Wsiedliśmy do pociągu w Poraju i idąc przez przedziały zauważyliśmy, że siedzi taki jeden umundurowany i ma przy boku broń. Przed Korwinowem podeszliśmy do niego, jeden z nas wyjął spod płaszcza obrzyna kb i przystawił mu do piersi. Krzyknęliśmy – Ręce do góry! Dawaj tetetkę! – Oddał nam ją bez oporu. W Korwinowie na stacji wyszliśmy z pociągu i skoczyliśmy w mrok.

– Urodziłem się w 1931 r. w Częstochowie w dzielnicy Ostatni Grosz w domu przy ul. Gazowej, niedaleko rzeźni – wspomina Ryszard Dreksler. – Jestem więc częstochowianinem. Tak się jednak losy mojej rodziny ułożyły, że jak miałem pięć lat, to przeprowadziliśmy się do Nowej Wsi koło Błeszna, z której pochodziła moja matka. Mój ojciec z kolei urodził się w Czarnym Lesie, gdzie mieszkała jego rodzina. Tuż przed wojną zamieszkaliśmy w Błesznie. Tam ukończyłem pierwszą klasę szkoły powszechnej. W 1940 r. całą naszą rodzinę, czyli rodziców, dwie siostry, brata i mnie hitlerowcy wywieźli na roboty do Niemiec. Przetransportowano nas za Wrocław do miejscowości Malczyce w powiecie Środa Śląska. Oprócz nas z Błeszna wywieziono jeszcze kilka rodzin. Skierowano nas do dużego majątku , którego zarząd znajdował się w Malczycach, ale w jego skład wchodziło jeszcze kilka folwarków.

Komunikacja nie funkcjonowała

– My i jeszcze dwie rodziny z Błeszna zostaliśmy skierowani do jednego z nich, odległego o 7 km. Zarówno w Malczycach, jak w tym folwarku, w którym ostatecznie wylądowaliśmy, pracowali praktycznie sami Polacy. Niemców było tylko kilku. W naszym folwarku tylko jeden, który zresztą umiał po polsku. Ja, jako najmłodszy, nie pracowałem, ale pod koniec pobytu w tym folwarku już pracowałem przy sianokosach czy żniwach. Siedziałem na konnej grabiarce, którą pomagałem obsługiwać. W 1945 r. na Dolny Śląsk wkroczyli Sowieci i rodzice postanowili wrócić do domu. Nie było to łatwe, bo komunikacja nie funkcjonowała, a drogi zapchane wojskiem, ale w kombinowany sposób, trochę piechotą, trochę pociągiem dotarliśmy do Częstochowy. Zamieszkaliśmy ponownie na Błesznie, które z czasem stało się dzielnicą Częstochowy.

Legionista i żołnierz AK

– Zacząłem chodzić do szkoły, a jak skończyłem 18 lat, to zaangażowałem się w tworzenie antykomunistycznej organizacji Młodzieżowy Ruch Oporu. Działała ona w dwóch dzielnicach Częstochowy sąsiadujących ze sobą – Błesznie i Rakowie. Składała się z uczniów szkół częstochowskich młodszych ode mnie. Ja już swoją edukację zakończyłem w przyspieszonym tempie, w czym pomógł mi kierownik szkoły Żychliński, wielki patriota, legionista i żołnierz AK, do którego uczęszczałem na prywatne lekcje. Dalej się uczyć nie mogłem, bo musiałem iść do pracy, żeby zarobić na utrzymanie. W domu się bowiem nie przelewało. Mama zachorowała i po krótkim czasie pracy w zakładach lniarskich „Częstochowianka” musiała iść na rentę, bo stan jej zdrowia drastycznie się pogorszył. Renty miała tylko dwieście złotych, co było kwotą symboliczną. Ojciec pracował na hucie, a ja podjąłem pracę w cegielni „Michalina” przez dwa sezony, a później w guziczarni. Na czele MRO stał Leszek Ogłaza.

Zaczęliśmy zbierać broń

– Należał do niej również jego brat. Mój brat także wstąpił do MRO. W sumie należało do naszej organizacji dwunastu chłopaków. Nie wszyscy mieszkali na Rakowie , czy Błesznie. Ogłazowie mieszkali w Częstochówce, jeden z kolegów w Śródmieściu koło teatru. Zajmowaliśmy się głównie prowadzeniem antykomunistycznej propagandy. Rozwieszaliśmy na słupach plakaty i ulotki, które sami robiliśmy. Działaliśmy w sumie dwa lata. Złapali nas dopiero na początku stycznia 1950 r. Wydał nas należący do organizacji Janek Cieślak. Wcześniej zaczęliśmy też zbierać broń, ukrytą przez członków AK, czy nawet żołnierzy polskich w 1939 r . Przeprowadziliśmy też jedną akcję, w trakcie której rozbroiliśmy uzbrojonego wopistę, którego wzięliśmy za milicjanta. Jechał pociągiem ze Śląska do Częstochowy. Wsiedliśmy do pociągu w Poraju i idąc przez przedziały zauważyliśmy, że siedzi taki jeden umundurowany i ma przy boku broń. Przed Korwinowem podeszliśmy do niego, jeden z nas wyjął spod płaszcza obrzyna kb i przystawił mu do piersi. Krzyknęliśmy- ręce do góry- i – dawaj tetetkę.- Oddał nam ją bez oporu. W Korwinowie na stacji wyszliśmy z pociągu i skoczyliśmy w mrok.

Zaczął wrzeszczeć

– Ten rozbrojony zaczął wtedy wrzeszczeć i podniósł alarm. Sokiści, którzy znajdowali się na stacji, zaczęli za nami strzelać i zrobiła się awantura na całego. Zdołaliśmy jednak dobiec do lasu i uciec. 3 stycznia 1950 r. UB nas zgarnęło. Wsypał nas, jak już wcześniej mówiłem, ten Cieślak. Co mu strzeliło do łba, nie wiem. Należał on do organizacji dłużej niż ja. Później w czasie śledztwa zorientowałem się, że musiał on wsypać nas co najmniej dwa miesiące przed aresztowaniem. UB wiedziało o nas wszystko. Nie tylko to, co im powiedział Cieślak, ale cały szereg rzeczy, wynikających z obserwacji. Śledzili nas od dawna. W nocy z drugiego na trzeciego stycznia pod cmentarzem na Błesznie zatrzymała się kolumna samochodów. W każdym z nich siedziało po czterech, pięciu ubowców. O oznaczonej porze ruszyły i o tej samej godzinie zatrzymali się przed domem każdego z nas o czwartej rano załomotali w drzwi.

Ubierać się!

– U mnie posłużyli się takim półwłóczęgą – Pędrakiem, mieszkającym na Rakowskiej od strony łąk. Często do nas zachodził, by pożyczyć pieniądze na wódkę. Jego pukanie pierwszy usłyszał szwagier i nie otwierając drzwi, kazał uciekać tłumacząc, że jest czwarta rano, wszyscy śpią i jak ma interes, żeby przyszedł później. On poszedł, ale po chwili rozległo się pukanie w okno akurat to, pod którym spałem. Jednocześnie rozległ się okrzyk- otwierać, milicja! – Szwagier otworzył. Weszli do środka. – Dreksler tutaj jest? – To ja! – przyznałem się. – Ubierać się! – usłyszałem, pojedziecie z nami! Skuli mnie, załadowali na samochód i zawieźli do UB przy ul. Parkowej. Tam poddali nas standardowej procedurze. Po rewizji każdy z nas bez żadnego przesłuchania dostał bicie. Następnie każdego wrzucono do celi. Nazajutrz na korytarzu aresztu zjawił się oficer, kierujący śledztwem z całą gromada pomocników.

Zupa „ciotki”

– Drzwi cel zostały otwarte i ten szef wskazywał podwładnym po kolei, ty bierz tego, ty tego itd. Wkrótce zaczęło się śledztwo. Wśród aresztowanych nie było tylko tego Cieślaka i Tomali. Ten ostatni był w wojsku, ale utrzymywał z nami kontakt i podrzucił nam nawet trochę amunicji. Za parę dni przywieźli jednak i jego. Warunki w śledztwie mieliśmy bardzo ciężkie. Siedzieliśmy w piwnicznych celach, oświetlonych żarówką. Piwniczne okno było zasłonięte blachą, w której znajdowało się tylko kilka otworów, przepuszczających niewiele światła. Jedzenie nadawało się tylko dla psów. Zresztą wilczur jednego ze strażników jadł je z oporami. Gotowała je jakaś volksdeutschka, zwana przez więźniów „ciotką”. Jak przynosili kocioł uwarzonej przez nią strawy, to najpierw wołali tego psa. Zdejmowali pokrywę z tego kotła i pozwalali się temu wilczurowi nachlipać. Gdy ten to zrobił, każdemu z nas nalewano po łyżce. Bywało jednak, że ten wilczur umoczył tylko mordę w kotle i nie chciał jeść. Tak ta zupa była wstrętna.

Pokazowy proces

– Gdy po śledztwie trafiliśmy do więzienia na Zawodziu to mimo, że tam też było biednie, to warunki w nim były znacznie lepsze. W celach znajdowała się podłoga. Miały one duże okna, a przede wszystkim mogliśmy otrzymywać paczki żywnościowe. Na Zawodziu nikt nas też nie przesłuchiwał i nie bił. Na Parkowej przesłuchiwano nas po trzy doby. Jak któryś z nas zemdlał, to wylewano na niego wiadro wody, by był przytomny. Jeden ze śledczych skracał sobie czas, grając na pianinie. Wezwali też na świadka tego wopistę, którego rozbroiliśmy, by rozpoznał też tych wśród nas, którzy zabrali mu broń. Uczynił to, ale wyzwali go strasznie. – Jeden ze śledczych, pokazując na nas , rzucił mu pogardliwie w twarz – i ty takim wszarzom oddałeś broń! – Jak śledztwo się zakończyło, to zrobiono nam pokazowy proces w budynku starostwa w Częstochowie. Spędzono na niego uczniów ze szkół średnich, żeby zobaczyli, jaka kara grozi gówniarzom, którzy odważą się podnieść rękę na władze ludową.

Cdn.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply