Byli, są. Czy będą…?

Głównym zagrożeniem dla polskości na dawnych Kresach stał się Kościół rzymskokatolicki. Zwłaszcza na terenach Ukrainy i Białorusi. Na Litwie i w Mołdawii Kościół nadal podtrzymuje polskość. Teresa Siedlar-Kołyszko z rozpaczą w swojej książce relacjonuje: “Latem 2006 roku na Brasławszczyźnie (Białoruś) tamtejsze Polki z płaczem mówiły: “Ksiądz Biskup Sławomir powiedział: Ja was proszę, abyście modlili się po białorusku, nie tylko proszę, a nakazuję!”.

Te dwie książki Teresy Siedlar- Kołyszko trzeba czytać razem. Stanowią one bowiem w zasadzie jedną książkę, podobnie jak trzecia kresowa praca Autorki zatytułowana „Od Kircholmu do Jałtę oraz czwarta „Między Dźwiną a Czeremoszem”. Pani Teresa Siedlar-Kołyszko od końca lat osiemdziesiątych jeździ po dawnych Kresach Rzeczpospolitej, odwiedza kolejne skupiska Polaków i obserwuje miejsca związane z wielkimi postaciami polskiej kultury. Jako dziennikarka Polskiego Radia rozpoczęła na jego antenie prezentowanie serii reportaży z dawnych Ziem Wschodniej Rzeczypospolitej. Rzemiennym dyszlem, często w prymitywnych warunkach przemieszczała się po ogromnych przestrzeniach byłej Rzeczpospolitej, robiąc nagrania dla swoich reportaży. Urzeczona resztkami polskości tak – w pozytywnym sensie – „wsiąkła” w Kresy, że w swojej reporterskiej działalności pozostała im wierna. Jest to tym bardziej godne podkreślenia, że w odróżnieniu od innych autorów zajmujących się tą problematyką, nie ma ona kresowych korzeni. Jeżdżąc tam, jest „w gościach”, a nie u siebie: zawsze podkreśla z dumą, że urodziła się w Krakowie i jest krakowianką z dziada pradziada. Przez ponad trzydzieści lat pracowała też w Krakowskiej Rozgłośni Polskiego Radia, przygotowując także reportaże literackie i słuchowiska dokumentalne.

Swoje radiowe reportaże kresowe Teresa Siedlar-Kołyszko najpierw zamieszczała w nowojorskim „Nowym Dzienniku”. Później korzystając z pomocy m.in. Polskiej Fundacji Kulturalnej w Londynie rozpoczęła wydawanie książek złożonych ze zgromadzonych, zaadaptowanych na papier kresowych reportaży. Swoimi publikacjami zainicjowała proces uświadamiania Polakom żyjącym w wolnym świecie, że za wschodnią granica Polski wciąż żyją ich rodacy, o których nie wolno zapominać i trzeba pomagać, by mogli zachować swoją tożsamość.

Optymizm

Reportaże Teresy Siedlar-Kołyszko były od samego początku bardzo kobiece, pełne wrażliwości i pochylenia się nad losem rodaków, żyjących w biedzie, poniżeniu i strachu, ale pamiętających pacierz po polsku. Jej relacje były często trochę sentymentalne, trochę naiwne, mało pogłębione, oparte głównie na relacjach tych osób, które akurat napotkała na swojej drodze, ale pełne ciepła i uroku. Dzięki nim wielu rodaków nie tylko w Polsce, ale i wśród Polonii uświadomiło sobie, że Kresy Rzeczypospolitej to nie tylko Wileńszczyzna, Grodzieńszczyzna, Wołyń czy Małopolska Wschodnia, ale również te ziemie, które po Traktacie Ryskim zostały za Dźwiną, Berezyną, Zbruczem, Wilią, Horyniem i Słuczą. Część relacji z tych terenów autorka zebrała właśnie w zbiorze „Od Smoleńska po Dzikie Pola”.Teresa Siedlar-Kołyszko zaczyna w tej książce swoją podróż w Smoleńsku, a kończy w Humaniu. Po drodze przekracza Dźwinę, Berezynę, Dniepr, odwiedza Kamieniec, Chocim, Bar, Zofiówkę. Stanęła u stóp Kudaku i złożyła wizytę ojcu Darzyckiemu. Autorka w swoich reportażach nie ukrywała zachwytu nad stanem polskości na tych terenach. We wstępie książki pisała: „Rzeki, mury, kamienie, domy, drzewa, pola bitew – wreszcie wszystko zostało tam, w nie naszej ziemi i wśród obcych. Wszystko odeszło, umarło. Czy tylko tyle pozostało po wielowiekowej spuściźnie? Otóż nie! Pozostali Oni – Spadkobiercy Wielkiej Królewskiej Rzeczypospolitej. Od Smoleńska po Kudak i dalej wzdłuż Dniepru. Bohu i Dniestu aż po Morze Czarne, na wielkich przestrzeniach byłej Rzeczypospolitej istnieją czysto polskie wioski, mieszkają spadkobiercy laudańskiej szlachty, nadberezyńskich zaścianków, rycerzy osadzanych na rubieżach przez kolejnych królów, dla obrony naszych granic. Można spotkać potomków spolszczonych Szwedów, Francuzów, wiernych nowej ojczyźnie. Żyją w okolicach szlacheckich potomkowie tamtych Bohatyrowiczów, Staniewskich, Zaniewskich i Ejsmontów. W Barze śpiewają w chórze potomkowie konfederatów barskich, a w Kamieńcu do mszy świętej służą Pac i Wiśniowiecki. Po wioskach Wileńszczyzny, Oszmiańskiego i Nowogródzkiego mieszkają jeszcze byli żołnierza AK. W Tulczynie, Peczorze i Stanisławowie pamiętają jeszcze Potockich. W Niemenczynie siedemdziesiąt pięć procent mieszkańców to Polacy. W Solecznickiem – dziewięćdziesiąt procent. W Oszmiańskiem co najmniej siedemdziesiąt procent. W Żytomierskiem mieszka prawie pół miliona Polaków, a w Gródku Podolskim, już przecież za Zbruczem, jest ich do dziś po wszystkich wywózkach, ucieczkach i mordach sześćdziesiąt pięć procent. Wszędzie, na każdym cmentarzu i w każdym miejscu pamięci, spotkać możesz ich ślady. Biało-czerwone chorągiewki na mogiłkach akowców pod wołającą o pomstę do nieba ruiną kościoła w Graużyszkach i tablica upamiętniająca ich walkę wmurowania w oszmiańskim kościele. Zawsze świeże kwiaty w kwaterze żołnierskiej na Rossie i niedawno odrestaurowany cmentarz żołnierski w Kobryniu. Biało- czerwone kwiaty zatknięte za bramę nieczynnej katedry ormiańskiej we Lwowie i msza święta za duszę pułkownika Wołodyjowskiego w Kamieńcu.

Dzieci, z którymi rozmawiałam, mówią śliczną, śpiewną polszczyzną, a nazywają się Kuncewicze, Mickiewicze, Sienkiewicze, Bohatyrowicze, Doroszkiewicze lub Zaborowscy, Zbarascy, Bielscy, Barscy, Niżyńscy, Wołoszynowscy, Jastrzębowscy, Krasnopolscy, Wiśniewscy i Kamińscy. Przetrwali wszystko, wywozili ich do Kazachstanu, na Kołyme i Sybir. Wracali na ziemię przodków, na Inflanty, na Żmudź, Wileńszczyznę, na ukochane Polesie i czarnoziemne Podole. Niszczeni, wynaradawiani, odradzali się od korzeni. Przetrwali. Świadomi swego dziedzictwa, są żywym dowodem istnienia i spadkobiercami Wielkiej Królewskiej Rzeczypospolitej.

Byli. Są. Będą. Tam im dopomóż Bóg i Święty Krzyż.

Im w hołdzie książkę te ofiaruję.”

Zwątpienie

Z czasem pisarstwo Teresy Siedlar-Kołyszko stawało się coraz bardziej dojrzałe, oparte na większym bagażu informacji, ale tym samym bardziej pesymistyczne. Zaczęła rozumieć, że jej hurra optymistyczne prognozy na temat trwania polskości na dawnych Kresach są mocno przesadzone. Wyrazem tego jest tom zatytułowany „Byli, są. Czy będą…?”W zamieszczonym w nim reportażu zatytułowanym „Cmentarz polskości” stwierdziła “…im dłużej wędruję, im baczniej obserwuję, tym coraz mniej we mnie nadziei, a coraz więcej zwątpienia”. Ze stuprocentową pewnością można zaryzykować twierdzenie, że w kolejnej książce zarysowany przez Autorkę świat Kresów będzie zupełnie tragiczny. Jej diagnoza przyczyn znikania polskości na Kresach przedstawiona w tym tomie jest jak najbardziej trafna. Głównym zagrożeniem dla polskości na dawnych Kresach stał się Kościół rzymskokatolicki. Zwłaszcza na terenach Ukrainy i Białorusi. Na Litwie i w Mołdawii Kościół nadal podtrzymuje polskość. Teresa Siedlar-Kołyszko z rozpaczą w niej konstatuje: „Latem 2006 roku na Bracławszczyźnie (Białoruś) tamtejsze Polki z płaczem mówiły: „Ksiądz Biskup Sławomir powiedział: <>.

Ponieważ Polaków można spotkać na całym świecie, a ja mogłam się przyjrzeć z bliska Kościołowi katolickiemu w Stanach Zjednoczonych, spróbuję porównać duszpasterstwo tam, na drugiej półkuli, w obcym państwie, gdzie Polacy są emigrantami, i tu – na ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej, gdzie Polacy żyją od setek lat, gdzie są u siebie.

Otóż, w Stanach Zjednoczonych istnieją setki, jeśli nie tysiące kościołów katolickich „polskich”, to znaczy tych, w których służba liturgiczna jest wyłącznie w języku polskim. Gdzie msze święte, kazania, śpiewy – wszystko odbywa się po polsku. Przy każdym kościele pracują siostry różnych zgromadzeń, które katechizują po polsku dzieci, po polsku przygotowują je do Komunii Świętej. Uczą polskich pieśni, a także organizują z dziećmi po polsku okolicznościowe uroczystości i przedstawienia (np. jasełka). Przy wielu kościołach działają polskie szkoły sobotnie, gdzie dzieci uczą się języka polskiego, polskiej historii, geografii. Przy większości kościołów pracują organizacje harcerskie. Biskupi przyjeżdżający z Polski z ramienia episkopatu gorąco zachęcają do zachowania mowy ojców, do dbałości o pamięć historyczną, o tożsamość narodową. Niby ta sama opieka duszpasterska nad Polakami za granicą i taka różnica. Wynikałoby stąd, że Polacy, którzy prawie wyłącznie z własnej woli, z chęci zarobku opuścili Ojczyznę, to lepsi i prawdziwsi Polacy, a ci, którzy zawsze żyli na swojej ziemi, na ziemiach Rzeczypospolitej, to ci gorsi, lub nawet nie-Polacy. Oni, strażnicy naszych narodowych pamiątek, oni, wierni Polsce i wierze ojców w najgorszych, najtragiczniejszych czasach, kiedy za polską mowę, za polską książeczkę do modlenia wywożono na Kołymę lub od razu rozstrzeliwano. Im teraz odmawia się wsparcia i pomocy w przetrwaniu. Straszne to i rozpaczliwie smutne.

Byli…są…Czy będą…? A jeśli nie będą, to kto ten śmiertelny grzech – wynaradawiania Polaków – przyjmie na siebie? Kto odpowie za tę zbrodnię na żywym wciąż Narodzie przez Bogiem, Polską i Historią. Kto?…”

To pytanie jest oczywiście retoryczne.

Marek A. Koprowski

Teresa Siedlar-Kołyszko, Byli, są. Czy będą…?, Kraków 2006, Wydawnictwo „Impuls” s. 461.

Teresa Siedlar-Kołyszko, Od Smoleńska po Dzikie Pola. Trwanie Polaków na ziemiach wschodnich I Rzeczypospolitej, Kraków 2008 , Wydawnictwo „Impuls” s. 295.

16 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

      • hetmanski
        hetmanski :

        “Ksiądz Biskup Sławomir powiedział: Ja was proszę, abyście modlili się po białorusku, nie tylko proszę, a nakazuję!”. To zapewne wielki patriota i obrońca Polskości na Kresach,Może bedzie Pan twierdził że tzw Komisja Majątkowa to poprostu restytucja utraconego majątku czy zwykły szwindel jakich wiele w tym kraju -A prawda jest taka że SLD dało Kościołowi łapówkę za poparcie w 1990 r.Każda instytucja działająca poza nadzorem Sejmu jest oszustwem.Czy już teraz pan się orientują o czym ,,pieprzę”.Bo jeśli nie to ma pan braki w wiadomościach ogólnych.

        • kijowski
          kijowski :

          Jedno z drugim ma z pewnością mało wspólnego. Oprócz tego że jesteś Pan historycznym ignorantem i potwarcą, to jeszcze konfabulantem i antyklerykałem! Ja osobiście jestem wielkim zwolennikiem restytucji mienia kościelnego, które bandycko zawłaszczyli komuniści. Jeśli były przy tym jakieś nieprawidłowości (oczywiście wiem, że były), to nie jest to Pańska sprawa, bo do tej własności masz tyle praw co kot napłakał.

          • hetmanski
            hetmanski :

            Ty Palańcie zastanów się nad tym co piszesz,g…no wiesz o moich prawach więc ich nie podważaj .Bo ja osobiście rozumiem restytucję mienia ale nie bezprawne zawłaszczanie wielokrotnie większej wartości bo to jest zwykła kradzież nie mająca nic wspólnego z tym czy złodziej biega w czarnej kiecce czy w garniturze.Zawsze będzie na nim błoto przestępstwa. i żadne kadzidła tego smrodu nie usuną .

          • hetmanski
            hetmanski :

            Jak się w życiu nie było właścicielem czegoś więcej niż jednej pary portek to można lekką ręką rozdawać cudzą własność.(Ja osobiście jestem wielkim zwolennikiem restytucji mienia kościelnego, które bandycko zawłaszczyli komuniści. Jeśli były przy tym jakieś nieprawidłowości (oczywiście wiem, że były), ) Co do ,,nieprawidłowości ” to poprawnie nazywa się grabież na wielką skalę i nie ma na to usprawiedliwienia (to nie jest to Pańska sprawa, bo do tej własności masz tyle praw co kot napłakał)rzecz w tym że do tych własności kler także nie ma żadnych praw.Odpowiedz sobie po co kościołowi tak wielki majątek.Uzupełnij Pan wiedzę o sposobie przejęcia i rekompensatach z tego tytułu jakie kościół uzyskał od komunistów za przejęte majątki(tzw martwej ręki),Do tej pory broni się przed wprowadzeniem opodatkowania swojej działalności bo już dawno musiał by wprowadzić wzorem zachodnim dyskoteki do pałaców zwanych kościołami.Co w ostatecznym rozrachunku daje nam zachowanie niegodne księdza i Polaka za jakiego się ma
            “Ksiądz Biskup Sławomir.

  1. tutejszy
    tutejszy :

    Ksiądz biskup Sławomir chlapnął głupotę bez zastanowienia – jeśli istotnie tak powiedział. Widać gadanie głupot to domena nie tylko księży z Krakowa : ),
    ale twierdzenie, że głównym wrogiem polskości na Kresach stał się kościół jest głęboko krzywdzące i nie wydaje mi się by była do niego uprawniona osoba, która nawet przez 20 lat po tych Kresach jeździ. Bo czym innym jest jeździć, a czym innym trwać tam. I uważam, że takie pisanie krzywdzi wielu uczciwych i oddanych księży, którzy tam pracowali i pracują, nie od czasu do czasu, od podróży do podróży, ale trwają tam cały czas i bez nich wiele polskich ognisk już dawno by zagasło. Byłem niedawno w Podwołoczyskach nad Zbruczem, do niektórych kaplic w tej parafii przychodzi po 5 osób, gdyby księdza tam nie było, nie wiem co by robili. Kiedy zajechaliśmy tam z grupą pielgrzymów, to w czasie poczęstunku towarzyszyła nam cały czas staruszka, miejscowa Polka, która dopytywała z autentycznym zaniepokojeniem, czy aby nie przyjechaliśmy zabrać im ks. Waldka, (bo pracował kiedyś w naszej parafii), słysząc i widząc takie rzeczy po prostu łzy w oczach stają człowiekowi ze wzruszenia. Czy ten ksiądz też jest zagrożeniem polskości na Kresach?
    Po prostu wielkie, krzywdzące uproszczenie.
    Oczywiście jawną głupotą jest gadanie tak jak ksiądz biskup, bo to dzięki tamtejszym Polakom czy ludziom o polskich korzeniach ksiądz biskup ma w ogóle gdzie swoją posługę sprawować, (może na Białorusi trochę mniej, ale na Ukrainie kościół rzymski zawsze był lacki, to Polacy chodzili, zbierali podpisy, reaktywowali parafie), i ksiądz biskup powinien rozumieć, to, że nawet jeśli tych Polaków zostanie 5-ciu i to samych staruszków, to ZAWSZE powinien się znaleźć ktoś kto im odprawi Msze po polsku i pomodli się z nimi po polsku, bo to dla nich znaczy tyle, że my nie jesteśmy w stanie tego pojąć. Nie można traktować ich na zasadzie „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść”.

    Ale od pisarzy, redaktorów wymaga się też bardziej obiektywnego i szerszego spojrzenia jak również zrozumienia, że kościół nie jest tylko polski (choćbyśmy tego chcieli), ale powszechny. I jego misją nie jest tylko i wyłącznie trwanie z Polakami na Kresach i wymieranie razem z nimi. Ja rozumiem że starsze osoby, miejscowi Polacy mogą tego nie rozumieć, ale nie pani redaktor podróżująca od lat po Kresach. Przepraszam, ale trąci mi to „Super Ekspresem”
    Poza tym problem z językiem w kościele rzymskim na Białorusi jak i ze składem narodowościowym wiernych tego kościoła, jak i jego roli w utrzymaniu ducha patriotycznego tego narodu jest o wiele bardziej złożony i tego pomijać również nie wolno. Ale to temat na dłuższy tekst, który może kiedyś w wolnym czasie napiszę. Pozdrawiam

    • hetmanski
      hetmanski :

      Panie tutejszy: Jak zwykle zaskakuje mnie Pan tym razem pozytywnie .W 100% ma pan rację że jest cała rzesza oddanych sprawie Polskości Księży i należy się im wielki szacunek za ich pracę (powiedziałbym szeregowych). Ale Kościół nie jest organizacją demokratyczną i słowo Biskupa jest rozkazem a to był kretyński rozkaz (bez dwu zdań). Uważam że, jeśli kościół ma zamiar przetrwać na Kresach to powinien właśnie pracować nad przyciągnięciem do niego niezdecydowanych , nie mających jasnego pojęcia o swojej przynależności narodowej.Czy tak trudno jest wprowadzić bez nakazu liturgię jednej mszy w tygodniu czy dniu, w języku miejscowym ?. Ale od dłuższego czasu obserwuję w kościele niepokojący objaw rozwarstwienia pomiędzy szarą bracią kapłańską a patriarchatem kościelnym i brakiem wyczucia potrzeb wiernych.

    • tk
      tk :

      Panie Krzysztofie, trudno się z Panem zgodzić. Uważam, że zbyt pospieszył się Pan z krytyką powyższego tekstu. Dał się nam Pan poznać, jako szczery miłośnik Kresów, dlatego wiem, że Pana wpis wynikał z dobrych intencji, nie mniej zależy mi na tym, by zapoznał się Pan z poniższym punktem widzenia:

      Po pierwsze zarzuca Pan autorowi tekstu, Markowi Koprowskiemu tudzież autorce książki Teresie Siedlar-Kołyszko, że wrzuca wszystkich księży do jednego wora. Tak w sposób oczywisty nie jest. To właśnie jest krzywdząca, bo kompletnie chybiona generalizacja. Ustawia Pan swoich adwersarzy w wygodnej dla Pana polemicznego wpisu pozycji i atakuje ich Pan, jako tych, którzy postponują wszystkich kresowych kapłanów.

      Autorzy owszem dokonują generalizacji, ale nie jest ona krzywdząca, tylko niestety, oddająca istotę problemu. W tym kontekście zdanie “Przepraszam, ale trąci mi to Super Ekspresem” jest zupełnie niepotrzebnym sięganiem po do arsenału inwektyw. Generalizacja ma to do siebie, że zakłada “wyjątki od reguły”. O tych wyjątkach pisała wiele zarówno p Teresa jak i p.Marek. I to dokładna znajomość problemu a nie, sugerowane im przez Pana, zamiłowanie do prasy brukowej, stoi za tym, że biją na alarm.

      Obecnie na Ukrainie zazbruczańskiej oraz na Białorusi mój Kościół – Rzymski Kościół Katolicki “en masse” zapisuje jedną ze swoich czarnych kart. Opisywaliśmy to kiedyś na konkretnym przykładzie Połonnego, ale dużo szerzej problem ten opisywał przede wszystkim Ksiądz Dzwonkowski i na przykład proboszcz Oszmiany ksiądz Jan Puzyna: http://www.kresy.pl/wydarzenia?zobacz/glos-rozpaczy

      Mnie szczególnie zabolał ten fragment Pana wypowiedzi:

      “Ale od pisarzy, redaktorów wymaga się też bardziej obiektywnego i szerszego spojrzenia jak również zrozumienia, że kościół nie jest tylko polski (choćbyśmy tego chcieli), ale powszechny. I jego misją nie jest tylko i wyłącznie trwanie z Polakami na Kresach i wymieranie razem z nimi. Ja rozumiem że starsze osoby, miejscowi Polacy mogą tego nie rozumieć, ale nie pani redaktor podróżująca od lat po Kresach.”

      Znowu ustawił Pan(jak rozumiem wszystkich którzy, doprowadzili do opublikowania tego tekstu) w wygodnej dla siebie, a nie mającej nic wspólnego z rzeczywistością, pozycji. Nikt z nas nie uważa, że Kościół jest “tylko polski”, ale domagamy się, by przynajmniej tam, gdzie chcą tego wierni był “również polski”.Ja osobiście uważam się najpierw za katolika a dopiero później za Polaka, nie mniej właśnie jako katolik, nie mogę się zgodzić na to, co ma miejsce w Połonnem i w wielu innych miejscowościach na Ukrainie i Białorusi, gdzie wbrew protestom wiernych msze w języku polskim są likwidowane, lub na przykład przenoszone na 6 rano. W tym kontekście udzielanie nam pouczeń na temat tego, co jest misją Kościoła Powszechnego jest na prawdę niepotrzebne. Kościół Powszechny jest Kościołem również Polaków i domagamy się respektowania tylko tego faktu.

      • kovaliv
        kovaliv :

        Kto szczerze czuł się Polakiem, to nadal będzie się nim czuł. Ale polskość tutaj jest w odwrocie. Wymiera, niestety, najstarsze pokolenie bohaterów, którzy przetrwali czasy prześladowań i odzyskiwali swe świątynie. Ich dzieci nierzadko mają kłopot z identyfikacją zarówno narodową, jak i religijną. Wielu dla wygody rezygnuje z trudu poznania swych korzeni, wstydzi się tego albo traktuje jako swego rodzaju garb. Natomiast widoczne jest inne zjawisko, Ukraińcy i osoby mające mało wspólnego z Polską czy polskością „robią się” Polakami i załatwiają sobie Karty Polaka. (Nb. ja nie mogę otrzymać Karty Polaka, bo swego czasu zrzekłem się obywatelstwa polskiego, a różni cwaniacy sobie ją wyrabiają). Kościół ma zadanie ewangelizować, „robić uczniami” bez względu na narodowość, pochodzenie czy odczucie. Uprzedzenia i negatywne stereotypy poważnie misję tę utrudniają. Ja do swoich „polskich” wiernych podchodzę z szacunkiem, respektuję ich godność i oczekiwania aby nabożeństwa i kazania były po polsku, ale widzę że mają oni wielkie problemy ze zrozumieniem języka polskiego. Dochodzi na tym tle do różnych śmiesznych sytuacji. Wnuków wysyłają na język polski, ale sami już nie podejmują trudu lepszego poznania języka i kultury polskiej. „My tacy już umrzemy”. Myślę, że mam prawo sformułować to co powiedziałem, gdyż mieszkam na Ukrainie prawie od 20 lat. Nawet dla kilku chętnych będę odprawiał po polsku, ale wielu dla wygody wybiera język ukraiński. Możliwość wyboru języka podzieliła mi parafię: starsi chodzą na Msze św. po polsku, zaś młodzież i dzieci w przeważającej ilości przychodzą na Mszę św. po ukraińsku.

        • tutejszy
          tutejszy :

          Ksiądz dotknął kolejnego ważnego problemu. Problemu młodego pokolenia Kresowiaków, Polaków, czy młodych ludzi z polskimi korzeniami ze Wschodu. Jeżdżąc tam dość często a i spotykając się z młodymi Polakami ze wschodu tu w Polsce również niestety nie mam dobrych odczuć. Oczywiście to co dalej napisze będzie tylko moim własnym doświadczeniem, nie mniej jednak w jakimś stopniu całość odzwierciedla.

          Przede wszystkim czuje się tak naprawdę brak jasnego określenia stosunku do swojej polskości, nie mówię tu o pustych frazesach w stylu „jestem Polakiem”, bo to nic jeszcze nie znaczy, ale o konkretnym zaangażowaniu. Często niestety widzę, że dla nich Polska, to po prostu lepszy świat, w sensie egzystencji. Wiadomo, Karta Polaka, można przyjechać np. na studia, a jakby jeszcze jakieś stypendium – trochę jak nasi młodzi prący na zachód, tylko tutaj bariera językowa mniejsza. Trudno się temu dziwić i trudno to negować, wiadomo, każdy chce lepiej żyć, młodzi zwłaszcza. Dziwię się jednak temu, że kiedy już się tutaj znajdą, to, proszę wybaczyć, ale takie mam doświadczenie, małą wykazują aktywność w kwestii choćby szerzenia wiedzy o Polakach, polskości na terenach, z których się wywodzą.

          Na uczelni, na której pracuję jest ich nie mało, jest nawet specjalna fundacja, która finansuje ich pobyt. I co? A no i nic raczej? Studencka Międzyuczelniana Organizacja Kresowiaków, nie odpowiada nawet na maile, a ze strony internetowej wynika, że główna ich działalność, która zresztą kończy się na 2006 roku, to imprezy integracyjne, dyskoteki i opłatki. Sam poznałem wielu takich młodych ludzi, niestety nie udało mi się namówić żadnego z nich czy to na jakiś artykulik czy choć prezentację o swoich rodzinnych stronach. Szczyt osiągnięć moich to oglądanie zdjęć z Brasławskich Jezior na komórce jednej z wywodzących się z tamtych okolic studentek. Może jestem kiepskim pedagogiem – nie wiem. Szczerze mówiąc jakiegoś wyraźnego patriotyzmu również nie zauważyłem. W czasie moich studiów i po jedno tylko rodzeństwo spotkałem unikatowe pod tym względem, po studiach zresztą wrócili do Lwowa, skąd pochodzili, to Grażynka i Stach Basarabowiczowie. Patrząc zaś na wiele miłych i hożych dziewcząt nie sposób opędzić się od przekonania, że głównym ich celem jest pozostanie tutaj w Polsce, albo jeszcze lepiej wyemigrowanie gdzieś dalej na Zachód. W tym względzie również specjalnego patriotyzmu nie przejawiają. Jak mówiłem, z drugiej strony trudno się im dziwić, ale nie zmienia to ogólnego odczucia. I na tym tle wydaje mi się, że to właśnie przede wszystkim czynnik ekonomiczny jest podstawowy w wymieraniu polskości na Kresach a nie Kościół. I właśnie dlatego uważam, że to porównanie z USA, gdzie działa tyle organizacji i struktur jest również nieuprawnione. Kiedy człowiek ma zapewniony podstawowy godny byt łatwiej mu dbać o tożsamość i kulturę – tak niestety jest we współczesnym świecie. Bo wtedy poza chęciami jest jeszcze np. grosz na wydawanie gazet, organizowanie imprez, wynajmowanie biur itd.

          Zresztą, na miejscu, na Ukrainie czy Białorusi z młodymi „Polakami” też nie jest najlepiej. Nie mało miałem przykładów, że np. z młodą „zdeklarowaną” Polką rozmawiałem wyłącznie po rosyjsku. I znów zaangażować ich w coś pożytecznego, coś co zwiększy naszą wiedzę jakoś strasznie trudno (swoją drogą ciekaw jestem ile takich osób współpracuje z naszym portalem). Dziewczyna, Polka i katoliczka, współpracowniczka katolickiej gazety odmówiła mi napisania o obchodach 10-tej rocznicy pielgrzymki Jana Pawła II w Ukrainie (zrobi to Ukrainka, rzymska katoliczka). A szczytem już było, kiedy od takiej młodej osoby usłyszałem, że te polskie stowarzyszenia na Ukrainie to, cytuję: „dziadki, które nic nie robią”. A z drugiej strony nie przeszkadzało jej pojechać do Polski i wleźć na głowę jakiejś grupie parafialnej by taniej pojechać na beatyfikację Jana Pawła II. Itd. itd. Wiem, wiem, nie wszyscy są tacy, ale stale mam problem ze znalezieniem aktywnych. Owszem, trzeba przyznać, że wielu z tych, co przyznają się do polskości (mówiąc już to po rosyjsku czy ukraińsku) potrafi odnaleźć się i w tamtej rzeczywistości, gdzieś tam wspinają się po szczeblach kariery, tylko czy rzeczywiście warto aż tak się cieszyć, skoro i tak żadnego z nich pożytku nie mamy?
          Powiem uczciwie, ja wolę aktywnego Ukraińca i Białorusina, otwartego i bez uprzedzeń, który może i chce coś pożytecznego zrobić niż takiego „rodaka”, bo niekiedy okazuje się, że taki właśnie Ukrainiec jest bardziej kresowy od niejednego młodego Kresowiaka.
          To takie ogólne rozważania. Pozdrawiam

          • tk
            tk :

            Wszystko dobrze, Panie Krzysztofie, ale jedna uwaga się nasuwa 😉 Czy nie stawia Pan czasem większych wymagań naszym rodakom za rubieżą niż tym którzy urodzili się w obecnych granicach? Dlaczego kresowianie mają być bardziej patriotyczni od “centrlaniaków”? Czy też może są, wg Pana mniej patriotyczni? Mi osobiście wydaje się, że generalnie są jednak bardziej (ale nawet jeśli nie, to nie ma to nic do rzeczy). Rozumiem, że można woleć aktywnego Ukraińca i Białorusina od gnuśnego Polaka, ale z drugiej strony, wydaje mi się, że nasze upodobania, powinny odgrywać w tej kwestii ograniczoną rolę. Chodzi o prostą narodową solidarność. Człowiek jest członkiem pewnych wspólnot i w związku z tym jego odpowiedzialność jest hierarchiczna. “Bliższa koszula ciału”. Mogę nie aprobować postawy mojego brata, ale to na nim powinno mi zależeć bardziej niż na najlepszym przyjacielu. Mogę być rozczarowany apatią mieszkających na Kresach Polaków, ale to za nich jestem odpowiedzialny bardziej niż za najaktywniejszych nawet Białorusinów. Bo “Nie zabiera się pokarmu dzieciom, aby rzucić go psom”. Tyle słów Ewangelii 😉

          • parnikoza
            parnikoza :

            No naprawdzie niema patriotyzm az tak siegac zeby “Nie zabiera się pokarmu dzieciom, aby rzucić go psom” maiac bialorusinow i nas za psow…Zupelnie z Panem nie zgadzam sie jak moj Brat rodziny jest mnie obcym czlowiekem, wybere wiec Brata nazwaniego. Tak wlasnie Zaporozcy i robily na Siczy.
            Rozumem ze swoich trzeba sie trzymac ale my Polacy, Ukraincy, Slowacy czy Bialorusiny i jak chce Pan Rosijane czy Czeszy tak naprawdzie nie bardzo sie jeden od jednego roznimy, tak ze mozemy spokojne sie wzajemne angozowac weidlug zainteresowan i bez KONIECZNEGO wzglendu na narodowosc. Oto wlasnie idea Towarzystwa Sw. Cyrillego i Metodiija jaka sie narodzila w casach wiezen narodow i teraz jest jak najbardzej aktualna)

          • tutejszy
            tutejszy :

            : ) taką już mam naturę, że od inteligenta wymagam inteligencji, od fachowca kompetencji, a od Polaka trochę patriotyzmu : ). Przekonany też jestem, że gdyby tak właśnie w naszej Ojczyźnie się działo, to nie narzekalibyśmy dziś na wyniki wyborów.

            Nie oceniam, Panie Tomaszu, niczyjego patriotyzmu (bo jaka niby jest na to miara), raczej próbowałem przedstawić pewien rodzaj zaangażowania (albo raczej jego braku) w oparciu o wyrywkowy rzecz jasna „materiał”.

            Owszem człowiek jest członkiem jakiejś wspólnoty, ale członkowie tej wspólnoty również mogą być bardzo różni. I mimo wszystko nie wydaje mi się, że obowiązkiem jest popieranie każdego członka naszej wspólnoty za wszelką cenę. Proszę wybaczyć, ale tak to widzę. Jeśli w tej wspólnocie jest ktoś, kogo ona za bardzo nie obchodzi, to myślę, że nie jest niczym nagannym „odpłacenie” tym samym. A jeśli poza nią jest ktoś, kto dla niej dobrze pracuje, to ja go traktuję jak członka tej wspólnoty, bo dba o jej dobro, coś dobrego wnosi (nawet jeśli nie jest przedstawicielem mojego narodu – zresztą w naszej historii nie mało mamy takich „obcych”, bez których byłaby ona o wiele uboższa). Namawiając mnie na zmianę stanowiska zbyt wiele Pan ode mnie wymaga : ). Musiałbym sprzeciwić się swoim przekonaniom.

            Szafowanie cytatami z Biblii to jest śliska sprawa Panie Tomaszu. Przede wszystkim w Biblii mało jest o „solidarności narodowej”, raczej więcej nacisku jest (mówię o Nowym Testamencie, bo jestem chrześcijaninem a nie wyznawcą judaizmu), na to, że nie „ma już Żyda ani Greka”. Ale jeśli już serwujemy sobie cytaty to mnie bardziej odpowiada taki ewangeliczny cytat: Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką. (Mt 12:46-50). Interpretację pozostawiam Panu (warto ją zrobić w świetle tego co napisałem wyżej). Serdecznie pozdrawiam : )

      • tutejszy
        tutejszy :

        Panie Tomaszu, rzeczywiście z tym Super Ekspresem poniosło mnie, (może dlatego, że sporo tej bibuły ostatnio musiałem przerzucić) istotnie nie powinno się to pojawić w tej opinii. Natomiast co do reszty to naprawdę nie widzę powodu by zmieniać zdanie.
        Powiada Pan, że ustawiam Autorów w wygodnej dla siebie pozycji, proszę wybaczyć, ale to oni sami się tak ustawiają poprzez pisanie tych krzywdzących generalizacji.

        Zaznaczyłem to w opinii wyraźnie, że cenię wysoko książki p. Marka Koprowskiego, czytam je, polecam innym, opisuje nawet niektóre do różnych czasopism czy na strony internetowe – niech nam Autor żyje 100 lat i pisze ile tyko ma siły. Jednak książki te (na podstawie których każdy mógłby poznać, że w istocie p. Marek docenia i pięknie opisuje pracę wielu kapłanów na d. Kresach) poza może ostatnią zdaje się pozycją wydaną przez Frondę „Kresy we krwi”, (którą również gorąco polecam jako książkę o wspaniałych wiernych i wspaniałych kapłanach), więc książki te nie są łatwo i powszechnie dostępne. Nie znajdziemy ich w księgarniach, bo zwłaszcza te ostatnie wydał ks. Witold, może jakichś przyparafialnych księgarenkach czy internetowych pewnie tak, ale czytelnik nie pójdzie do księgarni i nie kupi ot tak, poza tym książka jest długa i trzeba ją jeszcze całą przeczytać.

        A tutaj ma łatwodostępny artykuł, niezadługi, który zaczyna się od słów „Głównym zagrożeniem dla polskości na dawnych Kresach stał się Kościół rzymskokatolicki.” I wszelkiej maści poprawiacze kościoła np. ze znanej wysokonakładowej gazety mają jak na dłoni: nie dość, że pazerni, nie dość, że kapusie i pedofile to jeszcze i polskość na Kresach dobijają. Ilu z nich zada sobie trud by znaleźć i przeczytać książki p. Marka? Niech sobie każdy odpowie.

        I dlatego właśnie, proszę wybaczyć, nadal będę protestował przeciw takim sformułowaniom, nawet jeśli piszą je tak zasłużone osoby. Piszmy ostro i konkretnie, że ten czy ten biskup gada to i to, że jakiś ojczulek czy ksiądz z Połonnego czy Oszmiany czy innej miejscowości gada to czy tamto. Protestujmy, ale nie piszmy, że Kościół – czy znane są jakieś wytyczne czy inne „dekrety” Kościoła, żeby tak czy tak z Polakami na dawnych Kresach postępować? Jeśli tak to proszę przytoczyć.

        I jak Pan zauważył tak samo wyraźnie podkreśliłem to, że zawsze duchowni powinni się Polakami opiekować. Także również domagam się respektowania tego faktu, że kościół jest też dla Polaków. Ale i o tej powszechności Kościoła niekiedy też warto wspomnieć, bo tam na d. Kresach ma nadal ważną misję do spełnienia. Ogniska polskie wymierają w wielu miejscach, a przekonany jestem, że zawsze lepiej jest kiedy sercami i duszami Białorusinów czy Ukraińców „zawładnie” kościół niż mieliby to zrobić nacjonaliści, komuniści, czy współczesny nihilizm. A wiemy, że „natura nie znosi próżni”. Pozdrawiam serdecznie