W opublikowanym dziś oświadczeniu Zarządu Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich zarzucono naszemu medium podanie nieprawdziwych informacji na temat Dawida Wildsteina, Bianki Zalewskiej i Pawła Bobołowicza. Niniejszym informujemy, że oskarżenia te są bezpodstawnym pomówieniem.
„Z największym zaniepokojeniem obserwujemy działania portalu kresy.pl, którego publikacje godzą bezpośrednio w bezpieczeństwoi możliwość wykonywania zawodu reporterów: Bianki Zalewskiej, Pawła Bobołowicza i Dawida Wildsteina, relacjonujących działania wojenne na Ukrainie. Portal kresy.pl opublikował nieprawdziwe informacje na ich temat, mające charakter donosu, oskarżające ich o „ukrywanie nazistów”. Zostały one nagłośnione wśród rosyjskich separatystów – w konsekwencji czego traktują oni wspomnianych reporterów jako wrogów wojennych, a nie dziennikarzy. Działalność portalu kresy.pl w oczywisty sposób zagraża bezpieczeństwu fizycznemu dziennikarzy lub nawet ich życiu. Godzi też w konstytucyjną w Polsce zasadę wolności słowa. W naszej ocenie swoimi publikacjami kresy.pl dowodzą, że stały się narzędziem propagandy rosyjskich separatystów. Stanowczo przeciw temu protestujemy” – czytamy w oświadczeniu Zarządu Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w którego skład wchodzą: Prezes – Marcin Wolski, Wiceprezes – Joanna Lichocka, Skarbnik – Elżbieta Ruman, Sekretarz – Aleksander Wierzejski, Członek Zarządu – Piotr Jegliński, Członek Zarządu – Marzena Paczuska.
W związku z powyższym pragniemy jak najmocniej podkreślić, że w oskarżeniu SDP z niezrozumiałych względów nie wskazano publikacji, w której podaliśmy rzekomo nieprawdziwe informacje na temat Bianki Zalewskiej, Dawida Wildsteina czy Pawła Bobołowicza. Nie podano również, jak dokładnie brzmi owa nieprawdziwa informacja na temat wyżej wymienionych osób. Zarząd Oddziału Warszawskiego SDP zarzuca nam wyłącznie, że oskarżamy trójkę dziennikarzy o „ukrywanie nazistów”. Podanie tych słów w cudzysłowie sugeruje, że jest to cytat z któregoś z naszych artykułów. Mimo najszczerszych chęci nie udało nam się znaleźć w naszych publikacjach żadnego fragmentu, który zbliżał by się do „cytatu” z oświadczenia SDP.
Cała sprawa ma związek z opisywanym przez nas wielokrotnie tematem obecności neonazistowskich grup w batalionie Ajdar.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dirlewangerowcy w batalionie Ajdar? Relacja polskiego wolontariusza
ZOBACZ TAKŻE: Krwawa łaźnia w piaskownicy „niezależnych”
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ujawnił nazistów w ukraińskim batalionie, teraz boi się o swoje życie
ZOBACZ TAKŻE: The Guardian potwierdza: Dirlewangerowcy w szeregach ukraińskich ochotników [+FOTO]
Fragment, który mógł posłużyć SDP za pretekst do wysunięcia bezpodstawnych pomówień, pochodzi zapewne z artykułu „Dirlewangerowcy w Batalionie Ajdar? Relacja polskiego wolontariusza” i brzmi następująco:
„Jego [Tomasza Maciejczuka] wpis wywołał gwałtowną dyskusję. O sprawie mieli wiedzieć także dziennikarze tzw. mediów niezależnych (Blanka Zalewska, a zapewne także Paweł Bobołowicz i Dawid Wildstein), jednak według niego wolą oni unikać tego tematu”.
Z przytoczonego wyżej fragmentu jasno wynika, że nie jest on stanowiskiem portalu Kresy.pl, ale opisem poglądów osób trzecich i składa się z: 1) słów samego Tomasza Maciejczuka, który wprost oskarżył Biankę Zalewską o posiadanie wiedzy na temat Dirlewangerowców w batalionie Ajdar (oraz jej przemilczanie); 2) z naszego domniemania (co zostało wyraźnie zaznaczone) na temat tego, kto jeszcze mógł wiedzieć o sprawie.
Nie chcąc, by treść oskarżenia Maciejczuka pod adresem Bianki Zalewskiej wzięto za autoryzowany przez nas fakt, posłużyliśmy się trybem przypuszczającym. Pozwoliliśmy sobie również na domniemanie w stosunku do Pawła Bobołowicza i Dawida Wildsteina z dwóch oczywistych względów: 1) To nie kto inny a Paweł Bobołowicz był/jest stałym korespondentem właśnie przy batalionie Ajdar, natomiast Wildstein był/jest w batalionie Ajdar częstym gościem i niejednokrotnie chwalił się swoimi znajomościami z „ziomami z Ajdaru”; 2) sam Wildstein przyznał publicznie, że spotykał się z neonazistowską symboliką w ukraińskich batalionach, natomiast uważa ją za nieistotny margines.
Pragniemy również zaznaczyć, że oskarżenia Tomasz Maciejczuka pod adresem Bianki Zalewskiej uważamy za wysoce wiarygodne, gdyż jest to dziennikarka znana z podawania nieprawdziwych informacji (co, swoją drogą, nie wzbudziło najmniejszego niepokoju jej starszych kolegów z SDP, tak rzekomo zatroskanych o dziennikarskie standardy). Po drugie nie bardzo rozumiemy, dlaczego ktoś taki jak Maciejczuk miałby kłamać w tej akurat sprawie.
Zobacz także: Dziennikarka TV Republika atakuje kibiców Legii: To nie Polacy, ale bandyci i recydywiści ściągnięci przez Putina
Tym, co zasługuje na szczególne napiętnowanie, jest oskarżenie naszego portalu o stwarzanie niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia Wildsteina, Bobołowicza i Zalewskiej. „Działalność portalu kresy.pl w oczywisty sposób zagraża bezpieczeństwu fizycznemu dziennikarzy lub nawet ich życiu. Godzi też w konstytucyjną w Polsce zasadę wolności słowa” – czytamy w oświadczeniu SDP. Okazuję się zatem, że wspomnianym dziennikarzom niebezpieczeństwo zagraża nie z powodu ich emocjonalnego zaangażowania po jednej ze stron konfliktu, nie dlatego, że opisują rzeczywistość w sposób skrajnie tendencyjny i jawnie stronniczy, ale właśnie dlatego, że Kresy.pl zwracają na ten godny ubolewania fakt uwagę. Sytuacja ta jest tym bardziej bulwersująca, że po ujawnieniu informacji na temat Dirlewangerowców to właśnie Tomasz Maciejczuk stał się obiektem publicznych pogróżek ze strony „ziomów” Dawida Wildsteina, którzy za pośrednictwem profilu „Novosti Ajdara” wzywali do „schwytania bydlaka”.
Podwójne standardy stosowane przez Zarząd Warszawskiego Oddziału SDP, na którego czele stoją Wolski z Lichocką, stają się jeszcze bardziej jaskrawe, gdy dzisiejsze oświadczenie zestawi się z ich milczeniem wobec takich ekscesów, jak publikacja artykułu „Potężne uderzenie Ukraińców pod Mariupolem. Terroryści i Rosjanie rozbici w pył”, w którym czytamy m.in.: „W trakcie walk ukraiński snajper przestrzelił też koło samochodu, którym jechała propagandowa ekipa rosyjskiej telewizji. W wyniku tego pędzące auto uderzyło w drzewo. Nikt nie zginął”. Epizod ten nie spotkał się z najmniejszym komentarzem ze strony pracowników Niezaleznej.pl. Okazuje się, że nie ma nic nadzwyczajnego w strzelaniu do dziennikarzy, o ile nazwie się ich wcześniej „propagandową ekipą”. Dalecy jesteśmy od oskarżania rosyjskich dziennikarzy o obiektywność, nie jesteśmy jednak w stanie zrozumieć, w czym kłamstwa Rosjan są gorsze od kłamstw Zalewskiej lub milczenia Bobołowicza czy Wildsteina o przestępstwach dokonywanych przez ich ziomów z Ajdaru. Trudno nam sobie przypomnieć jakikolwiek tekst tej trójki na temat któregoś z kilkudziesięciu zarzutów stawianych Ajdarowcom przez ukraińską prokuraturę.
Jeśli więc Bianka Zalewska naprawdę czuje się zagrożona, mogłaby na początek, dla zachowania pozorów przyzwoitości, powstrzymać się od przebierania w uniformy Ajdarowców. Przynajmniej na zewnątrz zaczęłaby sprawiać wrażenie korespondenta wojennego, a nie funkcjonariusza służby prasowej niesławnego batalionu. Także zdrowie Dawida Wildsteina stałoby się o niebo bardziej bezpieczne, gdyby zamiast „gonzo-dziennikarstwa”, zaczął uprawiać stare dobre „dziennikarstwo po prostu”.
W imieniu redakcji portalu Kresy.pl, Tomasz Kwaśnicki