Grecki front Erdogana

Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan przyzwyczaił już opinię międzynarodową do konfrontacyjnego charakteru swojej polityki, ale dawno nie zdecydował się na otwarcie tak wielu frontów. Najpierw rozpoczął ofensywę w syryjskim regionie Afrin, następnie wysłał wojska do północnego Iraku, natomiast teraz wszedł w spór z Grecją, podgrzewając jeszcze bardziej już i tak wrogie stosunki pomiędzy oboma krajami.

Trudno sobie wyobrazić turecką interwencję w Grecji w najbliższych dniach, ale grecka armia będąca dziesiątą najpotężniejsza siłą NATO (Turcy w rankingu spadli na czwarte miejsce) nie zamierza dać się zaskoczyć i w środę rozpoczęła nadzwyczajne manewry wojskowe. Ogłosił je minister obrony narodowej Panos Kammenos z eurosceptycznej partii Niezależnych Greków. Ich celem było przećwiczenie odpowiedzi na ewentualne tureckie prowokacje na Morzu Egejskim. Dlatego żołnierze szkolili głównie umiejętność odbijania skalistych wysp z rąk przeciwnika, ponieważ to one są główną osią terytorialnego sporu z coraz bardziej wrogimi Turkami.

Awantura o oficerów

Ogłoszenie manewrów było odpowiedzią na rezultaty poniedziałkowego szczytu Unii Europejskiej i Turcji w bułgarskiej Warnie, gdzie rozmawiano głównie o perspektywach integracji państwa tureckiego z unijną wspólnotą. Negocjacje nie przyniosły większych efektów. Można było się o tym przekonać czytając chociażby agencyjne depesze (i słuchając późniejszych wypowiedzi Donalda Tuska), które zawierały jedynie ogólniki związane z tureckimi obozami dla syryjskich uchodźców, współpracą energetyczną, czy też walką z terroryzmem.

Jedynym konkretem była więc deklaracja Erdogana, będąca reakcją na prośby ze strony unijnych przywódców, iż Turcja nie wypuści z aresztu przetrzymywanych od 2 marca dwóch greckich żołnierzy, którzy podczas patrolu na grecko-tureckiej granicy, z powodu panujących warunków atmosferycznych, mieli pomylić drogi i tym samym omyłkowo znaleźć się na tureckim terytorium. Prezydent Turcji twierdzi, że nie może spełnić podobnych żądań, ponieważ nie sprawuje on kontroli nad wymiarem sprawiedliwości i tym samym nie może wpływać na jego decyzję.

W czwartek turecki sąd pokoju w Edirne (gr. Adrianopol) oddalił zresztą skargę prawników greckich żołnierzy na ich zatrzymanie, nie czując się władnym do rozstrzygnięcia tej sprawy, natomiast sąd drugiej instancji nie przychylił się do wniosku o zwolnienie ich z aresztu. Tym samym słowa Erdogana mają pozytywny wpływ na jego wizerunek, ponieważ pokazuje on europejskiej opinii publicznej, że sądy w jego kraju wcale nie są zależne od rządu, chociaż w rzeczywistości jest oczywiście inaczej. Z drugiej strony demonstruje swoją bezkompromisowość wobec innych państw, co oczywiście umacnia sympatię do jego osoby wśród nastawionych mocno nacjonalistycznie Turków.

Głównym celem Erdogana w tej rozgrywce jest jednak wymiana dwóch greckich żołnierzy na ośmiu tureckich oficerów, o których wspomniał on zresztą w wypowiedzi dla tureckich mediów po szczycie w Warnie. Jak łatwo się domyśleć, Turcja upomina się o wojskowych podejrzewanych o udział w zorganizowaniu puczu, który w lipcu 2016 roku miał obalić Erdogana i po raz kolejny przywrócić wojskowym kontrolę nad państwem. Po nieudanym zamachu stanu cała ósemka uciekła właśnie do Grecji, gdzie obecnie czeka na rozpatrzenie wniosków o udzielenie im azylu na terytorium Unii Europejskiej. Przed dwoma tygodniami, czyli już po zatrzymaniu dwójki Greków, sąd w Atenach oddalił wniosek strony tureckiej o ekstradycję ściganych przez nią wojskowych.

Tureckie prowokacje

Doniesienia greckich mediów sugerują, że jeśli nie dojdzie do wymiany wojskowych, wówczas dwójkę żołnierzy z Hellady czeka niewesoły los, ponieważ turecki wymiar sprawiedliwości jest gotów zasądzić im karę do pięciu lat więzienia. Ankara nie przyjmuje bowiem do wiadomości tłumaczenia Aten, iż obaj znaleźli się na tureckim terytorium przez przypadek, podążając prawdopodobnie za śladami nielegalnych imigrantów, stąd też oskarża ich o działalność szpiegowską. Greccy porucznik i sierżant mieli bowiem mieć ze sobą sprzęt cyfrowy, a także zdjęcia tureckich terenów zrobione telefonami komórkowymi.

Turcy rozpętali kampanię oskarżającą Greków o prowokowanie konfliktu, ale za podgrzewanie atmosfery odpowiada tylko jedna strona, dlatego temat aktywności tureckiego wojska był poruszany w trakcie unijno-tureckiego szczytu w Bułgarii. Bruksela ma bowiem zastrzeżenia do działań Turków zarówno na Morzu Egejskim, jak i u wybrzeży Cypru, który od dziesięcioleci jest przedmiotem grecko-tureckiego sporu. Podczas szczytu UE poparła zresztą Grecję i Cypr w sprawie eksploatacji złóż gazu ziemnego w pobliżu wyspy, utrudnianej przez aktywność tureckiej marynarki.

Zobacz także: Erdogan: NATO nas nie powstrzyma w Syrii, jest słabe

To oczywiście tylko wycinek grecko-tureckiego sporu, który zdaniem wielu ekspertów przybrał już formę swoistej wojny hybrydowej prowadzonej przez tureckie władze. W lutym turecki okręt staranował jednostkę greckiej straży przybrzeżnej, zaś greckie wojsko od dawna sygnalizuje notoryczne naruszanie przestrzeni powietrznej kraju, o czym najlepiej świadczy raport z października ubiegłego roku. Wynika z niego, że rok 2017 był rekordowy pod względem podobnych działań, gdyż od 1 stycznia do 22 października uzbrojone tureckie samoloty bez ostrzeżenia znalazły się nad greckim terytorium 2847 razy, 944 razy naruszyły przepisy ruchu lotniczego. Dokonało tego łącznie 1147 maszyn, z czego przechwyconych przez greckie myśliwce zostało 167.

Możliwy konflikt?

Niektórzy komentatorzy twierdzą, że otwarty konflikt pomiędzy oboma krajami jest już tylko kwestią czasu, co byłoby bezprecedensową wojną wewnątrz NATO. W tym kontekście przywołuje się zwłaszcza lata 90. ubiegłego wieku, kiedy obie strony toczyły batalię o wyspę Imia (w jej pobliżu doszło zresztą do wspomnianego staranowania greckiej jednostki), a w niejasnych okolicznościach doszło do katastrofy helikoptera, w wyniku której zginęło trzech greckich lotników.

Konfrontacja na Morzu Egejskim z pewnością byłaby niezwykle krwawa, bowiem zdaniem wielu to właśnie na nim znajduje się jedno z największych skupisk najnowocześniejszej broni na świecie. Ogółem na tamtejszych wodach skupia się aktywność 67 okrętów, dwóch tuzinów okrętów podwodnych oraz 448 myśliwców uzbrojonych w inteligentne bomby i sterowane pociski. Trudno jednak ocenić dokładnie zdolności militarne obu stron. Po okresie daleko zaawansowanej modernizacji greckiego wojska nastąpiło spowolnienie związane z kryzysem finansowym, stąd w ubiegłym roku Turcja mogła wydać 15,8 miliarda dolarów na obronę, z kolei Grecja 5,4 miliarda. Tureckie wojsko jest jednak osłabione po nieudanym puczu z 2016 roku, który spowodował wymianę kadry oficerskiej na niedoświadczonych, ale wiernych Erdoganowi wojskowych.

Wiadomo na pewno, że oba kraje są przygotowane na konfrontacje nie tylko militarnie, lecz również mentalnie. Ostatnie badania wskazują, że blisko 92 proc. Greków uważa Turcję za największe zagrożenie dla swojego kraju, a to oznacza, że zdają sobie oni sprawę z coraz bardziej nieprzewidywalnej polityki Erdogana.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply