Jak to było: Zamach w Sarajewie

28 czerwca 1914 roku w Sarajewie miało miejsce wydarzenie, które doprowadziło do Wielkiej Wojny i w konsekwencji do nowego podziału administracyjnego świata. Do dziś te wydarzenia rzutują na rzeczywistość polityczną Europy. Tak opisywały te wydarzenia gazety przed 100 laty.

Jako pierwsze te wiadomości ukazały się w gazetach codziennych. Już 29 czerwca „Słowo Polskie” w szacie żałobnej (z czarną ramką na pierwszej stronie) donosząc o szczegółach zamachu pisze:

Zgon Arcyksięcia następcy tronu Franciszka Ferdynanda i jego małżonki.

O pierwszym zamachu donoszą, że bomba to tzw. bomba flaszkowa napełniona gwoździami. Wybuch tej bomby był tak silny, że zerwał w pobliskim sklepie żelazną żaluzję. Arcyksiążę Franciszek Ferdynand po pierwszym zamachu z całym spokojem udał się do ratusza, gdzie rada miejska czekała na niego z przyjęciem. Po przyjęciu na ratuszu arcyks. wyraził życzenie udania się do szpitala, gdzie przewieziono rannego odłamkiem bomby podpułkownika Marizzi. Kiedy automobil skręcił w ul. Franciszka Józefa, padły dwa strzały rewolwerowe, bezpośrednio jeden po drugim. Pierwszy trafił Księżnę Hohenberg, która upadła na małżonka. Kula trafiła siedzącą po prawej stronie księżnę, przebiwszy poprzednio poduszkę automobilu. Działanie kuli było straszne. Księżna natychmiast straciła przytomność. Druga kula przebiła prawą arterię szyi arcyksięcia. Śmierć nastąpiła prawie bezpośrednio. Wszystko rozegrało się z błyskawiczną szybkością. Wiele osób bliżej stojących nie usłyszało strzałów, sprawca obrał miejsce, w którem mógł blisko strzelać do automobilu. Princyp, stojący z ręką w kieszeni wzbudził podejrzenie kilku stojących w pobliżu pań. Po zamachu żołnierze ujęli sprawcę”.

Na wieść o tragedii „Gazeta Lwowska” z dnia 1 lipca, również z pierwszą stroną w szacie żałobnej dużą czcionką wołała:

Tragiczny zgon
Jego Ces. i Król. Wysokości Najdostojniejszego Arcyksięcia
Franciszka Ferdynanda
I Jego Małżonki Jej Wysokości Księżnej Hohenberg

Dalej w artykule redakcyjnym zaznaczono:

„Tylu ciężkimi ciosami nawiedzany od szeregu lat Najdostojniejszy Ród Habsburgów okrył się nową żałobą.
Z rąk skrytobójcy padł ś. p. Arcyksiążę Franciszek Ferdynand, a równocześnie zaś z Nim zstępuje do grobu dostojna Jego Małżonka, Zofia ks. Hohenberg.

Niewiele zdarzeń równie tragicznych zapisała historia. Sam już fakt zamordowania przyszłego Dziedzica Korony w chwili gdy z całem zaufaniem wszedł pomiędzy ludność ziem niedawno przyłączonych do Państwa, dla okazania jaką dla niej żywi życzliwość, jak szczerze pragnie zadzierzgnąć ściślejsze węzły pomiędzy Tronem, a tą, acz świeżo pod berło Habsburgów przygarniętą, lecz tylu już dobrodziejstwami obsypaną krainę – sam tedy już ów fakt ma w sobie znamiona okropności, do głębi wstrząsającej poczuciem czysto ludzkim”.

Równocześnie donoszono o działaniach podejmowanych przez rząd.

„Po zamachu w Sarajewie. Pierwsza wiadomość o zamachu nadeszła w drodze telefonicznej do urzędu marszałkowskiego. ks. Montenuovo udał się natychmiast do ministra spraw zagranicznych hr. Berchtolda, który już był zawiadomiony przez biuro korespondencyjne. Prezydent ministrów, zawiadomiony o zamachu przez biuro prasowe ministerstwa spraw zagranicznych, wezwał ministra spraw wewnętrznych Heinolda i odbył z nim korespondencję. Zawiadomiono ministrów, obecnych we Wiedniu, a do nieobecnych wysłano zawiadomienia telegraficzne oraz zaproszenia na posiedzenie Rady ministrów”. („Głos”, 1lipca)

I o reakcji na te wydarzenia Najjaśniejszego Franciszka Józefa I:

„Najj. Pan wobec tragedii. Wedle depesz z Ischlu, Najj. Pan pracował onegdaj mimo głębokiego wzruszenia do 7 wieczorem. Przyjął kilka osób z kancelarii gabinetowej i wojskowej i wysłuchał ich referatów. Mimo wstrząśnięcia ducha stan Monarchy nie pozostawiał nic do życzenia. Wczoraj o godz. 6 rano Monarcha odjechał do Wiednia”.

Wydania kolejnych dni przynoszą więcej szczegółów zamachu, w tym i relacje naocznych świadków…

Opowiadanie świadka zamachu fryzjera Marozzi, który pierwszy zatrzymał sprawcę:
– Stałem wśród publiczności w pobliżu filii „Unionbanku” na rogu ul. Appla. Przejechał pierwszy samochód, w którym znajdował się dyrektor policji, potem drugi, w którym stał komisarz rządowy Gerde, oraz burmistrz. Po krótkiej przerwie nadjechał samochód arcyksięcia z szefem rządu. W tej chwili spostrzegłem, że jakiś młody człowiek po drugiej stronie traktu w pobliżu mostu wyjął z pod ubrania jakiś przedmiot i położył go na murze, a potem wyjął drugi przedmiot z pod ubrania i rzucił od dołu ku górze na samochód następcy tronu. Obok tego człowieka stało drugie indywiduum, które po rzuceniu przedmiotu spokojnym krokiem oddaliło się w kierunku wybrzeża.

Widziałem, jak rzucony przedmiot uderzył o dach samochodu i ukazał się słaby ślad dymu. W tej chwili odbity od pierwszego samochodu przedmiot uderzył o powóz ks. Boos-Waldeka. Nastąpił straszliwy wybuch. Pobiegłem ku owemu człowiekowi; ten widząc, że mam go na oku, przeskoczywszy przez płot, rzucił się do rzeki Miliaczki. Puściłem się za nim, a tuż za mną agent. Zbliżając się ostrożnie, chwyciliśmy go pod ręce i wyciągnęli z wody. Nadbiegło mnóstwo policjantów i musiało bronić go przed wzburzonym tłumem”.

Tyle o pierwszej fazie zamachu. Po pierwszym zamachu Arcyks. Franciszek Ferdynand udał się do ratusza na przyjęcie, a po nim wyraził chęć odwiedzenia w szpitalu rannego odłamkiem bomby podpułkownika Marizzi. („Słowo Polskie” 1 lipca).

Kiedy automobil skręcił w ul. Franciszka Józefa, zamachowiec oddał dwa strzały w chwili, kiedy samochód znajdował się po prawej stronie trotuaru, zapełnionego ludźmi; zamachowiec strzelił więc z bezpośredniej odległości, co tłumaczy skutek dobrze wymierzonych strzałów. Szef kraju, gen. Potiorek, miał wrażenie, że nic się nie stało ponieważ zarówno Arcyksiążę jak i Księżna pozostali w wyprostowanej pozycji na swoich miejscach. Kiedy samochód wracał przez most, księżna nachyliła się ku swemu małżonkowi. Gen. Potiorek sądził, że księżna zemdlała wskutek wstrząśnienia nerwowego. W tym mniemaniu utwierdziło go to, że arcyksiążę i księżna wymienili szeptem kilka słów, których jednak wśród zgiełku nie zrozumiał. Dopiero, gdy szef kraju zwrócił się do arcyksięcia, zauważył w otwartych ustach krew. Arcyksiężna była w tej chwili całkiem nieprzytomną i gdy ją podniesiono, arcyksiążę opadł na poduszki samochodu. Pomoc lekarska była daremną. U arcyksięcia, którego arteria szyjna była przebita, po kwadransie stwierdzono śmierć. Ostatnie słowa następcy tronu brzmiały: „Zofio pozostań przy życiu dla naszych dzieci”.

Sprawców pojmano i natychmiast przeprowadzono śledztwo, opisane dokładnie przez „Głos”.

„Śledztwo w Sarajewie. Przez całą noc trwało śledztwo przeciwko sprawcom zamachu. Nici zbiegają się w Belgradzie. W mieszkaniach aresztowanych przeprowadzono rewizję, która wykazała mnóstwo papierów treści irredentystycznej. Główni sprawcy Cabrinovicz i Princip, oraz wiele indywiduów działało w ścisłym porozumieniu. Bomby, z których jedna nie eksplodowała, pochodzą z Belgradu. Sprawca zamachu Gawrilo Princip liczy lat 19, pochodzi z Grakosy, pow. Liwno. Studiował przez dłuższy czas w Belgradzie. Przesłuchany podaje, że już dawniej z motywów nacjonalistycznych miał zamiar wykonać zamach na wysoko postawioną osobistość. Podczas przesłuchania Princip odpowiadał w sposób cyniczny. Gdy go spytano, po co przybył do Sarajewa, odpowiedział:
– Wiedzieliście, panowie, przecież po co.
Na pytanie, czemu spełnił czyn, odpowiedział:
– Uważałem arcyksięcia za reprezentanta austriackiego imperializmu, za najważniejszy czynnik w monarchii. Dlatego dokonałem na niego zamachu”.

W tym czasie we Lwowie („Słowo Polskie” 1 lipca)

Wieść o zamachu doszła około godz. 4 z Krakowa. Rozeszła się błyskawicznie. Kiedy uzyskaliśmy potwierdzenie, około godz. 6.30 wiecz. „Słowo Polskie” wydało pierwsze doniesienie, które poruszyło miasto. „Dodatek nasz był rozchwytywany. Przedstawienie w teatrze zostało przerwane. Raut miasta na cześć zjazdu adwokatów odwołano. Wieść rozeszła się po prowincyi i telefon redakcyjny był w ciągłym ruchu, aby udzielić wyjaśnień interpelantom z miasta i z prowincyi”.

Władze miasta wyraziły „objawy współczucia” w następującej formie:

Najmiłościwszy Cesarzu i Królu!
Stolica Kraju Królestwa Galicji na straszną wiadomość o niesłychanej zbrodni i nieszczęściu, które tak bezlitośnie spadło na Ciebie, Najmiłościwszy Cesarzu i Królu nasz, na całe państwo i królestwo nasze, spieszy wyrazić Ci uczucia bezmiernego żalu i współczucia, które przepełniają nasze serca. Racz przyjąć, Najmiłościwszy Cesarzu i Królu nasz, zapewnienia naszej miłości i hołdu, które u stóp Twoich składają imieniem stolicy kraju
Prezydent król. stoł. m. Lwowa – Józef Neumann
Wiceprezydenci: Dr Tadeusz Rutowski, dr. Leonard Stahl, dr. Filip Schleicher.

W katedrach wszystkich obrządków:
“Uroczyste nabożeństwo żałobne w Archikatedrze obrządku łacińskiego i egzekwie przy katafalku odprawił JE ks. Arcybiskup dr Bilczewski w otoczeniu licznego kleru.
W cerkwi św. Jerzego mszę św. odprawił ks. Mitrat Białecki w asystencji kleru, panachidę zaś odśpiewał JE ks. Metropolita Szeptycki.
W katedrze ormiańskiej mszę św. odprawił JE ks. Arcybiskup Teodorowicz w otoczeniu kapituły”.

Czy wiedziano o planowanym zamachu?

Wiedeń.„Poseł serbski Jovanovics przed wyjazdem arcyksięcia Franciszka Ferdynanda był w ministerstwie spraw zagranicznych i ostrzegał przed wyjazdem do Bośni i Hercegowiny, gdyż jak oświadczył, rząd serbski w drodze poufnej otrzymał wiadomość, że zamierzony jest zamach na życie arcyksięcia”.

W licznych reportażach i relacjach z przebiegu śledztwa, ceremonii przewiezienia zwłok, pogrzebu, działań rządu we Wiedniu i cesarza osobiście chyba niezauważona przeszła poniższa informacja:

Wiedeń.„Dzisiejsze dzienniki poranne przerażone są odkryciem policji w Sarajewie i rozmiarami nienawiści Serbów bośniackich do Austro-Węgier. Dzienniki stwierdzają, że zamordowanie następcy tronu było faktycznie następstwem niesłychanie rozgałęzionego spisku Serbów bośniackich. Ten spisek i jego rozgałęzienia nakazują się obawiać zawikłań wojennych na południu i że trzeba będzie przeznaczyć ogromną ilość wojsk celem utrzymania w szachu ludności serbsko-bośniackiej. To odkrycie rzuca smutne światło na starcie militarne, w które na południu Austro-Węgry ewentualnie mogły by być zawikłane”.

Autor wypowiedział prorocze przepuszczenie o „zawikłaniach wojennych na południu”. Nie przewidział tylko ich skali – wojny światowej. Ale to nastąpiło dopiero za kilka tygodni, o czym doniesiemy naszym czytelnikom w kolejnych numerach.

Opracował Krzysztof Szymański

“Kurier Galicyjski”

Tekst ukazał się w nr 11 (207) za 17-30 czerwca 2014

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply