Dlaczego Ameryka nie może zwyciężyć w Syrii?

Przewaga na polu bitwy nie jest długotrwała, a wywalczenie jej zwykle wymaga wielkich nakładów finansowych i przelania dużej ilości krwi. Wydawanie miliardów dolarów, poświęcanie potencjału militarnego, a także stosowanie różnych środków politycznych potrzebnych do odniesienia zwycięstwa jest znacznie droższe niż wykorzystanie samolotów myśliwsko-bombowych i oddziałów specjalnych, aby pomóc sojusznikom zdobyć nowe terytoria – pisze na łamach The National Interest analityk polityki zagranicznej Daniel R. DePetris.

Władimir Putin, człowiek, który przez ostatnie siedemnaście lat dominował na rosyjskiej scenie politycznej, poleciał do Syrii. Była to pierwsza wizyta, odkąd dwa lata temu wydał lotnictwu rozkaz powstrzymania syryjskich grup rebeliantów przed przejęciem Pałacu Prezydenckiego, siedziby Baszara al-Asada. Kiedy rosyjskie bombowce rozpoczęły działania wojskowe, reżim prezydenta al-Asada był na skraju upadku. Obecnie syryjski polityk przebywa w Damaszku, podczas gdy jego przeciwnicy, spośród których wielu jest zniechęconych i zmęczonych trwającą już siódmy rok wojną, zaczynają się zastanawiać czy ich nadzieje na obalenie obecnej władzy wciąż mogą się spełnić.

Choć dla wielu w Zachodniej Europie i Stanach Zjednoczonych wygodne byłoby nazwać militarne zagranie Putina w Syrii całkowitym zwycięstwem Rosji oraz porażką Waszyngtonu i Brukseli, to jednak los Syrii wciąż nie został rozstrzygnięty. Pomijając deklarację Putina o zwycięstwie rosyjskiego lotnictwa i jego uroczyste spotkanie z Kompanią Reprezentacyjną Armii Rosyjskiej, to od Moskwy zależą dalsze sukcesy asadowskiego reżimu. W rzeczy samej, Rosja, wysyłając we wrześniu 2015 roku oddziały na pomoc prezydentowi Asadowi, jak również umożliwiając jego rządowi zyskanie nowych terytoriów, stała się odpowiedzialna za przyszłość Syrii.

Z wojskowego punktu widzenia nie ma nawet najmniejszych wątpliwości, że Baszar al-Asad wygrywa wojnę. Umiarkowana opozycja – a dokładniej jej pozostałość, która wciąż coś znaczy i nie została pokonana przez ekstremistów – powoli upada we Wschodniej Ghucie lub została zepchnięta na północ Syrii do prowincji Idlib i wciąż maleje. Jeszcze rok wcześniej większość śledzących przebieg konfliktu mogłoby uznać, że plan odbicia wschodniego miasta Dajr az-Zaur przez reżim jest całkowicie nierealny.

Rzeczywistość okazała się inna. Dajr az-Zaur zostało całkowicie wyzwolone z rąk Państwa Islamskiego, którego siły przez lata prowadziły oblężenie miasta i stacjonujących w nim oddziałów syryjskich. W rezultacie reżim kontroluje wszystkie kluczowe punkty dostępu, lotniska, porty oraz skupiska ludzkie – niezbędne do sprawowania przynajmniej nominalnej kontroli nad krajem. Największym dowodem sukcesu militarnego reżimu jest fakt, że Zachód w dużej mierze przestał się interesować przyszłością polityczną prezydenta Asada. W poprzednich latach usunięcie Baszara Al-Asada z fotela prezydenckiego było dla Zachodu priorytetem oraz warunkiem postawionym przez Waszyngton w trakcie wspieranych przez ONZ rozmów ws. Syrii, które odbyły się w Genewie. Obecnie nawet Arabia Saudyjska nieoficjalnie przyznaje, że ustąpienie Asada podczas hipotetycznej transformacji politycznej byłoby niemożliwe, dodając, że opozycja polityczna musi pogodzić się z rzeczywistością, w której dyktator będzie pełnić urząd kolejną kadencję.

Nawet jeśli rozwój wojny domowej przebiega po myśli reżimu, Syria jest pogrążona w chaosie. Kraj jest niestabilny, a społeczeństwo jest podzielone. Zrujnowana gospodarka, jak również niekompetentny i skorumpowany rząd bez wątpienia wkrótce zmobilizują przeciwników prezydenta Asada do dalszej walki. Pewność siebie, którą emanował Władimir Putin w trakcie spotkania z przedstawicielami syryjskiego rządu, pod wieloma względami była jedynie iluzją. Przyglądając się sprawie bliżej, z łatwością można dojść do wniosku, że zwycięstwo Asada nie koreluje z prawidłowo funkcjonującym państwem, które w pełni kontroluje swoje granice i może samodzielnie przetrwać.

Wojna w Syrii przynosi wielkie straty – szacuje się, że zginęło dotychczas około 400 tysięcy osób – lecz nie tylko w ludności: doprowadziła również do utraty potencjału gospodarczego kraju i jedności społeczeństwa. Według informacji Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej 13,1 milionów Syryjczyków (blisko 72% całej populacji) polega na pomocy humanitarnej od międzynarodowych darczyńców. Ponad sześć milionów Syryjczyków zostało wewnętrznie przesiedlonych. Są zmuszeni do życia w innych częściach kraju i ze względów bezpieczeństwa nie mogą powrócić do swoich domów – jeśli wciąż mają dokąd wracać. Więcej niż pięć milionów uciekło do obozów dla uchodźców w Libanie, Turcji i Jordanii. Obozy te są przepełnione i pozbawione wsparcia finansowego od innych krajów.

Jakikolwiek by nie był potencjał gospodarczy Syrii przed wybuchem wojny domowej, obecnie nie pozostało po nim ani śladu. Racjonalnie patrząc, całe pokolenia będą musiały pracować, aby przywrócić kraj do jego statusu sprzed wojny. Według wyliczeń Banku Światowego, walki i zniszczenia w trwającym ponad pół dekady konflikcie przyniosły syryjskiemu rządowi straty w wysokości 226 miliardów dolarów. Kwota ta uwzględnia system edukacyjny, jak również infrastrukturę medyczną i publiczną, które znajdują się w opłakanym stanie. Ponadto poinformował, że „27% budynków mieszkalnych uległo zniszczeniom, z czego 7% zostało całkowicie zniszczonych a 20% jedynie uszkodzonych”. Zniszczona została również połowa klinik medycznych i szpitali, co doprowadziło do dramatycznej sytuacji humanitarnej w kraju, gdzie miliony nie mają dostępu do podstawowej opieki medycznej. Na udostępnianych dzisiaj nagraniach wideo i zdjęciach z Syrii możemy zobaczyć zrównane z ziemią północno-wschodnie i południowo-zachodnie przedmieścia Damaszku, niedawno kontrolowane przez rebeliantów rejony miasta Hims, a nawet całe miasta jak Ar-Rakka, Aleppo czy Idlib.

Dlaczego ma to znaczenie dla Putina? Powodem jest fakt, że konferencja „Przyjaciół Syrii” — w której biorą udział zamożne kraje, między innymi Stany Zjednoczone, Zjednoczone Królestwo, Francja, Arabia Saudyjska i Katar — oświadczyła, że Syria nie otrzyma pomocy na rzecz odbudowy kraju, jeśli nie zaakceptuje zgodnego z licznymi rezolucjami Rady Bezpieczeństwa ONZ procesu transformacji politycznej. 18 września David Satterfield, zastępca sekretarza stanu w Biurze Spraw Bliskowschodnich, w rozmowie z działem prasowym Departamentu Stanu podkreślił, że jeśli prezydent Asad utrzyma swój urząd, to będzie zdany wyłącznie na siebie. „Reżim i jego stronnicy nie mogą ogłosić zwycięstwa wyłącznie na podstawie map i zajętych pozycji” – powiedział Satterfield. Jeśli proces transformacji się nie odbędzie, społeczność międzynarodowa „nie będzie przyczyniać się do legitymizacji i odbudowy Syrii”.

Asadowska Syria, bez wsparcia finansowego krajów arabskich i Zachodu, chcąc przywrócić poczucie normalności w powojennym państwie, będzie borykać się z poważnymi problemami. Syryjski dyktator może planować zjednanie sobie ludności, chociażby po to, aby utwierdzić ich w przekonaniu, że sprawuje prawowitą władzę. Stawia to przed Putinem i Moskwą dylemat: przyjść na pomoc słabemu sojusznikowi, wydając tym samym miliardy dolarów, albo wycofać oddziały i zostawić prezydenta Asada samemu sobie. Wprowadzenie w życie pierwszego planu byłoby niewyobrażalnie kosztowne, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że kwartalny wzrost rosyjskiej gospodarki jest niższy, niż przewidywano. Natomiast druga opcja oznaczałaby, że najbliższy sojusznik Rosji w regionie nie byłby w stanie zadbać o swoje bezpieczeństwo bez interwencji zagranicznych organizacji jak libańska partia polityczna Hezbollah, iracka milicja szyicka czy Armia Strażników Rewolucji Islamskiej.

Ze względu na wspieranie asadowskiego reżimu Putin i jego irańscy sojusznicy są de facto odpowiedzialni za Syrię i zapewnienie jej chociaż częściowej stabilizacji, dzięki czemu byłaby w stanie stawić czoła pojawiającym się zagrożeniom bezpieczeństwa narodowego. Dziesiątki tysięcy zmarłych i rannych żołnierzy, jak również duża liczba dezercji, sprawiły, że syryjska armia jest niezdolna do walki. Mając to na uwadze, można założyć, że miną lata nim Asad będzie mógł przeciwstawić się zagrożeniom dla jego władzy – o ile kiedykolwiek to nastąpi. Po tak dużym wkładzie w przetrwanie Baszara, ostatnią rzeczą na jaką może sobie pozwolić Rosja, jest pyrrusowe zwycięstwo, które przedstawiłoby posunięcia wojenne Putina bardziej jako pomyłkę niż błysk geniuszu.

Syria udziela lekcji również Stanom Zjednoczonym, którą — po szesnastu latach militarnych interwencji na dwóch kontynentach i w kilku krajach więcej — powinni już w Waszyngtonie przyswoić. Brzmi ona: uważaj na zwycięstwa taktyczne, które mogą się wydawać zwycięstwem strategicznym. Przewaga na polu bitwy nie jest długotrwała, a wywalczenie jej zwykle wymaga wielkich nakładów finansowych i przelania dużej ilości krwi. Wydawanie miliardów dolarów, poświęcanie potencjału militarnego, a także stosowanie różnych środków politycznych potrzebnych do odniesienia zwycięstwa jest znacznie droższe niż wykorzystanie samolotów myśliwsko-bombowych i oddziałów specjalnych, aby pomóc sojusznikom zdobyć nowe terytoria. W polityce zagranicznej jest bowiem tak, jak w życiu — przed podjęciem decyzji i rozpoczęciem działań lepiej dwa razy zastanowić się nad konsekwencjami.

Daniel R. DePetris jest analitykiem polityki zagranicznej, autorem felietonów dla agencji prasowej Reuters oraz współtwórcą politycznego tygodnika The Washington Examiner.

Tłum. Jakub Grzeszczak

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply