Dwadzieścia paradoksów PiS-owskiej dialektyki w kwestii Ukrainy

Dwadzieścia paradoksów PiS-owskiej dialektyki w kwestii Ukrainy

1. Ukraina w Unii Europejskiej będzie wolna, gdyż teraz wolną nie jest.

Do tej pory PiS głosił, że UE zniewala narody – w tym Polskę – czyli wg PiS-u:

suma niewoli Polski i niewoli Ukrainy w UE daje obydwu krajom wolność

2. Ukraina w Unii Europejskiej leży w naszym interesie

PiS do tej pory głosił, że UE to narzędzie realizacji interesów niemieckich, czyli wg PiS-u:
rozszerzenie niemieckiej strefy wpływów i oskrzydlenie Polski od wschodu krajem znajdującym się w tej strefie ma leżeć w interesie Polski

3. W demonstracjach na Majdanie chodzi o samostanowienie narodu i demokrację, czyli wg

PiS-u:

ludność wchodzącego w skład Ukrainy Krymu, gdzie większość stanowią etniczni Rosjanie, ma prawo do samostanowienia drogą demokratycznego głosowania

4. Jeśli zaś ludność rosyjska Krymu, gdzie stanowi ona większość, nie ma prawa do samostanowienia, bo jest to ziemia rdzennie tatarska, to w takim razie wg PiS-u:

do takiego samostanowienia nie ma też prawa ludność Galicji i Wołynia, które to krainy są ziemiami historycznie polskimi

5. Jeśli zaś te ziemie nie są historycznie polskie, to wg PiS-u:

Józef Stalin miał rację, zajmując je w 1939 i odłączając ostatecznie w 1945

6. Jeśli zaś nie miał racji, to wedle tej samej logiki:

przypominanie o polskości Lwowa i Kresów południowo-wschodnich nie jest prosowieckie, a wręcz przeciwnie: jest w 100% antysowieckie, bo to sowieci zabrali Polsce Kresy Wschodnie

7. Jeśli zaś sowieckie zdobycze terytorialne są same w sobie owocem zła, to wedle tej samej logiki:

powrót Krymu w granice Rosji byłby sprawiedliwością dziejową, ponieważ przyłączył go do Ukrainy w 1954 roku sowiecki przywódca Chruszczow

8. Jeśli natomiast utożsamiamy – tak jak robi to PiS – Związek Sowiecki z obecną Rosją, chociaż na zdobyczach terytorialnych ZSRR skorzystała głównie Ukraina, a w przypadku Krymu skorzystała kosztem Rosji – to wg PiS-u:

zdobycze terytorialne ZSRR powinny wejść w skład Rosji, a nie Ukrainy, czyli Kresy Wschodnie powinny być teraz rosyjskie

9. Jeśli nadal trzymamy się tezy, że ZSRR to państwo rosyjskie, a nie związek sowieckich republik narodowych (w tym ukraińskiej), to wobec tego:

Ukrainiec Chruszczow, który rządził ZSRR i odłączył Krym od Rosji na rzecz Ukrainy, był Rosjaninem i działał w ten sposób na rzecz rosyjskiej racji stanu

10. Jeśli zaś ukraińską państwowość sowiecką uznamy po prostu za moskiewską/rosyjską okupację, to wg tej logiki:

Ukraina po wyzwoleniu z tej okupacji powinna oddać nabyte przez ZSRR terytoria, które Imperium Zła zabrało przemocą i gwałtem – np. Kresy Wschodnie

11. Jeśli jednak Ukraina ma prawo do polskich Kresów mimo tego, że jest to zdobycz terytorialna ZSRR, to oznacza to, iż władza państw, w skład których wchodziły wcześniej obecne terytoria Ukrainy sprzed podboju sowieckiego, również były okupacją, a więc wedle tej logiki:

Polska okupowała Lwów i Wołyń

12. Jeśli przyjmuje się powyższe założenie, to tym samym:

uznaje się za własną narrację historyczną nacjonalistów ukraińskich, którzy do dziś mówią o „polskiej okupacji”

13. Jeśli zaś przyjmuje się tę narrację, to równocześnie:

uznaje się za własną również historyczną narrację sowiecką, która także głosiła, że Polska to okupant Lwowa i Wołynia

14. Natomiast jeśli Rzeź Wołyńska była sprowokowana przez Rosjan (czyli wg PiS-u: przez sowietów), to wychodzi na to, że wg PiS-u:

rozliczenie i głośne mówienie przy każdej okazji o zbrodniach na Wołyniu jest antyrosyjskie, a więc wedle PiS-u w 100% zgodne z interesem Polski

15. Jeśli zaś współczesna Rosja jest dokładnie tym samym, co Związek Sowiecki, to wychodzi na to, że w przypadku istnienia dwóch podmiotów prawa międzynarodowego: Rzeczypospolitej Polskiej i Związku Socjalistycznych Republik Rad – którym jest obecna Rosja, konieczny jest powrót do granicy polsko-sowieckiej z 1921 roku, bo to ona jest legalną granicą między tymi dwoma rzekomo istniejącymi podmiotami; w innym wypadku trzeba by uznać, że:

sprawiedliwą granicą polsko-sowiecką jest granica z Teheranu i Jałty ustalona przez Stalina

16. Jednocześnie w optyce PiS-u i jego zwolenników mówienie o polskości Kresów ma w obecnej chwili służyć… (istniejącym wg nich do dzisiaj) sowietom, choć to w ich interesy godziłaby rewizja granicy z jałtańskiej z 1945 na ryską z 1921

17. Jeśli obecne ugrupowania nacjonalistyczne na Ukrainie mają być wtykami rosyjskich vel sowieckich służb specjalnych, chociaż są to najbardziej antyrosyjskie siły na Ukrainie, to wedle tej logiki:

PiS jako najbardziej antyrosyjska partia w Polsce jest również tworem rosyjskich służb

18. Jeśli zaś obecni na Majdanie banderowcy są antyrosyjscy/antysowieccy, a nie antypolscy – tak jak głosi PiS, to wedle tej logiki:

mówienie o polskości Kresów – z gruntu antysowieckie, bo to oni nam je odebrali – powinno się banderowcom podobać, bo przecież też są antysowieccy

19. Jeśli zaś banderowcom się takie tezy odnośnie do polskich Kresów nie podobają, to wedle tej logiki:

mają oni dokładnie takie samo zdanie na ten temat jak sowieci, a więc są wrogami Polski tak jak ZSRR

20. Jeśli jednak ostatecznie uznamy, że Ukraina banderowska jet lepsza niż Ukraina rosyjska (cokolwiek to ma oznaczać), przy czym ta pierwsza ma być łatwiejszym partnerem do mówienia o Wołyniu, to wg PiS-u

banderowska Ukraina będzie bardziej skora do rozliczeń z banderyzmem niż Ukraina niebanderowska(!)Jeśli zaś politycy i zwolennicy PiS-u zdają sobie sprawę z absurdu swoich twierdzeń, to oznacza to, że kwestią Wołynia nie mają się zamiaru nigdy zajmować, bo doskonale by wiedzieli, że wówczas dialog ze stroną ukraińską będzie już zupełnie niemożliwy.

Nie jest to oczywiście nawoływanie do rewizji granic, gdyż z polskiego punktu widzenia lepiej by było, gdyby Krym był ukraiński niż rosyjski, zaś Ukraina zachowała integralność terytorialną – jednakowoż ten ostatni postulat jest już niemożliwy do zrealizowania, gdyż Ukraina Krymu nie utrzyma. Pośrednio kibicowali temu zwolennicy Majdanu skupieni wokół PiS-u i jego medialnego pasa transmisyjnego w postaci “Gazety Polskiej” i odnóg w postaci “Niezależnej.pl” czy “Gazety Polskiej Codziennie”. Jest to efekt szafowania uniwersalistycznymi hasłami o wolności, demokracji i samostanowieniu narodowym w tak wewnętrznie skomplikowanym państwie, jak Ukraina – zamiast trzymania się twardego kursu na polski interes narodowy, co miałoby być rzekomo “prorosyjskie”.

Mówili to głośno i pisali, posługując się insynuacjami ludzie, którzy nie mieli żadnych oporów przed krzyczeniem wśród czerwono-czarnych flag w Kijowie banderowskich haseł, natomiast z powodu uwikłania partyjnego nie byli w stanie pójść choćby incognito na Marsz Niepodległości. Przypomnijmy, że redaktorowi Sakiewiczowi przeszkadzała w 2012 – a więc zanim powstał konkurencyjny dla PiS Ruch Narodowy (jego powstanie ogłoszono dopiero po marszu w 2012) – obecność “antysemity” Jana Kobylańskiego w honorowym Komitecie Poparcia, chociaż jedynymi dowodami na “antysemityzm” polonijnego biznesmena z Urugwaju są paszkwile “Gazety Wyborczej”. Tymczasem sam Jan Paweł II nazwał Jana Kobylańskiego “drugim Ignacym Domeyką”, co dla redaktora “prawicowej” gazety nie odegrało żadnej roli w obliczu niepopartych niczym oskarżeń gazety Adama Michnika.

Redaktor Sakiewicz oczywiście nie ma obowiązku chodzenia na Marsz Niepodległości, odkąd ten jest kojarzony z Ruchem Narodowym. Ma on, tak jak każdy, prawo do swoich poglądów. Natomiast niezrozumiała jest hipokryzja tego środowiska, tak samo zresztą niezrozumiałe jest, że Bronisław Wildstein wykrzykiwał banderowskie hasła na Majdanie, natomiast przeszkodą dla tegoż we wzięciu udziału w Marszu Niepodległości była obecność wśród organizatorów Obozu Narodowo-Radykalnego, który Wildsteinowi wydał się zbyt skrajny. Obecność ONR na marszu powoduje, że to przekracza moje prywatne granice tolerancji – mówił Wildstein w wywiadzie udzielonym Marcinowi Mellerowi dla “Newsweeka” (nr 46/12 2012). Czyżby nacjonalizm ukraiński Wildsteinowi nie przeszkadzał, zaś polski już tak?

Ostatecznie ci, którzy tak bardzo chcieli być antyrosyjscy, okazali się najbardziej sprzyjać rosyjskim interesom na Ukrainie. “Po obaleniu Janukowycza choćby potop” – zdają się mówić nadwiślańscy prometeiści. Polityk, którego nawet ideolog współczesnego rosyjskiego imperializmu – Aleksander Dugin – nazywał ostatnim gwarantem spoistości Ukrainy, przeszkadzał naszym prometeistom z uwagi na jego niejasny życiorys i tendencje autokratyczne. Można przypuszczać, że Kreml wcale nie potrzebuje w Polsce utrzymywać swojej agentury – rodzimi prometeiści, gotowi poświęcać się dla tak uniwersalnych wartości jak demokracja czy prawa człowieka, skutecznie rosyjską agenturę wyręczają.

Natomiast odłogiem leży polski interes narodowy, a w takowym leżała Ukraina rządzona wówczas za Janukowycza – i z Krymem, i ze Lwowem, którego odzyskać przecież nie sposób. I to mimo tego, że żadną miarą nie można uznać znalezienia się obydwu terytoriów w granicach Ukrainy za sprawiedliwe (a przynajmniej miarą stosowaną przez nadwiślańskich prometeistów – czyli miarą demokracji i prawami człowieka) Można było jednak szukać równowagi dla występującego przy granicy z Polską ukraińskiego nacjonalizmu na Wschodzie Ukrainy, która z powodów innych niż my, ale jednak nie akceptuje banderyzmu. Summa summarum, czyniło to Ukrainę rzeczywistym buforem. Ale status quo antejuż nie wróci. Dlatego jedynym słusznym w całej debacie wokół Ukrainy postulatem przedstawicieli rzeczonego środowiska jest wezwanie do intensywnego zbrojenia się.

Z przykrością trzeba stwierdzić, że doprowadzili oni do sytuacji, w której wreszcie mają rację.

Marcin Skalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply