Oferta Warszawy, aby zapłacić Stanom Zjednoczonym dwa miliardy dolarów za zainstalowanie amerykańskiej bazy w Polsce nie służy interesom ani Polski, ani Europy, ani narodu amerykańskiego – twierdzi na łamach portalu Kresy.pl doradca kierownictwa Republikanów w amerykańskim Senacie, były dyplomata i analityk – Jim Jatras.

Jak wskazałem wcześniej na łamach Kresy.pl, starania polskiego rządu, aby zagrać kartą amerykańską przeciwko Unii Europejskiej (UE) i Rosji stwarzają zagrożenie dla Polaków. Polska nie potrzebuje ani amerykańskiej bazy, ani amerykańskich pocisków z tego prostego powodu, że nie ma militarnego zagrożenia dla Polski, ani “rosyjskiej agresji”, ani potrzeby “obrony” przed nieistniejącym irańskim zagrożeniem rakietowym.

Przeciwnie, środki te same w sobie stwarzają ryzyko powstania zagrożenia, którego wcześniej nie było. Podczas gdy Waszyngton i nasze satelity w NATO nadal wywierają presję na Rosji – poprzez bazy na wschodzie, dozbrajanie Kijowa, sondowanie morskie i powietrzne na Morzu Czarnym i Bałtyckim – możliwość niefortunnego zdarzenia losowego prowadzącego do konfliktu wzrasta znacząco. (Powinniśmy również dodać prowokacje USA przeciwko Rosji w Syrii). W takim przypadku każda obecność w USA miałaby zerową wartość jako ochrona militarna dla Polski, ale zapewniłaby, że Polska byłaby głównym celem, gdyby wybuchła wojna.

Moskwa ostrzega, że ​​stała baza amerykańska w Polsce byłaby naruszeniem Aktu Założycielskiego NATO-Rosja z 1997 roku, który stanowi, że “w obecnym i przewidywalnym otoczeniu bezpieczeństwa, Sojusz będzie realizował swoją zbiorową obronę i inne misje, zapewniając niezbędną interoperacyjność, integrację i zdolność do wzmocnienia, a nie poprzez dodatkowe stałe stacjonowanie znaczących sił bojowych.” NATO obeszło te przepisy, twierdząc, że “rotacja sił” w Polsce i krajach nadbałtyckich oraz w regionie nordyckim nie jest ani “stała”, ani “znacząca”. Ponadto, jak twierdzi zdominowany przez neokonserwatystów think tank Heritage Foundation, wyłącznie z powodu działań rosyjskich w jej sąsiedztwie “obecne i możliwe do przewidzenia środowisko bezpieczeństwa w Europie zmieniło się dramatycznie od 1997 r. Samo to uzasadnia trwałe stacjonowanie wojsk NATO w Środkowej i Wschodniej Europie.”

Innymi słowy, Akt Założycielski to martwa litera. To samo dotyczy kluczowego stwierdzenia: “NATO i Rosja nie uważają siebie za przeciwników”. Ale to wszystko wina Rosji, widzicie. Z pewnością NATO i USA nie są w żaden sposób odpowiedzialne.

Zaproszenie sił zbrojnych USA do Polski również musi zostać umieszczone w szerszym kontekście europejskim. Z pewnością jest zrozumiałe (i moim zdaniem godne pochwały), że rząd PiS chce wysłać ostrą ripostę do Brukseli za jej groźby wobec Polski w związku z polityką migracyjną i wtrącaniem się w wewnętrzne sprawy konstytucyjne Polski. W tym względzie pojawienie się antyestablishmentowych ugrupowań w państwach wyszehradzkich oraz w Austrii jest zjawiskiem pozytywnym.

Ale schemat “Bruksela zła, Waszynton dobry” nie jest logiczny. Mimo, że administracja Trumpa wysadza w powietrze stosunki USA z UE w sprawie irańskiego porozumienia nuklearnego, nadal więcej łączy niż dzieli niewybieralną brukselską biurokrację z jej amerykańskimi odpowiednikami – nie, nie z Trumpem, ale z oligarchię “deep state”, która próbowała go obalić. Rozważmy kontrast: Polska wyraziła teraz gotowość do storpedowania wspólnego oporu UE wobec żądania Waszyngtonu w sprawie nowych sankcji wobec Iranu (plus sankcji wtórnych wobec Europy), podobnie jak Bruksela (przy udziale USA, zdaniem Toma Luongo) storpedowała utworzenie nowego, prawicowo-lewicowego antyestablishmentowego rządu włoskiego, który byłby potężnym partnerem dla Grupy Wyszehradzkiej. Dlaczego? Ponieważ nowy rząd włoski anulowałby sankcje przeciwko Rosji.

(To tyle, jeśli chodzi i demokrację. Demokracja jest dobra tylko wtedy, gdy ma charakter antynarodowy i antychrześcijański, np. tragiczne wyniki referendum w sprawie aborcji w Irlandii.)

Jak zauważa Luongo: “Włoski prezydent Sergio Mattarella właśnie wysadził Unię Europejską. Odmowa uznania umowy koalicyjnej między Ligą a Ruchem Pięciu Gwiazd była odrzuceniem najlepszej szansy, jaką miała UE, na stawienie czoła rosnącemu kryzysowi politycznemu, zanim stał się pełnowymiarowym kryzysem zadłużenia”. Odrzucając kompromis z rosnącymi siłami antyestablishmentowymi, tacy ludzie, jak Donald Tusk i Jean-Claude Juncker stawiają pod dużym znakiem zapytania długoterminową rentowność UE.

To jednak nie sprawia, że warszawskie stawianie na Waszyngton staje się rozsądniejsze. Jeśli relacje USA / UE upadną lub sama UE się rozwiąże, NATO prawdopodobnie nie przetrwa zbyt długo. Być może rząd PiS uważa, że NATO może przetrwać jako coś w rodzaju sojuszu USA z Polską i innymi krajami byłego Układu Warszawskiego, być może wraz z Wielką Brytanią. To jednak mało prawdopodobne. Warszawa jednak zakłada, że tak będzie, a stawką jest przetrwanie narodu polskiego.

Jim Jatras

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. zefir
    zefir :

    Polska winna trzymać się z daleka od pomysłów stałych amerykańskich baz na jej terytorium.Żadna ussmańska baza w krytycznej sytuacji Polski nie obroni,przeciwnie Polsce zaszkodzi.Polska winna nie prowokować i trzymać się neutralnej postawy,rozwijać relacje gospodarcze tak z Rosją jak z ussmanią.To żaden paranoiczny pomysł.Wpierdzielanie się Polski w obronę baderlandu,popieranie jego antypolskiego zbrodniczego banderyzmu,to najgorszy dla elementarnych polskich interesów pomysł,również ze wzgłędu na pamięć polskich ofiar bestialskiej ukraińskiej swołoczy,zatwardziały genetycznie antypolonizm kierowników ukraińskiej polityki gloryfikujących i naśladujących bestialskich Polaków morderców.