Fiasko azjatyckiej podróży Trudeau

Kanadyjski premier Justin Trudeau należy do najbardziej zideologizowanych przywódców we współczesnym świecie, a jego ambicją jest wprowadzanie lewicowej inżynierii społecznej w każdym zakątku globu. Cierpi na tym jednak interes kraju którego jest premierem. Można się było o tym przekonać podczas jego ostatniej wizyty w Indiach, będącej zaledwie jednym z elementów całkowitego fiaska polityki Kraju Klonowego Liścia wobec Azji.

Rząd Liberalnej Partii Kanady z pewnością jest wzorem do naśladowania dla wszystkich światowych postępowców. Jako pierwszy gabinet w kanadyjskiej historii opiera się więc na parytetach płci, funkcje ministrów pełni w nim piętnaście kobiet i piętnastu mężczyzn. A także uwzględnia różnorodność kraju, stąd znalazło się w nim miejsce dla imigrantów, niepełnosprawnych oraz dla ministra do spraw Indian. Szczególnie dużą reprezentacją cieszą się kanadyjscy obywatele pochodzący z Indii, w rządzie Trudeau jest ich dokładnie czterech.

Indyjski afront

Członkowie liberalnego gabinetu wywodzący się z Indii nie są jednak typowymi Hindusami, bowiem cała czwórka należy do wyznawców sikhizmu, religii powstałej prawie sześćset lat temu w opozycji do hinduistycznego systemu kastowego i nietolerancji islamskiego fundamentalizmu. Regionem zamieszkanym w większości przez sikhów jest Pendżab, podzielony pomiędzy Indie i Pakistan. W jego indyjskiej części od dawna istnieją tendencje separatystyczne ostro zwalczane przez rząd w Delhi.

Nic więc dziwnego, że Hindusi patrzą podejrzliwie na kanadyjski rząd. Sami urzędnicy premiera Trudeau postanowili zaś dolać do ognia, stąd na kolację do rezydencji Kanadyjskiego Wyższego Komisarza w Delhi zaproszono Jaspala Atwala. Atwal jest obywatelem kanadyjskim, który w 1987 roku został skazany na dwadzieścia lat więzienia przez sąd w Kanadzie za usiłowanie zabójstwa indyjskiego ministra odwiedzającego wówczas Kraj Klonowego Liścia. Po burzy w lokalnych mediach zaproszenie ostatecznie cofnięto, ale dość szybko okazało się, że dwa dni wcześniej „sikhijski ekstremista” robił sobie zdjęcie u boku żony kanadyjskiego premiera. Do dzisiaj nie jest przy tym jasne, jakim sposobem otrzymał on wizę uprawniającą do pobytu w Indiach.

Kanada i tak kojarzy się jednak ze wsparciem dla pendżabskiego separatyzmu, ponieważ mieszka w niej blisko 468 tysięcy sikhów (prawie 1,5 proc. całej populacji kraju), a także z przygotowanym przez kanadyjskich wyznawców tej religii zamachem bombowym na samolot Air India w 1985 roku, w którym zginęło 329 osób. Z „ekstremistami”, jak nazywani są separatyści z Pendżabu, kojarzony jest również sam Trudeau, który w ubiegłym roku pojawił się na imprezie sikhów w Toronto, pełnej separatystycznych flag oraz portretów ich przywódcy zabitego w 1984 roku w akcji przeprowadzonej przez indyjską armię. Kanadyjski premier próbował odcinać się od podobnych poglądów, ogłaszając wsparcie swojego kraju dla jedności terytorialnej Indii, ale nie omieszkał przy tym dodać, że różnorodność poglądów jest „jedną z największych zalet Kanady”, co nie spodobało się specjalnie w mało „tolerancyjnych” Indiach.

Samo przybycie Trudeau do Indii nie było zresztą mile widziane – media informowały, że niektóre frakcje w tamtejszym rządzie sprzeciwiają się wizycie, a ostatecznie kanadyjski premier został powitany przez swojego indyjskiego odpowiednika Narendrę Modiego dopiero… po pięciu dniach od przylotu. Trudeau za pieniądze kanadyjskich podatników odbył więc wycieczkę po Indiach, zaś poza Modim spotkał się jedynie z… indyjskim ministrem rolnictwa, który powitał go na lotnisku. Do dziś nie jest jasne, kto tak naprawdę stał za zaproszeniem wspomnianego Atwala – kanadyjskie media sprzyjające liberałom twierdzą, że była to zaplanowana prowokacja indyjskiego rządu. Tezy te spotkały się z kolei z ostrą reakcją władz w Delhi.

Azjatyckie fiasko

W grudniu ubiegłego roku Trudeau chciał natomiast zacieśnić współpracę z pozostałymi azjatyckimi państwami, głównie poprzez umowę o partnerstwie handlowym. W tym celu kanadyjski premier spotkał się z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem oraz premierem Li Keqiangiem, ale właściwie nie udało mu się niczego z nimi ustalić. Po dwóch dniach Trudeau opuścił Chińską Republikę Ludową i pozostawił w niej swojego ministra handlu. Według informacji kanadyjskich mediów jego wyjazd był zorganizowany tak pospiesznie, że członkowie załogi premiera zostali ściągnięci do samolotu tuż przed startem.

Rozbieżności z Chinami są przy tym bardzo duże, a główna w tym zasługa ideologicznego zacietrzewienia Trudeau. Co prawda Chiny i Kanada w ostatnim czasie podpisały szereg porozumień, lecz były one jedynie fragmentaryczne i dotyczyły takich spraw jak eksport kanadyjskiej wołowiny i rzepaku, a także redukcji emisji gazów cieplarnianych. Ta ostatnia kwestia powinna ucieszyć kanadyjskiego premiera, ale decyzje w tej sprawie zapadły w Pekinie już dawno. Dlatego Chiny należą do jednych z najaktywniejszych sygnatariuszy paktu klimatycznego z Paryża z 2015 roku, a na dodatek z powodu degradacji własnego środowiska pracują na rzecz bardziej ekologicznej produkcji przemysłowej.

Zobacz także: Duterte: żaden cudzoziemiec nie będzie mi mówił o prawach człowieka

Chinom nie podoba się jednak daleko posunięta ingerencja w ich wewnętrzne sprawy. Trudeau nalega bowiem na zawarcie we wszystkich porozumieniach handlowych z Azją odpowiednich wymogów, które dotyczą przestrzegania praw człowieka, prawa pracy, a także równości płci. Wyraźnie nie spodobało się to chińskim władzom, ponieważ bez podania przyczyn utrudniały dostęp kanadyjskim dziennikarzom do obu szefów rządu. A ostatecznie odwołano zaplanowaną konferencję prasową, ograniczając się do przeczytania przygotowanych wcześniej oświadczeń. Li Keqiang, przedstawiając swoje stanowisko, enigmatycznie mówił o chęci prowadzenia dalszych rozmów, ale dodatkowo oświadczył, że jego kraj „nie jest zainteresowany” ochroną świata pracy oraz kwestią równości płci. Znamienne, że Kanada chce wymusić podpisanie odpowiednich porozumień na Chinach, chociaż to właśnie Kraj Klonowego Liścia ma ujemny bilans handlowy z Państwem Środka, bowiem jego dwie trzecie stanowi chiński eksport do Kanady.

Na jesieni kanadyjski premier odwiedził również Wietnam, gdzie uczestniczył w negocjacjach na temat podpisania odnowionego Partnerstwa Transpacyficznego (TPP), z którego w styczniu ubiegłego roku wycofały się Stany Zjednoczone. Trudeau ostatecznie, ku zdumieniu azjatyckich przywódców, nie zdecydował się na podpisanie umowy, stąd został oskarżony o jej celowe sabotowanie. Przywódca kanadyjskich liberałów chciał natomiast pouczać Wietnam na temat praw człowieka, uzależniając utrzymywanie wolnej wymiany handlowej od liberalizacji tamtejszego systemu komunistycznego. Ostatecznie porozumienie zostanie podpisane w tym tygodniu, lecz ideologiczne projekty kanadyjskiego premiera z pewnością nie przysłużyły się wizerunkowi tego kraju w Azji.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz