Ratujmy Rossę

“Powiem panu, że ja urodziłam się w Polsce. Bo przyszłam na świat w 1936 r. w Wilnie, które było wówczas polskie. Moja rodzina to wileńszczuki z dziada i pradziada. Kiedy byłam dzieckiem, moja mama przyprowadzała mnie na Rossę nie tylko po to, żeby zapalić świeczki na grobach rodzinnych, ale też opowiedzieć o cmentarzu. Zostałam wychowana w rodzinie bardzo patriotycznej”.

Z Alicją Klimaszewską, prezesem Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą, rozmawia Adam Białous.

Jaki jest obecny stan nekropolii narodowej na Rossie w Wilnie?

– Niestety, stan cmentarza jest zły. Pomimo naszych wysiłków podejmowanych przez ostatnie 25 lat, aby tę naszą polską narodową nekropolię uratować, ciągle grozi jej zagłada. Dzięki ofiarności Polaków przez te 25 lat działalności komitetu udało się nam odnowić ponad 70 pomników, które były w najgorszym stanie. W tym czasie wznieśliśmy też 4 nowe pomniki. Wszystko to, niestety, jest jedynie kroplą w morzu potrzeb, żeby cmentarz Na Rossie uratować. Trzeba bowiem wiedzieć, że na tej wileńskiej nekropolii, liczącej już 213 lat, jest 19 tys. grobów, które w ogromnej większości nie mają swoich opiekunów, bo w okresie powojennym większość polskich rodzin musiała z Wilna wyjechać. Albo wywieziono ich w wagonach towarowych na Wschód, albo uciekali przed Sowietami do Polski, w granicach, jakie nadano jej po wojnie. Nas, Polaków, w Wilnie pozostało niewielu. Zostaliśmy tu na dobre i na złe, aby bronić i ocalić polskie pamiątki i zabytki, m.in. Rossę.

W jakich czasach Rossa została zniszczona w największym wymiarze?

– Okres sowieckiego panowania wyrządził tu ogromne spustoszenia. Wówczas na Rossę nie było wstępu, o opuszczone groby nie można było zadbać, wreszcie wszystkie cmentarze w Wilnie otrzymywały plany, ile muszą państwu zdać złomu metalowego. Możemy domyślać się, skąd był ten złom. Swoje zrobili też wandale i złodzieje. Pierwsi bezmyślnie niszczyli grobowce, a drudzy kradli, co się da. Stary cmentarz Na Rossie, uznany jako jedna z czterech polskich nekropolii narodowych, jest cmentarzem miejskim. Dlatego o to, aby nie zginął, powinny dbać władze Wilna, jednak one argumentują, że Wilno jest kolosalnie zadłużone i nie jest w stanie łożyć na remonty pomników.

Jak doszło do zawiązania społecznej organizacji, która przyszła Rossie na ratunek?

– Zauważyliśmy, że z roku na rok cmentarz ginie. Dlatego grupa starych wilnian,w 1990 r. założyła Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą. Zorganizować się pomógł nam bardzo Społeczny Komitet Opieki na rzecz Ochrony Starych Powązek. Dzięki pomocy tego Komitetu, łącznie z tym rokiem (1-2 listopada), już 25. raz kwestowaliśmy na Powązkach na rzecz wileńskiej Rossy. W tym roku zebraliśmy na Powązkach 32 tys. złotych. To wystarczy, aby uratować jeden większy pomnik. Jeżeli mamy zaproszenie, to kwestujemy też w innych miastach Polski. W ostatnich dniach kwestowaliśmy na Białostocczyźnie, przybywszy tu na zaproszenie patriotycznego społecznego Stowarzyszenia Pamięć i Tożsamość „Skała” w Choroszczy. Pięknie nas tu oni gościli i pomagali w kwestach. Mieliśmy też kilka spotkań z uczniami szkół w Choroszczy. To młodzi patrioci, słuchali o Polakach na Litwie i naszych tam zabytkach z zapartym tchem. Jestem pełna podziwu dla patriotyzmu tych polskich dzieci i młodzieży.

Ile pomników Rossy udało się Komitetowi uratować w tym roku?

– W tym roku odrestaurowaliśmy aż 8 pomników. Ósmy uratowany to słynny pomnik z rzeźbą tzw. Czarnego anioła, grób zmarłej w młodym wieku Izy Salmonowiczówny. Ten przepiękny, bezcenny pomnik autorstwa słynnego warszawskiego artysty rzeźbiarza Leopolda Wasilkowskiego liczy już 110 lat. Podstawa pomnika, tzw. tumba, była w fatalnym stanie. Prace restauratorskie i konserwatorskie pomnika z brązu i labradorytu wykonał zespół polskich fachowców. Ich koszt zamknął się sumą 130 tys. złotych. Środki na renowację wyłożyło polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Najwięcej wysiłku kosztowało nas zdobycie pozwolenia władz Litwy na ten remont, choć pomnik jest wpisany na listę zabytków narodowych Litwy. O pozwolenie na renowację zabiegaliśmy 8 miesięcy.

Dzięki środkom z polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego udało się nam przeprowadzić konserwację dwóch pomników grobowych osób związanych z wieszczem narodowym Juliuszem Słowackim – ojca poety Euzebiusza Słowackiego i ojczyma – Augusta Becu. Te pomniki są już obecnie pięknie odnowione. Dzięki dużemu datkowi przekazanemu nam przez pewną polską fundację wspierającą m.in. ratowanie polskich zabytków odnowiliśmy pomnik grobowy powstańca Aleksandra Oskierki. Podczas Powstania Styczniowego był on członkiem rządu polskiego na Litwie. Za co, po upadku Powstania, spędził wiele lat na Sybirze. Jeszcze w czasach sowieckich z grobu tego bohatera narodowego nieznani sprawcy skradli dwumetrowy marmurowy krzyż. Komitetowi udało się też uratować groby m.in. Antoniego Wiwulskiego, rzeźbiarza, autora m.in. pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie i pomnika Trzech Krzyży w Wilnie, oraz profesora Bolesława Podczaszyńskiego. Ten urodzony w Wilnie wybitny architekt większość swoich dzieł wykonał w Warszawie, gdzie też zmarł. Na Rossie był znany jedynie grób jego żony, ale dzięki pomocy naszego przyjaciela, historyka, udało się odszukać w archiwum w Wilnie materiały potwierdzające, iż ciało profesora Bolesława Podczaszyńskiego spoczywa w grobowcu obok żony, o czym nikt wcześniej nie wiedział. Dlatego też wznieśliśmy mu tu, obok grobowca żony, nowy pomnik.

Działalność członków Komitetu, których obecnie jest dziesięciu, prowadzona jest non profit. Jest to przede wszystkim opieka nad pomnikami, a także renowacja pomników cmentarza Na Rossie – świątyni pamięci, na której spoczywają nasi słynni rodacy. Środki na odnowienie pomników są zbierane podczas kwest prowadzonych m.in. w Warszawie i Wilnie. Na wileńskiej Rossie kwestują m.in. harcerze ze Związku Harcerstwa Polskiego na Litwie. Pomoc otrzymujemy też od darczyńców – osób prywatnych i stowarzyszeń. Inne źródło pozyskiwania funduszy na ratowanie pomników to cegiełki. Na wiosnę 2007 roku cegiełki wydane przez Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą wśród turystów zaczęli rozprowadzać przewodnicy skupieni w Klubie Przewodników Wileńskich oraz osoby oprowadzające wycieczki, należące do innych zrzeszeń, zatroskane stanem zabytkowej Starej Rossy. Jedną cegiełkę można nabyć za symboliczną opłatą 10 litów lub 10 złotych. Terazm po zastąpieniu lita walutą euro, będziemy musieli jakoś to przeliczyć. Cegiełki te można zakupić lub wspomóc naszą działalność m.in. poprzez wpłaty na konta bankowe, które są podane na naszej stronie internetowej www.rossa.lt. Są tam też nasze dane adresowe do kontaktu.

Jakie jeszcze inne akcje prowadzi Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą?

– Dwa razy w roku, jesienią i wiosną, Rossa jest generalnie sprzątana przez uczniów, głównie polskich szkół na Litwie. W tę akcję włączyli się ostatnio m.in. studenci wileńskiej filii Uniwersytetu w Białymstoku, opiekują się oni mogiłami znajdującymi się koło Mauzoleum Marszałka Józefa Piłsudskiego. Ostatnio w takiej akcji sprzątania uczestniczyło około tysiąca osób. W tym roku pomogli nam sprzątać nawet pracownicy ambasady polskiej w Wilnie. Od 4 lat prowadzimy też akcję „Światełko dla Rossy” polegającą na zbieraniu zniczy, głównie przez uczniów szkół. Znicze te zapalamy na Rossie 1 i 2 listopada. Jest też wówczas procesja prowadzona przez księży z kościoła św. Teresy. W tym roku padł rekord – zebraliśmy około 10 tys. zniczy. Jeden pan przywiózł osobiście do nas, do Wilna, znicze aż z Bełchatowa. To mnie bardzo wzruszyło.

Jest Pani rodowitą wilnianką?

– Powiem panu, że ja urodziłam się w Polsce. Bo przyszłam na świat w 1936 r. w Wilnie, które było wówczas polskie. Moja rodzina to wileńszczuki z dziada i pradziada. Kiedy byłam dzieckiem, moja mama przyprowadzała mnie na Rossę nie tylko po to, żeby zapalić świeczki na grobach rodzinnych, ale też opowiedzieć o cmentarzu. Zostałam wychowana w rodzinie bardzo patriotycznej. Mój dziadek podczas zaborów zabrał swoje dzieci ze szkoły, bo uważał, że nie może ich narażać na szalejącą tam rusyfikację. Mój ojciec cudem uniknął śmierci z rąk NKWD. Mama i dziadek byli świadkami wyzwolenia Wilna w 1918 roku. Jak podrosłam, dziadka już nie było, ale mama pamiętała wszystko i wszystko mi opowiedziała.

Dziękuję za rozmowę.

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply