„Wylądowałem w szpitalu… Srałem czarnym gównem. Nie chcę mieć z polityką nic wspólnego”.

Kazimierz Kutz w rozmowie z tygodnikiem “Newsweek” opowiada o swoich politycznych porażkach i przyznaje, że polityki ma dość.

„Czuję się jak wieprz prowadzony do rzeźni”– mówi reżyser. Kutz opowiada, dlaczego zniknął z życia publicznego. „Przeżywam być może ostatni zakręt w moim życiu. Jestem jak konduktor na końcowym kursie, który wie, że przed nim już tylko zjazd do zajezdni, ale ciągle jeszcze jedzie. Zmagam się ze starością. Próbuję w tym paskudnym dziadzieniu znaleźć jakiś modus vivendi, ale czy mi się uda? Nie wiem”– przyznaje Kutz.

Reżyser i polityk przyznaje się do poczucia klęski w swoich wyborach politycznych. Mówi o porażce w wyborach europejskich i rozstaniu z Januszem Palikotem. Według niego były to ostatnie z serii porażek. „Wydawało mi się, że obaj (z Tuskiem – red.) doskonale rozumiemy, co znaczy być innym. Kiedy więc wychłostany za dziadka z Wehrmachtu zwrócił się do mnie z propozycją startu jako lokomotywa wyborcza list PO, uwierzyłem, że będę mógł z nim coś dla Śląska zrobić. W sferze deklaracji nasza umowa wyglądała pięknie, ale tylko ja dopełniłem swojej części zobowiązań. Wygrałem dla Platformy wszystko, co było na Śląsku do wygrania, a Śląsk nadal pozostał dla rządu Tuska kłopotliwą kolonią wewnętrzną, której lepiej nie tykać” – tłumaczy.

Również źle się wypowiada o Januszu Palikocie. „Wiedziałem, że Palikot to farmazon, ale na początku naprawdę w niego uwierzyłem. To inteligenta bestia, on potrafi nieźle analizować sytuację polityczną, tylko że do polityki się nie nadaje. (…) Radziłem mu, żeby zerwał z konwencją błazna, nałożył ciemny garnitur, poszedł do fryzjera i stał się poważnym liderem partii. Nie posłuchał. Wybrał codzienne występy w telewizji. Widać głód celebryctwa był u niego nieskończenie wielki. I skończyło się, jak się skończyło” – tłumaczy tonem mentora Kutz.

Reżyser przyznaje, że za uczestnictwo w polityce zapłacił wysoką cenę: „Degradacją. Moja wartość została radykalnie obniżona. Wylądowałem w szpitalu, bo pękły mi jakieś flaki. Srałem czarnym gównem, ale po tygodniu powiedziałem: dość. Nie ma się co ślimaczyć, zamykamy ten epizod. Jeśli się gra wysoko i cały czas publicznie, tu upadek musi boleć. Ogólnie rzecz biorąc, głębszej ruiny wewnętrznej to we mnie nie spowodowało. Nie jęczę. Nie żebrzę o litość szefa żadnej partii. Nie chcę mieć już z polityką nic wspólnego” – kończy Kutz.

“Newsweek”/Stefczyk.info/KRESY.PL

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. tutejszym
    tutejszym :

    Ja osobiście Panu życzę: Osinowy kół w Pański pełen czarnego gówna tyłek. Za całokształt Pańskiej działalności i za zdradliwą działalność z ludźmi Pańskiego pokroju. Przyjmij Pan ode mnie moje osobiste słowa pogardy. Żegnam.