Jak możemy uratować “polski Lwów”?

Poniżej zamieszczamy tłumaczenie artykułu Wołodymyra Pawliwa, ukraińskiego politologa i dziennikarza, zamieszczonego na lwowskim portalu Zaxid.net.

“Polski Lwów” to dziś pojęcie historyczne i kulturowe. A historii jak wiadomo nie można napisać na nowo. Dziedzictwo kulturowe można zniszczyć, ale jego miejsca nie sposób zapełnić czymś innym, chyba jedynie samym faktem zniszczenia.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że do 1990 roku Lwów nigdy nie był ukraińskim miastem, choć został założony przez ruskich kniaziów i zawsze żyli tu pośród innych narodów haliczanie ruskiego pochodzenia, a później haliccy Ukraińcy. Miasto jednak przez całe stulecia rozwijało się w kierunku jaki wyznaczali jego gospodarze – Polacy, Austriacy, oraz ludzie radzieccy (na szczęście niezbyt długo). Dlatego też, oblicze dzisiejszego Lwowa stworzyli właśnie oni. Haliccy Ukraińcy mieli znaczny wkład w rozwój miasta, ale wkład ten ciągle pozostaje jedynie fragmentem w całościowym obrazie przeważnie „polskiego Lwowa”.

Dlatego my – dzisiejsi mieszkańcy Lwowa – powinniśmy pogodzić się z niewygodnym dla „ukraińskiego nacjonalistycznego patrioty” faktem, iż Ukraińcy Lwowa nie wywalczyli, nie wykupili, nie zdominowali poprzez naturalny proces przejęcia po poprzednich gospodarzach kluczowych stanowisk i posad – a otrzymali w spadku po władzy radzieckiej.

Niestety po „sowietach” Ukraińcy otrzymali również tradycję zacierania śladów poprzednich właścicieli miasta. Jest to spadek którego powinniśmy się pozbyć czym prędzej.

Lwów, na szczęście nie jest jedynym miastem w Europie przed jakim stoi podobne zadanie. Tuż obok mamy przykłady rozwiązania podobnych problemów przez Polaków i Rosjan w poniemieckich miastach. Te przykłady ukazują dwie wprost przeciwstawne możliwości rozstrzygnięcia problemu; sposób ludzi cywilizowanych, oraz zakompleksowanych ignorantów.

W najdalej na zachód wysuniętym polskim mieście Szczecinie (niegdyś niemieckim Stettin) w ciągu kilku dziesięcioleci istnienia polskiej władzy komunistycznej wszelkie oznaki uprzedniej niemieckiej władzy były niszczone. Jednakże w momencie gdy Polska stała się częścią cywilizowanej Europy, sytuacja uległa radykalnej zmianie. W mieście działa ruch młodzieżowy, odszukujący ocalałe ślady przeszłości i przywracający miastu jego niemiecką historię. Pod wpływem tej społecznej inicjatywy swoje nastawienie zmuszona była zmienić miejska władza, a także przedstawiciele środowisk kulturalnych miasta.

Całkiem innym przykładem jest Kaliningrad, były Königsberg. Kilka lat temu była stolica Prus Wschodnich obchodziła swoje 700-lecie. Głośno było o tym w Niemczech, dlatego też władze miasta zdecydowały się na obchody rocznicy. Głównym problemem przy przygotowaniach do jubileuszu okazały się wątpliwości, czy Rosjanom wypada obchodzić rocznicę niemieckiego miasta. Po długich dyskusjach nowi gospodarze Königsbergu zdecydowali się na uroczystości, co wszędzie poza Rosja wywołało kpiny i niesmak.

Lwów, dzięki Bogu, nazwy nie zmienił, ale problem połączenia różnych okresów jego rozwoju w kulturalno-historyczną całość jest dziś aktualny, jak nigdy. Nie jest to proste, ale nie jest też niemożliwe. Sukces zależy od poziomu kultury i godności dzisiejszych lwowian.

Do tego potrzebne jest uświadomienie sobie, że „polski Lwów” – to część historii i kultury halickich Ukraińców, Żydów, Ormian itp. Do 1939 roku miasto nie miało żadnej oddzielnej ukraińskiej historii, nauki czy kultury: naukowcy, artyści, pisarze, kompozytorzy i sportowcy, architekci i przedsiębiorcy ruskiego pochodzenia i obrządku greckokatolickiego byli naturalną częścią polskiej nauki i kultury. I jeśli są znani na świecie, to właśnie jako tacy. Nie można wyjąć z polskiego kulturowego kontekstu Iwana Lewińskiego czy Iwana Trusza i na ich przykładzie budować osobną ukraińską kulturę przedwojennego Lwowa. Byłoby to nielogiczne, głupie i nieuczciwe. Podobnie w każdej innej dziedzinie, czy to Cerkwi, polityce, biznesie czy sztuce itp.

„Polskiego Lwowa” dotyczą też nasze stare rodzinne fotografie i wspomnienia babć, starannie zachowane posrebrzane łyżeczki firmy „Fraget” i butelki po nalewkach z fabryki Baczewskich, przepisy na dobrą ćwikłę i makowce. Wszystkie nasze lwowskie cackania się i kawowania, bałak i batiarskie sentymenty, i jeszcze dużo z tego co tak lubimy przeciwstawiać sowieckiej spuściźnie – bierze swój początek właśnie w kulturze „polskiego Lwowa”.

I na koniec, „polski Lwów” to nie tylko sentymenty rodowitego Haliczanina i kulturalnego człowieka, to również siła napędowa miejskiej turystyki oraz pomysł na przyszłość w rozwoju „europejskiego” Lwowa. Zapewne brak jest naiwnych, którzy wyobrażają sobie tłumy turystów jadących do Lwowa dla sfotografowania się pod pomnikiem Bandery bądź dla spaceru ulicą „Bohaterów UPA”. Tak – z Zachodu jak i ze Wschodu jadą do nas goście, by zobaczyć właśnie ten dawny „polski Lwów”. Należy o tym pamiętać, cenić to i strzec.

Zwłaszcza jeśli spróbować spojrzeć w bliższą czy dalszą przyszłość. Jeżeli na przykład Ukraińcy otrzymają kiedyś prawo bezwizowego wjazdu do Europy, to część dzisiejszego lwowskiego potoku turystycznego ruszy właśnie tam. Zresztą, turysta postradziecki to w większości turysta wędrowny, jednorazowy. Przyjechał, zrobił sobie zdjęcie, kupił pamiątkę i pojechał dalej – zaliczone. Zachodniego turysty Lwów też nie zaskoczy zespołem architektonicznym, do tego z głupoty zwulgaryzowanym przez nową zabudowę w historycznej części centrum.

Dlatego też, aby mieć perspektywę rozwoju turystyki nasze miasto powinno wypracować jakąś propozycję dla turysty wielokrotnego, czyli kulturowego, sentymentalnego, poszukiwacza utraconej energetyki i oddechu minionych stuleci. Dla takich ludzi niezmiennym warunkiem powrotu do Lwowa może być jedynie osobliwa, wytworzona przez stulecia atmosfera miasta, jego niezafałszowana historia, autentyczne zabytki i tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie. W tym kontekście, wymazywanie imion lwowskiej historii i kultury z nazw ulic i placów, rujnowanie przedwojennych zabytków, psucie architektury idiotycznymi kolorowankami i wentylatorami na fasadach budynków, formułowanie turystycznej informacji pod „naród tytularny” itp. – to nic innego, jak zacieranie śladów tego prawdziwego, znanego w świecie Lwowa.

Poprzez nacjonalistyczne zawzięcie i kompleksy niedowartościowania, współcześni mieszkańcy Lwowa rzeczywiście mogą zetrzeć „polski Lwów” z oblicza miasta, ale nie ze światowych map historii i kultury. Przy tym należy uświadamiać sobie, że po pierwsze w ten sposób zatrzemy też część własnej historii i kultury tego okresu, a po drugie nie zdołamy tego niczym innym zastąpić. W danym kontekście, tablice informacyjne na wpół mitycznych : „bojowników o wolność Ukrainy” na kamienicach, pozbawionych ich polskiej historii, będą nie nową kulturowo-historyczną treścią, a jedynie oznakami destrukcji. Nie należy się oszukiwać iluzjami, iż można zatrzeć historię miasta, którego kulturowa spuścizna wpisana jest w księgę europejskiej cywilizacji; i napisać nową historię, jako miasta bojowej sławy bohaterów z OUN. Nie wyniknie z tego nic więcej prócz zwykłej kompromitacji.

I właśnie dlatego uważam, że powinniśmy ratować „polski Lwów” przed bezwstydną komercjalizacją i bezmyślną ukrainizacją. Dopóki jest jeszcze co ratować.

Wołodymyr Pawliw

Autor jest ukraińskim politologiem i dziennikarzem. Od roku 2009 kieruje wydziałem informacji i stosunków zewnętrznych Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie.

Artykuł opublikowany na lwowskim portalu Zaxid.net:

[link=http://zaxid.net/home/showSingleNews.do?yak_nam_vryatuvati_polskiy_lviv&objectId=1247165]

Tłumaczenie: Karolina Hendrys, tr

22 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. marcin1988
    marcin1988 :

    Coś w tym jest, że jak się widzi sposób urządzenia przestrzeni Lwowa, to to uwiera tak po ludzku. To jest zaprzeczenie faktu, że Lwów stanowi pomnik cywilizacji europejskiej, cywilizacji zachodu i wg mnie ta reakcja jest nawet pierwotna w stosunku do żalu za Lwowem jako miastem polskim. Lwów był miastem polskim, dlatego był miastem cywilizacji zachodniej, łacińskiej – myślę, że to miał na myśli autor.

    We Lwowie jednak, odrzucając nawet wszystkie słuszne sentymenty i poczucie krzywdy za niesprawiedliwie utraconym miastem, brakuje po prostu tych polskich szyldów, napisów i polskiej treści w przestrzeni publicznej, to jest trochę estetyczne nienasycenie, które nie wynika nawet z żadnego sentymentu. Tak samo mam wrażenie, że w tych murach, na ulicach czy placach bardzo wyraźnie brakuje języka polskiego, nie wiem czemu, ale ja to po prostu odczuwam fizycznie. Jak słyszę polski od turystów, to to też nie jest to, o co chodzi, lwowska gwara pasuje do Lwowa jak w mordę strzelił a bez niej to Lwów jest jak człowiek bez jednego płuca, dosłownie.

  2. parnikoza
    parnikoza :

    Niestety autor nie szanuje tych kto walczyl za swobodu jego kraju i widze w szyldach na scjanach kompromitaciju i nie Eurpejskie podiejscie. Taka Europa teraz sie szerzy w krajach wiadomych kiedys niezlamnym duchem…z zahodu uz przyszla ona i do Polski. Nie widzie Pan i tiego zansczenja jakie Lwow odegral dla Ukrainy wogule. Tak tak zahodnja ciwiliacija i tak dalej…Nie zan gdzie lieza tie kto musial teraz tworzyc Ukrainskie intelegencyje nowoczesniego Lwowa.
    Jednak zgadzam sie z autorzem ze zabytki i pamietnie miesca i atmosferu tiego miasta potrzebno jak najbardzej chronic, ale tutaj teraz idzie nie o rujnowanie specualnie polskiego Lwowa, on sie robudowal w nowoczesnym widzie za RP. Ale o wogulie tragicki stan ochrony zabytkow w naszym kraju. Alie Lvyv w tym przypadku daje rady.. Teraz on stal miescem palomnictwa z calej Ukrainy. Kulturowie instituciji polskie tworzyc i odrodzac zycie za jakim tak duzo matrwien slychalem) Ale Pan piszac to nie uzyl termin wielokultorowy) A na ten rewerans “Polski Lwow” niestety wieksza czesc Polakow nie odpowie z rozumieniem i nie powie w odpowiedz “Ukrainsky Lwow”, rzebym zgodzily w koncu na wielokulturowy…

  3. bejski
    bejski :

    Lwów wielokulturowy? A gdzie jest Dom Polski we Lwowie? Przecież taka była nasza umowa , w Przemyslu przekazano kamienicę na Dom Ukrański. Kiedys słyszałem od jednego pracownika ratusza lwowskiego że Polacy jeśli otworzyli by taki dom to zaraz zorganizowali by wystawe o rzezi wołyńskiej i w małopolsce wschodniej. A to byłaby rysa na sztucznym monolicie striłcow z UPA.A tak niech tłuszcza wierzy w mit herjów, jak Koreanczycy w mit Kima 🙁