Dworiańskie groby

…na mocno trzymających się żeliwnych krzyżach czytamy: “Dworianin Iwan Gawryłowicz Szołomickij”, “Dworianin Wasilij Iwanowicz Szołomickij”, “Dworianin Stefan Petrow Szołomickij”

Pogoda tego dnia była zupełnie niemajowa, choć był to początek tego pięknego miesiąca. Jechaliśmy dawnym gościńcem pocztowym wiodącym z Nieświeża i Klecka do Pińska. Właśnie minęliśmy rzeczkę o jakże swojsko brzmiącej nazwie – Wiślica. Rzeka, jeszcze przed wojną silnie meandrowała tutaj w płaskiej dolinie, dziś została wyprostowana, obłożona faszyną i niewiele już z jej malowniczości zostało – może tylko chmury odbijające się w jej toni. Przed nami Łyszcza, „miejscowość całkiem odludna, poleska” – jak podaje Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego. Tenże słownik raczy nas także mnogością innych ciekawych faktów historycznych z dziejów tej wsi. A to, że była własnością Lubeńskich i Skirmuntów, to znów, że prawie pół tysiąclecia temu (w 1517 roku) Aleksander Chodkiewicz, marszałek i podskarbi litewski nadał ją „prawem wieczystem” monasterowi ławryszewskiemu św. Bazylego, itd. itd. Jadąc powoli przez tę typową poleską wieś aż trudno uwierzyć, że jest starsza niż np. Zamość.

Mamy jednak jasno wytyczony cel (na mapie i w głowach). Na końcu wsi znajduje się stary cmentarza. A te obiekty, obok cietrzewi, najbardziej nas interesowały w maju 2012 r. Rzeczywiście tuż za wsią, nieco w bok od drogi na Łohiszyn, błękitnieje na tle pochmurnego nieba typowa poleska cerkiewka ozdobiona „cebulkami”. Jedziemy w tę stronę. Cerkiew śliczna, drewniana, błękitna, ale zdaje się nie zabytkowa, bo nie widać nigdzie charakterystycznej tablicy. Nawet słynny betonowo-barokowy płot nie szpeci specjalnie jej otoczenia. Od południa przylega do niej cmentarz pełen nagrobków i …drzew. Ale jako, że pora obiadowa to pierwej nim zaczniemy go zwiedzać musimy przygotować posiłek. Kilku miejscowych patrzy nieco podejrzliwie na dwóch ubranych wybitnie „terenowo” osobników, którzy pichcą coś na kuchence niemalże pod cerkwią. Jednak samochód zdaje się przekonał ich, że nie maja doczynienia z jakimiś nielegalnymi imigrantami czy innymi „bradiagami”. Tymczasem nad cerkiew i cmentarz nadciągają chmury jeszcze gęstsze i ciemniejsze niż dotychczas. Posiliwszy się idziemy na cmentarz. Osobliwie się na nim czujemy w cieniu tych wielkich drzew z wielkimi ciemnymi chmurami ponad nimi, a jeszcze na dodatek zaczyna krakać kruk. Okazuje się, że ptaki miały gniazdo na jednej z cmentarnych sosen i jakiś młody ptak (być może najmłodszy z rodziny) odczuwając przemożną „chorobę sierocą”, nie chciał opuścić okolic swojego gniazda. Latał nam nad głową krakając przejmująca albo siadał na gałęziach sosny i przyglądał się nam uważnie. Na środku cmentarza stała niska drewniana kaplica, jak można sądzić po wyglądzie bardzo stara, o nią oparty nie młodszy zapewne drewniany krzyż. Przyglądając się jej jakoś tam samoistnie zaczęło się w głowie kotłować: „Zamknijcie drzwi od kaplicy/ I stańcie dokoła truny; Żadnej lampy, żadnej świécy/ W oknach zawieście całuny.” Brr. Idziemy szukać starych grobów. Bo te najstarsze będą zapewne polskie. I tu spotyka nas zaskoczenie. Owszem, nazwiska są polskie, ale pisane po rosyjsku. Na tablicach przy zniszczonych i zardzewiałych, ale wciąż jeszcze mocno trzymających się żeliwnych krzyżach czytamy: „Dworianin Iwan Gawryłowicz Szołomickij”, „Dworianin Wasilij Iwanowicz Szołomickij”, „Dworianin Stefan Petrow Szołomickij” itd. Wszystkie grobu z początku XX wieku – od 1900 roku i wcześniej. Poza tym wiele grobów z podobnymi polskimi nazwiskami, ale cyrylicą: Łozicki, Protasowicki, Jaworska itp. Pochówki już znacznie młodsze, z okresu międzywojennego, wojennego i powojennego. Jeden tylko nagrobek „ratuje honor polskiej mowy”. Na pobielanym krzyżu na grobie Andrzeja Szołomickiego zmarłego w 1934 roku znajduje się napis i cyrylicą i po polsku.

Brodzę dalej między zarośniętym grobami, na których ściele się barwinek i kwitnie konwalia, nade mną ciężkie chmury i krakanie kruka, obok kaplica niczym z „Dziadów”. Niestety nie udaje mi się znaleźć innych nagrobków z napisami po polsku. Widać dumne ze swego pochodzenia „dworiaństwo” pińskie nie przywiązywało aż tak wielkiego znaczenia do tego w jakim języku wyryją im napis na grobie. Nie mniej jednak nawet te groby, które się zachowały, świadczą o szlacheckiej i polskiej przeszłości tej poleskiej ziemi. Modlę się za tych wszystkich, którzy śpią tutaj snem wiecznym: szlachtę i nie-szlachtę, Polaków, Białorusinów, Poleszuków i wszystkich, których ta dobra ziemia do siebie przyjęła.

Wychodzę z cmentarza. Chmury się rozeszły, nieśmiałe promyki słońca ślizgały się po błękitnych ścianach cerkwi a na cmentarzu zaśpiewał pięknie samiec pleszki…

***

A na koniec jeszcze jeden miły akcent. Złośliwość rzeczy martwych – padły baterie od aparatu. Oczywiście całe „oprzyrządowanie”, to znaczy ładowarkę, ze sobą miałem, ale prądu do niej niestety nie da się ze sobą wozić. Idziemy do sklepu i prosimy o możliwość podłączenia się do kontaktu. Miła Pani sprzedawczyni prowadzi nas na zaplecze, podłączam ładowarkę i jedziemy gdzieś za wieś, bo czasu potrzeba godzinę nim baterie się doładują. Po powrocie chcę jakoś odwdzięczyć się dobrej kobiecie za dobry uczynek, usiłuję zapłacić, bo jak mówił komisarz Halski: „dobre serce dzisiaj w cenie”. Jednak ona patrzy tylko takim „niczego nie rozumiejącym wzrokiem” jakby chciała powiedzieć: „O co Ci chodzi człowieku?”. No tak, jesteśmy na Polesiu, tutaj za dobre uczynki się nie płaci, tylko dziękuję. I ja podziękowałem i ruszyliśmy dalej na Łohiszyn.

Krzysztof Wojciechowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply