Azja pokazuje ekonomiczną siłę

Niewielkim echem odbiło się w Polsce podpisanie umowy o regionalnym kompleksowym partnerstwie gospodarczym (RCEP). Tymczasem może ona poważnie zmienić globalny układ gospodarczy. Porozumienie swoim zasięgiem obejmuje bowiem blisko jedną trzecią światowej ludności oraz PKB.

Zdaniem niektórych ekspertów mamy więc do czynienia najprawdopodobniej z największą w historii umową o wolnym handlu. Z całą pewnością można natomiast stwierdzić, że nie jest to jedyne wielostronne porozumienie tego typu podpisane w czasie, gdy funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych sprawował Donald Trump. Niecałe dwa lata temu zawarto także inną ważną umowę o całościowym i progresywnym partnerstwie transpacyficznym (CPTPP).

Zmęczeni Trumpem

Wspomniana informacja o Trumpie jest niezwykle ważna. Oba porozumienia mają zrekompensować ich sygnatariuszom straty będące następstwem wojny handlowej USA z Chińską Republiką Ludową. Kluczową rolę odgrywa tutaj właśnie polityka miliardera, który przez prawie cztery lata swojej prezydentury stawiał na protekcjonizm. To nie podobało się jednak państwom chcącym omijać amerykańskie bariery celne.

CPTPP pierwotnie miało być zresztą umową o Partnerstwie Transpacyficznym (TPP). W 2017 roku z negocjacji na ten temat wycofali się właśnie Amerykanie. Państwa Azji, Pacyfiku i obu Ameryk zdecydowały się jednak na kontynuowanie rozmów. Ostatecznie doszły one do porozumienia tworzącego strefę wolnego handlu bez dwudziestu dwóch klauzul, których domagało się USA.

RCEP nie jest z kolei porozumieniem kiedykolwiek przewidującym współpracę ze Stanami Zjednoczonymi, choć część jego sygnatariuszy jest także członkami CPTPP. To zasadniczo najlepiej obrazuje fiasko amerykańskiej polityki zagranicznej w ostatnich latach. W orbicie wpływów Chin poprzez RCEP znajdą się bowiem państwa dotychczas (choć nie bez zgrzytów) blisko współpracujące z Ameryką: Japonia, Filipiny, Korea Południowa czy Australia.

Ich przystąpienie do umowy jest wynikiem braku alternatywnych propozycji ze strony Stanów Zjednoczonych. Waszyngton odchodząc od multilateralizmu wepchnął państwa Azji i Pacyfiku w ramiona Pekinu. Co więcej, porozumienie zawarte w połowie listopada znacząco utrudni konkurowanie amerykańskim firmom z przedsiębiorstwami działającymi w tym regionie.

Swobodny przepływ

Trudności będą brały się z faktu utworzenia ogromnej strefy wolnego handlu. Realizacja umowy nie nastąpi oczywiście w przeciągu paru tygodni czy miesięcy. Jest bowiem rozpisana w perspektywie blisko dwudziestu lat. Właśnie w tym czasie mają zniknąć (lub przynajmniej zostać obniżone) wszelkie cła importowe, choć już obecnie są one uznawane za bardzo niskie.

Od teraz przedsiębiorstwa z blisko piętnastu państw należących do RCEP będą mogły działać na terenie porozumienia. Będzie do tego potrzebny tylko jeden certyfikat pochodzenia produktów. Tym samym zniesione zostaną dotychczasowe szczegółowe wymogi stawiane oddzielnie przez każdy kraj. To poważny problem dla firm z państw nie będących stronami umowy. Nie będą one bowiem w uprzywilejowanej pozycji, lecz najprawdopodobniej wciąż będą musiały radzić sobie z biurokratyczną machiną.

Można się jednocześnie spodziewać, że największym wygranym swobodnego przepływu towarów i usług będą Chiny. Państwo Środka dysponuje wręcz nieograniczonymi środkami finansowymi, stąd ma sporą przewagę nad pozostałymi krajami RCEP. Właśnie tego obawiały się zresztą Indie, które wycofały się z negocjacji nad umową. Władze w Delhi nie ukrywały, że niepokoi ich możliwość zalania ich rynku tańszymi towarami z innych państw azjatyckich.

Pozostałe kraje upatrują jednak w RCEP możliwość znacznego ożywienia gospodarczego. Jest ono bardzo potrzebne w tym regionie, ponieważ właśnie w Azji wprowadzono tak naprawdę najsurowsze obostrzenia w walce z pandemią koronawirusa. W większości przypadków przyniosły one oczekiwane skutki, ale jednocześnie zrodziły poważne problemy ekonomiczne. Otwieranie rynków międzynarodowych i pogłębienie integracji regionalnej ma więc odwrócić negatywne trendy.

Nieoczywiste sojusze

W kontekście regionalnego porozumienia warto przyjrzeć się samym sygnatariuszom umowy. Najbardziej interesująca jest z pewnością współpraca Chin z Japonią i Koreą Południową. RCEP jest pierwszą umową o wolnym handlu, w której wspólnie partycypują te trzy kraje. Fakt ten jest bardzo wymowny, bo Koreańczycy i Japończycy tradycyjnie są nieufni wobec Chińczyków, nie tylko zresztą z powodu zaszłości historycznych.

Zbliżenie tych trzech państw nie ograniczyło się jedynie do RCEP. W tym tygodniu szef chińskiej dyplomacji, Wang Yi, odwiedził Seul i Tokio. Południowokoreański prezydent Mun Jae-in podziękował Chinom za ich zaangażowanie w proces pokojowy na Półwyspie Koreańskim, z kolei szef japońskiej delegacji Toshimitsu Motegi podkreślił znaczenie relacji Pekinu i Tokio. W obu wypadkach rozmawiano również o umacnianiu „stabilnych więzi”.

Do RCEP przystąpiła również Australia, choć od siedmiu miesięcy trwa jej regularna wojna handlowa z Chinami. Zdaniem ekspertów umowa nie zmieni jednak tego stanu rzeczy. Kluczowe będą bezpośrednie rozmowy pomiędzy Pekinem a Canberrą, bo mało kto wierzy w skuteczność mechanizmów rozwiązywania sporów zawartych w porozumieniu. Australia dołączyła jednak do RCEP, żeby zyskać łatwiejszy dostęp do pozostałych azjatyckich rynków.

Kto zyska?

Szacuje się, że rynki państw skupionych wokół RCEP warte są blisko 37 bilionów dolarów. Według różnych wyliczeń do 2030 roku mogą one generować połowę światowej produkcji gospodarczej. W tym samym czasie umowa wniesie do globalnej ekonomiki blisko 275 miliardów dolarów, a także co najmniej 0,2 proc. do rocznego PKB swoich członków.

Zobacz także: Australia i Japonia uzgodniły umowę wojskową

Widać więc wyraźnie, że gra toczy się o dużą stawkę. Kto tak naprawdę zyska jednak na RCEP?  Pozornie odpowiedź jest bardzo prosta, tym niemniej trudno oczekiwać, aby Chinom udało się rzeczywiście zdobyć wpływy bez ponoszenia żadnych kosztów. Najprawdopodobniej Państwo Środka będzie musiało przynajmniej na początku zrezygnować z pewnych korzyści finansowych, żeby nie zrazić do siebie mniejszych partnerów.

Warto zresztą podkreślić, że niektóre kraje regionalne korzystają w tej chwili z chińsko-amerykańskich napięć handlowych. Wiele międzynarodowych firm przeniosło swoją produkcję z Chin do Wietnamu, aby w ten sposób ominąć amerykańskie sankcje. Na razie sygnatariusze RCEP skupiają się nie tyle na dalekosiężnych planach, co przyjętym przez siebie planie naprawczym po pandemii koronawirusa.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply