Obecny rząd, który jeszcze niedawno rzucał hasłami o odpowiedzialności fiskalnej, wkrótce sprawi, że dług publiczny osiągnie najwyższy poziom od czasów drugiej wojny światowej. Krótko mówiąc: Ameryka bankrutuje, ale w Partii Republikańskiej nikogo to nie interesuje – pisze Doug Bandow na łamach The American Conservative.

Państwowy dług publiczny Stanów Zjednoczonych wynosi 20,6 bilonów dolarów i już przekroczył wartość nominalnego produktu krajowego brutto, wynoszącego około 19,5 bilionów dolarów. Niestety tak długo, jak krajem będą rządzić Republikanie, wysokość deficytów będzie gnać do góry.

Jeszcze w minionym roku Kongresowe Biuro Budżetu zakładało, że około 2022 roku deficyty będą wyższe o bilion dolarów, a w ciągu następnej dekady o dodatkowe 10 bilionów, jednak teraz, gdy pieczę nad skarbem państwa sprawują Republikanie, analitycy przewidują, że deficyty urosną o bilion dolarów już w następnym roku. Co jest tego powodem? Kongres załagodził automatyczne cięcia budżetowe [sequestration] i wyeliminował tym samym nakładaną przez nie presję na odpowiedzialność fiskalną, a także zatwierdził program pomocy ofiarom klęsk żywiołowych bez przeprowadzenia przy tym odpowiednich cięć budżetowych. Prawodawcy zwiększyli także nakłady na wojskowość, mimo że i tak duża część budżetu Pentagonu jest już przeznaczana na obronność oraz subwencje dla bogatych sojuszników.

Nawet przy bardzo dużej i optymistycznej wierze w przyśpieszony wzrost gospodarczy, w ciągu najbliższej dekady wzrost deficytów wyniesie od 500 miliardów do biliona dolarów. Ponadto, jeśli Kongres zaaprobuje plan modernizacji infrastruktury przedstawiony przez prezydenta Donalda Trumpa, straty będą jeszcze większe. Komitet ds. Odpowiedzialnego Budżetu Federalnego przewiduje wzrost deficytów o 1,05 biliona dolarów w 2019 roku, a następnie o 1,1 biliona w 2020. Oto jak prezentuje się nowoczesne budżetowanie w wykonaniu Republikanów.

Walter Jones, członek Partii Republikańskiej oraz Izby Reprezentantów stanu Północna Karolina, powiedział: „W czasach, gdy dołączyłem do Partii Republikańskiej, jej stanowisko w sprawie długu publicznego było jasne, a teraz przyglądam się sytuacji, w jakiej znajduje się nasz naród i nie dostrzegam, by Partia próbowała zmniejszyć wydatki lub zwiększyć deregulację”.

„Wydają pieniądze tak, jakby miało nie być jutra” — dodał.

Justin Amash, Republikanin i członek Izby Reprezentantów stanu Michigan, w rozmowie z Mattem Welchem, redaktorem naczelnym miesięcznika Reason, był równie krytyczny:

„Odkąd jestem w Kongresie, nie widziałem, by kiedykolwiek sytuacja była tak zła, jak jest obecnie”. Prawodawcy, według Amasha, wciąż „zmierzają w złym kierunku”.

Ostatni raz z tak wysokimi stratami kraj borykał się w 2012 roku, gdy miał miejsce trwający cztery lata wzrost wydatków publicznych o wysokości przekraczającej bilion dolarów, wywołany przez kryzys finansowy. Tym razem jednak długi rosną mimo okresu względnie dobrej koniunktury gospodarczej.

Zeszłoroczne szacunki Kongresowego Biura Budżetu (CBO) z pewnością otworzyły oczy niejednej osobie: Deficyty będą się dalej pogłębiać ze względu na zwiększane wydatki na programy pomocowe jak Medicare, Medicade i Social Security oraz z powodu rosnących stóp procentowych długu przy „niewielkim wzroście poboru podatków”, który będzie jeszcze mniejszy w związku z cięciami podatkowymi, które miały miejsce 1 stycznia. Zdaniem CBO: „Deficyty te mogą doprowadzić do powiększenia (i tak już wysokiego) długu publicznego i sprawić, że osiągnie on najwyższy procent w odniesieniu do PKB od czasów zakończenia drugiej wojny światowej”.

Oznacza to, że dług będzie wyższy niż za czasów najpoważniejszego konfliktu w historii ludzkości, który wymagał od Stanów Zjednoczonych olbrzymich nakładów finansowych na udzielenie aliantom pożyczek, aby, powiedzmy szczerze, uratować świat.

Niestety przewidywania są coraz gorsze. W czerwcu ubiegłego roku raport Kongresowego Biura Budżetu wykazał, że w zaledwie pół roku zarówno deficyty, jak i dług publiczny znacznie urosły. Na aktualny raport Biura musimy jeszcze poczekać, aczkolwiek liczby z pewnością będą większe. Nadchodzące lata również nie napawają przesadnym optymizmem — wręcz przeciwnie.

Kongresowe Biuro Budżetu skupia się jedynie na długu publicznym, pomijając sumę „pożyczek” zaciągniętych przez Departament Skarbu Państwa od Administracji Ubezpieczeń Społecznych (czyli niefinansowane, lecz nie nadane prawnie przyszłe zobowiązania finansowe) i na podstawie tych założeń ostrzega: „Podstawowy scenariusz zakłada, że kumulacja deficytów sprawi, iż dług publiczny wynoszący pod koniec 2017 roku 77% PKB (15 bilionów dolarów) urośnie do 91% PKB (26 bilionów dolarów) do 2027 roku. Mielibyśmy wówczas do czynienia z najwyższym długiem publicznym od 1947 roku; jego wysokość byłaby także ponad dwukrotnie większa niż średnia wysokość długu publicznego w odniesieniu do PKB na przestrzeni ostatnich 50 lat”.

Lecz to dopiero początek: „Jeśli obecne prawo nie zostanie zmienione, to po roku 2027 dług ulegnie jeszcze gwałtowniejszemu powiększeniu. Przykładowo przewiduje się, że za trzydzieści lat procent długu publicznego w odniesieniu do PKB będzie dwukrotnie wyższy niż w tym roku i osiągnie najwyższą wartość w historii USA”.

Zadłużenie narastające w tak lawinowym tempie, będzie odczuwalne we wszystkich sektorach. Kongresowe Biuro Budżetu zwraca uwagę na znacznie większe koszty odsetek. Podczas gdy System Rezerwy Federalnej wciąż będzie się wycofywał z trwającej ponad dekadę luźnej polityki pieniężnej, urośnie nie tylko sam dług, ale także jego oprocentowanie. David Stockman, były dyrektor budżetu federalnego, przewiduje, że w celu pobudzenia gospodarki System Rezerwy Federalnej sprzeda obligacje o wartości około 2 bilionów dolarów. Biuro zakłada również, że w ciągu dziesięciu lat łączna kwota wypłacanych odsetek wzrośnie z 300 bilionów do 800 bilionów dolarów, co sprawi, że będzie to jeden z największych „programów” rządowych i kwota wyższa niż zakładane wydatki Pentagonu.

Zredukowanie oszczędności sprawiłoby, że pożyczki rządowe zmniejszyłyby kapitał akcyjny. Wywołałoby to spadek produktywności oraz płac, co z kolei doprowadziłoby do mniejszego wzrostu gospodarczego oraz niższych dochodów podlegających opodatkowaniu, a więc i wpływów z podatków. Waszyngton byłby zmuszony do podniesienia podatków lub zaciągnięcia kolejnych pożyczek, podczas gdy ludzie zarabialiby mniej.

„Prawdopodobieństwo wystąpienia kryzysu finansowego w Stanach Zjednoczonych by urosło. Pojawiłoby się zagrożenie, że inwestorzy przestaliby finansować rządowe pożyczki, jeśli nie otrzymaliby rekompensaty w postaci bardzo wysokich stóp procentowych. Gdyby tak się stało, oprocentowanie długu publicznego drastycznie by wzrosło” — informuje Kongresowe Biuro Budżetowe. Wyobraźmy sobie powtórkę sytuacji z 2008 roku, gdy prezydent i Kongres zaciągnęli olbrzymi dług, aby ratować upadające instytucje, lecz tym razem skutki byłyby znacznie gorsze i prawdopodobnie doszłoby do kryzysu finansowego.

Jednak ani Demokraci, ani Republikanie nie wyglądają na choćby odrobinę zmartwionych tym, że prowadzą naród do upadku finansowego. W przeszłości można było uwierzyć w sukces strategii tzw. „zagłodzenia potwora”, czyli celowego ograniczenie przychodów rządu w celu zmniejszenia wydatków publicznych, jednak władze szybko zdołały sobie z tym poradzić poprzez korzystanie z pożyczonych środków.

Demokraci chcą mieć do dyspozycji większe fundusze, więc naturalnie woleliby zwiększyć przychody. Jednakże obniżenie podatków nie stanowi dla nich żadnego problemu i z radością akceptują powiększające się deficyty, twierdząc, że „stymulują gospodarkę”. Ich wydatki nie ulegną zmianie bez względu na to, jak bardzo zadłużony byłby kraj.

Natomiast kongresmeni z Partii Republikańskiej wydają pieniądze, jednocześnie udając zwolenników ograniczenia wydatków publicznych. Powtarzają, że chcą zredukować wydatki państwa, a zwłaszcza finansowanie kilku konkretnych programów, podczas gdy w rzeczywistości prezydent popiera i broni ekspansywne programy pomocowe, które stanowią bardzo duże zagrożenie dla stabilności budżetu. Ponadto niemal wszystkie inne federalne programy są przynajmniej częściowo wspierane przez Partię Republikańską. Największy problem stanowią jednak tzw. Jastrzębie, czyli ludzie, którzy chcą zasypać Pentagon pieniędzmi, by ten mógł finansować zamożnych sojuszników oraz angażować się w nonsensowne wojny innych krajów.

Paradoksalnie odpowiedzialność fiskalna ma największe szanse wystąpić w przypadku rządów dzielonych. „Wydaje mi się – twierdzi Justina Amash – że rząd kontrolowany przez wyłącznie jedną partię ma skłonności do wydawania pieniędzy na prawo i lewo, nie zważając na dług czy deficyty”.

nadzieją może być sytuacja, w której kongresmeni z Partii Republikańskiej w całości kontrolowaliby finanse, mając przy tym powód, by ograniczyć władzę wykonawczą. Jednak nawet wtedy, w najlepszym przypadku, nieunikniony wzrost wydatków rządowych zostanie jedynie spowolniony.

Zobacz także: AIPAC – żydowska potęga w Waszyngtonie

Rzecz jasna, lepszy wzrost gospodarczy, stymulowany zarówno deregulacją, jak i cięciami podatkowymi, powinien pomóc w załagodzeniu negatywnych efektów zwiększonego długu publicznego. Jednakże samo spowolnienie wzrostu deficytu sprawi wyłącznie, że Stany Zjednoczone wciąż będą zmierzać ku przepaści, tylko odrobinę wolniej.

Kwestia budżetu federalnego przypomina nieco aktualny problem z Koreą Północną: Nie ma jednej jasnej odpowiedzi. Jeśli zagrożenie zostanie zignorowanie, wiele lat minie nim sytuacja wymknie się spod kontroli, podczas gdy podjęcie jakichkolwiek działań już teraz, wywołałoby natychmiastową i bolesną reakcję. Z tego powodu przedstawiciele obecnej sceny politycznej po prostu mają nadzieję, że ich kadencja dobiegnie końca przed nadejściem katastrofy. Zwyczajnie wolą pozostawić ten problem swoim następcom, a przegranymi będą jak zawsze obywatele.

W Waszyngtonie pełno dzisiaj sporów i kłótni. Jednak rzadko dotyczą one najważniejszych problemów państwa takich jak rozwiązła interwencjonistyczna polityka zagraniczna czy lekkomyślna i rozrzutna polityka fiskalna. Republikanie powinni przestać udawać konserwatystów fiskalnych i zacząć postępować zgodnie ze swoją retoryką lub przyznać, że w kwestii odpowiedzialności fiskalnej niewiele różnią się od Partii Demokratycznej.

Doug Bandow w przeszłości pracował jako specjalny doradca prezydenta Ronalda Reagana, obecnie jest pracownikiem Cato Institute. Autor książki „Foreign Follies: America’s New Global Empire”.

Tłumaczenie: Jakub Grzeszczak

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply