Ch*jeuro 2012

“Z takim podejściem Ukraina pozostanie na zawsze w czarnej dupie. Wciąż będzie przyciągała jedynie ładnymi, łatwymi panienkami i tanim żarciem. Mogliby chociaż normalnie zalegalizować prostytucję. I jedyna szansa na zmianę to rozgonić wszystkich wpizdu…”

Ogólnie: długo nad tym dumałem, długo to wszystko znosiłem, ale w końcu dusza poety nie wytrzymała: chcę napisać, co myślę o tych j*banych przygotowaniach do Euro 2012.

Gdy przyznano nam organizację mistrzostw wielu się cieszyło, a kibice wpadli w euforię. A nie-kibice, tacy jak ja, myśleli: “No, to chyba dobrze, nareszcie zwalą się do nas ci wszyscy zwiedzający, a przed Ukrainą otworzy się kolejne źródło pieniędzy – turystyka”. Właściwie, jakby się zastanowić, to przy odrobinie chęci mamy co pokazać. I jak to naiwne dziecię, co to łapówkę wręczało raz czy dwa razy w życiu, pomyślałem, że może chłopakom tam na górze uda się niczego nie spartaczyć. Że zrobią dobrze, żeby wstydu przed przyjezdnymi nie było. Teraz, gdy do rozpoczęcia Euro zostały nieco ponad dwa miesiące, chciałbym się podzielić swoimi refleksjami.

I uznałem, że na początek należy porównać Ukrainę z innymi krajami, do których przyjeżdżają turyści. A że mieszkam w Kijowie, to i mówić będę głównie o Kijowie. I jeszcze trochę o Lwowie i Odessie. No to zastanówmy się, po co ludzie podróżują i dokądś jeżdżą: pozwiedzać, zachwycić się, rozerwać, a także służbowo, na delegacje.

Idę więc sobie onegdaj, i próbuję się wczuć w rolę przeciętnego europejskiego turysty, który nie wie, jak niedrogo spędzić tydzień urlopu. Urlop mam w lecie, ale ani ja, ani moja kobieta nie przepadamy za upałem, dlatego nie biorę pod uwagę żadnego południa, tym bardziej, że latem tam tłumy. Ale mimo wszystko chciałoby się zobaczyć coś nowego. A tu, proszę, reklama Ukrainy na CNN. Ukraina to, Ukraina tamto. Fulbolen, vilkommishen bitter. Hm. Ukraina, gdzie to? O, obok Rumunii, Russlandii, Węgier, Słowacji. Ok. Trzeba pomyśleć, pogrzebać w Internecie. A, przypomniałem sobie, że kuzyn mojego dziadka miał żonę-Ukrainkę. Kiedyś ją chyba widziałem, nawet niezła. I w willi mojego szefa w Hiszpanii pracują Ukraińcy. Może faktycznie warto pojechać. Trzeba poczytać w necie co i jak.

No więc przede wszystkim wklepuję Ukrainę w google. Wchodzę na Wikipedię. Drugi link: [link=http://www.ukraine.org] Pewnie opowiedzą mi tam coś ciekawego. Wchodzę. O co kaman, spytacie, co to za design rodem z lat 90? Też nie wiem. Ale powiedzmy wprost: ze strony za cholerę nic nie rozumiem, a wygląda przech*jnie. Pewnie jakiś błąd. Co tam dalej w google? [link=http://www.ukraine.com] O, może tu znajdę coś ciekawego. Hmm. Wygląda nieco mniej strasznie, ale to wciąż jakaś parada bezguścia i okropności. Chociaż napisane, że to oficjalna strona Ukrainy. Ogladamy stronę. Więcej googlowej reklamy, niż konkretnych informacji, a do tego reklama sugeruje: do diabła z Ukrainą, jedźcie nad Niagarę, do Japonii, Wyoming, gdziekolwiek, byleby nie na Ukrainę. Ale za to można wybrać hotel. O nie, co to? To tylko przekierowanie na [link=http://booking.com] O nie nie, tam to sobie sam wejdę. Chcę się dowiedzieć, co na Ukrainie jest ciekawego, poczytać na przykład o jakichś festiwalach czy o czymś. Ale, po pierwsze, z jakiegoś powodu jedyny festiwal na Ukrainie odbywa się w sierpniu, a po drugie, innych rzeczy w ogóle nie da się przeczytać, bo każdy artykuł zasr*ny jest googlowymi bannerami tak, że można dostać zeza. Dla porównania znalazłem w google strony naszych sąsiadów: [link=http://www.hungary.com] [link=http://www.poland.travel/en] [link=http://www.slovakia.com/] Albo Czechy, w których byłem w zeszłym roku: [link=http://www.czechtourism.com] [link=http://www.czech.cz] Jeśli dobrze rozumiem, to z tych miliardów przeznaczonych na organizację Euro, nie znalazło się paru tysięcy na zrobienie dobrej strony. W ogóle wygląda na to, że nikomu nawet do głowy nie przyszło, że należałoby stworzyć taką stronę. Okeeej. O Ukrainie poczytałem w końcu w Lonely Planet. Jedziemy dalej.

Jak dotrzeć na Ukrainę?No, pewnie samolotem. Małe śledztwo wykazało, że oprócz WizzAir nie ma żadnych low-costów latających na Ukrainę, a problem polega na tym, że na przykład z Berlina WizzAir nie lata. Za to lata Air Baltic, z najtańszymi biletami i międzylądowaniem w Rydze. A ukraiński operator MAU kosztuje o 50 euro więcej, co w przypadku dwóch osób daje już 100 euro. Ja, jak prawdziwy Europejczyk, pomyślałem sobie: a może by tak jednak polecieć do Rygi, tym bardziej, że tam też nie byłem, a do tego [link=http://www.latvia.travel/ru/riga] Ryga zaprasza do siebie. Oczywiście, przemyślę to.

Trzeba by się dowiedzieć, ile kosztują hotele. Oczywiście nie jestem głupi i nie pojadę na Ukrainę podczas Euro 2012. Zamierzam odwiedzić ją miesiąc po mistrzostwach, gdy już opadną emocje – w lipcu. Wchodzę na swój ulubiony i najbardziej popularny serwis, na którym można zarezerwować hotel: [link=http://booking.com] Trzeba pojechać do Kijowa, mimo wszystko – stolica, więc wpisuję to miasto do wyszukiwarki. Hmmm. No, po pierwsze hoteli jest zaledwie 144. Tylko tyle? Po drugie, szukam hotelu ze śniadaniem. Jeśli wierzyć wynikom wyszukiwania, jak Kijów długi i szeroki – śniadań nie dają. Ceny wyższe, niż w takiej Pradze albo w Rydze, i do tego bez śniadań! Poj*bało was czy co? Ok, mieszkam w Kijowie, więc wiem, że większa część z tych wyszukanych hoteli to w rzeczywistości wcale nie hotele, a sieć apartamentów rozsianych po całym centrum miasta, z kuchnią i lodówką, którą to lodówkę należy zapełnić samemu. Druga, mniejsza część, to przeżytki z czasów Związku Radzieckiego, pozostałe po Olimpiadzie w 1980. Tam karmią, ale oceny nie skaczą powyżej 7 – to takie parowce z setką pokoi, z totalną masówką, przesiąknięte zapachem socjalizmu. Jest jeszcze Radisson i Premier Palace z Hyattem (Ch*jatem), ale, przepraszam, nie mam zamiaru przeznaczać budżetu małego państwa na tydzień odpoczynku. A więc, uwaga, w Kijowie nie ma małego przytulnego hotelu w jakimś zabytkowym budyneczku w centrum lub w pobliżu centrum, w którym można poczuć ducha miasta, w którym podają śniadanie a cena nie przewyższa 100 dolarów za noc. Ja nie wiem, co tam budowali, co za ulgi przyznawali hotelom, co tam pieprzyli w telewizji, ale koniec końców na booking.com nie ma normalnego hotelu ze śniadaniem. Nawiasem mówiąc we Lwowie sprawa z hotelami wygląda o wiele lepiej. Tam i karmią, i ceny normalniejsze, co najwyżej ciut wyższe, niż w Pradze. Oczywiście, Lwów się o wiele lepiej rozkręcił, jest popularniejszy niż Praga, dlatego też ceny noclegów mogą być wyższe. I to wszystko z uwzględnieniem faktu, że hotele od 3 do 5 gwiazdek do 2020 roku są zwolnione z podatku dochodowego. Wydaje mi się, że kogoś posr*ło i że ten ktoś nie ogarnia, jak należy przyciągnąć turystów.

Ale trudno, załóżmy, że przyjechałem do Kijowa. Dokąd iść, gdzie spędzić czas?Naturalnie, w pierwszej kolejności zwiedzę centrum, Chreszczatyk, mmm, ciekawe. Dalej w górę do Teatru Opery, jeśli iść Władimirską do Placu Sofijskiego, to jest nawet nieźle, ale wystarczy zrobić krok w lewo albo w prawo – i już zniszczone domy, syf i rozpierducha. Najładniejszy budynek przy Rejtarskiej 22 w stylu florenckiego renesansu stoi na wpół zniszczony, zamek barona przy ul. Jarosławski Wał – aż serce sciska, gdy patrzę, jaka perła architektury niszczeje. I takich zabytkowych budynków, tworzących tę niepowtarzalną atmosferę kijowskiego modernizmu, które stoją zapomniane, z powybijanymi szybami i zabitymi drzwiami, z dziurami w dachach, jest pełno. Już nie mówiąc o asfalcie. Jasne – robiliśmy drogi, których, nawiasem mówiąc, za cholerę nie zrobiliśmy, ale zupełnie zapomnieliśmy o chodnikach. Turyści nie jeżdżą samochodami, turyści chodzą piechotą. Na przykład u mnie, na Padole, odnoszę wrażenie, że miała miejsce jakaś wielka wojna pomiędzy gołębiami a karaluchami. W pewnym momencie gołębie zrozumiały, że przegrywają wojnę, dozbroiły swoje latające mini-fortece i doszczętnie rozniosły karaluchy razem z asfaltem, przy okazji rozwalając dobrą połowę latarni w drodze powrotnej. Wszystkie karaluchy zeszły do podziemia, mieszkają teraz w piwnicy mojego domu, a tam, gdzie był asfalt, straszą kratery.

Na drugi dzień pojechałbym pewnie do Ławry Kijowsko-Pieczerskiej, bo, jak wiadomo, każdy powinien ją zobaczyć. Tam jest ładnie, złoto, bogato, różne interesujące wystawy jubilerskie, można też zejść do Pieczar. Faktycznie można by było być dumnym z Ławry, gdyby nie, oczywiście, stanowisko Cerkwi, która uznała, że należy Ławrę oddać jej, i ona już sobie tam zorganizuje swój lunapark z Black Jackiem, i innymi takimi. Chociaż co mnie, jako turystę, obchodzi, co tam do kogo należy. Najważniejsze, by można było wygodnie chodzić i zwiedzać.

A trzeci dzień? Dokąd pójść? Muzeum?No ok. Nawiasem mówiąc: nasze muzea też mnie nie zachwycają. Nie ma ani normalnych przewodników po nich, ani ogłoszeń, ani festiwali sztuki. W Budapeszcie, w Pradze, pełno bannerów, reklam: zapraszamy do naszego muzeum: wystawa Picasso, Dali, Renesans. Kiedy po raz ostatni widzieliście reklamę muzeum dalej, niż pięć metrów od samego muzeum? W Londynie spędziłem dosłownie cały dzień w Muzeum Przyrodniczym, w Budapeszcie oglądałem mumie egipskie, w Petersburgu – Ermitaż, Muzeum Rosyjskie – cały dzień na jedno muzeum. W Moskwie – Tretiakowka. A co w Kijowie? Muzem malarstwa, Rosyjskie Muzeum na dwóch piętrach? Muzeum Historyczne, w którym jak sięgam pamięcią ostatnia interesująca wystawa była w latach 90.? Ach, PinchukArtCentre może być ciekawe. Może jeszcze Pirogowo. Mieszkam w Kijowie, a sam dokładnie nie wiem, jak się tam dostać. Dla cudzoziemca już samo nie zgubienie się na Łybiedzkiej będzie osiągnięciem, a za znalezienie tam odpowiedniej marszrutki to już w ogóle można przyznać sprawność harcerską: “znalazłem marszrutkę i przeżyłem”. A tak w ogóle, to Pirogowo jeszcze żyje? Tam co miesiąc albo płonie kolejny XVII wieczny budynek, albo wypala się kolejny dyrektor. W ogóle to poza Ławrą nie mamy żadnego wielkieeego muzeum, po którym można chodzić godzinami, oglądać obrazy, albo studiować szkielet jakiegoś dawno wymarłego zwierzaka, albo wejść na pokład statku kosmicznego. Chciano zorganizować coś w tym stylu w Misteckim Arsenale, ale na stronie [link=http://wall.art-arsenalfund.org/home/] napisali, że udało się już zebrać całe 56 tysięcy hrywien! Tak, w tym tempie zdążą to wybudować do lata, na pewno.

Dzień czwarty…De Gaulle powiedział kiedyś o Kijowie: “Widziałem wiele parków w miastach, ale miasto w parku widzę po raz pierwszy”. Chociaż w ciągu ostatnich 10 lat władze Kijowa postanowiły diametralnie zmienić sytuację. Zamiast odnowić stare, najlepiej wykarczować hektar i wpieprzyć tam wieżowiec. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Została Górka Włodzimierza, Park Miejski, Park Maryjski. Można tam pójść. Lubię spacerować po parkach. W Londynie Hyde Park, albo Petřín w Pradze. Ogólnie: warto pójść. Nawet wierzę w to, że do lata naród nauczy się wyrzucać śmieci do koszy, że będą chodzić specjalni ludzie, zbierający śmieci i niedopałki do worków, by park nie był taki zasr*ny. Może nawet wprowadzą wysokie kary dla różnych meneli, którzy uważają, że najlepsze miejsce do libacji to najbliższe krzaki. I nawet uwierzę w to, że wyremontują schody w parkach. Będę do tego stopnia naiwny, że z pianą na pysku będę dowodził, że wreszcie dokończą restaurację Pałacu Maryńskiego, i, przy odrobinie dobrej woli, otworzą go dla zwykłych śmiertelników. Co? Że w życiu? A nuż! Przecież wpuszczają turystów do Pałacu Buckingham. Albo o, oprowadzają ich po różnych Reichstagach i parlamentach. Dlaczego mamy być gorsi? Dlaczego u nas nie można? Ale, gdy podejdę do tarasu widokowego w Parku Maryjskim, to co widzę? Dokładnie. Widzę k*rwa j*bane lądowisko dla helikopterów, pasujące tam jak cholera, ni ch*ja nikomu nie potrzebne, za które sam nie wiem, co należałoby zrobić merowi i tym wszystkim, którzy postanowili je tam wpieprzyć. Przez całe życie ludzie patrzyli na Browary, na lewy brzeg, na wyspę Truchanowską, a teraz wali im po oczach takie poj*baństwo. Jeśli kiedykolwiek zostanę merem, albo prezydentem, albo wybuchnie wojna a ja zostanę saperem, to rozniosę to lądowisko w pizdu, dlatego że pamiętam, jak tam było pięknie bez niego. Sukinsyny. No, a jako turysta po prostu się dziwię, co to betonowe g*wno robi pośrodku lasu.

Poza tym, jako turysta, kocham wszelkie twierdze. Kijów również ma swoją twierdzę – Pieczerską. Ale wydaje mi się, że i ona władzom śmierdzi, wciąż nie mogą znaleźć kolejnego powodu, by ją roznieść, Arsenał Mistecki to tylko mały jej fragment. Jest jeszcze Kosoj Kaponir, prochownie, Zielony Teatr. Weźcie odrestaurujcie, zróbcie chociażby tam muzeum kijowa, albo muzeum broni, albo cokolwiek innego. Turyści na to polecą, bo w Kijowie i tak nie ma nic innego do zobaczenia. Nie, k*rwa, trzeba wszystko zburzyć i wybudować biurowiec, który i tak będzie stał na wpół pusty, bo Kijów to nie Moskwa – tu wszystkie większe firmy już znalazły sobie biura. Zamiast wybudować jedno City, nawiasem mówiąc, najlepiej się do tego nadaje Wyspa Rybalska, trzeba wciskać jakieś business-centry gdzie się tylko da, bez zastanawiania się nawet nad tym, jak samochody mają tam jeździć i parkować.

W Pradze mają Plac Staromiejski, w Budapeszcie Most Łańcuchowy i tam organizowane są ludowe jarmarki. Znaczy się – idziesz tam, jesz trdlo, pijesz grzane wino, jesz jakąś ludową mieszankę kukurydzy z papryką i jest miło. U nas, na placu Kontraktowym, też próbują zorganizować coś takiego, ale kończy się na tym, że z busika rodem z kołchozu “droga Lenina” sprzedają ziemniaki taniej, niż na bazarze. Dlaczego by się nie wziąć za Kontraktowy, nie naprawić asfaltu, można też kostką wyłożyć (dla kolorytu), ponastawiać tam namiotów, a nie kiosków, i niech sobie tam sprzedają smażoną kiełbasę z rożna z bułką, z grzanym winem, kwasem, cydrem, co godzinę można na scenę jakichś grajków wpuścić. Naprawdę nie zaciekawiłoby to turystów? Zimą można tam urządzać zabawy bożonarodzeniowe.

No a na koniec – transport, bo, jako turyście, wypadałoby mi przejechać się tramwajem lub metrem. Widzieliście tramwaj u burżujów? A widzieliście półżywy tramwaj, skrzypiący wszystkimi wnętrznościami, na naszych drogach? To jak niebo a ziemia. Nie mamy nawet jednego wspólnego biletu. Prędzej mi mózg wyparuje, niż zrozumiem, że do metra trzeba żetonów, w autobusie obowiązują bilety, a w marszrutkach to w ogóle drogo, nie ma biletów i ch*j wie, gdzie wysiąść. Gdzie, do k*rwy nędzy, jeden bilet turystyczny na wszystkie rodzaje transportu, jak w normalnych krajach? Gdzie ciche, bezszelestne tramwaje? Na co przej*bano wszystkie pieniądze?

No, o czym to ja. O tym, że naprawdę nikt nie zastanowił się nad tym, jak przyciągnąć turystów. Wszyscy tylko myśleli, jak się nachapać. I przygotowanie do Euro, pomijając stadiony i lotniska, sprowadziło się do zera. Dla turystów nie zrobiono nic, no ok, gdzieniegdzie pojawiły się tabliczki po angielsku. Chociaż po ch*ju, ale dobre i to. I to chyba tyle. Z takim podejściem Ukraina pozostanie na zawsze w czarnej dupie. Ukraina wciąż będzie przyciągała jedynie ładnymi łatwymi panienkami i tanim żarciem. Mogliby chociaż normalnie zalegalizować prostytucję. I jedyna szansa na zmianę to rozgonić wszystkich wpizdu, a więc idźcie, przyjaciele, na wybory i głosujcie na nowych ludzi, którzy nie brali udziału w tym bałaganie, bo wokoło taka k*rewska zgnilizna, że naprawdę aż żal się robi. Tyle lat, tyle pieniędzy, i żadnego efektu. W Kijowie też należałoby wszystkich pogonić. Są fajni ludzie, którzy interesują się Kijowiem i mu kibicują. I to ich trzeba dopchać do władzy w mieście. Bo dalej będzie tylko gorzej.

Autrem tekstu jest ukraiński bloger Shurkala

[link=http://shurkala.livejournal.com/370011.html]

Tłumaczenie: Magdalena Superson

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply