Bój pod Wytycznem

Po zakończeniu walki bolszewicy kazali szybko pozbierać wszystkich zabitych i rannych polskich żołnierzy. Rannych polecili wnieść do Domu Ludowego, gdzie zamknęli ich na klucz, nie udzielając pomocy lekarskiej. Wszyscy zmarli z upływu krwi.

Major Stanisław Pakuła, żołnierz WiN-u z oddziału „Jastrzębia” na Lubelszczyźnie, urodził się w Wytycznem koło Włodawy w 1930 r. w rodzinie Józefa i Zofii. Miał troje rodzeństwa. Ojciec był młynarzem, a matka zajmowała się prowadzeniem domu. Jego rodzinie żyło się biednie. Gdy Stanisław Pakuła miał 6 lat, umarł mu ojciec. Matka, by utrzymać rodzinę, wynajmowała się jako kucharka. To jej przede wszystkim zawdzięcza swoje patriotyczne wychowanie. Jako dziecko był też świadkiem wydarzeń, które na trwałe odcisnęły swoje piętno na jego osobowości.

Miały znaczenie strategiczne

– Na moich oczach rozegrała się słynna bitwa pod Wytycznem, którą cofające się oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza pod dowództwem gen. Wilhelma Orlik-Ruckemanna stoczyły ze ścigającymi ją wojskami sowieckimi, wkraczającymi na Kresy. Generał chciał się połączyć z grupa Franciszka Kleeberga i iść razem na odsiecz Warszawie. Nie wiedział, że stolica już skapitulowała. Tuż przed jego oddziałami obok nas przeszła grupa wojsk Armii Czerwonej, kierująca się na Cyców-Łęcznę-Lublin. Zgrupowanie Orlika-Ruckemanna liczyło jakieś 6 tys. ludzi. Gdy przeszło szosą przez mostek na drodze bitej, biegnącej od Włodawy przez Kołacze-Wytyczno-Urszulin-Cyców, to wysadziło go w powietrze. Mostek ten spinał brzegi niewielkiej rzeczki, wypływającej z Jeziora Wytyckiego i wpadającego do bagna. Miał więc on znaczenie strategiczne. Polacy na wszelki wypadek ustawili w pobliżu zniszczonego mostku kilka działek przeciwpancernych. Okazało się, że słusznie. Czterem sowieckim czołgom, idącym na szpicy udało się pokonać rzeczkę i zbliżyć do wioski. Działka dały ognia i trzy czołgi od razu stanęły w płomieniach.

Czwarty zdołał uciec

– Czwarty zdołał zakręcić i się wycofał. Wojska sowieckie były wtedy już w Urszulinie, który był siedziba gminy. Sowieci wracali wtedy z Lublina, gdzie wspólnie z Niemcami odbywali defiladę zwycięstwa i nie spodziewali się już napotkać żadnego oddziału Wojska Polskiego. Byli wyraźnie zaskoczeni. W Wytycznem mieszkało sporo Ukraińców, którzy chętnie powitaliby bolszewików chlebem i solą. Bereza i Tryzuba wsiedli na rowery i pojechali do Sowietów, by ich poinformować o siłach polskich znajdujących się w Wytycznem. Dołączył do nich Niemiec Strychacz-Janke. Na drugi dzień z rana ta trójka, znająca doskonale teren, bocznymi drogami podprowadziła pod Wytyczne bolszewików. Podeszli oni zaroślami koło jeziora i zaczęła się walka. Wtedy Józef Klauda, mieszkający na skraju Wytyczna i goszczący w swoim domu generała Ruckemanna ze swoim sztabem z racji tego, że był wójtem gminy, doradził mu, jak jego zgrupowanie może się wycofać.

Bój był zażarty

– Poinformował go, że w Wólce Wytyckiej jest las o wysokim podłożu, poprzez który wojsko mogło swobodnie przejść, mając jednocześnie jak na dłoni, szosę. Klauda na rzemiośle wojskowym się znał, bo w Legionach Piłsudskiego był porucznikiem. Ruckemann zaczął wycofywać oddziały, starając się jednocześnie zatrzymać bolszewików. Wykorzystał do tego zabudowania młyna i tartaku, leżące nad rzeczką i otoczone wysokim płotem. Umieścił w nich działka przeciwpancerne i kompanie ciężkich karabinów maszynowych. W lesie koło Wólki Wytyckiej ustawił baterię dział, która bardzo celnie odpowiadała na ogień Sowietów. Bój był bardzo zażarty. Sowieci nie chcieli dopuścić do oderwania się polskich oddziałów i stale napierali. Wiedzieli od tych trzech komunistów, ze polscy żołnierze są zmęczeni, głodni, a także, że brakuje im amunicji. Pamiętam, że do naszego domu przyszedł jeszcze w nocy żołnierz KOP-u , który powiedział do mamy – pani kochana, ja trzy dni nic nie jadłem!- Mama oświadczyła mu, że gotowanego nic nie ma, ale może mu dać mleka, śmietany i chleba z masłem. Żołnierz siadł do stołu i zaczął jeść tak łapczywie, że szybko dostał bólów żołądka i był niezdolny do dalszego marszu. Zaczął jęczeć i orzekł – dziej się wola Boża, zostanę z Wami.

My wsie Poljaki!

– Matka zabrała mu broń i schowała, a jego położyła do łóżka i przykryła pierzyną. Kule gwizdały już wtedy na całego. Leżeliśmy na podłodze przykryci pierzyną i modliliśmy się, że w nasz dom nie trafił pocisk artyleryjski, bo Sowieci zaczęli walić do Polaków z dział. W pewnym momencie strzelanina przesunęła się dalej i do naszych zabudowań dotarli Sowieci. Jeden z nich z bagnetem na karabinie wpadł do naszej chałupy i woła do matki- Zdrastwujtie! U was Poljakow niet! – Mama, która znała trzy języki, bo w czasie I wojny pracowała w szpitalu odpowiedziała – My wsie Poljaki! – Żołnierz wyskoczył i pobiegł dalej. Za jakąś chwilę przybiegł następny i o to samo zapytał. Mama odpowiedziała mu to samo. Wtedy ten żołnierz KOP-u wstał spod pierzyny i podniósł ręce do góry. Sowiet ten o mongolskich rysach, od razu do niego doskoczył i przystawiając mu bagnet do piersi wrzasnął do matki – a to szto sabaka! – Pognał matkę pierwszą, a za nią żołnierza na podwórko, by ich tam rozstrzelać. Gdy wyszli, a Sowiet znalazł się na progu, dostał nagle kulą w skroń i padł. Matka wtedy powiedziała -uciekajmy!

Pastwili się nad zwłokami

– Rowami przemknęliśmy się do zabudowań o jakieś dwa kilometry! Po drodze widzieliśmy masę trupów sowieckich. Po zakończeniu walki bolszewicy kazali szybko pozbierać wszystkich zabitych i rannych polskich żołnierzy. Rannych polecili wnieść do Domu Ludowego, gdzie zamknęli ich na klucz, nie udzielając pomocy lekarskiej. Wszyscy zmarli z upływu krwi. Poległych i zmarłych z upływu krwi bolszewicy obdarli z mundurów, a ich dokumenty złożono na kupę i podpalono. Umundurowaniem podzielili się żołnierze sowieccy. W pastwieniu się nad zwłokami naszych żołnierzy wyróżniał się Ukrainiec Paweł Dyksa. Zaznaczyć też chciałbym, że Ukraińcy w czasie wycofywania się polskiego wojska z Wytyczna strzelali do niego zza węgła. Później po polach i zabudowaniach robili też polowanie na polskich żołnierzy , którzy w trakcie bitwy się chcieli gdzieś ukryć. Po schwytaniu bili ich i mordowali. Ogółem, jak mi opowiadał Klauda, pod Wytycznem zginęło bądź zmarło z ran dziewięćdziesięciu trzech polskich żołnierzy. Pochowano ich w rogu prawosławnego cmentarza.

Przyszli Niemcy

– Sowieci stali w Wytycznem jeszcze kilka dni. Swoich spalonych czołgów nie uprzątnęli i nie zainteresowali się swoimi poległymi w nich czołgistami. Dopiero jak do Wytycznego przyszli Niemcy, to usunęli czołgi i pochowali zabitych sowieckich czołgistów. Zrobili to z największymi honorami, urządzając dla nich przydrożny cmentarzyk, otoczony parkanem. Ale, jak Niemcy uderzyli na ZSRR, to zniszczyli ten grób. Swoich zabitych Sowieci nie zabrali ze sobą, tylko pochowali na Wielkim Łanie koło Wołoskowoli. Po wojnie w 1947 r. żołnierzy polskich ekshumowano i przeniesiono na cmentarz wojenny we Włodawie. Miejscowi Żydzi i Ukraińcy myśleli, że Sowieci zostaną tu na stałe i szykowali się do dania Polakom nauczki. Ci jednak szybko wyjechali i do Wytyczna przyszli Niemcy. Ja miałem wtedy 9 lat i dalej chodziłem do szkoły powszechnej, kończąc swoją edukację na czwartej klasie. Konspiracja w Wytycznem zawiązała się bardzo szybko. Była to wieś bardzo patriotyczna, w której każdy wiedział, co to znaczy Bóg, Honor i Ojczyzna.

Cdn.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply