Gdzie się podziały zbroje husarskie? Czyli jak staliśmy się Europejczykami.

Jako miłośnik starożytności, bolałem widząc przetapiane na łyżki, zbroje i kirysy, a czapraki krajowe na ubiory maskowe, kamienie wydobywane na ozdoby damskie itp.

Druga połowa XVIII wieku, a zwłaszcza panowanie Stanisława Augusta Poniatowskiego, to czasy „europeizacji” Polaków–Sarmatów. Zmiany zaszły wówczas nie tylko w sposobie ubierania się (porzucenie stroju narodowego na rzecz „francuszczyzny”, mimo krótkotrwałej kontrofensywy tak zwanych mundurów wojewódzkich), lecz przede wszystkim w mentalności ówczesnych obywateli–szlachciców.

Portret szlachcica w mundurze województwa podolskiego (źródło: cyfrowe zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie). Uchwała z 1776 roku, wprowadzająca mundury wojewódzkie dla szlachty Rzeczypospolitej, tylko na krótko powstrzymała ofensywę strojów cudzoziemskich.

Zaczęły się od elit i powoli, lecz skutecznie, przeniknęły i opanowały szeregi szlachty mniej zamożnej. Efekt końcowy jest znany. „Oświecone” społeczeństwo zapragnęło zmian. Nie pozornych, lecz fundamentalnych. Zaczęło reformować kraj, lecz nie potrafiło tych reform obronić. Skończyło się rozbiorami Polski.

Co zdumiewające, dziś powszechnie obwiniamy za rozbiory warcholstwo Polaków–Sarmatów. Czasem także agresywnych sąsiadów. Zdumiewające, bo to nie owi „Sarmaci”, lecz naiwność polityczna „oświeconych” Polaków, którzy licząc na formalny sojusz z „oświeconym” zachodem (w postaci Prus) sprowokowali Rosję Katarzyny Wielkiej i katastrofę państwa polskiego.

Nie o rozbiorach jednak jest ten artykuł, lecz o jednym zjawisku, które ten rozbiór poprzedzało.

Kirysy na łyżki

Do naszych czasów zachowało się kilkadziesiąt kompletów zbroi zwanych husarskimi. A przynajmniej taka ich liczba jest udokumentowana i dostępna badaczom. To niewiele, zważywszy jak liczni, swego czasu, byli husarze. Gdzie się podziały pozostałe zbroje? Odpowiedzi na to pytanie należy szukać nie tyle w czasach rozbiorów i wojen światowych (choć i one miały swój wkład w dzieło zniszczenia) ile w ostatnich dekadach XVIII wieku. A dokładniej w przemianach umysłowych ówczesnych Polaków. Ale zanim do nich przejdziemy, sięgnijmy do wyników badań Jarosława Dumanowskiego, który wykorzystał około 500 rejestrów mobiliów szlachty wielkopolskiej, spisanych w latach 1699–1793. Historyk ów stwierdził:

„W najbardziej wyraźny sposób zmniejszenie się rozpowszechnienia obiektów tworzących obraz szlachcica jako rycerza i wojownika obserwujemy w wypadku paradnego rynsztunku. Ta najcenniejsza część wyposażenia bojowego, czy mającego za takie tylko uchodzić, należy także do najdroższych ze wszystkich rodzajów obiektów odnotowywanych w spisach. Ten typ przedmiotów o szczególnie silnym działaniu symbolicznym i ograniczonych walorach użytkowych wydaje się nam interesującym wskaźnikiem umożliwiającym udokumentowanie osłabienia tak żywotnego jeszcze w początku wieku mitu rycersko-żołnierskiego. W żadnym z omawianych przypadków [broni białej i palnej] zmiany nie są tak wyraziste i jednoznaczne. O ile na początku wieku bogato zdobione rzędy końskie, siodła, czapraki, zbroje, tarcze, sahajdaki czy ładownice stanowią jedną z najważniejszych części szlacheckiego majątku ruchomego, to pod koniec stulecia praktycznie znikają z opisywanych w rejestrach zbiorów przedmiotów.”[1]

Jarosław Dumanowski zwraca również uwagę na to, że nawet jeśli w jakimś spisie z ostatnich dekad XVIII wieku pojawia się jeszcze owa broń, to wśród rzeczy o małej wartości. Na przykład:

„W 1781 roku w dokładnym wykazie rzeczy po Stanisławie Magnuskim dwa pancerze druciane zostały wymienione pod koniec spisu wśród różnych mobiliów o małej wartości. Te ważne kiedyś atrybuty rycerskiej chwały przechowywane dawniej w skarbcach znalazły się tu między kosą do trawy i dwoma prostymi terlicami stanowiąc tym razem pewną funkcjonalną czy może raczej dysfunkcjonalną całość z takimi przedmiotami jak żelazna listwa, lejce czy łapka na myszy.”[2]

Wniosek stąd jednoznaczny – szlachta przestała cenić to, czym wcześniej się szczyciła. Bogate rzędy, siodła, czapraki, tarcze, sahajdaki oraz zbroje i pancerze straciły swą wartość. Nie tylko albo nie tyle materialną, ile przede wszystkim ideologiczną. Wbrew naszym dzisiejszym wyobrażeniom, że np. zbroja husarska powinna być z pietyzmem przechowywana przez kolejne pokolenia, szlachta w okresie panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego miała do tego typu pamiątek przeszłości i swych rodów, i Polski, zupełnie inny stosunek.

Czemu uważam, że właśnie panowanie tego monarchy było przełomowe? Wynika to ze statystyki przytoczonej przez Jarosława Dumanowskiego w tabeli 30. O ile w okresie 1699 – 1719, paradny rynsztunek znajdował się w 55% inwentarzach ruchomości szlachty wielkopolskiej, o tyle w latach 1779 – 1793 już tylko w 14%, choć jeszcze w okresie 1740 – 1760 wskaźnik ten wynosił 46%[3].

No dobrze, ale co tak właściwie się stało, że „oświecona” szlachta przestała cenić to, czym szczycili się jej przodkowie? Odpowiedzi na to pytanie należy szukać nie w samych inwentarzach, bo one są jedynie świadectwem zmian, lecz nie wyjaśniają ich przyczyn. Odpowiedzi udzielają ludzie tamtej epoki. Jednym z nich był urodzony w 1764 roku, a zmarły 90 lat później, szlachcic Wacław Borejko. Jego to zdaniem:

„W skarbcach! Tam to było widzieć zapasy drogich sprzętów, od najdawniejszych czasów i zabytków krajowej starożytności, nawet w domach szlacheckich. Duch czasu i mody paryskie wszystko strwoniły. Do ostatnich czasów, takie dawności pozostały w domu Sanguszków tylko, w Zasławiu. Jako miłośnik starożytności, bolałem widząc przetapiane na łyżki, zbroje i kirysy, a czapraki krajowe na ubiory maskowe, kamienie wydobywane na ozdoby damskie itp.”[4]

Płatnerze z końca XVII w. (ilustracja z dzieła „Abbildung der gemein-nützlichen Haupt-Stände von denen Regenten und ihren so in Frieden- als Kriegs-Zeiten zugeordneten Bedienten an bisz auf alle Künstler und Handwerker” opublikowanego w 1698 roku).

Oto co się stało ze zbrojami i paradnym rynsztunkiem, przechowywanym z pietyzmem jeszcze za Augusta III Sasa. Duch czasu i mody paryskie wszystko strwoniły…

Wacław Borejko o tym duchu czasów wspomniał również nieco wcześniej. Opisując dwory magnatów, podkreślił przemiany, których był świadkiem. O dawniejszej magnaterii miał następującą opinię:

„Oddać jednak sprawiedliwość w tem należy Panom, że się otaczali samą tylko szlachtą, od najwyższej do najniższej pokojowej usługi; podnosili ich ze stopni na stopień i łaski im obficie świadczyli; używali więc darów możności swej na okazałość dla siebie, obok dobroczynności i to było po staropolsku.”[5]

A o późniejszej magnaterii:

„Gdyby mnie kto zapytał o ich następców? Bo ja dawniejsze dzieje przywodzę, musiałbym nie inaczej wyrzec: żyli na wojażach, tam tracili zbiory przodków i ich sławę, a zwozili natomiast same tylko śmiecie i rozsiewali w kraju własnym.”[6]

Przykład ten działał i na średnią szlachtę:

„Biegała tam w też strony i szlachta majętniejsza; podobały się jej szwaczki i praczki paryskie: innej bielizny na siebie nie wdziewali, tylko tam szytej i pranej, butów, fraczków itp., bo cóż mogło w ich gustach wysmukłych wyrównać krajowego? I równie jak pierwsi na szlichtadzie majątki spuścili [stracili].”[7]

I tak zostaliśmy Europejczykami

Rzecz jasna nie tylko Borejko zanotował ekspansję cudzoziemszczyzny. Zresztą nie zaczęła się ona dopiero w czasach króla Poniatowskiego. Panowanie tego monarchy było jednak okresem przełomowym w życiu szlacheckiej prowincji, gdzie najżywiej biło serce narodu polskiego.

Julian Ursyn Niemcewicz. Portret pędzla Antoniego Brodowskiego z 1820 r. (źródło: wikipedia)

Znamienne są słowa urodzonego w 1758 roku Juliana Ursyna Niemcewicza, które posłużą za podsumowanie tego artykułu:

„Obyczaje, zwyczaje, mowa, wszystko to, na com patrzał w dzieciństwie, tak było narodowym, iż nie zapomnę nigdy wrażenia, które we mnie sprawił widok podkomorzego Ossolińskiego z Toporowa, przybyłego w odwiedziny do babki mojej w ubiorze niemieckim; jego zielona suknia, kamizelka pąsowa z galonem złotym, czarne aksamitne pluderki z tasiemką złotą u kolan, osobliwie głowa ufryzowana i upudrowana przyzwyczajonemu do poważnego stroju polskiego zdały się nikczemne i śmieszne. Nie przewidywałem, że w pół wieku później równie mnie strój polski rzadkością swoją zadziwiać będzie, jak wtenczas zadziwiał niemiecki.”[8]

dr Radosław Sikora

Tematy pokrewne:

Morale i husaria

Chwała i apologia husarii

Ostatnie lata husarii

Husarz kontra kirasjer

Najwszechstronniejsza kawaleria w dziejach

Jak walczyła husaria

Husarze – wcale nie tacy wielcy

I toć to jest, co ich tak strasznymi i okrutnymi czyni”, czyli husaria i skóry

Husarskie igrzyska na ostre kopie

Kamizelka kuloodporna – polska specjalność

Żywe tarany

Polska! Biało (-granatowo) – czerwoni!

______________________________________________

Przypisy:

1Jarosław Dumanowski, Świat rzeczy szlachty wielkopolskiej w XVIII wieku. Toruń 2006. s. 239–240.

2Tamże, s. 241.

3Tamże, s. 238.

4Pamiętniki domowe. Zebrane i wydane przez Michała Grabowskiego. Warszawa 1845. s. 52.

5Tamże, s. 50.

6Tamże.

7Tamże.

8Julian Ursyn Niemcewicz, Pamiętniki czasów moich. Opr. Jan Dihm. Warszawa 1957. t. 1, s. 40.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply