach sejmikowych, na wykrętactwach prawniczych, godzących na własność i spokojność sąsiada.

— Gdyby u nas więcej czytano, starano się o wiadomości poży­teczne i przyjemne, mielibyśmy mniej procesów, eksdywizji i burd sejmikowych, które nie tylko wystawiają nas na pośmiewisko cudzo­ziemców i ludzi rozsądnych w kraju, ale nas już pozbawiły tej otwar­tości, prostoty i uczciwości obyczajów, jakie niegdyś prowincje nasze zdobiły. Wreszcie może i my byśmy się zdobyli na jakiego Kochanow­skiego, Krasickiego, gdybyśmy nie marnowali zdolności naszych na bredniach i dzikich śmiesznościach.

— Te uwagi uwijając się po mej głowie przekonały mnie, jakby to było rzeczą i dla oświaty i dla obyczajów pożyteczną, gdybyśmy polubili czytanie. W tym celu zachęcałem ziomków moich do zapisania sobie «Dz. Wileńskiego», ale, mospanie redaktorze, żeby pociągnąć do czytania ludzi, trzeba pisać rzeczy pożyteczne i zabawne, a pisać je przyjemnie i zrozumiale, a zatem nie używać słów w języku naszym i nieznanych i niepotrzebnych.

Po takim wstępie autor karci ostro redakcję «Dziennika» za używanie słowa «istnieć», twierdząc, że jest to wstrętny neologizm, którego unikać należy. Umieszczenie tego listu robi honor bezstronności redakcji i Kontryma, zresztą urywek powyższy można-by powtarzać od czasu do czasu, gdyż na punkcie wstrętu do czytania społeczeństwo nasze podobno nie tylko nie cofa się, ale robi postępy.

[s. 57]

«Wiadomości brukowe». — Ich program. — Towarzystwo Szubrawców. — Znaczenie wyrazu Szubrawiec. — Co o tern sądzili sami Szubrawcy? — Kodeks towarzystwa Szubrawców. — Nazwiska Szubrawców. — Urzędy. — Apolityczność Szubrawców. — Oda «Szczęście i pokój».— Historja związku.— «Mixtum chaos». — Prezydenci Szu­brawców: Szymkiewicz, Kontrym, Jędrzej Śniadecki.— Uroczystość na cześć Śnia­deckiego. — Koncept Borowskiego. — Madrygał Auszlawisa. — Powitanie pra-prawnuka Baki.

W r. 1815 Wilno i Litwa posiadały, jak widzieliśmy, dwa pis­ma: gazetę polityczną, dającą tak czy owak czasami z opóźnieniem wszelkie wiadomości z zakresu polityki zagranicznej i miesięcznik, in­formujący zupełnie zadawalniająco o odkryciach i teorjach naukowych, posiadający nadto przyzwoity dział literacki, zawierający powieści i poezje oryginalne i tłómaczone. Obydwa pisma nie uwzględniały zu­pełnie miasta, jego życia, to jest tego, co tak wiele miejsca zajmuje w dzienniku współczesnym: kroniki wypadków, sądowej, teatralnej, to­warzyskiej i t. d. i t. d.

Potrzebę podobnego pisma odczuwano, zdawano sobie nawet do­kładnie sprawę z tego, jak ma wyglądać, jakim powinien być jego program i oto powstają « Wiadomości brukowe».

— «Miały one być, — znajdujemy wzmiankę w rocznikach ów­czesnych, — zbiorem nowin i wydarzeń słyszanych lub zachodzących na brukach, czyli ulicach Wilna i bliższych okolicach i każdy arty­kuł tak, jak w gazecie politycznej z krajów i miast, tu z różnych ulic, rynków i miejsc miał pochodzić».

W r. 1816 Ignacy Lachnicki, wydał kilka numerków owych «Wiadomości brukowych». Zawierały one parę feljetonów społecznych jakbyśmy to dziś nazwali, opis jakiejś maskarady, nieco plotek w ro­dzaju: «przejeżdżał tędy pewien urzędnik, który z powiatu do miasta przyjechał trzema końmi, a wyjechał jednym, wolał je zostawić przy­jacielskiej pieczołowitości, niż narażać się na niebezpieczeństwo, ja­kiem zagrażała gołoledź». Było to wszystko zrobione dość licho, przesypane obficie jakiemiś aluzjami osobistemi, których dziś zrozumieć niepodobna, ale sama myśl wydawania takiego aktualnego pisma po­dobała się bardzo. «Wiadomości» założone przez Lachnickiego utrzymały się i grały wielką rolę, stawszy się organem Szubrawców.

Utarło się pojęcie, że Szubrawcy to towarzystwo literackie, ale w rzeczywistości tak nie jest: Szubrawcy to towarzystwo o bardziej szerokim zakresie czynności. Towarzystwo to gra tak wybitną rolę w życiu umysłowem i piśmiennictwie, że musimy poświęcić mu obszer­niejszą wzmiankę. Zwłaszcze, że Szubrawcy to właściwie redakcja «Wiad. br.», a również współpracownicy innych pism ówczesnych. Historja czasopism polskich w Wilnie w okresie od 1815 do 1822 r. to historja Szubrawców.

[s. 58]

Dla czego towarzystwo wileńskie przybrało tak dziwaczną nazwę, nie wiemy dokładnie. Chmielowski pisze, że wileńczycy, którym towa­rzystwo dało się we znaki swemi drwinami i przycinkami, zaczęli mówić o jego członkach nie inaczej jak «ci szubrawcy», co podchwycili człon­kowie towarzystwa i sami zaczęli się nazywać w ten sposób. Przypusz­czenie to nie wydaje się nam uzasadnionem wobec licznych opinji w tym względzie samych Szubrawców. W towarzystwie tem był zwyczaj, na­kazujący witać każdego nowego członka przyjętego do grona Szubraw­ców, mową, wierszem lub prozą, a w mowie tej opowiadać historję towarzystwa od początku. W mowach tych znajdujemy niejednokrot­nie objaśnienie słowa «szubrawiec».

Szubrawiec, — głosi jedna mowa, — znaczy to samo, co we wszystkich słowiańskich djalektach szybowiec. Wzięty wyraz od szybo­wania, czyli szybkiego biegu po ziemi, wodzie i powietrzu. Takoż dość rzucić okiem na różnorodne wzmianki w «Wiadomościach brukowych», aby się o tem przekonać.

W innem miejscu znajdujemy takie krótkie objaśnienie słowa szubrawiec:

Z ukosa, czy z oblicza, od okna, od sieni

Szubrawiec jest vir verus ani się odmieni.

Inny Szubrawiec, Żywibund Mingajło, tak tłómaczy ten wyraz w «Dzien. Wileńskim» w r. 1818:

«Szubrawiec podług scholastów dziuplowych znaczył to, co łacinnicy nazywali vir probus dicendi peritus. Pokazuje się z tych schola­stów, że szubrawcowie mieli szczególniejszy wstręt do tak zwanych kaulinikas i girtuokle, to jest do ludzi, szukających bez pracy korzy­stania z innych w pozornej zabawie i pijących bez pragnienia dla odu­rzenia głowy. Wstręt takowy starali się utwierdzać w sobie i udzielać go drugim, a tym końcem odbywali ćwiczenia i schadzki. U nich najprzedniejszym zacnych mężów przymiotem była wstrzemięźliwość, którą poczytywali za jedyną sprężynę w dzielnej tęgości. Jest podo­bieństwo, że taki duch panował w ten czas, kiedy litwini od morza do morza rozciągali potęgę. Jagiełło i Witold napojów mocnych zgoła nie używali»…

Literatura szubrawska potwierdza niejednokrotnie, że to słowo miało, a przynajmniej starano mu się nadać takie znaczenie, jak o tera pisze Mingajło, ale niestety, jeżeli wileńczycy chcieli wzbogacić język polski nowym wyrazem, w tem znaczeniu, to spotkało ich najzupełniejsze fiasco. Nazwać kogoś szubrawcem nie znaczy bynajmniej przypodchlebić mu i dumne wykrzykniki literatów i dziennikarzy wileń­skich: szubrawcy jesteśmy, dziś są śmieszne… I wyrazy mają swoje fata: stańczyk miało być wymysłem, stało się terminem nie ubliżającym nikomu, szubrawiec miało być nazwą człowieka, pełnego cnót obywa­telskich i osobistych, stało się wymysłem.

[s. 59]

Z pism szubrawskich, ogłoszonych różnemi czasy w «Dzien. wileńskim» i «Tygodniku wileńskim» wnosić można, że towarzystwo to po­wstało w połowie, lub w końcu r. 1816. Początkowo było to kółko, nie związane żadnym statutem, czy regulaminem i dopiero w r. 1817 uło­żono, spisano i 18 czerwca w Wilnie na ulicy Wileńskiej w kamienicy sztackiej sowietnicy Ciechanowieckiej pod No 403 uchwalono, statut czyli kodeks towarzystwa Szubrawców. Kodeks ten opiewał między innemi:

Zamiarem towarzystwa jest wyświecać szpetność przywar i nało­gów, które z natury swojej nie mogąc być prawem powściągane, są jednak dla społeczeństwa bardzo szkodliwe, a u nas zdawna pospolite. Do nałogów tych należą: używanie nałogowe mocnych napojów, gra w karty, pieniactwo, chlubienie się tytułami ojców, fałszywe mniema­nie, jakoby można być obywatelem światłym, nie zajmując się nigdy w życiu ksiąg czytaniem.

Środkiem dążenia do tego zamiaru jest przykładanie się, ażeby nie przestawały wychodzić teraźniejsze «Wiadomości brukowe» w duchu swoim niniejszym. Zadaniem towarzystwa jest opracowywanie i do­starczanie pism do «Wiadomości brukowych.»

Członkowie towarzystwa dzielili się na miejskich (urbani) i wiejskich (rusticani) i członkami rzeczywistymi we współ czesnem znaczeniu tego wyrazu byli tylko członkowie miejscy. Ich liczba nie powinna była przewyższać 40. Członek miejski powinien był mieć przynajmniej 25 lat.

Każdy członek zobowiązywał się: 1) pełnić pilnie obowiązki stanu i powołania, 2) nie używać napojów, 3) nie grać w karty, 4) czytać przynajmniej jedną gazetę polityczną i jedną literacką, 5) w ciągu miesiąca przeczytać przynajmniej jedną książkę, 6) mieć przynajmniej 10 książek i w tej liczbie historję i geografję Polski i kupować przy­najmniej jedną książkę na rok. Nadto każdy Szubrawiec był obowią­zany przygotować co 20 dni przynajmniej jedną ćwiartkę do druku w «Wiadomościach brukowych», wybór treści pozostawiono do uznania autorów. W zakres «Wiadomości brukowych» wchodziło i «uwielbienie cnotliwych czynów dla zbudowania innych», aby tylko pisane było w stylu lekkim i zabawnym, czyli szubrawskim.

Jak widać z danych powyższych, towarzystwo Szubrawców była to instytucja o zadaniach bardzo szeroko zakreślonych, które-by wy­starczyły do zapełnienia programu kilku towarzystw współczesnych, a więc było to:

a) towarzystwo popierania wydawnictw polskich wogóle i w szcze­gólności czasopisma: «Wiadomości brukowe». To ostatnie nie było własnością towarzystwa, prowadził je na swoje ryzyko redaktor, który pokrywał straty i zabierał zyski, o ile takie były. Szubrawcy tedy byli towarzystwem, zasilającem swemi pracami i popierającem «Wiadomości brakowe».

[s. 60]

b) Był to typowy Tugendbund, jakie zawiązywano w owych cza­sach w Niemczech i jakich parę powstało w Petersburgu i z jakich z czasem wyrosły stowarzyszenia dekabrystów. Miał on na celu umoralnienie swoich członków i zwalczanie za pomocą jawności i satyry objawów i prądów niemoralnych.

c) Było to towarzystwo abstynentów, którzy uprawiali dwa ro­dzaje abstynencji: nie pili i nie grali w karty, w pismach przecie szubrawskich można znaleźć wskazówki, że i wstrzemięźliwość płciowa była wskazaną: «Nie adresuj się śmiało do cudzych Imości»— mówi stary Szubrawiec do młodego.

d) Związek Szubrawców można również uważać za towarzystwo literackie. Periodycznie, (co dwadzieścia dni odbywały się zgromadze­nia (schadzki, jak to nazywano wówczas) na których odczytywano i krytykowano artykuły dostarczone przez członków.

Towarzystwo Szubrawców miało jeszcze jedną właściwość, zapoży­czoną bodaj czy nie u masonów. Każdy członek otrzymywał przezwisko i pod tym imieniem figurował w spisach członków i protokułach obrad. Statut zalecał branie tych przezwisk z mitologji i starych podań litewskich. Szubrawcy mieli takie przezwiska: Perkunas (d-r Szymkie­wicz), Poklus (Kontrym), Sotwaros (Jędrzej Śniadecki), Auszlawis (Michał Baliński), Gulbi (Ignacy Szydłowski) i t. d. Za rozmaite zasłu­gi Szubrawiec otrzymywał tytuł dostojnika, lub dygnitarza towarzystwa, co nie dawało żadnych praw szczególnych, a było nawpół poważnym, nawpół humorystycznym honorem. Był dygnitarz—«witajnik» (prawdo­podobnie członek, którego obowiązkiem było wygłaszać przemowy do nowych członków, wstępujących do towarzystwa), dygnitarz «ojciec» i tak dalej.

Prócz tego były w towarzystwie urzędy, połączone z obowiązka­mi: prezydent, fundator, mówca, strażnik, trzymający łopatę, sekre­tarz, redaktor i dwaj członkowie komitetu redakcyjnego.

Na czem polegały obowiązki urzędników przeważnie wskazują nazwy. Fundatorem nazywał się członek, którego pierwiastkowe wspar­cie i dopomaganie przyczyniło się najskuteczniej do utrwalenia «Wiadomości brukowych». Żadna uchwała dotycząca poprawy lub zmiany kodeksu nie mogła zapaść w nieobecności fundatora. Mówca prezydował w komitecie redakcyjnym i referował sprawy i t. d.

Ceremonjał posiedzeń szubrawcy zapożyczyli również od masonów. Na znak rozpoczęcia posiedzenia prezydent nakrywał głowę i dzwonił. Na posiedzeniu członkowie siedzieli z nakrytemi głowami, proszący o głos zdejmował kapelusz. Nad porządkiem obrad czuwał prezydent, a gdy jego interwencja nie pomagała, występował strażnik porządku z łopatą. Zamykając posiedzenie prezydent odkrywał głowę.

Ze stanowiska rosyjskiego kodeksu karnego za otworzenie nawet tak niewinnego związku, jakim byli szubrawcy groziła surowa odpo­wiedzialność.

[s. 61]

Zachodzi przecie pytanie, czy rzeczywiście związek byt tak niewinnym, jak się wydaje, czy prócz kodeksu jawnego nie miał jeszcze kodeksu tajemnego, jakichś celów i dążeń ukrytych. Zdaje się, że tak nie było: Szubrawcy rzeczywiście byli stowarzyszeniem bardzo niewinnem, nie mającem nic wspólnego z polityką. W literaturze szubrawskiej, w jednej z mów, które wygłaszano na powitanie kogoś z no­wych członków, znajdujemy taki ustęp:

Ty co masz składać część tego budynku
I bratem naszym zostać bez różnicy
Nieś nam cnotliwe chęci w upominku.

Lecz tu nie szukaj żadnej tajemnicy.

Nikt u nas skryty ślepej nocy mrokiem

Nie szedł do światła z zawiązanem okiem.

Czynności nasze są jawne przed światem

Nic nam nie zada potwarz jadowita,

Chociaż się dąsa i zębami zgrzyta,

Ale daremnie, cóż skorzysta na tem?

Jeżeli chodzi o dowody «prawomyślności» Szubrawców, to za taki może służyć między innemi «Szczęście i pokój», oda Szydłowskiego (szubrawca Gulbi). Opisuje tam on błogi stan, w jakim się znajdowała Litwa przed rokiem 1812:

Pod mądrem Minerwy okiem
Tu przemysł z nauką wzrasta,

Obfitość płynie potokiem.

Wznoszą się wspaniałe miasta,

Tam sztuka z smakiem złączona,

Sączy rozkosz z swego łona,

Która przez słodkie wrażenie

Czaruje zmysły śmiertelnych

I skutkiem powabów dzielnych

Pomnaża uszczęśliwienie.

Wszystko było pięknie i dobrze aż oto:

Otworzyły się otchłanie.

Oto jędz zgraja wylata

I szerzy swe panowanie

Na ucisk nędznego świata

Wściekłość zajęła narody.

Słychać głos wszędzie: do broni!

Gdzież szczęście? o nędzna dola!

Patrz, oto zaległy pola

Płatnych zbójców miljony:

Widzisz jak zdziczałe hordy

Lecą na wzajemne mordy

Uciekła Temis zhańbiona

Wdzięcznych muz nie słychać pienia.

O Boże! w gniewie surowy,
Wstrzymaj cios zgubny dla świata,

Na sprawców nieszczęść tych głowy

Niechaj twój piorun wylata.

Niechaj społeczność skrzywdzona

Ich zgubą będzie zemszczona.

Niech bojaźń kary wytrąca

Z rąk krwawych mordercze bronie.

[s. 62]

Oda powyższa, traktująca Napoleona i jego wojny ze stanowiska poglądów Świętego Przymierza, cieszyła się przecie ogromnem powo­dzeniem, które dowodzi, że społeczeństwo zgadzało się z myślą zasad­niczą autora.

Historję powstania i pierwszych lat istnienia towarzystwa szu­brawców i «Wiadomości brukowych» tak opisuje Michał Baliński dostojnik Auszlawis w wierszu p. t. «Mixtum chaos».

Nasz pan Dzidzis Lado[ii]

Za Poklusa[iii] i innych przedrwigłówków radą

By jakieś magnetyczne[iv] uprzedzić roztyrki,

Wypalił, jak z Baroko gatunek satyrki,

A żywo zachęcony tak zręcznym przypadkiem,

Palnął i drugą piórem złośliwem, lecz gładkiem.

Pisemko podobało się, zaczęto go czytać, a:

W ten czas Poklus uważając po zakroju takim,

Że się ten świstek może stać nieladajakim,

Układa w płodnej zawsze na projekta myśli,

Czy nie dobrzeby na nim literaci wyszli.

Opuszczając niektóre szczegóły retoryczne, dowiadujemy się, że Kontrym, umyśliwszy założyć towarzystwo Szubrawców:

Zwołał tłum literatów goły i drażliwy.

Zgromadzenie odbyło się:

W mieszkaniu Pateli[v] przy dobrej herbacie

Gdy się wszyscy zebrali:

Wszedł Perkunas[vi], usiadł i zażył tabaki.

Na to hasło, którego nikt się nie spodziewał,

Umilkł każdy, pan Sejmi jeden tylko ziewał.

Zatem Poklus ów ojciec, jubilat szanowny

Wznosi pośród swych dzieci głos dzielny, wymowny,

Wyłuszcza powody, dla których zgromadził.

Długo mówił Kontrym i skończył w te słowa:

Bracia, — rzekł, — wiecież co? ot mam projekt za katy:

Zostajecie Szubrawcami — i łyknął herbaty.

Projekt przyjęto nie od razu:

Powstaje wielka wrzawa, schodzi czas w hałasie.

Wreszcie zwycięża Poklus… Jak rzekł tak się stało.

[s. 63]

Tak powstał związek Szubrawców. Jego inicjatorem był najoczywiściej Kontrym. Na prezydenta powołano widocznie najstarszego, naj­szanowniejszego ze zgromadzenia Jakóba Szymkiewicza, Perkunasem nazwanego, którego przybycia na zebranie nikt się nie spodziewał. Szubrawcy zresztę niebardzo byli zadowoleni z pierwszego prezesa, którego zasługi Auszlawis charakteryzuje w ten sposób:

On bronił Szubrawców imienia wymownie,

Milczał, a z nim Szubrawcy milczeli zarównie.

Daty urodzenia Szymkiewicza nie znamy, ale musiał to być już, sądząc ze wszystkiego, starszy człowiek, który przypuszczalnie stanął na czele Szubrawców przypadkowo. Nie cieszono się nim długo, gdyż w rok zaledwie po zawiązaniu towarzystwa, 6 listopada r. 1818 umarł w swoim majątku Fankiele. Po nim objął stanowisko prezydenta Kontrym, «Szubrawiec Poklus, dygnitarz ojciec, jubilat towarzystwa, trzykroć od braci tem nazwiskiem uroczyście na pełnej schadzce nazwany». I z tego przecie prezydenta Szubrawcy nie byli zadowoleni i Auszlawis w swojem «Mixtum chaosie» taką przypina łatkę dostojni­kowi. Gdy Perkunas.

… ten patryarcha poszedł do mogiły

Szanowny po nim Poklus dzwonił z całej siły.

Złote to były wieki, wszyscy smaczno spali,

Auszlawis tylko, Gulbi i Ojciec gadali.

Innemi słowy za Szymkiewicza i Kontryma towarzystwo miało niby wieść ospały żywot, a Szubrawcy pełnić swe obowiązki niedbale. Może jest w tem nieco prawdy, ale zdaje się, że Auszlawis, wzorem wszystkich chwalców, chcąc uwydatnić szczególnie zasługi nowego prezydenta, z rozmysłem obniżył zasługi jego poprzedników. Porównywując numery z r. 1817 i 1818 nie możemy w żadnym razie przyznać, aby ich treść była pod jakimkolwiek względem niższej próby, niż w r. 1819 i następnych latach. Bardzo być może, iż zamieszczano prace tylko kilku szubrawców: Auszlawisa (Balińskiego) Gulbiego (Szydłowskiogo) i Poklusa (Kontryma), inni zaś milczeli, ale przypuszczalnie był to zwykły stan rzeczy. Szubrawców było kilkunastu, parę dziesiątków może, trudno jednak przypuszczać, aby wszyscy pisali rzeczy, kwali­fikujące się do druku.

Ponieważ współpracownicy «Wiadomości brukowych» nie podpi­sywali swoich artykułów, przeto dziś niepodobna wyjaśnić czyją są one zasługą.

Jedno przecie nie ulega wątpliwości: «Podróże szlachcica na łopacie» pisał Jędrzej Śniadecki. Historja te i łopaty jest taka. Pewien szlachcic, spacerując za miastem, znalazł łopatę. Podniósł ją i chciał zanieść do domu, ale pokazało się, że to łopata czarnoksięska. Wy­starczało pomyśleć, siadłszy na nią: «chcę być tam, a tam», a łopata niosła szczęśliwego posiadacza, gdzie chciał być. Miała ona nadto taką

[s. 64]

własność, że ściany i dachy dlań nie istniały, a jej właściciel stawał się niewidzialnym i mógł widzieć i słyszeć wszystko.

Jędrzej Śniadecki był niezmordowany. Profesor, wykładający dwa ważne przedmioty: chemję, i farmację, lekarz z wielką praktyką, uczony, piszący liczne rozprawy z zakresu swej specjalności, miał dość czasu, aby na swej łopacie oblatywać domy obywateli miejskich, wiejskich zwłaszcza, podpatrywać tam rozmaite sceny i opisywać je zjadliwie w «Wiadomościach». Śniadecki miał już wówczas koło pięćdziesięciu lat, wiele doświadczenia, obserwacyj i znajomości, a że przy tem miał doskonały styl, wiele dowcipu i humoru, przeto był feljetonistą, jakiego podobno i dziś nie posiada dziennikarstwo nasze. W każdym razie uważanym być powinien za ojca feljetonu społecznego u nas; zważywszy zaś, że przez jego ucznia i naśladowcę Sękowskiego forma ta została wprowa­dzona do dziennikarstwa rosyjskiego, przeto w pismach Suworina, Burenina, Doroszewicza możeby znaleść można nie jeden temat, obraz, przenośnię zapożyczoną u Śniadeckiego.

Szubrawcy cenili wysoko swego mistrza, któremu ani wiek, ani powaga nie przeszkadzały uczestniczyć w bądź cobądź wesołych zgro­madzeniach szubrawskich i, po ustąpieniu Kontryma, powołali go na swego prezydenta.

Daty powołania Śniadeckiego, który otrzymał szubrawskie imię Sotwaros, ściśle nie znamy, ale przypuszczalnie musiało to się stać w końcu roku 1819. Kontrym widocznie ustąpił ze stanowiska prezy­denta dobrowolnie, uznając, że Śniadecki jest godniejszym tego tytułu. Zresztą Kontrym zachował godność wice-prezydenta, jak widać z na­stępującej wzmianki.

— Grumdrypp (jeden z pseudonimów Śniadeckiego) powrócił do kochanych dzieci swoich pod imieniem «szlachcica na łopacie» i nie tylko z nami przebywa, lecz jest prezydentem towarzystwa. Pierworodny syn jego Poklus miejsce jego zastępuje, jako uznany przez nas za ojca.

Uroczystość objęcia przez Śniadeckiego stanowiska prezydenta obchodzili Szubrawcy z ogromną pompą. Wygłoszono kilka mów prze­ważnie wierszem na cześć nowego wodza, nie szczędząc kadzideł wszel­kiego rodzaju. Zagaił posiedzenie profesor literatury Borowski, który, jako Szubrawiec Pergrubius, odczytał odezwę dawnego prezydenta to­warzystwa, Perkunasa, to jest doktora Szymkiewicza.

Nie wiele znamy utworów poetyckich tego, co uczył literatury polskiej Mickiewicza i Słowackiego, ale nie sądzimy, aby owa odezwa powitalna robiła zaszczyt jego taktowi artystycznemu. Śmierć wogóle, a śmierć człowieka zasłużonego nie jest wdzięcznym tematem do żar­tów poetyckich. Borowski, w imieniu nieboszczyka Szymkiewicza, w te słowa witał jego następcę:

[s. 65]

Teraz po mojej śmierci nie źle mi się dzieje,

Choć wolał-bym być z wami moi dobrodzieje,

Lecz cieszę się gdym w niebie rząd nad wami dostał.

Że tu Sotwaros ziemskim prezydentem został.

Niech was rządzi szczęśliwie! Zachód umierania

Nie dał mi z nim prawnego odbyć łapowania.

Ni go widzieć na schadzkach, ni słyszeć co pisze.

Z tych ostatnich wyrazów wnosić by należało, że Śniadecki przy­stąpił do towarzystwa Szubrawców dopiero wtedy kiedy Szymkiewicz był już chory, z drugiej przecie strony utwory «szlachcica na łopacie» okazują się w pierwszych numerach z r. 1817, a więc jeszcze przed zawiązaniem towarzystwa. Wypadało by stąd, że Śniadecki zasilał «Wiadomości,» nie będąc jeszcze Szubrawcem.

Wracając do uroczystości powitalnej, zaznaczyć trzeba, że dwaj generalni wierszopisowie Szubrawscy: Auszlawis (Baliński) i Gulbi (Szydłowski) wystąpili również z oracjami rymowanemi. Zwłaszcza po­pisywał się Auszlawis. Zaczął górnie od opisu lotu orła, który wzbił się w chmurę, a potem prawił:

Was ja bracia ulubieni
, Chciałem w tym orle wystawić,

Was, co nad motłoch wzniesieni,
Śmieliście uczyć i bawić
Świętym natchnieni zamiarem,
Wzgardziwszy uprzedzeń gwarem,

Stajecie w przybytku chwały.

A głos powszechny, głos Boży

Przez was winowajców trwoży.

Niecąc szyderstwa postrzały.

O Śniadeckim Auszlawis tak się wyraża:

Ty uczony Sotwarosie,

Ty Palladą jesteś naszą.

Ustępy powyższe, jak i ów obchód na cześć Śniadeckiego, świadczą, że Szubrawcy z jednej strony byli bardzo wysokiego mniemania o swej działalności, jak osobach nie szczędzili bynajmniej sobie wzajem kadzideł. Od takich wyrażeń, jak: «lajcie nas jak chcecie, ale
się nauczcie czytać i myśleć» aż się roi w «Wiadomościach brukowych», skromność wogóle nie należała do cnót Szubrawców i nie gardzili oni tem, co się dziś nazywa reklamowaniem. Jest to drobna słabostka wielu wielkich ludzi, ale zawsze słabostka.

Aby skończyć z tą kwestją, przytoczę jeszcze jeden ustęp z «Kur. Litewsk.» Pra-prawnuk księdza Baki, przyjaciel prawdy, dowiedzia­wszy się o powstaniu towarzystwa Szubrawców, wystosował list, w którym biada przedewszystkiem nad nieprawościami świata. Mądrzy, powiada, — pisali ustawy, ale ich nikt nie słucha, bajki też już chybiają celu, bo ich nie czytają, teatr również nie poprawia obyczajów, bo:

………….nieuki,
Na teatr brną nie dla sztuki,
Pić w bufecie, lub się kłócić
I aktorki bałamucić.

[s. 66]

Źle by było na świecie zupełnie, ale:

…. cnoty wyznawcy.

Nazywają się Szubrawcy,

Zebrawszy się do gromady.

Wytykają ludzkie wady,

W szynkach, sklepach, pałacach,

Po ulicach i na placach,

Wśród magnatów, urzędników

Walczą cnoty przeciwników

I wskazują ludziom wszędy,

Wady gorszące i błędy,

Ogłaszając to bez złości,

Przez brukowe wiadomości.

Tak tedy Szubrawcy byli święcie tego przekonania, że posiadają sekret sztuki życia, że wiedzą, jak postępować należy i jak nie należy, i śmiało narzucali społeczeństwu swoje ideały, szydząc z tych, co innemi kroczą drogami. Ideały to były, jak widać ze statutu, przy­toczonego powyżej, bardzo elementarne, recepta zbawienia narodu pro­sta aż do zbytku. «Nie pij, nie graj, pracuj, czytaj, nie pożądaj żony bliźniego twego» słowem wszystko rzeczy, o których «dawno w pań­skim pisano zakonie». Stawiając społeczeństwu wzory do naśladowa­nia, Szubrawcy nie byli zbyt oryginalni i pomysłowi i bezwarunkowo mocniejszemi byli we wskazywaniu wad i usterek ustroju ówczesnego niż w wytykaniu dróg dnia jutrzejszego, celów ogólnych, odległych. W rozdziale następnym postaramy się wyświetlić poglądy społeczne Szubrawców na podstawie spóścizny literackiej po nich.

W. Ciechowski


[i] Tu zaznaczyć trzeba, że Estrejcher (Bibliografía polska XIX w.) prócz Eu­zebiusza Słowackiego zna jeszcze Erazma Słowackiego, który jakoby miał wydać: «wiersz do Aleksandra I» i «o życiu i pracach Czecha», Wilno 1811, a również był redaktorem «Kurjera Litewskiego» przez pół roku. Oczywista rzecz, że Erazm i Euzebjusz to jedno (może ojciec Juljusz a miał dwa imiona), zaś redagował Erazm czy Euzebjusz «Kurjera» nie pół, a półtora roku.

Mówiąc o rodzinie Słowackich, zaznaczyć wypada, że w XVI wieku żył pro­fesor akademji Krakowskiej, znakomity astronom tego nazwiska, rodem z Krakowa, imieniem Piotr, podpisujący się po łacinie Petrus Slovacius Zdakowiensis. Ten został bakałarzem filozofji w r. 1567, a umarł w r. 1588. Zkąd wnosić można, że, jak inni Słowaccy, żył krótko.

[ii] Ignacy Emanuel Lachnicki, doktór filozofji i kamerjunkier.

[iii] Kontryma.

[iv] Lachnicki wydawał „Pamiętnik magnetyczny” i był przewodniczącym, czy głównym filarem kółka spirytystów, czy okultystów wileńskich. Ze wzmianki tej wnosić można, że „Wiadomości miały być pierwotnie tem, czem się stał z czasem „Pamiętnik magnetyczny”.

[v] Sztacka sowietnica Ciechanowiecka. Wnosząc z tego, że i ona miała przezwisko, można przypuszczać, że do towarzystwa szubrawców należały i kobiety.

[vi] Jakób Szymkiewicz leib-medyk cesarza Aleksandra I, wybitny lekarz, autor wielu prac naukowych.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply