Gdyby nie traktat Ribbentrop-Mołotow już w roku 1939 wybuchła by straszna ukraińska rebelia, być może równie krwawa jak ta z lat 1943-45. Do tego powstania wszystko już było bowiem gotowe, łącznie z wyszkolonymi przez Niemców Legionami. Polacy starali się jednak, do końca, układać jakoś stosunki z Ukraińcami.

Polscy politycy niemal do końca II Rzeczypospolitej snuli dość egzotyczne koncepcje federacyjne dotyczące Wschodu. Tworzyli, jak zresztą i dziś szerokie wizje rozwiązania problemów Europy Środkowo-Wschodniej, jakże odmienne od narastających w latach 30-tych tendencji totalitarnych. Były to wizje niewątpliwie szlachetne, ale niewiele mające wspólnego z brutalną rzeczywistością. Były bez szans na realizację w owych czasach. Chyba także w żadnych czasach, bo pewnych procesów cywilizacyjnych nie da się przyśpieszyć, kodów kulturowych zmienić – szczególnie naszych wschodnich sąsiadów. Ślady po polskich próbach zmiany tych kodów, zostały krwawo starte w czasie II wojny światowej. Niektórzy twierdzili, że polskie „prometejskie” wizje Polski jako „Chrystusa narodów”, walki za wolność „naszą i waszą” świadczą jedynie o silnych „tendencjach samobójczych narodu polskiego”. Jesteśmy, a na pewno byliśmy narodem o wielkiej sile ducha i zdolności do wizjonerstwa, do których wiele ksenofobicznych społeczeństw i narodów w ogóle nie dorosło. Pragmatyzm, proste liczenie kosztów, nie jest niestety naszą mocną stroną. Mamy też pewna taką ułomność – tendencję do zbyt szybkiego zapominania przeszłych doświadczeń i krzywd…. i wybaczania – każdemu i wszystkiego i to zawsze jednostronnie. Trzeba jednak, aby Polacy o tej swojej „pięknej ułomności duszy” wiedzieli i prowadząc politykę brali na nią „poprawkę”. Inaczej znowu, po raz kolejny i kolejny doznamy bolesnych razów, od narodów trzeźwych, cynicznych i umiejących liczyć zyski i straty.

W Polsce międzywojennej nie było mowy o jakimś jednolitym programie w kwestii ukraińskiej a spetryfikowano w sprawie ukraińskiej stan odziedziczony po Austrii, w tym rozumieniu, że poza nielicznymi wyjątkami, ukraiński stan posiadania utrzymano. Wydano też pod naciskiem zagranicy ustawę o samorządzie terytorialnym. Ustawa ta w normalnych warunkach, w razie pozytywnego stosunku Ukraińców do państwa polskiego mogłaby nawet, do pewnego stopnia, zastąpić program polityczny, gdyby nie fakt, że ustawę tą, w zasadzie wymuszono szantażem, a Ukraińcy w chwili jej wydawania zwierzchnictwa państwowości polskiej nad Galicją nie uznawali. Wydano w końcu szereg zarządzeń, niezbyt zresztą skoordynowanych, których celem było wzmocnienie polskiego stanu posiadania. Mam tutaj na myśli stworzenie administracji publicznej i rozpoczęcie akcji osadniczych na rozparcelowanych majątkach ziemskich i kilka zarządzeń szczególnie w dziedzinie szkolnej. Najbardziej dla Polski niebezpieczne okazało się utrwalenie ukraińskiego stanu posiadania. Sprawa ta zaciążyła fatalnie na przyszłości, albowiem wszystkie niezbędne korekty, które chciały w tej dziedzinie podejmować polskie rządy kończyły się z reguły interwencjami ukraińskimi do Ligi Narodów, tym samym uniemożliwiały dokonywanie niezbędnych reform.

Należy stwierdzić, że pierwsze lata po odzyskaniu niepodległości spełzły właściwie na niczym. Po uznaniu przynależności Galicji do Polski w marcu roku 1923, nowy najbliższy trzyletni okres przyniósł jedynie ustawę językową, jako jedyne ważniejsze programowe posunięcie. W praktyce, w zetknięciu się z rzeczywistością uwydatnił się jej papierowy charakter. Poza tym wiele złego w dziele jednoczenia polski uczynił konkordat Rzymem z roku 1925, który zadecydował o stosunku cerkwi grecko-katolickiej do państwa. Z perspektywy lat można powiedzieć, że konkordat dał cerkwi grecko-katolickiej pełną niezależność, a Ukraińcom potężną broń do ignorowania interesów narodu i państwa polskiego, a nawet walki z nim. Ukraińcy chełpili się wręcz, że państwo polskie jest całkowicie bezsilne wobec tej cerkwi jako narzędzia polityki ukrainizacyjnej. Jeszcze przed zamachem majowym ukazały się pierwsze skutki niedbale przygotowanej akcji osadniczej, która stała się wręcz kompromitacją czynników za nią odpowiedzialnych. Kiedy zaś dodamy do tego, że większość polskiego społeczeństwa w okresie lat 1920-26 że zapomniało o swoich obowiązkach społecznych i wszystkie problemy (wbrew wspaniałym tradycjom czasów austriackich) starało się zrzucić na barki administracji państwowej, to już zrozumiemy dlaczego ostateczny bilans naszej polityki w sprawie ukraińskiej był tak zły. Kończyło się wszystko na dyskusjach, narzekaniu i marazmie społecznym. Obóz ukraiński tymczasem ochłonąwszy po klęskach z lat 1918-23 rzucił się gorączkowo do odbudowy swojego życia zbiorowego i przygotował się do permanentnej walki z państwem polskim.

Po zamachu majowym wzrosły nadzieje na pojawienie się stałości i konsekwencji w polityce wewnętrznej. W myśl zasady, że lepsza nawet zła polityka aniżeli żadna, nawet koła wrogie obozowi sanacyjnemu spodziewały się zapoczątkowania nowego programu polityki narodowościowej. Tymczasem przyszło ogólne rozczarowanie. Na odcinku ukraińskim było nawet gorzej niż za rządów przedmajowych. Kompletny brak znajomości problemu, programu, wieczne przerzucanie się z jednej skrajności w drugą, ciągła ucieczka przed decyzjami, brak stanowczości. Zmarnowano kolejne 10 lat i dopiero na 5 minut przed dwunastą, w latach 1936/7 po bardzo dotkliwych porażkach powoli poczęto porządkować sprawy, ale było już za późno. Wydaje się, że niemoc obozu pomajowego w dziedzinie polityki narodowościowej wynikał przede wszystkim z braku jednolitości poglądów i konsekwencji wśród jego członków. Obóz, który pod jednym sztandarem starał się łączyć różne ugrupowania (od ortodoksyjnych konserwatystów po komunizujących socjalistów) nie utrzymywał jakiejkolwiek spójnej linii politycznej. Tak, więc najważniejszym celem najważniejszym szybko stało się samo utrzymanie się u władzy i prowadzenie nieustannej wojny z opozycją. Dramatem było przeniesienie owej walki na ziemie wschodnie, na co patrzyły, nie bez satysfakcji nasze mniejszości narodowe. Zarówno w Małopolsce wschodniej i na Wołyniu zamiast budowania jedności dochodziło do zwalczania przez polską administrację polskiej opozycji (tępiony był zarówno inteligent narodowiec, jak chłop-ludowiec, czy robotnik-socjalista).

Prowadziło to do osłabienia potencjału żywiołu polskiego i deprecjacji polskiego dorobku narodowego na tych obszarach. Społeczeństwo polskie toczone korupcją, popadało w marazm i zniechęcenie, tymczasem rósł w siły ukraiński separatyzm i jego najbardziej bojowa podziemna formacja OUN. W sferach rządowych wyśmiewano się z hasła „wzmacniania polskiego stanu posiadania”, przedstawiano je jako objaw tzw. „endeckiego” szowinizmu, od czego już był tylko krok do uznania go za ideę „antypaństwową”. Tak więc przyszły takie lata, kiedy polski nacjonalizm tępiono równie, a może nawet bardziej gorliwie jak ukraiński (przy czym z tym ostatnim próbowano od czasu do czasu robić ugody). Nie można się dziwić, że następstwa takiego postępowania były żałosne. Wieś polska, ciągle jeszcze zagrożona wynarodowieniem, przez długie lata pozostawała bez dostatecznej opieki i wegetowała terroryzowana przez ukraiński podziemny ruch nacjonalistyczny. Polskość zaczęła cofać się nawet w takich miastach jak Lwów. Polska ziemia w drodze tzw. parcelacji przechodziła coraz częściej w ręce obce. Równocześnie marnotrawiono olbrzymie kwoty na subwencjonowanie przedsięwzięć wątpliwych i naiwnych jak słynna na całą Polskę akcja huculska. Dopiero na dwa lub trzy lata przed wybuchem wojny przyszło otrzeźwienie i opamiętanie. Zaczęto na gwałt trąbić do odwrotu, przywoływać wcześniej inkryminowane idee i wielkie wołanie o ratunek dla Małopolski Wschodniej rozeszło się na całą Polskę. I wówczas okazało się jak wiele może zdziałać dobra wola i odrobina zrozumienia. Zaczęto liczyć się z niezależną polską opinią publiczną, skończyło się odsuwnie „nieprawomyślnych”. Zaczęto wreszcie zauważać potrzeby Polaków na obszarach mieszanych. Przypominano sobie, że w Polsce są dzieci polskie pozbawione nauki w języku ojczystym, że polski osadnik pozostawiony jest od lat we wrogim otoczeniu samemu sobie, że polski chłop potrzebuje domu ludowego, kościoła i szkoły. W tych ostatnich latach dało się zauważyć przebudzenie społeczeństwa kresowego, nabranie wiary w siebie i co ważniejsze ochoty do zbiorowego wysiłku. Ale było za późno.

Mówiąc o pomajowej polityce narodowościowej wobec Ukraińców, podkreślić należy jej chwiejność i brak konsekwencji. Widzimy przede wszystkim balansowanie pomiędzy ugodami, a represjami. I jedno i drugie pozytywnych rezultatów dać nie mogło, gdyż w całym naszym stosunku do kwestii ukraińskiej tkwił jeden zasadniczy błąd; oto bowiem stronę polską reprezentowała jedynie administracja rządowa i realizowano ich wizje. Społeczeństwo bowiem, a szczególnie najbardziej zainteresowani mieszkańcy Małopolski Wschodniej byli konsekwentnie odsuwani od wszelkiego wpływu na ułożenie owych stosunków. Nikt w Polsce ich słuchać nie chciał i nie słuchał! I w rezultacie zamiast programowej, trzeźwej polityki mieliśmy unikanie decyzji, a o najważniejszych decyzjach przesądzały humory przedstawicieli administracji. Brak było koordynacji i jednolitej linii postępowania i dlatego w każdym niemal województwie, czy powiecie postępowano względem Ukraińców inaczej. Np. jeden wojewoda czy starosta głosił hasła kierowania sprawami ukraińskimi „mocną ręką”, inny znowu próbował zjednywać sobie Ukraińców koncesjami i subwencjami, nieraz z krzywdą Polaków, byli i tacy którzy nie robili nic i słali optymistyczne raporty do Warszawy.

Całkiem swoisty, niestety antypolski charakter miała polityka ukraińska na Wołyniu, pod kierownictwem wojewody Józewskiego. Represje stanowiły przysłowiowy młyn na wodę agitacji ukraińskiej, której niczego bardziej nie było właśnie potrzeba jak właśnie ciągle nowych dowodów „ukraińskiej krzywdy” pod rządami polskimi; i stąd od czasu do czasu huczało po całej Europie o polskim ucisku i to o wiele, wiele głośniej aniżeli np. o bolszewickich praktykach systematycznego tępienia biologicznego Ukraińców na Ukrainie sowieckiej. Nam wieści z Rosji sowieckiej niewiele pomogły, gdyż terror podziemnej OUN szalał dalej w najlepsze. Nie lepszy rezultat dawały koncesje czy subwencje wobec Ukraińców. Warto może przypomnieć, że nie kto inny jak właśnie dofinansowywani Huculi dostarczyli w roku 1939 największego kontyngentu do „wojska” ukraińskiego na Rusi zakarpackiej i nie kto inny jak właśnie „ugodowa” ukraińska ludność Wołynia dokonała najpotworniejszych mordów na ludności polskiej w roku 1943.

Nie można nie zauważyć też czynnika psychologicznego. Do tego arcyważnego zagadnienia nie podchodzono z należyta powagą. Na ukraińską nienawiść i terror odpowiadano typowo szlachecką pogardą i szyderstwem, ukraiński maksymalizm narodowo-państwowy kwitowano obrażaniem ich dumy narodowej, na ich ekspansję gospodarczą odpowiadało rozpaczliwym wołaniem o ratunek, na ich zaś ekspansję polityczną i kulturalną pogardliwym wzruszeniem ramion lub dowcipami, w lepszym wypadku, wołaniem o interwencję władz lub policji w gorszym. Podsumowując, społeczeństwo polskie w dobie rządów pomajowych straciło wiele ze swojej atrakcyjności, a swoje zdolności asymilacyjne ograniczyło się niemal wyłącznie do postawy defensywnej. W tym samym czasie Ukraińcy zdołali w dziedzinie polityki, sterroryzowawszy niedobitki Starorusinów, pozyskać niemal całkowicie masy ludowe i uświadomić je narodowo, zarówno w Małopolsce Wschodniej, jak i na Huculszczyźnie, Wołyniu i Łemkowszczyźnie. W dziedzinie społeczno-gospodarczej rozbudowali potężny ruch spółdzielczy i skupili wokół niego szerokie masy swojego społeczeństwa, wzmocnili swój stan posiadania w miastach i uświadomili narodowo swój nieliczny miejski proletariat. W dziedzinie kulturalnej rozbudowali swoje prywatne szkolnictwo, życie naukowe, teatralne, muzyczne i kulturalno-oświatowe, powiększyli nakłady swojej prasy i podnieść jej jakość, pokryć siecią swoich organizacji społecznych wszystkie miasta, miasteczka i wsie i skupić w nich o wiele większy procent swojego społeczeństwa (9%) aniżeli Polacy (tylko 2%). Tak więc ich ale i naszą zasługą było to że pod naszym panowaniem stworzyli ze swojego społeczeństwa karną i zdyscyplinowaną zbiorowość pomimo wszystkich dzielących ich różnic politycznych i światopoglądowych. Autorka spotkała się nawet z opinią, poparta wieloma faktami, a w Polsce wśród ówczesnych elit powszechną, że gdyby nie traktat Ribbentrop- Mołotow już w roku 1939 wybuchła by straszna ukraińska rebelia, być może równie krwawa jak ta z lat 1943-45. Do tego powstania wszystko już było bowiem gotowe, łącznie z wyszkolonymi przez Niemców Legionami. Polacy starali się jednak, do końca, układać jakoś stosunki z Ukraińcami.

Czy rzeczywiście powinniśmy uważać za słuszne skargi ukraińskich historyków i polityków na wyjątkową potworność naszych rządów przedwrześniowych? Chyba jednak nie! Na Ukraińcach ciążą poważne zarzuty. Nieustanne koncentrowanie się na oderwaniu całych dzielnic od Polski, oraz stałe deklarowanie chęci przyłączenia się do Sowietów gubiło ich zdrowy rozsądek. Sympatie proniemieckie i współpraca szpiegowska i militarna z hitlerowcami, stała dywersja, terroryzm, zabójstwa na Polakach, ale jeszcze częściej na Rusinach organizowane przez nacjonalistów za pieniądze śmiertelnych wrogów Polski, wrogość kleru grecko-katolickiego i jego zgoła niechrześcijańskie nieprzejednanie to wszystko to paraliżowało niewątpliwe dobre chęci Polaków do cywilizowanego układania stosunków ze swoją kłopotliwą mniejszością narodową. Nie wolno nam też zgodzić się z jakże wygodną dla Ukraińców tezą, która nawet o zgrozo w swych projektach powiela teraz nasz Senat, że zbrodnie ludobójstwa dokonane na Polakach na kresach w czasie II wojny światowej przez sfanatyzowanych nacjonalistów były „odpłatą” za ciężkie grzechy naszych ojców. Nie jest to bowiem prawda, a już na pewno nie cała prawda.

Dr Lucyna Kulińska

Wydział Humanistyczny AGH w Krakowie

Źródło: Isakowicz.pl

13 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. tutejszy
    tutejszy :

    trochę się to kupy nie trzyma z tą rebelią, bo jeśli tak, to czemu jednak nie zdecydowano się na jej wybuch w 39 roku? przecież okoliczności były wtedy jeszcze bardziej sprzyjające, “ofiara” była już wyraźnie wymęczona przez Niemców, jakiś przypływ współczucia czy co?

    • mohort1772
      mohort1772 :

      Panie tutejszy miałem nie komentować Pańskich wypowiedzi ale tak prostej sprawy nie można nie komentowąć ,każdemu zdarzają się białe plamy i luki w wiedzy .Był wyrażny rozkaz Hitlera wstrzymujący takie działania ze względu na układy z sowietami.Początki jednak były , bo w okresie września 1939 r zginęło z rąk ukraińskich bandytów około 3 tysięcy obywateli Polskich,są to udowodnione przypadki te które nie zostały ujawnione są prawdopodobnie jeszcze raz takie.

        • mohort1772
          mohort1772 :

          To nie pisz Pan bzdur które doprowadzają do konieczności ale na tym forum już dał się pan poznać z odpowiedniej strony,,miłośnika u-kraińców ”bardziej niż Kresów RP.Nie zniżam się do Pańskiego poziomu i kończę ta zbędną dyskusję.

          • tutejszy
            tutejszy :

            Na szczęście nie muszę się tłumaczyć z moich sympatii zoologicznemu ukrainofobowi, który w dodatku ma problemy z napisaniem po polsku prostych wyrazów. I nie Panu to oceniać co bardziej miłuję.

          • mohort1772
            mohort1772 :

            Cóż za wysiłek umysłowy żeby użyć w odpowiedzi tak górnolotnych określeń a efekt żałosny nadal jesteś Pan niedouczonym w temacie o którym pisałeś wstyd tym większy że tytułujesz się rzekomo wykształceniem wyższym.Zamiast podziękować za sprostowanie i zamknąć temat starasz się Pan swoje nieuctwo ukryć pod płaszczem agresji,Naprawdę jesteś Pan żałosny z tym swoim Narcyzmem.

      • tutejszym
        tutejszym :

        Pisze Pan: ” w okresie września 1939 r zginęło z rąk ukraińskich bandytów około 3 tysięcy obywateli Polskich, są to udowodnione przypadki “.
        Czy może Pan podać mi źródła? O podstępnym mordowaniu żołnierzy Polskich przez Ukraińców słyszałem od ojca. Ale to były wg niego incydentalne przypadki. Wielu Ukraińców dzielnie się biło w ramach Wojska Polskiego. Ojciec nie miał zastrzeżeń co do ich lojalności.
        Czy może Pan podać źródła na których oparł Pan swoją wypowiedź.

        • wachmistrz_soroka
          wachmistrz_soroka :

          Panie Tutejszym, o 3 tys. Polakach zamordowanych przez Ukraińców w 1939 r. (1 tys. na Wołyniu, 2 tys. w Galicji Wschodniej) pisze np. Grzegorz Motyka („Ukraińska partyzantka 1942-1960: działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii”, ISP PAN, Warszawa 2006, s. 72) w oparciu o badania G. Hryciuka. Obu naukowców raczej nie można posądzać o tendencje do zawyżania liczby polskich ofiar.
          Jako że mam w dalszej rodzinie osoby, które – jako uciekinierzy z centralnej Polski – cudem umknęły ukraińskim siepaczom właśnie w 1939 r., chciałbym włączyć się do dyskusji. Istnieje np. artykuł prof. Ryszardza Szawłowskiego „Antypolskie wystąpienia na Kresach Wschodnich” (Encyklopedia Białych Plam, tom I, s. 165-169), w którym Autor liczbę Polaków zamordowanych przez Ukraińców w 1939 r. ocenia znacznie wyżej niż te 3 tysiące. Szacuje je mianowicie na… 12-14 tys.! Nie uważam się za specjalistę, który byłby w stanie potwierdzić wiarygodność takich danych, ale Autor przywołuje szereg raportów i meldunków z tamtych terenów.
          Generalnie atakowano trzy rodzaje ofiar: 1) polskich żołnierzy wycofujących się na południowy wschód („Ukraińcy napadali z lasów na grupy żołnierzy i bez litości mordowali wszystkich, nawet rannych” – relacja ppor. W. K. Daszkiewicza), 2) cywilnych uciekinierów z centralnej Polski (np. tylko we wsi Nawóz, powiat Łuck, Ukraińcy wymordowali ok. 100 Polaków ukrywających się na nieużytkach i bagnach), 3) miejscową ludność polską (np. wieś Jakubowce, powiat Brzeżany – ukraińscy chłopi zamordowali 21 Polaków, ograbili wieś i spalili większość budynków; Sławentyn, powiat Podhajce, Ukraińcy zamordowali ok. 80 osób).
          Pamiętać też trzeba o nigdy nieustalonej liczbie ofiar pojedynczych morderstw i aktów bandytyzmu, dokonywanych z dala od oczu świadków, zaginionych w mrokach wojny. Ich skala musiała być znaczna, a konkretne historie, o których wiemy, mrożą krew w żyłach. Np. w nadleśnictwie Karpiłówka (powiat Sarny) 17 IX ukraińska banda pod wodzą niejakiego Romanowa otoczyła dom gajowego, którego najpierw raniła, a potem przerżnęła piłą; troje jego dzieci rzucono w ogień płonącej gajówki, natomiast jego żonę najpierw zbiorowo zgwałcono, a potem zamordowano (lub pozwolono popełnić samobójstwo…).
          Wszystko to wskazuje na bardzo znaczne natężenie nastrojów antypolskich wśród Ukraińców. Nastroje te były motywowane ideologicznie (co może kierować człowiekiem który zabija uciekającego rannego żołnierza?) jak i „materialnie” – czyli chęcią wzbogacenia się na nieszczęściu polskich sąsiadów (drogą zwykłego rabunku). Poza tym nie zapominajmy, że jednak dochodziło do zorganizowanych ukraińskich akcji dywersyjnych inspirowanych przez Niemców, np. w Stryju 12-13 września. Miały one zazwyczaj miejsce w pobliżu ważnych węzłów kolejowych, co jednoznacznie wskazuje na to, jaki był ich charakter. Operacja to została wyhamowana przez Niemców w obawie przed reakcją sowieckiej Moskwy, która była skrajnie nieprzychylnie nastawiona do ukraińskiego ruchu narodowościowego.
          Reasumując, potwierdza to moim zdaniem tezy z artykułu dr Kulińskiej. Polityka II RP wobec Ukraińców była błędna, nie postawiono tamy ukraińskiej agitacji nacjonalistycznej i w konsekwencji w 1939 r. przedstawiciele tej narodowości byli wyjątkowo wrogo nastawieni do Polski, Polaków, polskości.

          • tutejszym
            tutejszym :

            Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Podsłuchiwałem nocne rozmowy Ojca z kolegami, w trakcie Jego nocnych połowów ryb. Uciekając z niemieckiej niewoli – z Twierdzy Modlin – do siebie na Wołyń, spotykał się z aktami mordowania żołnierzy Polskich przez Ukraińców.Jednak nie zdawałem sobie sprawy ze skali mordów i okoliczności im towarzyszących. Dziękuję.

          • wachmistrz_soroka
            wachmistrz_soroka :

            It’s my pleasure – jak mówi teraz polska młodzież 😉 Obiektywnie trzeba jednak powiedzieć, że tamte ofiary “miały prawo” zostać nieco zapomniane. We wrześniu 39′ upadało całe państwo, w wojnie obronnej zginęło 70 tys. żołnierzy, 130 tys. zostało rannych i zaginionych, 600 tys. dostało się do niewoli. Od razu zaczęły się zbrodnie i terror okupacji niemieckiej, to samo w strefie sowieckiej, zsyłki (tu znów pewną rolę odegrali Ukraińcy…), Katyń, potem zorganizowana banderowska rzeź Polaków na Wołyniu i w Młp. Wsch, wreszcie zagłada Warszawy… Po takiej serii tragedii te kilka czy kilkanaście tysięcy ofiar antypolsko nastawionych Ukraińców z 1939 r. musiało zatrzeć się w zbiorowej pamięci Polaków. Ale naszą rolą jest to zmienić 😉