Każdy kto coś wie o Żytomierszczyźnie, musi znać Baranówkę. Miejscowość położona na wyżynie Naddnieprzańskiej, nad rzeką Słucz, datowana jest na rok 1565.

Początkowo należała do Litwy, a następnie wchodziła w skład Korony, sławę zdobyła jednak już po rozbiorach, gdy została włączona do Rosji. W 1803 r. założono tu bowiem słynną fabrykę porcelany, bazującą na miejscowych kaolinach. Należała ona do M. Mezera, który starał się, by jego fabryczka miała wkład w umacnianie polskości na Ukrainie. Pochodzące z niej wyroby trafiające na pańskie stoły były dekorowane motywami patriotycznymi. Miejscowi artyści malowali na nich m.in. portrety Tadeusza Kościuszki i księcia Józefa Poniatowskiego, a także kwiaty polskie. Fabryczka ta przetrwała szczęśliwie wszystkie burze i napory, toteż dziś wytwarza jedną czwartą produkcji ukraińskiej porcelany, zatrudniając 1500 pracowników. Kupił ją rosyjski biznesmen Aleksiej Norowlanskij właściciel fabryki porcelany w Karlowych Varach, który następnie za 2 mln euro sprowadził nowa linię produkcyjną i rozpoczął działalność.

Witają wieże kościoła


Gości wjeżdżających do miasteczka od strony Połonnego czy Cudnowa nie witają jednak reklamy fabryki, lecz wieże nowego kościoła i okazałego budynku parafialnego. Styl obu budowli podobnych do tych w Szepetówce od razu zdradza, kto je zbudował. To styl ks. Szyrokoradiuka – obecnego biskupa, któremu przyszło odnawiać parafie katolickie w tej części etnograficznego Wołynia zwanego dziś Żytomierszczyzną. Budynki powstały w miejscu, który z Kościołem katolickim w tej miejscowości jest związane od pokoleń, sąsiadują bowiem z dobrze zachowanym katolickim cmentarzem. Jak wynika z zachowanych dokumentów parafia katolicka p.w. św. Stanisława Biskupa i Męczennika powstała w Baranówce w 1822 r. Trzon jej wiernych stanowili zapewne polscy osadnicy, ściągnięci do pracy w wytwórni porcelany, a także chłopi żyjący w pobliskich wsiach. Przed I wojną światową należała do mniejszych w okolicy. Liczyła tylko 2928 wiernych, podczas gdy nawet na terenie dzisiejszego rejonu, którego Baranówka jest stolicą, jak np. w Pulinach (dziś zwanych Kamiennym Brodem) była parafia ponad trzykrotnie większa… Jeszcze w latach dwudziestych i na początku trzydziestych XX wieku Baranówka miała polskie oblicze. Doceniali to nawet bolszewicy, którzy włączyli ją do tzw. Marchlewszczyzny, czyli Polskiego Rejonu Autonomicznego. Dowbysz ówczesna stolica tego tworu to mieścina o połowę mniejsza od Baranówki, choć z uwagi na sanktuarium MB Fatimskiej to on jest centrum życia religijnego całej okolicy. Tu w Baranówce Polaków przetrwało niewielu, prawie wszyscy tutejsi Polacy zostali wymordowani bądź wywiezieni do Kazachstanu. Taką cenę musieli zapłacić za zrobienie na złość Stalinowi, chcącemu w Marchlewszczyźnie wychować nowy gatunek Polaków, wobec których nikt nie używałby synonimu Polak – katolik, ale Polak – komunista.

Jeździli do Połonnego


Parafia odrodziła się w Baranówce w czasie II wojny światowej. Ci, którzy przeżyli zaczęli dojeżdżać do Połonnego, gdzie skupisko Polaków nie zostało do końca zlikwidowane i okrzepło na tyle, że po zakończeniu wojny nie pozwoliło już zamknąć kościoła. Dzięki Połonnemu nieliczni Polacy, którzy przetrwali w Baranówce stalinowski walec, zachowali swoje narodowe korzenie i doczekali rozpadu ZSRS. Związek z Połonnem spowodował też, że odrodzeniem parafii w Baranówce zajął się jego ówczesny proboszcz, ukryty bernardyn, który właśnie wyszedł z podziemia o. Władysław Stanisław Szyrokoradiuk. Wskrzeszając naraz kilkanaście wspólnot nie mógł niestety od razu wybudować w Baranówce kościoła. Przez kilka lat wierni modlili się w tymczasowej kaplicy urządzonej w zwykłym szałasie na cmentarzu. Dopiero po pewnym czasie przeprowadzili się do murowanej kaplicy, okazały i widoczny kościół został poświęcony w końcu 1994 r. O. Władysław chciał wcześniej uzyskać lokalizację w centrum miasteczka, ale widząc, że sprawa się przeciąga postanowił przystać, by świątynia powstała na jego obrzeżach. Czasy się zmieniały i trzeba było kuć żelazo póki gorące…To on położył również fundamenty pod dom parafialny, który wykończył o. Franciszek Botwin. Obsługą wspólnoty w Baranówce niejako w spadku po o. Szyrokoradiuku, którego mianowano najmłodszym w całej Europie biskupem, objęli bowiem Bracia mniejsi z Kustodii św. Michała Archanioła. Dom zakonny został erygowany w lipcu 1997 r. We wrześniu tego roku generał zakonu erygował w Baranówce nowicjat Kustodii. Od tego czasu formuje w nim ona swoich nowicjuszy.

Jeden z pierwszych


Obecny gwardian klasztoru i proboszcz parafii o. Mirosław Karaczyna był jednym z pierwszych, którzy zaczynali tu swoja zakonną drogę. Urodził się w 1979 r. w rodzinie Pawła i Katarzyny Żmurko w Szarogrodzie. Swoje powołanie w znacznej mierze zawdzięcza pracującym w tym mieście bernardynom, a zwłaszcza o. Zenonowi Albertowi Turowskiemu, wieloletniemu proboszczowi szarogrodzkiej parafii, cieszącemu się wśród wiernych ogromnym autorytetem.

Po skończeniu szkoły średniej wstąpił do postulatu w Miastkówce, a następnie w 1997 r. do właśnie uruchomionego w Baranówce nowicjatu. Po zakończeniu formacji i święceniach wrócił do Baranówki, gdzie przez trzy lata był wikarym, a od roku jest proboszczem. Jak na razie spędził w niej swoje całe kapłańskie życie.

,,Parafia w Baranówce jest bardzo specyficzna’’- mówi. ,,Stanowi w zasadzie nową wspólnotę. Najstarsi Polacy, którzy przechowali wiarę i walczyli o utworzenie parafii w większości już powymierali, a do wspólnoty przyszli nowi, młodzi wywodzący się często z rodzin mieszanych lub nawet prawosławnych, którzy w cerkwi zostali ochrzczeni, ale do niej nie chodzili. Przychodząc do świątyni żegnają się jak prawosławni, ale nikomu to nie przeszkadza. Nominalnie zapisanych w kartotekach jest około trzystu wiernych, lecz w niedzielnej Mszy św. bierze udział około stu pięćdziesięciu. Kiedy rozmawiam z parafianami mówią, że wielu z nich zwłaszcza starszych chodziłoby na niedzielną Mszę św. regularnie, ale mają za daleko do kościoła i nie są w stanie przejść kilku kilometrów. Baranówka jest niestety rozrzucona, a do świątyni znajdujących się na obrzeżu nie ma żadnego dojazdu. Niektóre starsze kobiety biorą sobie taksówki, ale nie wszystkie osoby na to stać. Dlatego też w niedzielę odprawiamy tylko jedną Mszę św. Próbowaliśmy dwie, ale nie było chętnych. W dni powszednie są dwie Msze św. Rano po polsku, wieczorem po ukraińsku. W niedziele Msze św. trzy pod rząd są po ukraińsku, a czwarta po polsku, W tygodniu na Msze św. przychodzi od kilku do kilkunastu osób. Wieczorem na Msze św. zwłaszcza zimą nie przychodzą niestety dzieci. Jest ciemno i rodzice boją się je puszczać. Utrudnia to nam prowadzenie duszpasterstwa, ale nie załamujemy rąk.

Są jeszcze polskie wsie


W parafii istotnie coś się dzieje. Są dwa Kręgi Rodzin, III Zakon św. Franciszka, Kółka Różańcowe, Młodzież Franciszkańska.

W pracy duszpasterskiej o. Mirosława wspomaga wikary o. Benedykt Świderski. Prowadzi on katechezę wszystkich grup, a także zajmuje się pracą z młodzieżą. Obaj kapłani maja bez wątpienia, co w Baranówce robić. Tym bardziej, że obsługują jeszcze punkty dojazdowe znajdujące się w Polance, Ceberce, Zaremli, Ulaniwce, Ozeriance i Serednie.

,,W Polance, Ceberce, Ulaniwce i Zaremli Mszę św. odprawiamy codziennie poza okresem zimowy, kiedy czynimy to tylko w niedzielę’’- mówi o. Mirosław. ,,Raz na miesiąc jeździmy natomiast do Ozerianki i Seredniego. Wspólnoty te są różnej wielkości, w Polance jest nawet większa niż w Baranówce liczy bowiem czterystu wiernych. W Ozeriance i Serednem parafie niestety wymierają. Na Mszę św. na każdą z nich przychodzi po kilkoro ludzi. Ulaniwka ma z kolei czysto katolicki charakter. Prawosławnych żyje w niej garstka. Dlatego też udało mi się uzyskać zgodę od dyrektora tamtejszej szkoły na prowadzenie katechezy w budynku szkolnym. Jest to bardzo dobre rozwiązanie, aprobowane także przez uczniów. Na katechezę uczęszczają wszyscy niezależnie, czy ich rodzice utrzymują związek z kościołem czy nie.

Jaka przyszłość czeka centrum duszpasterskie Braci Mniejszych w Baranówce, nie wiadomo. Na katechezę w sumie we wszystkich ośrodkach uczęszcza około setki dzieci. Dawałoby to jakąś perspektywę, gdyby nie odpływ młodzieży do miast.

,,Kto idzie na studia, ten już tu nie wraca’’ – ubolewa o. Mirosław. ,,Po ich ukończeniu zostają w dużych miastach, gdzie łatwiej o pracę. W Baranówce widzimy ich tylko w czasie świąt, gdy przyjeżdżają w odwiedziny do rodziców. O, wtedy kościół jest pełny…

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply