Przywódcy Izraela starają się przekonywać, że posiadają całkowitą kontrolę nad Palestyńczykami. Obecna sytuacja we Wschodniej Jerozolimie i w Strefie Gazy pokazuje jednoznacznie, że tak nie jest. Jednym z powodów jest zupełnie błędna polityka Izraela wobec Arabów – pisze amerykański magazyn konserwatywny „The National Interest[1].

W grudniu 2017 roku ówczesny amerykański prezydent Donald Trump ogłosił uznanie roszczeń do zwierzchności Izraela nad Jerozolimą. Był to najważniejszy moment w trwających od 1967 roku izraelskich wysiłkach, które były nakierowane na stworzenie z Jerozolimy „niepodzielnej, wiecznej stolicy” kraju. Jednak dla 40 proc. arabskich mieszkańców miasta, decyzja byłej już amerykańskiej głowy państwa była ich faktycznym zmiażdżeniem. Od tamtego czasu wśród Palestyńczyków narasta więc frustracja, która jest potęgowana dodatkowo przez ich wywłaszczanie.

W ostatnich tygodniach dotychczasowe niepokoje rozprzestrzeniły się na szeroką skalę. Początkowo w Jerozolimie wybuchały nocne zamieszki, podczas których palestyńska młodzież musiała liczyć się z brutalną pacyfikacją ze strony izraelskich służb bezpieczeństwa. Teraz protesty rozlały się jednak na cały kraj. Obecne wydarzenia przypominają w ten sposób, że roszczenia do zwierzchnictwa nad Jerozolimą znaczą niewiele, gdy tak wiele osób nie ma zagwarantowanych nawet podstawowych praw. Taka jest rzeczywistość jednego państwa w Izraelu i Palestynie.

Konflikt eskalował zwłaszcza po poniedziałkowej interwencji izraelskich służb bezpieczeństwa. Przerażające sceny na Wzgórzu Świątynnym przypominały wybuch drugiej intifady, bo tysiące muzułmanów i pielgrzymów zostało rozproszonych przy pomocy gazu łzawiącego, granatów hukowych i gumowych kul. W wyniku tych działań rannych zostało kilkaset osób.

Właśnie wówczas zaczęły się demonstracje na masową skalę, odbywające się praktycznie w całym Izraelu. „The National Interest” zauważa, że towarzyszyła im bezprecedensowa demonstracja palestyńskiego nacjonalizmu, na którą zdecydowali się Arabowie posiadający izraelskie obywatelstwo. Z tego powodu Izraelskie Siły Obronne (IDF) wysłały dodatkowe oddziały na granice Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu.

Nie można jednak zapominać o podobnych demonstracjach, które od prawie miesiąca są organizowane przez izraelską skrajną prawicę. Młodzi Izraelczycy nie pozostawiają złudzeń co do swoich intencji, dlatego na ich manifestacjach wykrzykiwane są wprost hasła „Śmierć Arabom” czy „Palić arabskie wioski”. Ostatecznym zwycięstwem izraelskich ekstremistów było usunięcie barier odgradzających Bramę Damasceńską na Wzgórzu Świątynnym, co tylko eskalowało napięcia.

Wydaje się jednak, że opinia publiczna zapomina o innym wydarzeniu, które zradykalizowało nastroje wśród Palestyńczyków i jeszcze mocniej popchnęło ich w kierunku rozpoczęcia zamieszek. Chodzi o wysiedlanie kolejnych palestyńskich rodzin z jerozolimskiej dzielnicy Asz-Szajch Dżarrah. To właśnie w niej po 1948 roku osiedlano Arabów wypędzonych z innych terenów, zaś cały proces odbywał się pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych i Królestwa Jordanii.

Żydowscy osadnicy od samego początku podejmowali jednak próby, aby wyprzeć Palestyńczyków z tych terenów. Od 2000 roku mają zresztą ułatwione zadanie, bo izraelskie sądy zaczęły wydawać nakazy eksmisji arabskich rodzin. Od wielu lat Asz-Szajch Dżarrah jest głównym miejscem aktywizmu jerozolimskich Arabów, zaś manifestacje są tam zwoływane mimo zakazu ze strony izraelskich służb.

Zobacz także: Izrael przygotowuję inwazję lądową na Strefę Gazy

Sami Izraelczycy próbują przedstawić tę kwestię jako „spór dotyczący nieruchomości”, rozpatrywany przez zwykłe sądy. W praktyce Izrael stosuje we Wschodniej Jerozolimie swój własny system prawny, łamiąc w ten sposób prawo międzynarodowe uznające tą część miasta za terytorium okupowane. Najnowszy wyrok w sprawie arabskich nieruchomości miał być zresztą wydany 10 maja br., jednak prokurator wnioskował o przesunięcie tego terminu z powodu trwających protestów.

Z pewnością Izrael nie zrezygnuje ze swojej dotychczasowej polityki. Od 1967 roku i początku okupacji wschodniej części miasta, Izraelczycy tworzyli plany urbanistyczne miasta w celu inżynierii demograficznej. Struktura Jerozolimy miała być więc przebudowana tak, aby usprawiedliwić roszczenia Izraelczyków do rozszerzenia ich zwierzchności nad całym miastem. W tym celu realizowana jest polityka wywłaszczeń, ograniczenia planowania przestrzennego czy utrudnionych pozwoleń na budowę.

Palestyńczycy jednocześnie muszą płacić podatki w Jerozolimie, nie otrzymując oczywiście żadnych inwestycji dla swojej społeczności. Ogółem Arabowie stanowią blisko 40 proc. mieszkańców miasta, lecz na swoje potrzeby mieszkaniowe mają jedynie 8 proc. jego powierzchni. Z tego powodu zagęszczenie dzielnic arabskich jest ponad dwukrotnie większe niż żydowskich. Tylko polowa Palestyńczyków ma legalny dostęp do wodociągów, z kolei trzy czwarte arabskich mieszkańców Jerozolimy żyje poniżej granicy ubóstwa. Warto także podkreślić, że są oni odizolowani od swoich rodaków z Zachodniego Brzegu, nie wspominając oczywiście o Strefie Gazy.

Izraelczykom nie udało się jednak zahamować gwałtownego wzrostu palestyńskiej populacji w Jerozolimie. Jedynym efektem izraelskiej polityki w tym mieście jest stworzenie przepełnionych gett, w których brakuje miejsc pracy i infrastruktury. Jest to oczywiście źródłem urazy, frustracji i gniewu. Amerykański magazyn nie udaje więc nawet zdziwienia, że utrudnienia w dostępie do meczetu Al-Aksa wywołało falę protestów wśród Palestyńczyków.

W tym samym czasie Izrael dokonuje kolejnych kontrowersyjnych posunięć. Próbuje bowiem wywierać presję na Zachodni Brzeg, aby rozszerzyć swoje zwierzchnictwo także na to palestyńskie terytorium. Powodzenie tej operacji będzie oznaczać pozbawienie praw wyborczych milionów Palestyńczyków. W reakcji na te działania izraelskie i międzynarodowe organizacje praw człowieka przyznały rację Arabom, którzy wprost nazywają izraelskie działania mianem apartheidu.

Władze Izraela nic sobie jednak z tego nie robią. Wierzą bowiem, że ujarzmienie przez nich Palestyńczyków jest trwałe, czego oczywiście nie potwierdza trwająca cały czas eskalacja protestów w całym Izraelu. Nie jest tym samym możliwe pozbawianie Palestyńczyków podstawowych praw na czas nieokreślony, bez równoczesnego wywołania poważnego konfliktu.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply