Populista Macron

Krytykuje kapitalizm, walczy z islamskim społeczeństwem równoległym, chce ograniczenia imigracji, lobbuje na rzecz wzmocnienia granic, prowadzi aktywną politykę zagraniczną… Francuski prezydent Emmanuel Macron wyraźnie czuje na swoich plecach oddech Marine Le Pen.

Z tego powodu zaczął nawet podważać dotychczasowe przekonania tamtejszej elity. Pytanie jednak, jak długo jeszcze będzie wiarygodny dla większości Francuzów.

Macron już wcześniej był oskarżany o populizm, o ile termin ten jeszcze cokolwiek znaczy w debacie publicznej. Od początku swojej kariery politycznej próbował bowiem kreować swój wizerunek jako osoby spoza dotychczasowego establishmentu. Oczywiście była to jedynie mało przekonująca poza. Trudno za „antysystemowca” uznać byłego bankiera Rothschildów, ministra gospodarki i działacza Partii Socjalistycznej. Jak widać udało mu się jednak przekonać Francuzów, że przynajmniej do czasu zwycięstwa wyborczego nie był zawodowym politykiem.

W wykreowaniu powyższego wizerunku pomogło mu zakwestionowanie dotychczasowej dwubiegunowości sceny politycznej. Krytykował zarówno centroprawicowych Republikanów, jak i wspomnianych socjalistów. Co prawda byli działacze obu tych partii zasilili jego własny ruch „Republika Naprzód!” (LREM), ale do parlamentu wprowadził też wielu politycznych nowicjuszy. W ten sposób niektórzy publicyści zaczęli nazywać go „antypopulistycznym populistą”.

Walka o świeckość

Oczywiście najważniejszą cechą „antypopulizmu” Macrona ma być fakt powstrzymania wspomnianej Le Pen. Establishment w 2017 roku rzeczywiście obawiał się, że szefowa narodowców w końcu dojdzie do władzy. Obecna głowa państwa popełniła w trakcie swojego urzędowania kilka poważnych błędów, dlatego taka możliwość pojawiła się ponownie. Trudno więc dziwić się, że Macron stara się wchodzić na pola zagospodarowane przez swoją główną konkurentkę.

Przeciwnicy masowej imigracji od wielu lat wskazywali na problem istnienia społeczeństwa równoległego. Chodzi nie tylko o samą przestępczość, za którą we Francji odpowiadają przede wszystkim grupy imigrantów. Muzułmanie przybyli głównie z państw północnej Afryki i Bliskiego Wschodu nie akceptują nie tylko samego prawa, ale także zasad świeckiej republiki. Tymczasem dla wielu Francuzów stały się one tak naprawdę nową religią.

W ostatnich miesiącach można było zaobserwować to zjawisko dzięki kolejnym zamachom. Pod koniec września Pakistańczycy próbowali zaatakować dawną siedzibę rzekomo satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo”, ostatecznie raniąc dwie przypadkowe osoby. W drugiej połowie października ofiarą islamskich fanatyków padł z kolei nauczyciel, który pokazywał dzieciom na lekcjach karykatury Mahometa przedstawione we wspomnianym piśmie.

Zobacz także: Macron dał islamskim przywódcom we Francji 15 dni na przyjęcie „wartości republikańskich”

Powyższe wydarzenia przyspieszyły prace nad nowymi rozwiązaniami prawnymi, zapowiadanymi przez Macrona już przed rokiem. Dotyczą one ściślejszej kontroli nad organizacjami muzułmańskimi, w tym nad kazaniami głoszonymi przez imamów. Ponadto rząd w Paryżu zamierza mocniej walczyć z praktykami polegającymi na małżeństwach nieletnich, wielożeństwie czy wydawaniu świadectw dziewictwa. Francuski prezydent jak na razie nie zamierza rezygnować ze wzmocnienia ustawy z 1905 roku o rozdziale religii od państwa, choć przeciwko jego planom protestują liderzy islamskiej społeczności.

Konfrontacja

Największe demonstracje przeciwko obecnej retoryce miały jednak miejsce w państwach Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu i Dalekiego Wschodu. Wszystko z powodu przemówienia Macrona na pogrzebie zamordowanego nauczyciela. Stwierdził wówczas, że karykatury i rysunki satyryczne będą dalej publikowane w imię wolności słowa oraz świeckości republiki. Deklaracja rozwścieczyła muzułmanów, którzy palili zdjęcia francuskiego prezydenta i domagali się bojkotu produktów pochodzących z jego kraju.

Dłużny nie pozostał także turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan, kreujący się na obrońcę wyznawców sunnickiego islamu. Wprost doradził Macronowi pójście do psychiatry, a na pewno nie zmienił zdania po niedawnym wydaniu „Charlie Hebdo”. Tygodnik przedstawił na niej Erdoğana oglądającego nagie pośladki muzułmanki. Mimo wezwań ze strony tureckiej, francuska dyplomacja nie zamierza potępiać działań dziennikarzy.

To nie jedyne pole konfrontacji Macrona z Erdoğanem. Francuskie władze zamierzają też zdelegalizować organizację „Szare Wilki”. Tureccy nacjonaliści przy okazji konfliktu Armenii z Azerbejdżanem urządzali regularne polowania, przeczesując ulice francuskich miast w poszukiwaniu Ormian. Sprawą delegalizacji oskarżanego o terroryzm ruchu zajęło się już tamtejsze Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Sam spór Paryża z Ankarą nie zaczął się jednak od sprawy karykatur publikowanych przez lewicowe pismo. Najważniejszym polem dyplomatycznej walki obu państw stało się Morze Śródziemne. Turcja prowadzi kontrowersyjne poszukiwania złóż surowców naturalnych, stąd coraz śmielej poczyna sobie w kwestii wywierania presji na inne państwa. Macron zdecydował się z tego powodu na wzmocnienie militarnej obecności Francji w tym regionie. Pod koniec listopada Francja wraz z marynarkami wojennymi Grecji, Cypru, Francji, Egiptu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich zaczęła specjalne manewry na Morzu Śródziemnym.

Zreformować Unię Europejską

Dotychczas wydawało się, że francuski prezydent nie będzie chciał jednak krytykować Unii Europejskiej. W tym aspekcie trudno byłoby mu zresztą dogonić Le Pen, nawet biorąc pod uwagę fakt złagodzenia przez nią stanowiska. Przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego (RN) nie kwestionuje już bowiem istnienia waluty euro, a także swobodnego przepływu towarów i usług wewnątrz wspólnoty.

Postulaty opuszczenia strefy euro i wspólnego rynku nie są popierane przez Francuzów. Zupełnie inaczej jest jednak z imigracją. Według niedawnego sondażu dwie trzecie z nich uważa, że władze robią więcej dla imigrantów niż Francuzów. W ciągu trzynastu lat z 49 do 37 proc. spadła liczba osób uważających napływ obcokrajowców za korzystny dla ich kraju.

Nic więc dziwnego, że Macron musiał zająć się tą sprawą. Zwłaszcza w kontekście rosnących problemów nie tylko ze społeczeństwem równoległym, ale także nielegalnymi imigrantami. Policja regularnie rozbija ich obozowiska pod Paryżem. Jednak dzięki działalności organizacji pozarządowych przenoszą się one w inne miejsca. Francuski prezydent zamierza ukrócić proceder napływu nielegalnych imigrantów. Przede wszystkim poprzez wzmocnienie własnej granicy, ale także poprzez unijną agencję ochrony unijnych granic zewnętrznych FRONTEX.

Macron deklaratywnie chce reformować UE nie tylko w zakresie związanym z imigracją. Jego zdaniem konieczne jest też międzynarodowe współdziałanie w celu zmiany obecnego modelu kapitalizmu. Skupił się on bowiem na obrocie finansowym, stąd nie jest w stanie poradzić sobie z nierównościami społecznymi. Można to tylko uczynić poprzez uszczelnienie systemu podatkowego, aby możliwe było zapewnienie Europejczykom edukacji czy opieki zdrowotnej na zadowalającym poziomie.

Głos ludu

Trzeba przyznać Macronowi, że w obliczu społecznych protestów potrafi wycofać się ze swoich planów. Czyni to oczywiście czysto koniunkturalnie, ale jego poprzednik François Hollande nie potrafił zdobyć się na podobne gesty. Pierwszy raz obecna głowa państwa pokazała to przed dwoma laty, kiedy wybuchły protesty „żółtych kamizelek”. Wziął on wówczas na siebie część odpowiedzialności za gwałtowne demonstracje, zapowiadając również podniesienie płacy minimalnej. Dużo gorzej wypadły jednak zwołane przez Macrona „wielkie konsultacje narodowe”, de facto sterowane przez jego partię LREM.

Duże kontrowersje wśród francuskiego społeczeństwa wywołały też plany reformy emerytalnej. Pod koniec ubiegłego roku doprowadziły one do strajków generalnych organizowanych przez różne grupy zawodowe. Macron nie zdecydował się co prawda na całkowitą rezygnację ze swoich planów, tym niemniej rząd rozpoczął dyskusję ze związkami zawodowymi. Wcześniej nie chciał tymczasem w ogóle słuchać o jakichkolwiek konsultacjach.

Najnowszym przykładem wsłuchania się w społeczne protesty jest wycofanie się władz w Paryżu z nowej ustawy o bezpieczeństwie. Zakładała ona wysokie kary za publikowanie wizerunku francuskich policjantów, dlatego wywołała duże zamieszki na ulicach miast. Przeciwnicy takiego rozwiązania twierdzą, że w ten sposób Macron wraz ze swoim rządem chciał dać immunitet coraz brutalniejszym funkcjonariuszom.

Działania francuskiego prezydenta są nastawione na wybory prezydenckie, które odbędą się w 2022 roku. W ostatnich sondażach Macron nieznacznie wyprzedza Le Pen, jednak w ewentualnej drugiej turze zdecydowanie wygrywa. Tym samym daleko mu do rekordowej niepopularności Hollande’a. Pojawia się jednak pytanie, jak długo Francuzom wystarczą same deklaracje „antypopulistycznego populisty”. Większość jego obietnic z ostatnich miesięcy tak naprawdę nie zaczęła być nawet realizowana.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz