Tajwan kupił zablokowaną dostawę litewskiego alkoholu do Chińskiej Republiki Ludowej, ogłaszając także chęć zainwestowania na Litwie blisko 200 milionów dolarów. Tajpej nie jest jednak w stanie zrekompensować Wilnu rosnących strat z powodu jego dyplomatycznej wojny z Pekinem. Cała sprawa zaczyna coraz bardziej dzielić litewskie elity.

Przypomnijmy, że w maju ubiegłego roku Litwa ogłosiła opuszczenie formatu 17+1, w ramach którego Chiny współpracują z Europą Środkowo-Wschodnią. Rząd litewskich konserwatystów i liberałów poprzedził tę decyzję przyjęciem rezolucji potępiającej prześladowania muzułmańskich Ujgurów, zamieszkujących chińską prowincję Sinciang.

Decyzje podejmowane przez centroprawicowy rząd Ingridy Šimonytė wywołały zdecydowaną reakcję chińskich władz. Na łamach państwowych mediów Państwo Środka oskarżało Litwę o wykonywanie poleceń Stanów Zjednoczonych, jednocześnie zapowiadając zdecydowaną reakcję na jej politykę wobec Republiki Chińskiej na Tajwanie. W sierpniu Litwa i Chiny odwołały swoich ambasadorów.

Alkoholowa dyplomacja

Praktycznie każda krytyka ze strony Pekinu wywoływała reakcję Wilna. Od miesięcy cały czas zbliża się więc ono do Tajpej. Już po opuszczeniu formatu 17+1 Litwa zdecydowała się wysłać Tajwanowi blisko 20 tys. szczepionek AstraZeneki przeciwko koronawirusowi, odwdzięczając się w ten sposób za wcześniejszą dostawę blisko 100 tys. maseczek. Dodatkowo Litwini poparli starania Tajwańczyków o włączenie ich do obrad Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).

Kolejnym ważnym krokiem w rozwoju litewsko-tajwańskich relacji było otwarcie w listopadzie tajwańskiego przedstawicielstwa w Wilnie. Było to wręcz wydarzenie bez precedensu, bo relacje dyplomatyczne z Tajwanem utrzymuje co prawda piętnaście światowych stolic, ale to Litwini jako pierwsi zaakceptowali użycie nazwy „Tajwan”. Nawet w Ameryce faktyczna tajwańska ambasada jest określana mianem „przedstawicielstwa dyplomatycznego Tajpej”.

Przy okazji otwarcia placówki obie strony podkreślały możliwości gospodarczej współpracy w branżach fintech, laserów czy półprzewodników. Jak na razie ekonomiczny aspekt litewsko-tajwańskich relacji sprowadza się do… zakupu alkoholu przez Tajwan. Kupił on mianowicie 24 tys. butelek litewskiego rumu zablokowanego przez służby celne Chin, a na wyspę ma trafić również piwo przeznaczone pierwotnie na chiński rynek. Poza tym Tajwan zapowiedział utworzenie funduszu inwestycyjnego w wysokości 200 milionów dolarów, który ma być zainteresowany głównie zainwestowaniem w litewski przemysł.

Przedsiębiorcy cierpią…

Zakup transportu litewskiego alkoholu, czy też zapowiedź utworzenia funduszu inwestycyjnego i tajwańskiej komisji zajmującej się sprzedażą półprzewodników Litwie, nie zrekompensuje strat ponoszonych od kilku miesięcy przez przedsiębiorstwa funkcjonujące nad Willą. Zwłaszcza biorąc pod uwagę przepaść pomiędzy potencjałem rynków chińskiego i tajwańskiego. Tymczasem firmy odczuwają coraz mocniej zamarcie litewsko-chińskich relacji gospodarczych, spowodowane usunięciem Litwy z chińskiego systemu celnego.

Z powodu presji ekonomicznej Chin na Litwę tracą zresztą nie tylko litewskie przedsiębiorstwa. Blokowane przez chińskie służby celne są także produkty wysyłane do Azji przez firmy z innych państw Unii Europejskiej. Niektóre z nich są bowiem uzależnione od litewskiego łańcucha dostaw i produktów wyprodukowanych w tym kraju. Problemy mają między innymi firmy z Francji, Niemiec czy Szwecji, natomiast sama UE nie ma w tej sprawie zasadniczo żadnych form nacisku na Państwo Środka.

Największe litewskie organizacje biznesowe nie ukrywają, że zawracanie towarów wysłanych do Chin przez ich członków generuje olbrzymie logistyczne koszty i generuje straty. Konflikt Wilna z Pekinem uderza najmocniej w branżę spożywczą. Jej reprezentanci nie ukrywają, że Państwo Środka stało się dla nich ważnym kontrahentem, bo w latach 2014-2016 rząd Algirdasa Butkevičiusa włożył wiele wysiłku w zachęcenie litewskiego biznesu do zainwestowania w Chinach.

Firmy znad Willi twierdzą, że pozostałe państwa bałtyckie nie mają takich problemów. Litwini starają się więc rejestrować firmy na Łotwie i w Estonii. Problem w tym, iż eksport z tamtejszych portów oznacza wydłużenie się łańcucha logistycznego, a to oczywiście przekłada się na wzrost kosztów. Dodatkowo wspomniany sektor spożywczy nie może korzystać z takiego rozwiązania, ponieważ w przypadku eksportu produktów żywnościowych obowiązują specjalne przepisy, a ponadto litewskie i łotewskie towary różnią się od siebie.

…a politycy się kłócą

Problemem jest nie tylko eksport towarów. Pandemia koronawirusa pokazała czarno na białym, że Europa jest uzależniona od wielu produktów powstających obecnie tylko w Chinach. Oczywiście część chińskiego eksportu do UE ostatecznie trafi także na Litwę, ale sprowadzenie towarów z innych państw podwyższy ich ceny. To zaś oznacza dalszy wzrost już i tak wysokiej inflacji, będącej jednym z czynników wpływających na rekordowo niskie poparcie dla rządu konserwatystów i liberałów.

Zobacz także: Litwa oskarża Chiny o blokadę celną – możliwy pozew do Światowej Organizacji Handlu

Nic więc dziwnego, że u naszych sąsiadów narasta krytyka polityki władz Litwy wobec Tajwanu i Chin. Swoisty sygnał do ataku pod koniec ubiegłego roku dał były prezydent Valdas Adamkus. Jego zdaniem straty wynikające z zaostrzenia relacji Wilna z Pekinem są zbyt duże, a można było ich uniknąć poprzez rozmowy na ten temat z parlamentem i obecną głowa państwa. Adamkus zauważył też, że Litwa nie ma potencjału do pokazywania światu, jak należy się zachowywać. I na dodatek, że w polityce zagranicznej nie istnieją podobne kategorie.

W zbliżonym tonie wypowiedział się kilka dni później obecny prezydent, Gitanas Nausėda. Co prawda nie uznał on za błąd samego otwarcia przedstawicielstwa w Wilnie, ale skrytykował oficjalne użycie nazwy „Tajwan”. Dodatkowo litewska głowa państwa zauważyła, że rządowi nie udało się przekonać innych państw do jego stanowiska wobec formatu współpracy Europy Środkowo-Wschodniej z Chinami. Tymczasem polityka zagraniczna powinna opierać się o „szukanie sojuszników i zrozumienia wobec partnerów”.

Nausėda dodał, że Litwa i Tajwan mogły otworzyć inny rodzaj placówki, która nie byłaby oficjalną misją dyplomatyczną. Przy tej okazji prezydent skrytykował postawę samego rządu. Zarzucił mu bowiem brak konsultacji w tej sprawie. Doniesieniom prezydenta zaprzeczył później szef dyplomacji. Gabrielius Landsbergis powiedział, że wszelkie decyzje w tej sprawie były podejmowane po konsultacjach z Nausėdą, ale nie chce roztrząsać tej sprawy na forum publicznym, bo „szczegóły polityki krajowej rzutują później na politykę zagraniczną”.

Nie widać zmian na horyzoncie

Na słowa wypowiedziane przez litewskiego prezydenta szybko odpowiedział chiński resort spraw zagranicznych. Rzecznik resortu, Wang Wenbin, oświadczył, że jego kraj z zadowoleniem przyjął deklarację Nausėdy. Jednocześnie Chiny uznają przyznanie się do błędu za „dobry początek”, ale „należy podjąć działania” w celu naprawy chińsko-litewskich relacji.

Deklaracje przedstawicieli litewskiej koalicji rządzącej nie pozostawiają jednak większych złudzeń. Konserwatyści starają się deprecjonować słowa prezydenta, który miał wiedzieć o otwarciu przedstawicielstwa Tajwanu w Wilnie, a nawet publicznie komentował politykę wobec Chin przy okazji spotkania ze swoim amerykańskim odpowiednikiem. Nausėda jest też krytykowany za „wysyłanie niejednoznacznych sygnałów” do europejskich partnerów Litwy, którzy „stopniowo uznają agresję i nieprzewidywalność Chin”.

Nieprzejednane w swoim stanowisku wydaje się być również Państwo Środka. Po obniżeniu rangi stosunków dyplomatycznych, przedstawicielem Chin w Wilnie jest chargé d’affaires Qu Baihua, który pod koniec ubiegłego roku spotkał się z litewskimi dziennikarzami. Powiedział wówczas, że Litwa mogła po prostu otworzyć w Tajpej swoje przedstawicielstwo handlowe, ale jako pierwszy kraj na świecie postanowiła użyć słowa „Tajwan”. W ten sposób podważyła „politykę jednych Chin” i „skomplikowała stosunki z Chinami”.

Stanowisko chińskiej dyplomacji jest więc w tej sprawie jasne. Oczekuje ona „przyznania się do błędu” przez Litwę, a wówczas „normalnymi kanałami” można byłoby oczekiwać choćby działań zgodnych z zasadami Światowej Organizacji Handlu. Na razie stosunki Wilna z Pekinem pozostają zamrożone, zaś wzajemne kontakty dotyczą głównie przedłużenia akredytacji litewskich dyplomatów w Chinach. Nie widać więc perspektyw na zmianę sytuacji pod skrajnie niepopularnymi rządami Šimonytė.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply