Szlakiem Żółkiewskiego i Jana III

Turyści z Polski zwiedzający opisane w “Trylogii” przez Henryka Sienkiewicza Środkowe Naddniestrze rzadko zapuszczają się do Mołdawii.

Ograniczają się do Chocimia, który dzisiaj należy do Ukrainy i tylko najwytrwalsi miłośnicy “Ogniem i mieczem”, a także “Pana Wołodyjowskiego” zdają sobie sprawę, że twierdza ta strzegła niegdyś multańskiego brzegu Dniestru. Wydaje się, że za pośrednictwem “Kresów” turystów z Polski warto zaprosić na dłuższy rajd po multańskim brzegu i wjazd do dzisiejszej Mołdawii, której historia jest związana z Kresami Rzeczpospolitej. Będzie to niestety propozycja dla zmotoryzowanych. Bez samochodu do Mołdawii nie ma się co wybierać. Komunikacja w tym kraju wciąż pozostawia wiele do życzenia. Za jej pośrednictwem można dostać się przede wszystkim do największych miast: Kiszyniowa i Bielc.

Po zwiedzeniu fortecy w Chocimiu, co można uczynić w godzinę (jako że póki co są to wciąż ruiny, w których urządzenie muzeum wydaje się wciąż daleką przyszłością), można drogą wzdłuż Dniestru udać się na najbliższe przejście drogowe Ukrainy z Mołdawią w Sokirjanach. Nie jest ono oblężone i zarówno osobowym samochodem, jak i busem można je przekroczyć stosunkowo szybko. Jedyną dolegliwością już po stronie mołdawskiej jest konieczność uiszczenia niewielkiej opłaty za tranzyt z kłopotliwymi formalnościami zabierającymi nieco czasu. Funkcjonariusze dokonujący odprawy są z reguły grzeczni, rozmawiają po rosyjsku. Trzeba im od razu wytłumaczyć, ze jedziemy zobaczyć w Bieriezowce “pamiatnik polskowo gienierała” i “kriepost w Sorokach”. To z reguły wystarczy, żeby uniknąć szczegółowej kontroli bagażu i szybko przekroczyć granicę.

Za przejściem kierujemy się na Byrnowę, zostawiając Oknicę z prawej strony. Jadąc dalej musimy mieć świadomość, ze jedziemy nie tylko szlakiem kresowego rycerstwa, ale także polskiego osadnictwa. Od początku XVIII w. Na tych terenach osiedlali się polscy chłopi, szukając wolności przed coraz dotkliwszą pańszczyzną i możliwości założenia gospodarstw na żyznych ziemiach. Jeszcze na początku lat pięćdziesiątych minionego wieku aż w 28 miejscowościach od Oknicy do Sorok mieszkało od kilku do kilkunastu polskich rodzin. Nie wszystkie roztopiły się wśród rosyjsko-mołdawskiej ludności i można w tutejszych miejscowościach spotkać pojedyncze osoby uważające się za Polaków.

Nie one oczywiście są celem naszej wyprawy. Pierwszym z nich jest odwiedzenie miejsca, gdzie w czasie odwrotu spod Mohylewa poległ hetman Stanisław Żółkiewski. Znajduje się ono naprzeciwko Mohylowa Podolskiegow odległości około 8 km od Dniestru, za którym chciała się schronić cofająca się spod Cecory polska armia. By tam dotrzeć, w Byrnowej trzeba zaraz przy wjeździe skręcić w prawo i minąć z boku miasteczko, kierując się na Grybową. Droga nie jest najszersza, ale za to prosta jak strzała. Grybową zostawiamy z prawej i tuż za nią przy sadach trzeba skręcić w lewo, w stronę Dniestru, by następnie odbić na Sawkę. Przez tą miejscowość przechodzi dawny trakt z Kiszyniowa na Ukrainę przez Mohylów Podolski na Winnicę, Płoskirów i dalej na Tarnopol. A stąd jest już tylko krok do Bieriezowki, na polach której rozegrała się tragedia polskiej armii i jej wodza. Pola tej miejscowości są pokryte sadami. Trzeba przejechać wzdłuż nich jakieś dwa kilometry, by następnie skręcić w prawo, przy drogowskazie wskazującym drogę do wioski i dostać się do niej jadąc w dół wśród sadów. Trzeba ją przebyć całą i dalej jechać na wzgórek także pokryty sadami, by po około półtorej kilometra, z prawej strony zobaczyć stojący na niewielkim kurhanie obelisk. To tu według przekazów i tradycji poległ jeden z największych hetmanów Rzeczypospolitej.

Po chwili zadumy i obejrzeniu okolicy możemy jechać dalej. Nie wracamy jednak do wioski, skręcając na prawo w kierunku miejscowości Arioneszti. Dlatego też, jeżeli chcemy się zaopatrzyć w jakiś mołdawski produkt np. znakomitą wodę mineralną, trzeba to uczynić w sklepie znajdującym się w środku wioski. Łatwo go znaleźć, bo znajduje się przy placyku, po którym kręci się zawsze kilku miejscowych łobuziaków. Jeżeli nie mamy mołdawskich lei, nie szkodzi. Właścicielka miejscowego “Alimentari” sprzeda nam wszystko także za ukraińskie hrywny, dokonując ich przeliczenia na leje przy pomocy zabytkowego liczydła.

Wracając do trasy nadmienić trzeba, że zabłądzić wśród sadów się nie da, bo droga sama prowadzi nas do większej szosy z Otaczi do Soroki, biegnącej wzdłuż dniestrowej doliny. Miejsce to bardzo łatwo rozpoznać. Od jeziorka w dolinie, które zostawimy z lewej strony musimy przejechać jakieś pięćset metrów. Przy skrzyżowaniu skręcamy w prawo i wzdłuż malowniczej doliny jedziemy 50 km.

Przy wjeździe do Sorok będzie stacja benzynowa. Przy niej trzeba odbić w lewo i jechać w dół, wjeżdżając na główną ulicę miasta, która doprowadzi nas do samej twierdzy, której mury będą z daleka widoczne. Do samej fortecy nie dojeżdżamy. Na światłach tuż przed nią skręcamy w prawo, w ulicę jednokierunkową i stajemy na pierwszym z brzegu wolnym miejscu. Cofamy się i idziemy piechotą do głównego celu naszej wyprawy, czyli do twierdzy odległej o jakieś dwieście metrów. Przechodzimy wzdłuż galerii ze sklepów, wśród których jest także kantor wymiany walut, a na końcu duża i dobrze zaopatrzona księgarnia. Tą zostawiamy sobie na deser, ale kantor jeżeli nie mamy lei, musimy odwiedzić. By wejść do twierdzy, trzeba bowiem kupić bilety. Jej mury z pewnością warto zobaczyć, chociażby tylko dlatego, że są to jedyne takie umocnienia w Mołdawii. Ostateczny kształt nadali im Polacy w czasach Jana III Sobieskiego, którzy gospodarzyli w niej w ostatniej dekadzie XVII w. Oni też wykopali znajdującą się na dziedzińcu studnię. Z murów twierdzy zobaczyć można całe miasto i podziwiać panoramę dniestrowej doliny. Patrząc na ukraiński brzeg, miłośnicy “Trylogii” musza mieć świadomość, że trakt widoczny po drugiej stronie Dniestru, to ten sam, którym jechali Wołodyjowski z Zagłobą i Rzędzianem , żeby odbić z rąk Horpyny Helenę Kurcewiczównę. Na tej drodze Azja Tuhaj-bejowicz usiłował porwać Basię Wołodyjowską, ale dzielny Hajduczek zachował się rezolutnie i po wybiciu oka napastnikowi i zwaleniu go na ziemię, uciekł w stronę Chreptiowa.

Po zwiedzeniu twierdzy wracając warto zahaczyć o wspomnianą wcześniej księgarnię. Ma duży wybór map, a także dział rosyjski, w którym można zaopatrzyć się w książki o Mołdawii.

Jeżeli chcemy posmakować mołdawskiej kuchni i zjeść późny obiad, powinniśmy pojechać do przodu, jakieś trzysta metrów. Tam znajduje się tania pizzeria, oferująca oprócz pizzy kilka rodzajów mołdawskich specjałów i napitków.

Wracając możemy skorzystać z przejścia promowego przez Dniestr, łączącego Koszauti z Jampolem. By tam trafić, trzeba wrócić na drogę do Otaci i po przejechaniu pięciu kilometrów wjechać do Koszauti. Jest to niewielka dziura, w której drogę do przejścia wyznaczają przydrożne słupki. Samo przejście to dodatkowa atrakcja. Nie zdziwmy się, gdy będzie wyglądało na wymarłe i stukaniem w drzwi blaszanej budki przyjdzie nam obudzić obsługę.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply