Kryzys ukraiński spowodował wzrost zainteresowania tematem odbudowy potencjału obronnego Polski i dostosowaniem naszych sił zbrojnych do zadań o charakterze defensywnym. Polska musi posiadać wojska obrony terytorialnej. Ale Narodowe Siły Rezerwowe nie mają z tym tematem nic wspólnego.

Wydarzenia na Ukrainie spowodowały poruszenie wśród dziennikarzy, opinii publicznej i niektórych polityków. Zaczynają dostrzegać, że wszelkie potrzeby społeczne – gospodarcze, socjalne, kulturalne – mają być szansę zaspokojone jedynie wtedy, gdy zostanie zapewniona podstawowa i najbardziej fundamentalna potrzeba: bezpieczeństwo. Stąd wzrost zainteresowania tematem odbudowy potencjału obronnego Polski i dostosowaniem naszych sił zbrojnych do zadań o charakterze defensywnym.

Najlepsze armie świata mają OT

Sprawne i najlepiej zorganizowane armie świata – Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii czy Izraela – posiadają wojska obrony terytorialnej, zdolnej prowadzić działania defensywne o charakterze przestrzennym. Unikają one bezpośrednich starć ze zwartymi formacjami wojsk nieprzyjaciela, stawiając na działania nieregularne, defensywne. Ochraniają infrastrukturę krytyczną – lotniska, drogi, mosty, elektrownie, urzędy państwowe, wodociągi itp. – oraz lokalną ludność, prowadząc działania na miejscu. Wiążą także wojska nieprzyjaciela ograniczając ich swobodę manewru, przez co stwarzają warunki do działania wojskom operacyjnym.

Takich wojsk Polska obecnie nie posiada. Stutysięczne, zawodowe siły operacyjne są w stanie bronić zaledwie 1-2% polskiego terytorium. Należy także pamiętać, że spośród tej liczby zaledwie kilkanaście tysięcy żołnierzy jest przygotowanych do prowadzenia działań na pierwszej linii frontu, pozostali zabezpieczają logistycznie i organizacyjnie ich działania.

Eksperci: Stwórzmy OT na bazie stowarzyszeń o proobronnym charakterze

W artykule „Będzie zaciąg do armii terytorialnej?” z dnia 13 marca 2014 r. Rzeczpospolita przywołuje opinie ekspertów, wzywających do utworzenia w Polsce wojsk obrony terytorialnej. Ich zdaniem przyszły system OT mógłby być zbudowany na podstawie stowarzyszeń, które prowadzą szkolenia wojskowe.

Prof. Józef Marczak z Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego AON, wybitny ekspert zajmujący się obroną terytorialną (i członek honorowy Stowarzyszenia ObronaNarodowa.pl – przyp. A.M.S.), szacuje, że w różnych organizacjach paramilitarnych działa w tej chwili ok. 600–800 tys. osób – podaje „Rzeczpospolita”.

Jego zdaniem masowo powstają stowarzyszenia, które same prowadzą szkolenia wojskowe. To m.in. Strzelec, harcerze, Legia Akademicka. W 220 szkołach ponadgimnazjalnych w tzw. klasach mundurowych jest 20 tys. uczniów.

Zdaniem naszych rozmówców ochotników wystarczy przeszkolić, dać im umundurowanie i broń. – Powinni być oni przypisani do swojej miejscowości, broń mogłaby być magazynowana np. na terenie posterunków policji lub jednostek wojskowych – uważa Grzegorz Matyasik, prezes stowarzyszenia Obrona Narodowa.

Duży potencjał za małe pieniądze

Jak podaje prof. Józef Marczak, koszty takiego systemu nie powinny przekroczyć 6 proc. wydatków przeznaczanych dotychczas na obronę narodową. Jest to więc system bardzo efektywny: zapewnia wysoki poziom zdolności obronnych przy jednoczesnych niskich nakładach finansowych. Ponadto nie wymaga od obywateli dokonywania wyboru pomiędzy wojskiem a życiem cywilnym. Np. żołnierze Gwardii Narodowej USA przechodzą w pierwszej kolejności kilkutygodniowe szkolenie podstawowe, potem trwające od kilku do kilkunastu tygodni szkolenie specjalistyczne a następnie… wracają do zwykłego, cywilnego życia. Są jedynie zobowiązani do brania udziału w ćwiczeniach przez dwa dni w miesiącu organizowanych w miejscu ich zamieszkania, a raz do roku odbywają szkolenie trwające dwa tygodnie. Przyjęcie takich rozwiązań pozwala na łączenie życia cywilnego i wojskowego, realizując demokratyczny ideał obywatela-żołnierza, który zawsze jest na miejscu i pozostaje w gotowości do tego, by bronić Ojczyzny, i nieść pomoc ludności cywilnej. Nie tylko w czasie wojny, ale także w czasie pokoju, w sytuacjach kryzysowych.

Czytaj więcej na Pch24.pl

Anna Maria Siarkowska

Autorka jest absolwentem bezpieczeństwa narodowego Akademii Obrony Narodowej i doktorantem AON

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. suwaliszek
    suwaliszek :

    Super pomysł! Armia Krajowa – dobre. Ma tradycję. Mogła by być Obrona Narodowa ale pamięć jej kiepskiego uzbrojenia i klęski w 1939 – jakoś niezbyt. Gwardia Narodowa – też dobre istniała w Księstwie Warszawskim i podczas powstania listopadowego. Może na początek tak jak w Szwecji: w każdej gminie po kompani gwardii to dało by jakieś 30000-50000.

  2. henski
    henski :

    Kto chce niech wierzy.
    Na moje oko połowa tej armii sama się zgłosi do współpracy z ew. okupantem.
    Z pozostałej połowy połowa w ogóle ucieknie z Polski, bo gdzieś tam ma zakitrane pieniądze.

    Przez ostatnie dwadzieścia kilka lat w Polsce trwała intensywna propaganda. Społeczeństwa zazwyczaj są podatne na taką obróbkę. Ta propaganda była antypolska. Łatwo sobie wyobrazić jej skutki i wyzbyć się dziecinnych nadziei. A poza tym unikać \”Obłędu 2015\”. Współpracować, a w stosownym momencie zdradzić i przyłączyć się do silniejszego. Nie to proponowali Ziemkiewicz i Zychowicz Beckowi w \’39? Co prawda 70 lat za późno ale na 2015 jak znalazł, c\’nie?

  3. rixrap
    rixrap :

    Dobry Pomysł tylko mam pytanie do was

    Kto by nam dał pieniądze na uzbrojenie chyba nie myślićie że Polscy politycy by się na to zgodzili ,wiedzieli by że nie są już jedyną siłą w kraju z którą czeba się liczyć ..