“Nie było żadnej wątpliwości co do tego, że metody NKWD górowały nad gestapowskimi. Działania sowieckiego okupanta były stokroć bardziej niebezpieczne i skuteczne od niemieckiego” – stwierdzał komendant główny Armii Krajowej gen. Tadeusz Bór-Komorowski, porównując obie okupacje.

„W każdym kraju istnieją przestępcy i mniejsza lub większa grupa oportunistów, gotowa do współpracy z władzą rządzącą, bez względu na jej pochodzenie i wartość moralną. Niemcom w ciągu pełnych pięciu lat rzadko kiedy udało się kogoś nakłonić do jawnego aktu zdrady. W okupacji sowieckiej sytuacja była zupełnie inna. Tam można było ukrywać oportunizm pod płaszczykiem zmiany przekonań politycznych. Moskale, posługując się hasłami społecznymi, a nie narodowymi, znaleźli kolaboracjonistów i dzięki temu potrafili przeniknąć głęboko w życie społeczeństwa” – dodawał.

Bolszewizm osiągnął perfekcyjną umiejętność rozbijania więzi społecznych. Wszechobecny aparat bezpieczeństwa, prawo zezwalające na karanie nie tylko za przygotowywanie czynu, ale za „jego zamiar”, powodowały, że każdy stawał się potencjalnym „wrogiem”, czyniły działalność konspiracyjną o wiele trudniejszą niż „za Niemca”. Niestety, nazwisk wielu bohaterów antysowieckiego podziemia lat 1939-1941 już nie poznamy. W PRL był to temat całkowicie przemilczany. Pionierskie badania podjął u jej schyłku prof. Tomasz Strzembosz, autor wielu prac na ten temat poświęconych m.in. konspiracji nad Biebrzą i w Augustowskiem oraz „Sagi o ’Łupaszce’, ppłk. Jerzy Dąmbrowskim”, legendarnym kresowym zagończyku z czasów walk z bolszewikami, który ponownie stanął do walki z Sowietami w 1939 roku, ale ich zemsta szybko go dosięgnęła. Świadkowie, jeżeli przeżyli aresztowania, łagry, nie wracali do tych wydarzeń, a archiwa NKWD nie oddadzą pełnego obrazu.

Znęcają się w okropny sposób

Istotę czerwonej okupacji, przynoszącej o wiele głębsze spustoszenia niż niemiecka, dobrze oddają wspomnienia Karoliny Lanckorońskiej, Grażyny Lipińskiej czy twórczość Józefa Mackiewicza, który w dogłębny sposób potrafił rozpoznać i wyrazić, co czynią z nami Sowieci.

Na zajętych przez nich ziemiach Polacy stali się ofiarami nie tylko zewnętrznego agresora, ale również działań podejmowanych przez część ludności białoruskiej, ukraińskiej, żydowskiej. I nie było to tylko wypowiedzenie lojalności Rzeczypospolitej, której byli obywatelami: budowanie bram powitalnych na cześć Armii Czerwonej, podejmowanie jej chlebem i solą, ale czynny udział w zbrodniczym, okupacyjnym aparacie.

„Co drugi Żyd paraduje po mieście [Chełmie] z karabinem, a jeśli już nie z karabinem, to już z czerwoną opaską… Znęcają się w okropny sposób nad polskimi żołnierzami, że aż strach pisać. Głodnych i pobitych trzymają po tygodniach w parszywych komórkach. Naprowadzają bolszewików na domy oficerów i podoficerów. W tym kierunku przoduje pewien krawiec chełmski, u którego ubierali się przeważnie oficerowie. Za jego to sprawą wszyscy oficerowie, którzy zdążyli zbiec, obecnie dostali się w ręce bolszewików!” – notował w swoim pamiętniku Wincenty Pietrzykowski.

Podobne treści pojawiają się niemal we wszystkich świadectwach z tego czasu. Profesor Hugo Steinhaus wspominał o masach żydowskiej biedoty we Lwowie wychodzącej na spotkanie Sowietów, ustrojonej w kokardy i czerwone gwiazdy. Inni z zapałem „rozbrajali oficerów polskich, całowali tanki sowieckie i głaskali armaty”. Były jednak i wyjątki. Barbara Mękarska-Kozłowska wspominała, jak pod domem stała starsza Żydówka i płakała, widząc czułe sceny witania agresorów przez jej rodaków. Mękarska zapytała ją: „Dlaczego pani płacze? To przecież moją, a nie pani ojczyznę spotkało takie nieszczęście”… I usłyszała: „Dziecko moje, jak ty możesz tak mówić… Przecież Polska to też i moja ojczyzna”.

Wartości wywrócone do góry nogami

I ta Polska po 17 września 1939 roku miała zostać zlikwidowana, zastąpiona nowym tworem, a mieszkańcy, którzy znaleźli się pod okupacją, mieli być użyci do „organizowanej odgórnie i trzymanej ’na krótkim postronku’, ale głębokiej rewolucji społeczno-polityczno-gospodarczej. Wywierając presję psychiczną na mieszkańców tych ziem, przejmując istotne ogniwa władzy i przekazując je przybyłym ze wschodu funkcjonariuszom, a zwłaszcza odwracając do góry nogami hierarchię wartości z dawna ustalonych i – zdawałoby się – niewzruszalnych, przekształcono w przyspieszonym tempie ten kraj w część republiki sowieckiej” – wyjaśniał prof. Tomasz Strzembosz.

Tym bardziej na naszą pamięć zasługują ci, którzy tym działaniom się przeciwstawili. Wśród nich, obok „dorosłej” konspiracji, nie zabrakło i najmłodszego pokolenia –harcerzy wychowanych w szkole II Rzeczypospolitej. We Lwowie harcmistrz Witold Słaby stanął na czele Harcerskiej Organizacji Niepodległościowo-Wojskowej. Kilka miesięcy później wpadł w ręce NKWD, ale łagier przeżył i dotarł do armii gen. Andersa, a jego organizacja stała się częścią Szarych Szeregów.

W Białymstoku tajny hufiec powołali harcerze pod komendą podharcmistrza Mariana Dakowicza. Jego pierwszym drużynowym został Ryszard Kaczorowski, późniejszy prezydent RP na wychodźstwie. Organizacja nawiązała kontakt z Kwaterą Główną Szarych Szeregów, a harcerze złożyli ślubowanie na ręce nowego komendanta chorągwi Gabriela Pietraszewskiego.

Białostocką tradycją było składanie w uroczystość Wszystkich Świętych kwiatów i palenie świec przed kapliczką ks. Pawła Grzybowskiego, patrona miejscowych harcerzy z „błękitnej piętnastki”. Tak też było 1 listopada 1939 roku, gdy na cmentarzu w Starosielcach harcerze udekorowali groby żołnierzy z 1920 i 1939 roku oraz kapliczkę ks. Grzybowskiego. Już następnej nocy NKWD dokonało aresztowań wśród uczestników tej akcji, co jednak nie rozbiło ich organizacji, gdyż już 11 listopada 1939 roku czerwona milicja rozpędziła manifestację harcerzy na cmentarzu wojskowym. Poważny cios zadała tej konspiracji dopiero wywózka do łagrów 10 lutego 1940 roku.

Gimnazjaliści bronią święta Niepokalanego Poczęcia NMP

W pobliskiej Łomży, już w październiku 1939 roku, młodzież szkół średnich powołała w podziemiu antysowiecką organizację kierowaną przez instruktora Związku Harcerstwa Polskiego harcmistrza Jana Majewskiego. Wśród uczennic działalność zapoczątkowały harcerki żeńskiego Gimnazjum im. Marii Konopnickiej: Urszula Mieduszewska, Hanna Wójcicka, Janina Gugacka, które uczestniczyły w obronie Łomży. Dziewczęta, po wciągnięciu koleżanek z innych klas, nawiązały kontakt z harcmistrzem Majewskim i jego harcerzami z I Drużyny Harcerskiej oraz innymi członkami – uczniami szkół średnich. W listopadzie 1939 roku struktura podporządkowała się Służbie Zwycięstwu Polski w Warszawie. Łomżyńscy harcerze zorganizowali dwa strajki szkolne jako wyraz oporu przeciw sowietyzacji.

8 grudnia 1939 roku, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej – przed wojną obchodzoną jako święto państwowe, zniesione przez Sowietów – znaczna część młodzieży gimnazjalnej – wbrew nakazowi władz okupacyjnych – nie poszła do szkoły, lecz na Mszę Świętą do kościoła Ojców Kapucynów. Już wcześniej był on miejscem konspiracyjnych spotkań, a szczególną pomoc młodzieży okazywał ojciec Atanazy – Jan Niziołek. W odpowiedzi na strajk NKWD aresztowało wielu harcerzy i uczniów.

Drugi strajk odbył się w styczniu 1940 roku. Młodzież zaprotestowała przeciwko przekształceniu miejscowego Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki w tzw. dziesięciolatkę i wprowadzeniu języków rosyjskiego oraz białoruskiego. Tuż przed pierwszą, lutową wywózką NKWD uwięziło inicjatorów protestu. Łomżyńska organizacja zajmowała się jednocześnie rozrzucaniem ulotek, rozlepianiem plakatów, drukowaniem konspiracyjnych gazetek oraz tekstów patriotycznych pieśni. „Celem naszym było podtrzymywanie na duchu młodzieży i całego społeczeństwa oraz uspokajanie, że to jest okres przejściowy i niedługo zwyciężymy i znowu będziemy wolni” – wspominała Hanna Wójcicka, jedna z inicjatorek konspiracji. Pa- triotyczna młodzież robiła wszystko, aby uchronić siebie i kolegów od bolszewickich metod zmierzających do całkowitego zniewolenia umysłów.

„Skażenie duchem powstańczym”

W Łomżyńskiem w odpowiedzi na okupację sowiecką rozwinęła się partyzantka. Na tym terenie ludność wiejska była narodowości polskiej i zachowała żywe tradycje niepodległościowe oraz powstańcze. Były też sprzyjające warunki do działań zbrojnych. Po wrześniu 1939 roku rozległe i niedostępne bagna nad Biebrzą i Narwią stały się schronieniem dla leśnych oddziałów złożonych głównie z ukrywających się żołnierzy Wojska Polskiego. Do znanych baz w tych rejonach należała tzw. Zielona Wyspa nad Narwią pod Tykocinem, na której do stycznia 1940 roku ukrywało się kilkudziesięciu żołnierzy. Białe Bagno koło wsi Giełczy i Pniewo kryło oddział mjr. Stefana Drewnowskiego oraz ułanów Podlaskiej Brygady Kawalerii.

W pobliskich wsiach jako pierwsi sieć konspiracyjną stworzyli jesienią 1939 roku ks. dziekan Marian Szumowski, proboszcz z Jedwabnego, wraz z ks. Stanisławem Cudnikiem, proboszczem z Burzyna. W grudniu 1939 roku przekazali oni organizację pod komendę Aleksandra Burskiego, oficera Wojska Polskiego. Pod jego dowództwem konspiracja objęła ponad 20 nadbiebrzańskich wsi. Od Wielkanocy 1940 roku uroczysko Kobielno było stałą bazą dla 100-200 partyzantów Burskiego. Przechodzili oni szkolenie wojskowe, prowadzili akcje dywersyjne i wywiadowcze oraz wykonywali wyroki śmierci na funkcjonariuszach NKWD i konfidentach.

W czerwcu 1940 roku z powodu zdrady baza na uroczysku Kobielno została rozbita przez dziesięciokrotnie większe siły sowieckie, a reszta oddziałów przeszła do Puszczy Augustowskiej. Rok później w ostatniej wywózce znaczna część mieszkańców nadbiebrzańskich wsi została wywieziona w głąb Rosji, a miesiąc przed nią udało się jeszcze wykonać wyrok śmierci na komendancie NKWD w Jedwabnem, lejtnancie Dymitrze Szewielewie.

W dokumencie NKWD z 1941 roku opisywano nastroje, tak charakterystyczne dla tego regionu. „Wraz z ustanowieniem władzy radzieckiej w zachodnich obwodach Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej rejon jedwabnowski, z powodu silnych wpływów nacjonalistycznych i braku działań masowo-politycznych, stał się terenem polskich wystąpień powstańczych i kontrrewolucyjnych. Przeważająca część rad wiejskich: siestrzańska, przestrzelska, kossakowska, romanowska, radziłowska niemal w całości były skażone duchem powstańczym, a każda miejscowość stawała się ’placówką powstańczą’, na której czele stał komendant. W swej antyradzieckiej działalności, oprócz werbunku kadr powstańczych i przygotowań do powstania zbrojnego, wrogi element nacjonalistyczny podjął się stosowania otwartych aktów terroru wobec lokalnego aktywu radzieckiego”.

„Jesteście od tej chwili żołnierzami Armii Wyzwolenia”

W Augustowskiem już od jesieni 1939 roku działało kilka niepodległościowych organizacji podziemnych. Największą z nich była Polska Armia Wyzwolenia dowodzona przez ułana pchor. Edwarda Stankiewicza „Dawera”. Powstała być może przy udziale legendarnego „Hubala”, mjr. Henryka Dobrzańskiego. Skupiała ona przede wszystkim ludzi młodych, ale także wielu nauczycieli wiejskich i podoficerów zawodowych Wojska Polskiego. Prowadziła pracę propagandową, wykonywała wyroki na konfidentach i kolaborantach, przygotowywała się do otwartego powstania zbrojnego.

Do partyzanckich oddziałów Polskiej Armii Wyzwolenia, wcielonej następnie do Związku Walki Zbrojnej, wstąpiło wielu augustowskich gimnazjalistów, m.in.: Mieczysław Borkowski „Ataman”, Stanisław Moroz, Józef Kleja, Zofia Tomaszewska, Antoni Pałubiński „Kniaź”. Młodzi partyzanci przeprowadzali brawurowe akcje, np. zdobywając broń i mundury w czasie napadu na wartowników. Swoje zaprzysiężenie zapamiętała Sabina Daszkówna. „Zostaliśmy wprowadzeni do pokoju przez kobietę –najpewniej gospodynię. Za chwilę wszedł oficer Wojska Polskiego w mundurze. Wrażenie było tak niesamowite i tak wielkie wzruszenie, że łzy przysłoniły nam wzrok. Złożyliśmy przysięgę wierności i pamiętam słowa: Jesteście od tej chwili żołnierzami Armii Wyzwolenia”.

Jak zauważył prof. Strzembosz, pierwszy badacz tego zagadnienia, partyzantka nad Biebrzą oraz w Augustowskiem po 17 września 1939 roku, mimo wyjątkowego terroru, osiągnęła taką skalę jak wystąpienia przeciwko Niemcom w Generalnym Gubernatorstwie w latach 1943-1944. Jeżeli ten drugi fakt funkcjonuje w narodowej świadomości, to czas najwyższy, aby przywrócić naszej pamięci ten pierwszy – zmagania przeciwko Sowietom, od walk Korpusu Ochrony Pogranicza, obrony Grodna, bitwy pod Kodziowcami, Szackiem, Wytycznem, po antysowiecką konspirację i partyzantkę na Podlasiu.

dr Jarosław Szarek

“Nasz Dziennik”

9 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. anarchista
    anarchista :

    Wystąpienia przeciwko Niemcom w Generalnym Gubernatorstwie w latach 1943-1944. Jeżeli ten drugi fakt funkcjonuje w narodowej świadomości, to czas najwyższy, aby przywrócić naszej pamięci ten pierwszy – zmagania przeciwko Sowietom, od walk Korpusu Ochrony Pogranicza, obrony Grodna, bitwy pod Kodziowcami, Szackiem, Wytycznem, po antysowiecką konspirację i partyzantkę na Podlasiu.GDYBY KTOŚ BYŁ ZAINTERESOWANY OPRACOWANIEM TEGO TEMATU MOGĘ SŁUŻYĆ SZEREGIEM MATERIAŁÓW NA TEN TEMAT SZCZEGÓLNIE O WALKACH kop Z SOWIECKĄ AGRESJĄ.

  2. anarchista
    anarchista :

    Czy mamy jakichś … “przyjaciół” ? Nie ma drugiego Narodu … leżącego miedzy młoto-sierpem a kowadłem.
    według historii; to nie zaatakowali Nas już tylko amerykańce i UFO-liudki. Ale to szczegół i kwestia czasu, niestety.

  3. desert
    desert :

    Czy ktoś mógłby ustosunkować się do poniższego tekstu? Znalezionego gdzieś w sieci? Wasze zdanie?

    “Jak już poszło na wspominki, to warto w tym miejscu przyjrzeć się kilku liczbom: po wojnie w bratobójczej wojnie domowej uczestniczyło po obu stronach 450 tysięcy ludzi, a w tzw. zbrojnym podziemiu działało 180 tys. osób – w tym ponad 30 tys. w oddziałach regularnych, zorganizowanych, uzbrojonych, a nawet otrzymujących żołd.
    I to głównie te oddziały zabijały zwolenników ludowej władzy: 4018 milicjantów, 1616 ubeków, 3729 zwykłych żołnierzy oraz 495 funkcjonariuszy ORMO. Razem – 9858, a więc prawie 10 tysięcy.
    Co najbardziej makabryczne – do tej liczby trzeba dodać zupełnie bezbronne i w nic niezaangażowane ofiary cywilne (5150 osób), na przykład chłopów, którzy ośmielili się przyjąć ziemię z reformy rolnej, a nawet nauczycieli jadących na głęboką prowincję walczyć z analfabetyzmem.
    Nie wolno też zapomnieć o zamordowaniu przez „patriotyczne podziemie” co najmniej 187 małych dzieci. Za to tylko, że ich rodzice stanęli po „niesłusznej” stronie.
    Ofiarami byli także żołnierze Armii Czerwonej, a choć ostatnie liczby (podobnie jak liczba Żydów pomordowanych w pogromach) są tylko szacunkowe, więc lepiej ich z ostrożności historycznej nie przytaczać, to wiadomo, że idą w tysiące.

    Proste zestawienie liczby zabitych z rąk „żołnierzy wyklętych” w okresie powojennym – 9858 + 5150 = 15.008 Polaków – z liczbą żołnierzy niemieckich poległych na ziemiach polskich w czasie okupacji – 5733 żołnierzy, a więc niespełna 6 tysięcy – bardzo zmienia literacki, czy mitomański obraz polskiego podziemia.

    Przy okazji policzmy:
    W okresie okupacji hitlerowskiej na ziemiach polskich od 1939 do 1944 roku z rąk ZWZ i AK zginęło łącznie 5733 żołnierzy okupanta. Zaokrąglając – okupacja trwała 366 dni, co przemnożone przez 4 lata daje 1464 dni. Tak więc średnio każdego dnia na terenie okupowanej Polski ginęło niecałe 4 żołnierzy okupanta.
    W tym zestawieniu ginie cała legenda polskiego podziemia i partyzantki, bo nijak nie da się tego porównać z Białorusią czy Jugosławią. W żaden sposób.

    A to, że z ręki polskiego podziemia – już po wojnie! – padło ponad 2,5 razy więcej Polaków, niż Niemców w czasie okupacji – musi zastanawiać. Musi.”