Zasław – trzeci obok Ostroga

Trzecią obok Ostroga i Sławuty magnacką rezydencją leżącą nad Horyniem i związaną z rodami Ostrogskich, Zasławskich i Sanguszków jest Zasław. To jedno z najstarszych miast współczesnej Ukrainy – w listopadzie 1996 r. obchodziło jubileusz dziewięćsetlecia istnienia.

Wjeżdżając do tego prastarego grodu od strony Szepetówki nie czuje się jednak jego „starożytności”. Typowe liczące siedemnaście tysięcy mieszkańców miasteczko, zdominowane przez sowiecką architekturę. Tutejsze bloki można spotkać praktycznie we wszystkich częściach dawnego imperium. Tylko niektóre budynki przy centralnym placu miasta i na jego obrzeżach noszą ślady XIX wiecznych stylów. Korzystne wrażenie sprawia np. niewielki dworzec autobusowy. W czasie II wojny światowej, a zwłaszcza podczas wyzwalania z rąk hitlerowskich okupantów miasto w znacznej mierze legło w gruzach. Odbudowane zostało bez wielkiego szacunku do historii. Jeżdżąc po nim samochodem nie powinniśmy próbować posługiwania się językiem ukraińskim – kto to czyni, uzyskuje odpowiedź po rosyjsku. Podział na dawną Polszczę i Sowiety utrzymuje się tu w dalszym ciągu. Szkoda, że nie chcą o tym pamiętać ukraińscy nacjonaliści, którzy żyli na Kresach II Rzeczypospolitej. Może gdyby w 1920 r. „Sowiety” sięgnęły Bugu, oni też mówiliby po rosyjsku… W miasteczku są również zachowane wszystkie ikony sowieckiej kultury – na centralnym placu pyszni się pomnik Lenina, mają swój skwer „afgańcy”, „gieroje Sowieckowo Sojuza”, a stojące na postumencie działo pancerne SU – 152 upamiętnia wyzwolicieli miasta z rąk hitlerowskich okupantów w 1944 r. Kupując w miejscowej księgarni niewielką monografię „Izjasław- Misto starowynne” pióra I.I. Mińkowa, można się też przekonać, że stare sowieckie myślenie tkwi jeszcze u przynajmniej części tutejszych elit. Przeszłość miasta to dla tego autora głównie komunistyczne tradycje. Na Rzeczypospolitej i „Pańskiej Polsce” nie pozostawia suchej nitki. To jednak zabytki właśnie po niej, świadczą o dawnej architektonicznej wspaniałości tego miasta. Nawet jeżeli część z nich, tak jak zamek Zasławskich wyznaczających niegdyś jego centrum, znajduje się w ruinie. Wielokrotnie przebudowywany, jeszcze i dziś robi wrażenie. Niegdyś pełnił rolę wojennej fortalicji, z dwu stron oblany wodami Horynia, a z pozostałych zabezpieczony przez fosy i mury był twierdzą trudną do zdobycia. To on dał początek miastu, które swą nazwę wzięło od imienia księcia Izjasława Mstisławowicza- wnuka Włodzimierza Monomacha. W czasie walki o tron w Kijowie chciał on umocnić granicę między Wołyniem a Kijowszczyzną, którą wówczas wyznaczał Horyń. W następnych wiekach miasto należało do Ostrogskich, w 1448 r. książę Wasyl podzielił swe dobra między dwóch synów – Ostróg otrzymał Iwan, a Jerzy – Izjasław, którego nazwę spolszczono na Zasław na przełomie XIV i XV wieku. Od nazwy tego miasta zaczął pisać się Zasławski, tworząc ród, który panował w Zasławiu aż do wygaśnięcia w 1682 r. Pod jego rządami miasto krzepło i wzbogacało się o nowe obiekty. Jego centrum stanowił zamek, którego walory obronne podnosiło samo położenie. Z dwóch stron oblewały go wody Horynia. – Prowadziła doń – jak pisze Antoni Urbański w „Podzwonnem na zgliszczach Litwy i Rusi’’ – długa kryta brama z mostem niegdyś zwodzonym. Opierał się on Tatarom zawołżańskim, zagonom kozackim Iwana Duńca i sułtana Munadyna. Ten okres dziejów miasta wspomniany historyk Iwan Minkow ocenia zdecydowanie negatywnie. Pisze, że miasto stało się wtedy „forpocztą polskiej kolonizacji”. Jego właściciele starali się skłonić ukraińską ludność do przyjęcia unii brzeskiej i dążyli do tego, by ją „okatoliczyć”. Twierdzi, że sprowadzone przez nich katolickie duchowieństwo ,,zagarniało ziemie Ukraińców, prześladowało zwolenników prawosławia”. Oskarża zwłaszcza kniazia Iwana IV Zasławskiego, który w 1594 r. zdradził prawosławie, przechodząc z rodziną na katolicyzm i przybierając imię Janusz. Książę Janusz istotnie być może wiele zrobił dla unii, ale co najmniej tyle samo dla Zasławia i jego mieszkańców. Przy zbudowanym przez siebie pierwszym w mieście katolickim kościele, który stał się świątynią farną, wzniósł np. także szkołę należącą wówczas do największych i najlepszych szkół elementarnych na Wołyniu… Rozwój Zasławia utrudniały powstania, czy jak kto woli – bunty kozackie. Obracały one rozkwitający gród w perzynę. Przyznaje to sam Iwan Minkow. W 1650 r. w Zasławiu było 301, a w 1653 r. zaledwie 45 domów… Wielkie zasługi dla wzmocnienia Zasławia położyła też rodzina Sanguszków, która po wygaśnięciu rodu Zasławskich przejęła miasto. To ona dokonała jego odbudowy i wzniosła w nim także nowe obiekty, dzięki niej w mieście powstała infrastruktura, która przekonała władze carskie do utworzenia w nim, po dokonaniu rozbioru Rzeczypospolitej, siedziby generał – gubernatora. W skład zasławskiej guberni wchodziło 12 miast, w tym: Kowel, Żytomierz, Łuck, Krzemieniec, Włodzimierz i Dubno. Śladami dawnej świetności miasta nie są oczywiście tylko ruiny zamku – pałacu, który w roku 1880. Sanguszkowie przekazali – nie wiadomo, dobrowolnie czy pod przymusem, na rosyjskie koszary. Osiedlając się na stałe w Sławucie, nie było ich zapewne stać na utrzymanie drugiej, dość drogiej rezydencji. O historii miasta zaświadcza przede wszystkim wspomniany kościół farny p.w. Św. Jana Chrzciciela, który w swoim czasie pełnił także funkcję unickiej katedry. Do dnia dzisiejszego przetrwały niestety tylko resztki, w których znajduje się … wysypisko śmieci. Źle to świadczy o obecnych gospodarzach miasta. Bryła kościoła przetrwała do początków władzy sowieckiej, dziś tylko z przekazów można dowiedzieć się, jak wyglądał i jak prezentowało się jego wyposażenie mające dużą wartość artystyczną.. W ołtarzu głównym wisiał obraz „Chrzest Chrystusa” pędzla Lelio Orsiego, a w innym miejscu duża kompozycja zatytułowana „Chrystus błogosławiący dzieci”, namalowana przez Carla Dolciego i dwa płótna nieokreślonego malarza , przedstawiające „Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny” i „Chrystusa z Samarytanką”. W pobliżu kościoła farnego znajdował się też niegdyś kościół i klasztor Ojców Karmelitów. Nie został po nim jednak nawet ślad. Na „Starym Mieście” widać za to wspaniałą bryłę kościoła i klasztoru Ojców Bernardynów, niegdyś stanowiącego jeden z największych ośrodków tego zakonu. Był drugim, co do znaczenia, po Lwowie klasztorem prowincji ruskiej. Choć burze dziejowe wielokrotnie go rujnowały, zawsze jednak dźwigał się ze zniszczeń, znajdując restauratorów i fundatorów. Władze carskie chciały go zlikwidować, przekształcając w tzw. Klasztor etatowy, czyli dom dla zakonników z zamykanych placówek. Miał on istnieć dopóty, dopóki ostatni z nich nie wymrze. Klasztor szczęśliwie jednak ocalał, choć był bliski likwidacji. W 1919 r. przybyło do niego na szczęście czterech zakonników z kustoszem o. Herkulanem Ziarnkiem na czele, zastępując jedynego żyjącego w Zasławiu ojca Gracjana Bogusza, który wkrótce zmarł. W wyniku działań wojennych trzech zakonników opuściło Zasław i na miejscu pozostał tylko o. Herkulan Ziarnek, od 1922 r. pełniący obowiązki administratora obu zasławskich parafii. Zdołał przetrwać na tym stanowisku dziesięć lat, mając pod swoją opieką wiele tysięcy wiernych. Według oficjalnych statystyk parafia farna św. Jana Chrzciciela liczyła…2047 parafian, a bernardyńska 4843 wiernych. Obejmowały one swym zasięgiem zapewne nie tylko samo miasto, ale cały szereg wsi, z których przynajmniej część miała charakter czysto polski. Z biegiem czasu ilość wiernych, zapewne ze znanych przyczyn, malała – część przechodziła do „podziemia”, praktykując wyłącznie w domu, w obawie przed represjami…Trwanie ojca Herkulana na duszpasterskim posterunku w Zasławiu też było zupełnie niewiarygodne, po jego wymuszonym wyjeździe, skończył się 330-letni pobyt bernardynów w Zasławiu. Wcześniej, co warto zaznaczyć, o. Herkulan zdołał na samym początku swej posługi wysłać do Polski zasławskie archiwum i bibliotekę oraz trochę kościelnej agenterii i cenniejsze ornaty. Wielką wartość przedstawiały zwłaszcza archiwum i biblioteka, zasilana zbiorami z innych likwidowanych klasztorów, w tym m.in. w Dubnie. Niektórzy badacze nie wiedząc o tym fakcie przypuszczali, że biblioteka i archiwum zostały zniszczone jeszcze w czasie rewolucji bolszewickiej. W klasztorze bernardyńskim bolszewicy urządzili więzienie, które funkcjonuje w potężnym kompleksie po dziś dzień. Zmienili tylko nieco jego wygląd, burząc cztery wieże. „Najokazalszym co do budowy i nierównie staranniej od dwóch poprzednich utrzymanym jest trzeci kościół zasławski: XX. Missyonarzy, na nowym mieście, tuż obok zamku położony” – pisał ponad sto lat temu Tadeusz Jerzy Stecki o kościele p.w. św. Józefa w Zasławiu, który obecnie pełni rolę świątyni parafialnej w tym mieście. Ufundował go w 1750 r. marszałek wielki litewski książę Paweł Karol Sanguszko. Ma on postać trzynawowej bazyliki, zaprojektowanej przez znanego architekta Pawła Antoniego Fontanę. Po obu stronach rozczłonkowanej pilastrami fasady stoją trzykondygnacyjne wieże, nakryte hełmami. Jedna z nich służy jako dzwonnica. Ćwierćkoliste, dwukondygnacyjne galerie spinają go z bryłą kościoła. Świątynia ta została zabrana wiernym w 1931 r. i zamieniona na skład wojskowy. Wokół wszystkich zabytkowych obiektów Zasławia krąży nadal szereg podań i legend. Jedna z nich twierdzi na przykład, że pod całym starym miastem jest zbudowany system przejść podziemnych. Miał on prowadzić z zamku do kościoła farnego, a następnie do bernardyńskiego i św. Józefa. Istnieje też wersja, że z Zasławia było przejście prowadzące aż do Ostroga. Prawdziwości tych historii trudno dociec – rzecz wymaga specjalistycznych badań. Warto je podjąć choćby i z tego powodu, iż chodzą słuchy, że przynajmniej część z nich bolszewicy wykorzystywali do ukrywania ciał ofiar swych represji. Tego typu sugestia jest bardzo prawdopodobna, gdyż pod klasztorem bernardyńskim, w którym było i jest nadal więzienie, kazamaty istniały na pewno. Cały szereg ludzi przetrzymywanych w zasławskim więzieniu zaginęło bez wieści. Sowieccy oprawcy ponad wszelką wątpliwość wykorzystywali również przejęte obiekty sakralne jako cmentarze dla swych ofiar. W każdym praktycznie odzyskanym klasztorze i kościele zabranym Kościołowi przez bolszewików, po dziś dzień są odnajdywane groby nieznanych ofiar. Znaczna ich część, jak można przypuszczać, była katolikami i Polakami… W samym Zasławiu i okolicach główne represje były skierowane również przeciw nim, to oni stawili wyjątkowo silny opór kolektywizacji. Władze dławiły go bezlitośnie. O ile w kwietniu 1930r. w całym rejonie aresztowały tylko 30 osób zaliczonych do tzw. Elementu kontrrewolucyjnego, to do końca września pod kluczem znajdowało się już dwa tysiące osób! W okolicach miasta dochodziło do tłumionych siłą chłopskich wystąpień w obronie rozgrabionych przez komsomolców gospodarstw. Zdarzało się tak, jak w Mjakotach, Choteniu, Szekernicy czy Wielkiej Radogoszczy, że chłopi staczali z ekipami dokonującymi rekwizycji ziarna, koni czy zboża zwykłe bitwy. Reakcja władz była na nie tak gwałtowana, iż nawet na plenum zasławskiego rajkomu KP(B)I we wrześniu 1931 r. uznano, że przy tworzeniu kołchozów doszło do „pomyłek”. Przy okazji „rozkułaczania” rozprawiano się także z Kościołem, a raczej kościołami. Likwidowano bowiem nie tylko parafie katolickie, ale również prawosławne i to nie tylko w samym Zasławiu, lecz również w okolicy. Do prawdziwej bitwy doszło w Płużnym, w którym około tysiąca ludzi posłuchało wezwania księdza Wojki Owierko i stanęło do obrony cerkwi zamykanej przez komsomolców. Gwałtowana kłótnia szybko przerodziła się w bitwę… Kolejne represje spadły na zasławskich Polaków w latach 1937-1939, kiedy to zaczęła się na Ukrainie kampania wyszukiwania „worogiw narodu”. Dopiero rzetelne badania wykażą, ile setek, czy może raczej tysięcy Polaków padło ofiarą represji. Były one ostrzejsze niż gdzie indziej, ponieważ bliżej stąd było do polskiej granicy, niż np. z Szepetówki. Niektóre wsie zostały „wyczyszczone” do końca, a ich mieszkańcy wywiezieni do Kazachstanu. Niewielkiej części z nich udało się jednak przetrwać, zarówno w mieście, jak i w kilkudziesięciu wsiach. Swego rodzaju relikwią stał się cmentarz katolicki w Choteniu, na którym chowano wyłącznie Polaków. Z czasem pogrzebanie na nim przodków, Polacy zaczęli uznawać za patriotyczny obowiązek. Czynili to nie tylko zasławianie, ale nawet mieszkańcy Ostroga, a obyczaj ten jeszcze i dziś jest przez niektórych praktykowany. Żyjąc w rozproszeniu, część zasławskich Polaków uległo oczywiście wynarodowieniu i sowietyzacji, część zawarło związki mieszane. Tylko najodważniejsi z nich ośmielali się dojeżdżać do jedynej czynnej w okolicy świątyni w Połonnem. Z podziemia zaczęli wychodzić dopiero w końcówce lat osiemdziesiątych, kiedy starania o ponowną rejestrację parafii podjął o. Stanisław Szyrokoradiuk z Połonnego. Skupił on wokół siebie grupę wiernych, którzy po formalnej legalizacji przystąpili do działań na rzecz odzyskania kościoła św. Józefa, jedynej zachowanej w mieście świątyni, której stan pozwalał na jej wyremontowanie. Przywrócić ją udało się ks. Antoniemu Andruszczyszynowi MIC ze Sławuty. Przekazał on pałeczkę o. Piotrowi Botwinowi OFM z Szepetówki, a od listopada 1992 r. funkcję proboszcza zasławskiej parafii pełni ks. Krzysztof Krawczak, który jeszcze jako prezbiter przybył z diecezji płockiej w Polsce do pracy na Ukrainę w 1991 r. Przystąpił on od razu do odnawiania wspaniałej świątyni. – Prace remontowe udało mi się przeprowadzić oczywiście tylko dzięki wsparciu otrzymanym z Polski – mówi ks. Krzysztof Krawczak. – Pomagały nam m.in. parafie z Katowic, Gliwic, Kutna, Płocka, Ciechanowa, Pułtuska i Dobrzynia. Tutejsza parafia jest nieliczna i bardzo biedna. Uroczystość rekonsekracji kościoła odbyła się 1 września 1996 r. Przewodniczył jej ówczesny biskup – ordynariusz diecezji kamieniecko – podlaskiej Jan Olszański, który przy okazji udzielił sakramentu bierzmowania 48 osobom. Na zakończenie ceremonii odbyła się procesja eucharystyczna wokół kościoła i klasztoru. Jakże symbolicznie wyglądała podczas niej monstrancja z Najświętszym Sakramentem niesiona przez biskupa naprzeciw pomnika z działem pancernym. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat podczas uroczystości biły dwa zawieszone na kościelnej wieży dzwony. – Praca w tutejszej parafii nie jest łatwa – mówi ks. Krzysztof – Na niedzielną Eucharystię przychodzi około 120 osób. Świątynia zapełnia się jedynie na Święta Bożego Narodzenia i Wielkiej Nowy. Sądzę jednak, że z biegiem czasu zacznie się ona rozwijać również duchowo. Wiernych trzeba wciąż odszukiwać i wskazywać im drogę do Pana Boga. Zwłaszcza tym ze średniego pokolenia. Przenosząc się do miasta z okolicznych wsi stracili całkowicie kontakt ze swymi korzeniami. Dlatego nie uczestniczą w życiu parafii. Najlepiej jest z ich dziećmi i wnukami, to oni stanowią naszą największą nadzieję. Księdzu Krzysztofowi udało się odzyskać także część b. klasztoru o. Misjonarzy, w którym urządził plebanię. Oprócz Zasławia, ks. Krzysztof dojeżdża jeszcze do kilku punktów duszpasterskich. Jeden z nich znajduje się w Małej Radogoszczy, w której zorganizował on formalnie nową parafię p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa, do której w sumie należy kilkanaście wsi. W urządzonej w niej kaplicy co dwa tygodnie odprawia Mszę św.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply