Sąd Najwyższy uchylił we wtorek decyzje polskich sądów o wydaniu rosyjskim władzom obywatela Ukrainy podejrzanego o dokonanie w Rosji w 2005 roku przestępstwa kryminalnego – pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Zdaniem SN sądy decydując o ekstradycji Ukraińca nie wyjaśniły, czy skutkiem ekstradycji nie będzie naruszenie wolności i praw ściganego.
W styczniu br. sąd okręgowy a później sąd apelacyjny stwierdziły dopuszczalność wydania obywatela Ukrainy Jarosława K. władzom Federacji Rosyjskiej. Ukrainiec jest w Rosji podejrzany o udział w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym. Do przestępstwa miało dojść w 2005 roku a Rosja zaczęła jego poszukiwania międzynarodowe dopiero w 2017 roku.
W trakcie postępowania przed sądem apelacyjnym obrona Jarosława K. wskazywała na fakt, iż Rosja przez 12 lat nie podejmowała działań mających na celu pociągnięcie Ukraińca do odpowiedzialności. Podnoszono argument, że w 2015 roku podejrzany brał udział w budowie „konstrukcji obronnych” na wschodzie Ukrainy w rejonie działań wojennych i w związku z tym prawa Jarosława K. byłyby w Rosji zagrożone. Jak podaje strona internetowa RPO, podkreślano też brak możliwości skorzystania przez niego z prawa do opieki dyplomatyczno-konsularnej swojego kraju w sytuacji wojny. Strona rosyjska zapewniała, że jakiekolwiek jego prześladowania nie będą miały miejsca. 1 lutego 2018 r. sąd apelacyjny utrzymał postanowienie sądu pierwszej instancji.
RPO złożył kasację do Sądu Najwyższego, uznając że orzeczenie sądu apelacyjnego zapadło z rażącym naruszeniem prawa. Zarzucił sądowi apelacyjnemu, że nie sprawdził należycie, czy nie dojdzie do istotnego naruszenia praw i wolności ściganego z uwagi na „jego udział w wojnie z Rosją”, a także nie odniósł się do argumentu o pozbawieniu go opieki konsularnej.
Jak podaje RPO, w kasacji podkreślono, że organom Federacji Rosyjskiej znany był fakt, że ścigany przebywał od 2005 r. na Ukrainie, a mimo to podjęcie poszukiwań za granicą nastąpiło dopiero w 2017 r., czyli już po jego zaangażowaniu w konflikt zbrojny. – Nie sposób wyjaśnić, dlaczego organy Federacji Rosyjskiej przez 12 lat, mimo wiedzy na temat narodowości i pochodzenia ściganego nie zwróciły się do Ukrainy o jego zatrzymanie i wydanie – napisał zastępca RPO Stanisław Trociuk.
Prokuratura Krajowa stała na stanowisku, że kasacja RPO jest „oczywiście bezzasadna”. Obrona Jarosława K. poparła kasację.
6 listopada br. trzyosobowy skład SN uwzględnił kasację uchylając postanowienie sądu apelacyjnego i przekazując mu sprawę do ponownego rozpatrzenia. W ustnym uzasadnieniu SN wskazał, aby przy ponownym rozpatrzeniu całej sprawy rozważono wystąpienie do strony rosyjskiej o uzupełnienie materiału dowodowego.
Przypomnijmy, że 13. września br. Ukraina wydała Rosji Timura Tumgojewa, rosyjskiego obywatela pochodzącego z Inguszetii, którego rosyjskie organa ścigania podejrzewały o udział w działaniach wojennych w Syrii po stronie tzw. Państwa Islamskiego (ISIS). Po jego ekstradycji w Kijowie doszło do zamieszek – weterani batalionów ochotniczych twierdzili, że Tumgojew był uczestnikiem walk w Donbasie po stronie ukraińskiej – miał tam walczyć w batalionie im. szejka Mansura. Według ukraińskiej prokuratury Tumgojew nie walczył w Donbasie.
Kresy.pl / rpo.gov.pl
Czy Polskie śądy i rzecznik praw obywatelskich nie mają nic do roboty, po za obroną kurwaińskich morderców?