Prezydent kontra rząd, czyli jak Ukraina dzieli Chorwatów

Chorwacki prezydent Zoran Milanović za sprawą swojego stanowiska wobec wojny na Ukrainie jest regularnie bohaterem nagłówków europejskich mediów. Praktycznie od samego jej początku opowiada się przeciwko udzielaniu przez jego kraj pomocy Ukraińcom, uważając wsparcie dla Kijowa za przedłużające trwający konflikt. Tym samym głowa państwa znajduje się w permanentnym sporze z centroprawicowym rządem Andreja Plenkovicia.

Pod koniec stycznia Milanović po raz kolejny zdecydowanie wypowiedział się na temat rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Nie tylko poddał pod wątpliwość możliwość ukraińskiej wygranej w ramach konwencjonalnej wojny, ale także nie pozostawił złudzeń w kwestii integralności terytorialnej Ukrainy.

Jego zdaniem Krym nigdy już nie będzie jej częścią, co spotkało się z reakcją ukraińskiego resortu spraw zagranicznych, który przypomniał o analogicznych problemach Chorwacji w latach 90. ubiegłego wieku. W swojej wypowiedzi Milanović również nawiązał do tamtych wydarzeń, przekonując, że „Ukraińcy patologicznie nienawidzą Rosjan”, a ich poglądów nie da się porównać nawet do niechęci Chorwatów względem Serbów.

Przeciwko zaangażowaniu

Przede wszystkim Milanović w swoim oświadczeniu skrytykował kolejne dostawy sprzętu wojskowego dla Sił Zbrojnych Ukrainy, odnosząc się do decyzji Niemiec o nieblokowaniu przekazania Ukraińcom czołgów Leopard. „Śmiercionośna broń” w jego opinii jedynie przedłuża trwającą wojnę, za którą najwyższą cenę ma obecnie ponosić Europa, zaś najmniejszą Stany Zjednoczone.

Krytyka Ameryki niemal stale przewija się w wypowiedziach chorwackiego prezydenta na temat trwającej wojny. Zdaniem Milanovicia „ktoś” (czyli w domyśle właśnie USA) „stale prowokował Rosję” w latach 2014-2022, co doprowadziło w lutym ubiegłego roku do rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. W połowie stycznia powiedział zresztą wprost, że Stany Zjednoczone „przechodzą z jednej wojny do drugiej”, a na Ukrainie „Waszyngton i NATO toczą wojnę zastępczą z Rosją”. Z tego powodu Milanović jest przeciwnikiem sprowadzania roli swojego kraju do bycia „amerykańskim niewolnikiem”, który popiera szkodzące mu sankcje międzynarodowe. Zamiast tego ma nadzieję na rychłe rozmowy Ameryki z Rosją, aby obecny konflikt nie przerodził się w III wojnę światową.

Jak już wspomniano, Milanović krytycznie wypowiada się na temat dostaw uzbrojenia dla Ukrainy. Uważa bowiem, że USA nie ponosząc kosztów tej wojny nie wyślą jej swoich czołgów, a na front trafią jedynie niemieckie maszyny. Chorwacja nie powinna więc dostarczać Ukrainie uzbrojenia, bo nie jest stroną toczącej się wojny. Prezydent Chorwacji, używając podobnej argumentacji, jesienią ubiegłego roku zablokował szkolenia ukraińskich wojsk przez chorwackich żołnierzy w ramach misji Unii Europejskiej.

Sytuacja na Ukrainie popchnęła Milanovicia nawet do przyznania, że Zachód doprowadził do „ograbienia” Serbii z Kosowa. Tym samym ustanowił niebezpieczny precedens, który prędzej czy później mógł zostać wykorzystany przez Rosję lub inne państwo. Jednocześnie Milanović uważa, że właśnie z tego powodu „Serbia zda sobie sprawę z bycia porzuconym kochankiem”, bo Rosja uzna Kosowo, aby legitymizować zagarnięcie przez siebie Krymu.

Rząd nie przeforsował szkolenia Ukraińców

Krytycy Milanovicia bardzo chętnie przytaczają teksty z zachodnich mediów, mające stanowić dowód na szkodliwy dla Chorwacji charakter jego wypowiedzi. Najczęściej wieloletni lider Socjaldemokratycznej Partii Chorwacji (SDP) jest przedstawiany przez dziennikarzy jako polityk, który po wyborze na urząd prezydenta w 2019 roku przeszedł na pozycje „populistycznego nacjonalizmu”. Z tego powodu ma zaś stać w jednym szeregu z węgierskim premierem Viktorem Orbanem czy liderem bośniackich Serbów Miloradem Dodikiem, czyli przywódcami krytykowanymi za sprzyjanie Rosji.

Słów krytyki Milanoviciowi nie szczędzi Plenković. Szef rządu i lider centroprawicowej Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ) ostatnio poświęcił dużo miejsca zwłaszcza wypowiedziom prezydenta na temat Kosowa, krytykując słowa głowy państwa o jego „zaanektowaniu” przez społeczność międzynarodową. Zdaniem Plenkovicia niepokojący jest zwłaszcza sprzeciw Milanovicia, będącego zresztą zwierzchnikiem sił zbrojnych, wobec dostaw sprzętu na Ukrainę. W ten sposób chorwacki prezydent ma bowiem pozwalać na zabór przez Rosję kolejnych połaci ukraińskiego terytorium.

Głównym celem rządzącej centroprawicy jest obecnie przełamanie oporu Milanovicia w sprawie szkolenia na terytorium Chorwacji żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy. Chorwacki prezydent twierdzi, że w ten sposób blokuje chronić swój kraj przed „garstką szarlatanów i ludzi, którzy patrzą tylko na swoje interesy i wciągają Chorwację w coś więcej niż minimum wykazanej już pomocy i solidarności”. Według Plenkovicia szef dyplomacji Gordan Grlić Radman, wraz z kilkunastoma innymi ministrami spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej, zgodził się już jednak na organizację przeszkolenia dla ukraińskich wojskowych.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Szef rządu w ostateczności próbował już złamać opór głowy państwa poprzez głosowanie w parlamencie. Za przyjęciem żołnierzy z Ukrainy musiałoby jednak zagłosować dwie trzecie posłów do chorwackiego Saboru. Ostatecznie HDZ i jego sojusznikom nie udało się jednak zebrać odpowiedniej liczby głosów i propozycja została odrzucona przez parlamentarzystów pod koniec ubiegłego roku. Plenković twierdził wówczas, że decyzja posłów była jedynie wyrazem nienawiści opozycji do jego ugrupowania, a także zarzucił społeczeństwu „niedoinformowanie”, bo według sondaży przeciwko szkoleniu Ukraińców jest 60 proc. Chorwatów.

Wcześniej nie wojowali z Rosją

Dużo radykalniejszy w ocenie sprzeciwu prawicowej i lewicowej opozycji był chorwacki minister obrony Mario Banožić. Przede wszystkim bronił on swojego zwierzchnika, twierdząc, że głosowanie przegrał nie Plenković, ale opozycja „patrząca jedynie na własne interesy”. Przy tej okazji oskarżył ją zresztą o opowiedzenie się „po stronie Putina”, strasząc między innymi nieprzychylnymi reakcjami zachodnich mediów.

Przeciwnicy Milanovicia na ogół starają się jednak unikać znanych doskonale z polskiego podwórka oskarżeń o współpracę z Rosją i „ruską agenturą”. W latach poprzedzających rosyjską inwazję na Ukrainę to właśnie środowisko HDZ starało się poprawić relacje Zagrzebia z Moskwą. Przypomniał o tym niedawno sam prezydent, który w jednej ze swoich wypowiedzi nawiązał do sprawy koncernu spożywczego Agrokor. Sześć lat temu państwowa firma stanęła bowiem na krawędzi upadku, a jej największym pojedynczym udziałowcem był się rosyjski Sbierbank.

Już po rosyjskiej inwazji na Ukrainę pozytywnie na temat rozmów z Putinem wypowiadała się zaś poprzedniczka obecnego prezydenta. Kolinda Grabar-Kitarović podkreślała, że „mogła rozmawiać z nim godzinami”, a w większości kwestii rosyjski przywódca był „konstruktywny”. Właściwie nie zgadzała się z nim głównie w sprawie dalszego rozszerzania NATO. Za sojusznika Rosji w Chorwacji postrzegany przez lata był również nieżyjący już burmistrz Zagrzebia, Milan Bandić, który w samorządzie i parlamencie współpracował blisko z HDZ.

Co więcej, jeszcze we wrześniu 2020 roku relacje z Rosją zachwalał wspomniany Banožić. Chorwackie ministerstwo obrony po jego spotkaniu z rosyjskim ambasadorem w Zagrzebiu pisało w swoim komunikacie o „dobrych i przyjaznych” relacjach chorwacko-rosyjskich. Trzy miesiące później do stolicy Chorwacji przybył zaś rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który miał rozpocząć rozmowy ze swoim chorwackim odpowiednikiem od „czytania rosyjskiej poezji”. Grlić Radman dawał zresztą, że „odkrył ciepłą i poetycką duszę” Ławrowa, a jego wizyta w Zagrzebiu była „dodatkowym impulsem do kontynuacji pozytywnego trendu w stosunkach chorwacko-rosyjskich”.

Michał Kuropatwiński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply