Rosyjska dusza w Berlinie

Z wizytą w atelier artystki i fotograf Anastazji Koroszyłowej.

Rosyjska fotograf Anastazja Koroszyłowa wie bardzo dobrze, co czuje się, gdy w wieku piętnastu lat trzeba opuścić własną ojczyznę, by przenieść się do obcego kraju, którego językiem się nawet nie włada. Rodzice wysłali ją bowiem na początku lat dziewięćdziesiątych do niemieckiej szkoły z internatem.

Dziś Koroszyłowa ma dwie ojczyzny, z którymi czuje się emocjonalnie związana. Niespełna trzydziestoletnia artystka mieszka w Berlinie w dzielnicy Charlottenburg w mieszkaniu z typowymi dla tamtego budownictwa wycyklinowanymi podłogami i wysokimi, pięknie przyozdobionymi sufitami. Komody i witrynki dekorują porcelanowe figurki, które artystka kolekcjonuje z zamiłowaniem. “Przyjaciele uważają, że moja kolekcja jest tandetna, ale ja kocham te moje pasterki i wytwornych panów”- mówi.

Wykonując zawód fotografa udaje jej się regularnie odwiedzać starą ojczyznę. W ramach jej największego jak do tej pory cyklu fotografii “Rosjanie” (2007-2008) przez wiele miesięcy podróżowała po Rosji ze swoim średnioformatowym aparatem docierając do nawet najbardziej odległych zakątków kraju. Udała się również do autonomicznej Republiki Kałmucji, gdzie obok stanowiących większość zaludnienia Mongołów, wyznających buddyzm, żyją także Rosjanie, Czeczeni i Kazachowie. Młoda fotograf w swoich portretach starała się w czuły aczkolwiek pozbawiony sentymentalizmu sposób uchwycić codzienność żyjącej tam rosyjskojęzycznej ludności.

Przy szklance mocnej rosyjskiej herbaty chętnie brała udział w długich rozmowach z mieszkańcami tych terenów. Starsi wspominali między innymi Wielką Wojnę Ojczyźnianą i życie w kołchozach oraz sowchozach. Młodsi natomiast opowiadali o socjalnych, ekonomicznych i politycznych przełomach ery posowieckiej.

Osoby pojawiające się na fotografiach z cyklu “Rosjanie” nie noszą imion, a tożsamość nadają im przedmioty, którymi otoczeni są w życiu codziennym: melancholijny muzyk z instrumentem smyczkowym, mongolski zespół gimnastyczny, babuszka i kołowrotek. Artystka bez żadnych prób manipulacji uwiecznia na fotografiach ludzi wtopionych w otoczenie, w jakim żyją.

“Nie mam prawa ingerować w rzeczywistość, by w jakiś sposób ją zakłócić”- wyjaśnia. Jej zdjęcia przypominają trochę prace fotografa Walkera Evansa, który swoimi zdjęciami udokumentował warunki życia wiejskiej ludności w Ameryce w czasach Wielkiego Kryzysu. Podobnie jak Evans również Koroszyłowa, która studiowała dziennikarstwo fotograficzne w wyższej szkole w Essen- Duisburg, uważa się za artystkę a nie fotodziennikarkę.

Zdjęcia autorstwa Koroszyłowej zaskakują ogromną różnorodnością oblicza rosyjskiej mieszanki narodów. “Rosjanie”- to nie narodowość, lecz stan ducha. W swojej pracy artystka odwołuje się do mowy Leonida Breżniewa, wygłoszonej na 27. Zjeździe Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, w której nawoływał on do budowania jedności narodu rosyjskiego. Rosja jest bowiem nie tylko jednym z największych krajów na świecie, lecz również państwem wielonarodowym z ponad setką różnych mniejszości narodowych. “Ludzi tych nie można mierzyć jedną miarą – uważa Koroszyłowa – ponieważ to zwiększa potencjał konfliktów i okrutnych wojen”.

Cykl “Wyjęty z kontekstu” (2005) naznaczony jest przez widoczne fizyczne i prawie niewidoczne duchowe blizny. Zdjęcia pokazują tych, którzy przeżyli masakrę w Biesłanie (Północna Osetia 2004). Niektóre z tych dzieci zaproszone zostały na kuracje medyczne do bawarskiego miasteczka Bad- Toelz. Koroszyłowa miała okazję je tam odwiedzić. Fotografie przedstawiają dziewczynki nie tylko w luźnych sportowych ubraniach, lecz również we wspaniałych osetyńskich szatach. Ich twarze wyrażają głównie powagę i nieobecność. To takie niewielkie niuanse, które nadają charakter zdjęciom artystki. “Nie trzeba krzyczeć, by opowiadać historie”- wie o tym dobrze fotograf, która w 2009 roku na Biennale w Moskwie otrzymała Srebrny Krzyż będący nagrodą za jej szczególną pracę z uwzględnieniem humanizmu w fotografii.

Również biografia artystki znajduje bardzo często odbicie w jej dziełach. Tematem jej pierwszego cyklu fotografii zatytułowanego “Wyspiarze” (2002-2005) jest właśnie ambiwalencja między indywidualnością, a przynależnością do grupy. Tytułem tego cyklu nawiązuje ona do mieszkańców północnoniemieckiego internatu, w którym swego czasu mieszkała. Nazywali się oni bowiem często żartobliwie właśnie wyspiarzami. Cykl ten ukazuje jedenastkę Państwowej Akademii Choreografii, zapaśników moskiewskiej szkoły Sambo 70 i wychowanków sierocińca w Niemczech. Wyspiarze są sami jak wyspy. Oparcie stanowi tylko kilka obiektów, których starają się kurczowo trzymać. Sztuka fotografii staje się tutaj również refleksją nad indywidualnością.

Prace Koroszyłowej obejrzeć można w galerii Ernst Hilger w Wiedniu, Jane Corkin w Toronto i MK galerii w Berlinie oraz Rotterdamie.

Źródło: Die Welt

http://www.welt.de/die-welt/kultur/article6663428/Russische-Seele.html

Oprac. i tłum.: Aneta Kowalska

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply