O Alijewie można powiedzieć, że mieści się pomiędzy dwiema cywilizacjami: współczesną, zachodnią i dawną, sowiecką.

Niedawna wizyta amerykańskiego sekretarza obrony Roberta Gatesa w Baku jest bardzo ważna. Stosunki między USA a Azerbejdżanem znajdowały się bowiem w ostatnich dwóch latach w stanie stagnacji. W Baku nie było ambasadora amerykańskiego. Nie było też wizyt prominentnych polityków amerykańskich.

Według niektórych politologów azerskich, Azerbejdżan zaczął się w tym czasie zbliżać do Rosji, ponieważ Rosja nie krytykowała autorytaryzmu Ilhama Alijewa – polityka powiązanego z moskiewskimi kręgami politycznymi, podobnie jak jego córka z moskiewskimi kręgami gospodarczymi. Oczywiście w porównaniu z Nursułtanem Nazarbajewem czy Islamem Karimowem, Alijew to polityk formatu zachodniego. Nie przeciwstawia się on w swoim kraju zachodnim projektom, co wynika poniekąd z różnicy pokoleniowej. Ale na tle Micheila Saakaszwilego prezydent Azerbejdżanu jest politykiem prorosyjskim. On się kształcił w MGiMO – uczelni będącej kuźnią sowieckich kadr dyplomatycznych. Stąd jego związki ze środowiskiem złotej młodzieży epoki breżniewowskiej.

O Alijewie można powiedzieć, że mieści się pomiędzy dwiema cywilizacjami: współczesną, zachodnią i dawną, sowiecką. Z jednej strony jest on nowoczesny. Funduje stypendia dla młodzieży chcącej studiować na Zachodzie. Baku to dziś bardzo nowoczesne miasto, to centrum konferencji europejskich w dziedzinie kultury, nauki, edukacji, sportu. Czuje się w tym mieście powiew Zachodu. Z drugiej strony Alijew wciąż pozostaje zakładnikiem swojej sowieckiej przeszłości. To bycie pośrodku wpływa też na jego zachowania w sytuacjach konfliktów międzynarodowych. Tak było chociażby podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej, kiedy nie zajął on wyraźnego stanowiska.

Tymczasem wizyta Gatesa traktowana jest jako ocieplenie w stosunkach między obydwoma państwami. Mamy już też zapowiedź wizyty w Baku Hillary Clinton oraz amerykańsko-azerskich ćwiczeń wojskowych. USA zdały sobie sprawę z tego, że Azerbejdżan jest największym państwem w regionie. Osiem milionów mieszkańców to więcej niż liczba wszystkich razem wziętych mieszkańców Armenii i Gruzji. Spośród tych trzech krajów tylko w Azerbejdżanie nie ma spadku przyrostu naturalnego.

Dla Ameryki Azerbejdżan ma kluczowe znaczenie geopolityczne. USA chodzi o powrót do rozmów na temat gazociągu Nabucco, a także o uwzględnienie Azerbejdżanu w rozwiązaniu kwestii irańskiej. W Iranie jest znacząca mniejszość azerska, która ma trudną sytuację. Jednocześnie sporo młodych mieszkańców Iranu studiuje w Baku, gdzie ich kraj nie ma dobrego wizerunku. Mieszkańcy Azerbejdżanu to w większości muzułmanie szyici. Tym niemniej społeczeństwo azerskie jest liberalne, ponieważ państwo przyjęło laicki model turecki. To właśnie Turcja od początku lat 90. dostarcza Azerbejdżanowi wzorców, i to nie tylko jeśli chodzi o politykę, ale i także o popkulturę. Azerbejdżan może więc być postrzegany przez USA jako ich sojusznik w transferowaniu liberalizacji do szyickiego Iranu. Chociaż na razie są to spekulacje.

Ameryce też zależy na uregulowaniu kwestii Górskiego Karabachu, która jest przyczyną napiętych stosunków między Armenią i Azerbejdżanem. Jeśli udałoby się tę kwestię w jakiś rozsądny, satysfakcjonujący obie strony, sposób rozwiązać, wówczas oba państwa miałyby otwartą drogę do zachodnich struktur politycznych i gospodarczych – do NATO i Unii Europejskiej. Ale warunkiem byłby demontaż reżimów autorytarnych. Bo właśnie reżimy te czerpią legitymację dla siebie z nieuregulowanej sytuacji Górskiego Karabachu. Politycy azerscy i ormiańscy zawsze mogą usprawiedliwiać autorytarne metody rządzenia tym, że znajdują się w stanie konfliktu z sąsiednim państwem. Chodzi o to, żeby im takie alibi odebrać.

Zaur Gasimow– azerski politolog, pracuje w Instytucie Historii Europejskiej w Moguncji

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply