Podwójna gra prezydenta Serbii ws. Kosowa

Prezydent Serbii Aleksandar Vucić przyjechał do Kosowa, aby zrealizować dwa cele: przygotować grunt pod ewentualne i wciąż mgliste porozumienie serbsko-kosowskie, jednocześnie zaspokajając oczekiwania nacjonalistycznie nastawionej części własnego elektoratu.

Weekendowy, dwudniowy pobyt Vucicia w Kosowie nie obył się bez zgrzytów. Wśród celów serbskiej głowy państwa znalazła się bowiem serbska enklawa na zachodzie Kosowa, czyli wieś Banje, do której jednak ostatecznie nie udało mu się przybyć. Powodem była blokada drogi dojazdowej przez blisko dwustu kosowskich weteranów wojny sprzed ponad dwudziestu lat, której tamtejsze służby bezpieczeństwa nie próbowały nawet rozbić. Z tego powodu współzałożyciel centroprawicowej Serbskiej Partii Postępowej (SNS) potępił kosowskie władze oraz siły stabilizacyjne ONZ.

Vuciciowi udało się jednak odwiedzić zaporę na jeziorze Gazivoda, będącym jednym z głównych przedmiotów sporu pomiędzy władzami w Belgradzie i Prisztinie. Od przyjazdu w te miejsce serbski prezydent uzależniał zresztą swoją wizytę, która i tak została jeszcze w piątek okrojona, gdy poinformowano, że nie dojdzie do spotkania z kosowskim odpowiednikiem Hashimem Thaçim.

Pojednanie z Albańczykami

Głównym punktem wizyty Vucicia w Republice Kosowa była serbska część miasta Mitrovica na północy samozwańczego państwa. Przyjazd serbskiego prezydenta wywołał spory entuzjazm wśród miejscowych Serbów. Była to bowiem historyczna, pierwsza podróż głowy państwa do dawnej serbskiej prowincji, od momentu proklamowania przez nią niepodległości.

Niechęć do albańskich sąsiadów jest w tym regionie powszechna, głównie z powodu prześladowania mniejszości serbskiej przez kosowskich szowinistów. Vucić odważył się wypowiedzieć tam kilka niepopularnych słów, związanych ze wspomnianymi negocjacjami o serbsko-kosowskim porozumieniu. Serbski prezydent zadeklarował, że jego celem jest obecnie budowa wspólnych relacji z Albańczykami, które będą wolne od podziałów z czasów wojny w byłej Jugosławii.

Muszą być one jednak kształtowane poprzez rozsądne i spokojne podejście, a więc niedopuszczalne są projekty istnienia Kosowa bez Albańczyków lub też Kosowa bez Serbów. Vucić opowiada się też za negocjacjami w sprawie pojednania właśnie na terenie Kosowa, nie zaś w Brukseli czy Belgradzie. Serbska głowa państwa nie ukrywa, że nie będzie to łatwy proces, lecz jego zdaniem jest to konieczne, bowiem Kosowo i Serbia mają wspólny interes jakim jest szybka integracja z Unią Europejską. Jednocześnie polityk zaprzeczył, jakoby istniał już przynajmniej wstępny projekt porozumienia pomiędzy Belgradem i Prisztiną.

Z Miloševiciem do Europy

Słowa Vucicia zapewne nieszczególnie spodobały się miejscowym Serbom, lecz postępował on w Mitrovicy zgodnie z zasadą „dla każdego coś miłego”. Stwierdził między innymi, iż wojna z albańskimi oddziałami została przegrana przez Serbię tylko i wyłącznie z powodu interwencji NATO. Serbski prezydent dodał, że w 1999 roku przeciwnik był znacznie silniejszy, ale było to spowodowane jego tchórzliwym podejściem, którego emanacją było zrzucenie wielu ton bomb na serbskie terytorium.

Zobacz także: Kosowo patrzy na Bliski Wschód

Największym echem odbiły się jednak słowa Vucicia na temat ówczesnego serbskiego prezydenta Slobodana Miloševicia, czyli w gruncie rzeczy swojego dawnego przełożonego. Obecna głowa serbskiego państwa w latach 1998-2000 pełniła bowiem funkcję ministra informacji, co często wypominają mu zachodnie media. Vucić stwierdził więc, że Milošević był „wielkim mężem stanu i miał jak najlepsze intencje”, ale to nie wystarczyło aby ustrzec się błędów. Najpoważniejszymi z nich miało być niedocenienie aspiracji niepodległościowych pozostałych bałkańskich narodów. Ponadto Vucić skrytykował polityków odpowiedzialnych za wydanie Miloševicia i serbskich wojskowych Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu w Hadze.

Pochwała byłego prezydenta Serbii z czasu wojny w Jugosławii nie spodobała się zwłaszcza sąsiadom. Thaçi uznał więc słowa Vucicia za prowokację, natomiast rząd Chorwacji w specjalnym oświadczeniu skrytykował fałszowanie historii przez serbskiego prezydenta. Zdaniem Zagrzebia pochwała Miloševicia z pewnością utrudni odbudowę mostów pomiędzy Belgradem i ofiarami jego dawnej polityki. Unijna komisarz ds. zagranicznych Frederica Mogherini upatruje z kolei możliwości pojednania i normalizacji stosunków w regionie w porzuceniu zaszłości historycznych.

Teatrzyk dla wyborców?

Dzień przed przybyciem Vucicia do Kosowa w Brukseli miało odbyć się jego kolejne spotkanie z Thaçim. Ostatecznie, jak już wspomniano, zostało ono odwołane, ponieważ serbski prezydent oskarżył Kosowo o nieprzestrzeganie jakichkolwiek porozumień. Podczas spotkania z Mogherini, Vucić miał poinformować o „wszystkich kłamstwach Prisztiny z ostatnich dni”, dlatego nie zamierzał przybyć ponownie do belgijskiej stolicy. Jednocześnie serbski prezydent nakazał podległym sobie instytucjom zaprzestanie jakichkolwiek kontaktów z siłami KFOR oraz kosowską policją, ponieważ służby te nie chciały zagwarantować mu bezpieczeństwa podczas wizyty w Kosowie.

Przepychanki wokół wizyty serbskiego prezydenta i odwołanie spotkania w Brukseli nie powinny jednak przyćmić obrazu wzajemnych relacji. Zasadniczo kryzys w stosunkach serbsko-kosowskich występuje co kilka miesięcy, lecz obie strony powracają następnie do negocjacji o uznaniu Kosowa przez Serbię. Jednocześnie przy okazji takich rozmów testowana jest granica wytrzymałości opinii publicznej, ponieważ niemal zawsze pojawiają się przecieki wzbudzające spore kontrowersje po obu stronach granicy. W ostatnim czasie chodziło przede wszystkim o możliwą wymianę terytoriów pomiędzy oboma państwami. Założenia tej formy porozumienia przewidują, iż Belgrad odda Prisztinie trzy gminy zamieszkane głównie przez Albańczyków, natomiast Prisztina w zamian zrezygnowałaby ze swoich terenów kontrolowanych przez serbską mniejszość.

Taka forma unormowania stosunków nie podoba się zarówno Serbom, jak i Albańczykom z Kosowa. Ci pierwsi nie chcą bowiem oddania terenów swojego państwa, przez które biegnie chociażby szlak komunikacyjny do greckich Salonik, z kolei drudzy uważają takie rozwiązanie za oddanie Serbom z trudem wywalczonej ziemi. Niezadowoleni z planów takiej wymiany są także przedstawiciele państw zachodnich, którzy obawiają się wybuchu kolejnego konfliktu spowodowanego „majdrowaniem” przy obecnych granicach. Sztuczne wywołanie kolejnego kryzysu w relacjach Belgradu z Prisztiną może być więc zwykłym przedstawieniem, mającym uspokoić nacjonalistyczny elektorat w obu państwach.

Świadczyć mogą o tym słowa kosowskiego prezydenta, wypowiedziane trzy dni po opuszczeniu Kosowa przez jego serbskiego odpowiednika. Thaçi stwierdził bowiem, że Kosowo jest wciąż otwarte na dialog z Serbią, ponieważ bez tego oba państwa nie spełnią swoich pro-zachodnich aspiracji. Stąd powinny podejść do sprawy mocno realistycznie. Zdaniem kosowskiej głowa państwa, obie strony prędzej czy później powrócą do negocjacji, zaś zawarcie serbsko-kosowskiej umowy będzie miało „ogromną cenę”. Chęć wznowienia rozmów zadeklarował też serbski wicepremier Rasim Ljajić, zwracający jednak uwagę, iż największym problemem jest obecnie fakt, iż Thaçi nie posiada politycznego wsparcia we własnym kraju.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply