Po sześciu latach absolutnej dominacji Serbskiej Partii Postępowej, opozycja w Serbii jednoczy siły w celu odsunięcia od władzy postępowców i ich sojuszników, stale powiększających swoje wpływy w państwie. „Sojusz dla Serbii” wydaje się być jednak zlepkiem zbyt wielu przeciwstawnych sobie ugrupowań, aby mógł poważnie zagrozić obozowi prezydenta Aleksandara Vučicia.

Zdaniem przeciwników serbskiej głowy państwa i jej obozu politycznego, obecna sytuacja na serbskiej scenie politycznej żywo przypomina czasy rządów Slobodana Miloševicia, którego Vučić wspominał zresztą kilka dni temu z rozrzewnieniem. Serbia z każdym rokiem znajduje się więc coraz niżej w rankingu wolności prasy, kraj trawi korupcja, członkowie rządzących ugrupowań obsadzili między innymi serbski trybunał konstytucyjny, natomiast prowadzenie działalności gospodarczej bez odpowiednich znajomości jest niezwykle utrudnione.

Przed ponad osiemnastoma laty sytuacja wyglądała podobnie, stąd ugrupowania od prawa do lewa powołały Demokratyczną Opozycję Serbii. W 2000 roku szerokiej koalicji udało się wygrać wybory parlamentarne, a następnie utworzyć rząd Zorana Đinđicia, zastrzelonego trzy lata później przez snajpera wywodzącego się ze służb specjalnych. Najsilniejszą partią opozycyjnego porozumienia była wówczas centrolewicowa Partia Demokratyczna (DS), która także i teraz jest największą siłą powołanego na początku września „Sojuszu dla Serbii”.

Belgradzka nadzieja

Założyciele nowej siły jednoczącej opozycję wobec rządów Serbskiej Partii Postępowej (SNS) oraz jej sojuszników, postanowili wykorzystać sukces komitetu Dragana Đilasa w wyborach do rady miasta Belgradu. Polityk rządzący miastem w latach 2008-2013 skupił wokół siebie koalicję liberalnego Ruchu Wolnych Obywateli (PSG), narodowo-liberalnej Partii Ludowej (NS), Lewicy Serbii (LS) i mniejszych partii centrowych, które dysponują wspólnie drugim największym klubem radnych w serbskiej stolicy.

Tuż po wyborach w Belgradzie inicjatorzy porozumienia opozycji zapowiedzieli, iż będą chcieli stworzyć trwałe porozumienie na poziomie krajowym. Do współpracy zaproszono wszystkie ugrupowania przeciwników rządów Vučicia, co już na początku spowodowało zresztą niesnaski. Z inicjatywy wycofało się więc PSG byłego rzecznika praw obywatelskich Sašy Jankovicia, który odmówił współpracy z partiami eurosceptycznymi i nacjonalistycznymi. Do rozmów zaproszono bowiem nacjonalistyczne ugrupowania Dveri i Zdrowa Serbia (ZS), przy czym poza wspomnianymi już partiami w „Sojuszu dla Serbii” znalazło się miejsce głównie dla centrolewicy.

Zobacz także: Podwójna gra prezydenta Serbii

Wśród nacjonalistów przez dłuższy czas trwała zresztą także ożywiona dyskusja. Rada polityczna Dveri przegłosowała decyzję o wejściu do opozycyjnej koalicji niewielką przewagą głosów. Pojawiały się jednak nawet głosy o ewentualnym rozłamie w tej partii, a podobne plotki dotyczyły też DS. Ostatecznie 2 września oficjalnie ogłoszono rozpoczęcie działalności „Sojuszu dla Serbii”, który ma podejmować decyzję o swojej polityce drogą konsensusu pomiędzy tworzącymi go dziewięcioma ugrupowaniami.

Trzydzieści punktów

Na razie opozycja nie przedstawiła konkretnego programu zmian, ale trzydzieści punktów mających łączyć wszystkie partie współtworzące „Sojusz dla Serbii”. Najważniejsze z nich dotyczą przywrócenia standardów demokratycznych, a więc przeprowadzenia uczciwych wyborów parlamentarnych. Koalicja postuluje przede wszystkim wprowadzenie mechanizmów dzięki którym zlikwidowane zostaną praktyki polegające na kupowaniu głosów i korzystaniu z administracji państwowej w imię interesów partyjnych. W tym celu przeciwnicy władzy SNS domagają się utworzenia centralnego rejestru wyborców, umożliwienia elektronicznego głosowania obywatelom czy też instalacji kamer wideo w lokalach wyborczych.

W deklaracji poruszono oczywiście temat wolności mediów w Serbii. Opozycja chce więc, aby uniemożliwiono wywieranie presji na media ze strony państwowej administracji i zagwarantowano obywatelom prawo do otrzymywania obiektywnych i kompletnych informacji. Krytyce poddano przy tym zwłaszcza obecną taktykę, szeroko stosowaną przez pro-rządowych dziennikarzy, którzy tworzą atmosferę politycznego linczu na przeciwników obecnej władzy oraz dostarczają sensacyjne i najczęściej nieprawdziwe doniesienia.

„Sojusz dla Serbii” nie ucieka też od problemów społeczno-ekonomicznych kraju, dlatego na swoich sztandarach ma wypisaną walkę z ubóstwem wśród Serbów. Opozycja domaga się więc solidarności i pomocy dla najuboższych serbskich rodzin, które coraz częściej egzystują poniżej granicy ubóstwa. Ma się to łączyć także z polityką pro-rodzinną, polegającą głównie na wsparciu materialnym dla młodych par mających choćby trudności ze znalezieniem mieszkania. Rozwiązania ekonomiczne mają być przy tym kompleksowe i zachęcać m.in. serbskich emigrantów do powrotu do kraju.

Z pewnością największym wkładem prawicowej części „Sojuszu dla Serbii” jest jego stanowisko wobec Kosowa i Metohiji. Koalicja nie zgadza się bowiem na przeprowadzenie jakiegokolwiek referendum na tym terenie, dopóki nie będzie ono miało prawdziwie demokratycznego charakteru. Przede wszystkim jednak sojusz chce uregulować status Kosowa za pośrednictwem dialogu zgodnego z serbską konstytucją i prawem międzynarodowym, lecz nie zgadza się na jakiekolwiek porozumienie zmierzające do potwierdzenia podmiotowości kosowskiego państwa i jego przystąpienia do Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Za szeroko?

Mimo wypracowania wspólnego porozumienia, serbska opozycja wcale nie musi odnieść nawet szczątkowego sukcesu. Należy bowiem pamiętać, że choć „Sojusz dla Serbii” skupia ugrupowania wszystkich nurtów sceny politycznej, to jednak nie przystąpiły do niego wszystkie siły opozycyjne. Wśród członków sojuszu próżno bowiem szukać wspomnianego już PSG, narodowo-konserwatywnej Demokratycznej Partii Serbii (DSS), socjalliberalnej Nowej Partii (NS), antysystemowego ruchu „Dosyć!”, Partii Socjaldemokratycznej (SDS) czy monarchistycznej Nowej Serbii.

Najczęściej pojawiającym się zarzutem wobec „Sojuszu dla Serbii” jest duża przepaść ideowa pomiędzy jego poszczególnymi członkami. Co prawda liderzy koalicji twierdzą, że w obecnej sytuacji różnice te odgrywają drugorzędne znaczenie, a po odsunięciu SNS od władzy rządy przejęłaby techniczna grupa fachowców, to praktyczne zarządzanie podzieloną opozycją na dłuższą metę może uwypuklić istniejące podziały. Jak zauważa jeden z polityków centrolewicowej DS, największy rozdźwięk pomiędzy obecnymi sojusznikami dotyczy podejścia do integracji europejskiej i międzynarodowych mediacji na temat rozwiązania problemu Kosowa.

Jak na razie „Sojusz dla Serbii” cieszy się niewielkim sondażowym poparciem, bowiem badania z końca sierpnia mówią o ponad 9 proc. Serbów gotowych zagłosować na opozycyjne porozumienie. Blok skupiony wokół SNS w tym samym czasie mógłby liczyć na prawie 55 proc. głosów, natomiast wspomniani socjaldemokraci byłego premiera Borisa Tadicia samodzielnie uzyskaliby wynik zbliżony do sojuszu. Przystąpienie Tadicia do nowej inicjatywy zapewne bardzo by jej pomogło, ale dawny szef rządu nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji w tej sprawie.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply