Nowa gwiazda izraelskiej skrajnej prawicy

Nowy gabinet Benjamina Netanjahu nie bez powodu doczekał się miana „najbardziej prawicowego” rządu w historii Izraela. Największe kontrowersje wzbudziła nominacja dla Itamara Ben-Gewira z partii Żydowska Siła, do niedawna będącego przede wszystkim elementem tamtejszego politycznego folkloru, a obecnie odpowiadającego za bezpieczeństwo narodowe.

Na pierwszą prowokację ze strony nowego szefa izraelskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Narodowego nie trzeba było długo czekać. Ben-Gewir już 3 stycznia udał się na Wzgórze Świątynne w Jerozolimie w towarzystwie policji i agentów służb bezpieczeństwa, mimo wcześniejszych ostrzeżeń ze strony palestyńskiego Hamasu. Wizyta w pobliżu meczetu Al-Aksa wywołała zresztą gniew całego świata arabskiego, czym jednak sam polityk nie zamierza się szczególnie przejmować. Jego zdaniem Stare Miasto w Jerozolimie jest bowiem przestrzenią wspólną dla przedstawicieli wszystkich trzech religii monoteistycznych, dlatego prawo do przebywania w tym miejscu mają także Żydzi. Samo wycofanie się z wizyty miałoby być dodatkowo kapitulacją przed żądaniami radykalnych grup zbrojnych.

Trzy tygodnie później doszło natomiast do spotkania Netanjahu i jordańskiego króla Abdullaha, zaniepokojonego trwającym od wielu miesięcy kryzysem związanym z naruszaniem status quo wokół wspomnianego meczetu. Jordania szybko zareagowała na prowokację Ben-Gewira, wzywając ambasadora Izraela do złożenia wyjaśnień, dlatego rozmowy zapewne dotyczyły również działań lidera izraelskiej skrajnej prawicy. Ostatecznie Netanjahu i Abdullah po rozmowach w Ammanie mieli porozumieć się w sprawie zachowania wcześniejszych ustaleń dotyczących wzajemnego poszanowania praw muzułmanów i Żydów. Według izraelskich mediów szefowi rządu w Tel Awiwie zależy na spokoju zwłaszcza podczas tegorocznego ramadanu.

Ekstremista od zawsze

Spotkanie przywódców Izraela i Jordanii nie umknęło oczywiście uwadze liderowi Żydowskiej Siły. Zapowiedział więc, że nadal będzie odwiedzał Wzgórze Świątynne w Jerozolimie, bo „prowadzi własną politykę względem tego miejsca, a nie politykę jordańskiego rządu”, choć jednocześnie przyznał się do braku wiedzy na temat ustaleń między Netanjahu i Abdullahem. Ben-Gewir przy tej okazji zaprzeczył doniesieniom jakoby Netanjuahu miał zakazać mu wizyt w tym miejscu, chociaż nie chciał powiedzieć, kiedy kolejny raz je odwiedzi.

Trudno oczekiwać, aby izraelski minister bezpieczeństwa narodowego tak łatwo dał się przekonać do rezygnacji z podobnych eskapad. Cały polityczny życiorys Ben-Gewira składa się bowiem z prowokacji wymierzonych w Palestyńczyków i ze wspierania żydowskiej kolonizacji terytoriów okupowanych. Swoją karierę rozpoczynał w ekstremistycznej partii Kach, która została zdelegalizowana przez izraelski sąd w 1994 roku w związku z pochwalaniem masakry 29 Palestyńczyków w Grocie Patriarchów w Hebronie. Jeszcze do niedawna w domu Ben-Gewira wisiał zresztą portret sprawcy tego zamachu.

Zobacz także: Izraelski minister chce wprowadzenia kary śmierci za terroryzm

Szef Żydowskiej Siły przez ponad trzy dekady politycznej działalności sam wielokrotnie stawał przed sądem, głównie w związku z zarzutami dotyczącymi podżegania do nienawiści na tle narodowościowym i religijnym. Stał się także dyżurnym adwokatem ekstremistów oskarżanych o ataki na muzułmanów i chrześcijan. Nauce mógł poświęcić się bez uprzedniego odbycia obowiązkowej służby wojskowej, bo Siły Obronne Izraela uznały go za zbyt niebezpiecznego. Trudno się temu dziwić, bo Ben-Gewir jako nastolatek groził premierowi Icaakowi Rabinowi, który kilka tygodni później zginął z rąk żydowskiego ekstremisty.

Zawsze przeciwko Arabom

Partia Kach nigdy nie cieszyła się masową popularnością. Jej lider, rabin Meir Kahan, co prawda zasiadał w izraelskim Knesecie pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, ale nie obowiązywał jeszcze wówczas próg wyborczy. Dodatkowo z powodu swoich kontrowersyjnych poglądów był osamotniony w parlamencie i nie odgrywał w nim żadnej roli. Ostatecznie w 1988 roku Kach nie zostało dopuszczone do wyborów z powodu swojego rasistowskiego charakteru. Jej lider do dzisiaj jest jednak otoczony kultem przez religijnych syjonistów, bo w 1990 roku został zamordowany w Nowym Jorku przez Amerykanina egipskiego pochodzenia.

Po stracie swojego szefa i delegalizacji swojego ugrupowania kahaniści przez długi czas nie mogli się pozbierać. Zajmowali się głównie kłótniami i kolejnymi rozłamami, funkcjonując na marginesie izraelskiej polityki. Sytuacja zaczęła zmieniać się jednak w ostatnich latach, gdy tamtejsza scena polityczna zaczęła wyraźnie skręciła w prawo. A przede wszystkim, kiedy zaczął palić się grunt pod nogami Netanjahu, który za wszelką cenę chciał pozostać premierem, aby nie odpowiadać przed sądem za afery korupcyjne.

Lider Likudu mobilizował więc inne partie prawicowe do zjednoczenia się w celu zwiększenia swojej reprezentacji w Knesecie, a przede wszystkim poszerzenia jego możliwości koalicyjnych. Żydowska Siła pod naciskiem Netanjahu wkroczyła więc na salony, wchodząc w sojusze wyborcze z bardziej umiarkowanymi partiami z nurtu religijnego syjonizmu. Sukcesem okazało się zwłaszcza utworzenie koalicji z Partią Religijnego Syjonizmu, dzięki której Ben-Gewir w ostatnich dwóch wyborach parlamentarnych zdobywał mandat parlamentarzysty.

Izraelska skrajna prawica nie rosłaby jednak w siłę, gdyby nie wspomniany zwrot Izraela w prawo. Można pokusić się wręcz o kolokwialne stwierdzenie, że w ostatnich latach nawet bardziej umiarkowanym (i niekoniecznie prawicowym) ugrupowaniom „puściły hamulce”, dlatego Izrael w ostatnich latach przestał w ogóle zwracać uwagę na kolejne rezolucje Organizacji Narodów Zjednoczonych i na samo prawo międzynarodowe. Zyskują na tym politycy pokroju Ben-Gewira, który jeszcze kilka lat temu potrafił wymachiwać pistoletem w kierunku tłumu Palestyńczyków i domagać się ich wyrzucenia z Izraela. Podobnymi wystąpieniami zyskuje poklask głównie wśród żydowskich osadników, będąc zresztą jednym z nich z racji zamieszkiwania w Hebronie.

Pod płaszczykiem deradykalizacji

W ciągu ostatnich paru lat lider Żydowskiej Siły starał się złagodzić swój wizerunek, o ile można tak określić zdjęcie ze ściany wspomnianego portretu terrorysty odpowiedzialnego za zabicie 29 osób. Ben-Gewir obecnie zapewnia, iż nie jest już zwolennikiem wyrzucania Arabów z Izraela, ograniczając swój dotychczas sztandarowy postulat jedynie do wypędzenia z kraju muzułmańskich terrorystów odpowiedzialnych za ataki na cywilów i izraelskie służby.

Nie wszyscy wierzą jednak w szczerą przemianę gwiazdy izraelskiej skrajnej prawicy. Z obecności Ben-Gewira w rządzie nie jest zadowolona administracja amerykańskiego prezydenta Joe Bidena, chociaż wbrew medialnym doniesieniom nie ogłosiła ona bojkotu najbardziej kontrowersyjnych członków gabinetu Netanjahu. W połowie stycznia bardziej zdecydowana była jednak delegacja senatorów Partii Demokratycznej, którzy podczas wizyty w Izraelu nie chcieli spotkać się z Ben-Gewirem oraz jego bliskim sojusznikiem Becalelem Smotriczem, ministrem finansów i szefem Partii Religijnego Syjonizmu.

Zapewne sam minister bezpieczeństwa narodowego nie będzie szczególnie przejmować się podobnymi afrontami. W pierwszych tygodniach swojego urzędowania wyraźnie dał do zrozumienia, że zamierza realizować swoje przedwyborcze zapowiedzi. Ogłosił więc chęć wzmocnienia policji i powołania nowej jednostki w związku z narastającym konfliktem Izraelczyków z tamtejszymi Arabami. Zamierza także traktować w sposób mniej brutalny protesty religijnych Żydów przeciwko służbie wojskowej, które nie będą już rozpędzane przy użyciu armatek wodnych. Nowej gwieździe izraelskiej skrajnej prawicy będzie łatwiej, gdyż Netanjahu z racji swoich osobistych problemów jest uległy wobec swoich koalicjantów.

Michał Kuropatwiński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply