Kanclerz Merkel odrzuciła postulat bawarskiej CSU, domagającej się ograniczenia liczby migrantów przyjeżdżających do Niemiec. Wywołała tym oburzenie polityków tej partii, którzy pożegnali ją niemal w milczeniu.

Przemawiając w Monachium na zjeździe delegatów CSU Merkel opowiedziała się za takim rozwiązaniem problemu uchodźców, które “nie zaszkodzi Unii Europejskiej“. Opowiedziała się za wzmocnieniem ochrony granic zewnętrznych UE oraz porozumieniem z Turcją ws. legalnej imigracji uchodźców z Bliskiego Wschodu, którzy przebywają w tureckich obozach.

„Dzięki takiemu podejściu uda nam się zredukować liczbę uchodźców zgodnie z interesem wszystkich, czego nie udałoby się osiągnąć poprzez jednostronne ustalenie limitu na poziomie narodowym”– powiedziała Merkel, czym zignorowała stanowisko CSU. Kilka godzin wcześniej partia ta niemal jednogłośnie przyjęła uchwałę, by w 2016 roku ustalić górny pułap liczby imigrantów.

Premier Bawarii Horst Seehofer demonstracyjnie sprzeciwił się Merkel. Stojąc obok niej zaznaczył, że ustalenie limitu uchodźców jest warunkiem rozwiązania problemu. Kanclerz nie zareagowała na jego wypowiedź i opuściła salę obrad bocznym wyjściem. Pożegnały ją jedynie pojedyncze oklaski. Wcześniej jest wystąpienia wzbudzały burzliwy aplauz. Jak oceniła agencja dpa, atmosfera między CDU i CSU jest lodowata.

Wp.pl / Kresy.pl

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. scoiatel
    scoiatel :

    może ktoś wytłumaczyć, dlaczego Merkel jest taka nieugięta w sprawie imigrantów? Przecież przez to poleci jej rząd i partia w następnych wyborach. Przecież nie może być tak zaślepiona. O co tu chodzi? Pieniądze, ale skąd i po co? Haki?

  2. zefir
    zefir :

    To wszystko jest popierdzielone na maksa.Jeżeli Niemcy chcą przyjmować imigrantów,nawet w ramach górnego limitu,jak chce CSU,to niech robią to w sposób cywilizowany,statkami od strony Bałtyku.Nie będzie wtedy szarańczy bałkańskiej.Sama Merkel to komunistyczna internacjonalistka,z cechami niemieckiej bufonady i podskórnego germańskiego socjalterroryzmu.W tym mieści się wiele,dlatego tak trudno ją zrozumieć.

  3. mop
    mop :

    Euro-Ameryka W środowiskach prawicowych, a także w kręgach zainteresowanych geopolityką, próbuje się od pewnego czasu kreować Unię Europejską na lepszą alternatywę dla USA i orientacji proamerykańskiej, zwanej pogardliwie atlantyzmem. Decyzyjne jądro UE tworzą dwa państwa – Niemcy i Francja. Niemcy odgrywają rolę właściwego motoru politycznego „integracji europejskiej”; to one przede wszystkim wyznaczają cele oraz koordynują i finansują działania. Francja natomiast spełniała dotąd w procesie „integracji europejskiej” funkcję głównego, najgłośniej krzyczącego propagandzisty. Kiedy przedstawiciele Unii wzywali rządy innych państw do podporządkowania się przez nie „interesowi europejskiemu”, żądali w ten sposób spełniania przez nie życzeń Niemiec, ale zazwyczaj to politycy francuscy najbardziej wrzaskliwie i najbezczelniej rugali państwa, które do „interesu europejskiego” nie chciały się dostosować dostatecznie szybko. Część badaczy i teoretyków „integracji europejskiej” otwarcie pisze o istnieniu „hegemona integracyjnego” w postaci Niemiec i Francji lub samych Niemiec. W praktyce wszystko jedno, jak dokładnie wygląda ów pakt hegemoniczny, bo i Niemcy, i Francja należą do obozu atlantyckiego, czyli amerykańskiego. W pierwszej połowie poprzedniej dekady Unią Europejską tak naprawdę kierowali dwaj względnie antyamerykańscy politycy: kanclerz Gerhard Schröder i prezydent Jacques Chirac. Wtedy można jeszcze było się łudzić, że Unia dąży do emancypacji spod władzy USA i przekształcenia się w konkurencyjne względem Stanów centrum polityczne.Obaj ci politycy alternatywę dla orientacji amerykańskiej dostrzegali nie w Unii Europejskiej samej w sobie, ale w jej związku z Rosją. W swoich państwach obydwaj związani byli z orientacją rosyjską. Gerhard Schröder praktycznie od zawsze funkcjonował na niemieckiej scenie politycznej jako agent wpływu Moskwy.Po zakończeniu urzędowania w 2005 r. został przez tego ostatniego wynagrodzony synekurą w radzie nadzorczej konsorcjum Nord Stream, budującego Gazociąg Północny między Niemcami i Rosją. Jacques Chirac w dawniejszych czasach wizytował stolicę Związku Sowieckiego i fotografował się z Leonidem Breżniewem, w nowszych – podkreślał, że jego drugim językiem nie jest angielski, lecz rosyjski.Później antyamerykańscy Schröder i Chirac ustąpili miejsca tandemowi proamerykańskiemu – Angeli Merkel i Nicolasowi Sarkozy’emu. Kurs polityczny ich poprzedników szybko poszedł w odstawkę. W 2009 r., w pięćdziesiątą rocznicę zawiązania Paktu Północnoatlantyckiego, Francja z pompą powróciła do wojskowych struktur NATO, które opuściła za rządów gen. Charlesa de Gaulle’a. Dwa lata później objęła obok USA przywództwo nad krwawą, cynicznie uzasadnioną inwazją na „niedemokratyczną” Libię (swój drugoplanowy udział miały w niej też niestety władze państwa polskiego). Mniej więcej w tym samym czasie Niemiecka Republika Federalna z błogosławieństwem Waszyngtonu organizowała działania obliczone na wywrócenie rządu „niedemokratycznej” Białorusi. Zgodnie z podanymi do wiadomości publicznej ustaleniami organów tego państwa pierwszoplanową rolę w animowaniu nieproporcjonalnie nagłośnionych wystąpień białoruskiej „opozycji demokratycznej” rok temu odegrała BND, czyli niemiecka Federalna Służba Informacyjna (wspierana, niestety, przez polską Agencję Wywiadu). Ostatnie, lecz nie najmniej ważne: po utworzeniu stanowiska szefa wspólnej polityki zagranicznej UE powierzono je Catherine Ashton, członkini elity rządowej Wielkiej Brytanii – od I wojny światowej tradycyjnego europejskiego sojusznika Ameryki.Jeszcze bardziej, niż na polu polityki zagranicznej, podporządkowanie Unii Europejskiej hegemonii Stanów Zjednoczonych uwyraźnia się na polu polityki obronnej i bezpieczeństwa, prowadzonej w poszczególnych państwach członkowskich pod amerykański strychulec. Przeprowadza się w nich tak zwaną szumnie „modernizację” sił zbrojnych, czyli systematyczną redukcję liczebności armii i zmniejszanie jej budżetu, a w konsekwencji – stopniowe rozbrojenie państwa. „Modernizacja” ma prosty cel: obniżenie zdolności obronnych państw europejskich, uzależnienie ich w ten sposób od pomocy militarnej USA, a tym samym utrzymanie i wzmocnienie ich politycznej wasalności wobec Waszyngtonu. Jako punkt dojścia procesu „modernizacji” podaje się narzucany odgórnie przez amerykańskich planistów model „małej, sprawnej armii zawodowej”, czyli takiej, którą można w każdej chwili przerzucić szybko w najodleglejsze miejsca na ziemi, by tam mogła pełnić zadania sił pacyfikacyjnych, okupacyjnych i policyjnych w kolejnych neokolonialnych wojnach Stanów Zjednoczonych, jeśli zajdzie potrzeba. Taka „restrukturyzacja” armii odbywa się obecnie w Niemczech, państwie przywódczym Unii, gdzie pobór do wojska został zawieszony, jego budżet – poważnie zredukowany, a liczebność – na przeciągu minionych dwóch lat zmniejszona o ponad pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, przy czym zapowiada się jej dalsze ograniczanie. Niedawne wprowadzenie w Bundeswehrze możliwości podjęcia służby przez obywateli innych państw jeszcze bardziej upodobnia ją do bezideowej armii najemnej. Analogiczny schemat (redukcje i cięcia przy jednoczesnym wstrzymaniu poboru) realizuje się w Polsce. Nawet w Szwecji, państwie tradycyjnie neutralnym i nie zrzeszonym w NATO (ale zrzeszonym w UE), zlikwidowano model armii narodowej (oparty na powszechnym obowiązku służby wojskowej) na rzecz komercyjno-kontraktowego modelu „małej, sprawnej armii zawodowej”. Poszczególne państwa członkowskie Unii Europejskiej posłusznie przebudowują swoje siły zbrojne tak, aby ich struktura była komplementarna z aktualnymi potrzebami USA. Narzucanej odgórnie „modernizacji” wojska stosunkowo najbardziej opiera się Francja. Nad Sekwaną wprawdzie też przeforsowano „uzawodowienie” armii (1996-2002), uzasadniając je, jak wszędzie, nowomową o „konieczności dostosowania się do nowych wyzwań”, i zniesiono pobór, niemniej francuska młodzież wciąż podlega obowiązkowemu przeszkoleniu obronnemu, a pomimo kolejnych redukcji siły zbrojne tego państwa wciąż liczą „aż” ok. 350 tysięcy ludzi (czyli mniej więcej tyle, ile przy swoim obecnym zaludnieniu powinna posiadać mniejsza od Francji Polska).Unia Europejska to nie żadne „imperium in statu nascendi”, lecz narzędzie USA do kontroli i dyscyplinowania państw Europy, sprawowanych ze współudziałem Niemiec. W środowiskach niemieckiej Prawicy do 1990 r. Niemiecką Republikę Federalną nazywano pogardliwie „republiką bońską”. Po zjednoczeniu (albo raczej wchłonięciu NRD) NRF pozostała tą samą, demoliberalną i zamerykanizowaną „republiką bońską”, przesuniętą geograficznie nieco bardziej na Wschód. Z punktu widzenia geografii idei Niemcy na mapie Europy tworzą dziurę, z której nic wartościowego nie wychodzi – i nic nie pozwala sądzić, by stan ten miał w przewidywalnej przyszłości ulec zmianie. Unię Europejską można równie dobrze nazywać Euro-Ameryką. Konsekwentnie, zamiast o atlantyzmie powinno się mówić o euratlantyzmie.Berlin i Bruksela nie oferują żadnej rzeczywistej alternatywy w stosunku do Waszyngtonu. Na razie nie oferuje jej też, niestety, Paryż, zapomniawszy o tradycji pozostawionej przez gen. de Gaulle’a. Jeżeli nie w Unii Europejskiej, to gdzie szukać wizji geopolitycznych odmiennych od amerykańsko-zachodnioeuropejskiego New World Order?
    ==========================POLSKO!!! ZANIM CO TO TRZEBA WYLAĆ NA SIEBIE KUBEŁ ZIMNEJ WODY.OTRZEZWIEĆ I WRESZCIE POGONIĆ ŻYDOSTWO I TE WSZYSTKIE MARIONETKI EUROKOŁCHOZOWE I USRAELSKIE Z KRAJU NAD WISŁĄ NA ZBTY PYSK. AMERYKA CHCE PRZETRWAĆ ZA WSZELKĄ CENĘ !!!=============== The American Dream Is Dead ===============Amerykański sen umarł, leży sobie martwy i powoli zapominamy, a nawet sami Amerykanie zapominają, jak to było kiedy dymiły fabryki „Motor City”, korporacje zatrudniały olbrzymie ilości ludzi do przeliczania na maszynach wymagających kart perforowanych, ich kraj latał w kosmos, a kredyt był na 5% dostępny po wzięciu jakiejkolwiek pracy.W efekcie USA dogorywa, jej przyszłość jest w czarnych barwach, jeżeli w ogóle można mówić o przyszłości ludzi, których miejsca pracy wyeksportowano do Chin, a hipoteki sprzedano bankowcom w Zurichu lub Londynie.Jeżeli dodamy do tego takie kwestie jak: kryzys wiary, permanentne zadłużenie (w tym studenckie), przymus pracy obojga rodziców (jedna pensja nie wystarcza na finansowanie kosztów funkcjonowania rodziny), brak dostępu do ubezpieczenia medycznego, brak lub znaczące ograniczenie zabezpieczenia emerytalnego i inne – wówczas uzyskujemy dzisiejszy obraz Ameryki, wraz z trendami na przyszłość. Co czeka za kilka lat kraj, którego dzisiaj nie boją się jego wrogowie, a sojusznicy nie chcą go słuchać?Co czeka kraj, który za wzorce dla młodzieży przedstawia ludzi, którzy przykładowo będąc ekshibicjonistami osiągają dzięki temu sławę i pieniądze, a następnie umierają od nadmiaru nielegalnych narkotyków? Co czeka kraj, który wyekspediował prawie całą produkcję za granicę, do kraju, który produkując amerykańskie komputery i zabawki, zarobił tyle pieniędzy i nauczył się tak wiele, że samodzielnie buduje lotniskowce, na które go bez problemu stać.
    The American Dream Is Dead, uśmiercił go kryzys amerykańskiej kultury. Nie mówimy tutaj o kolejnych miliardach przemysłu muzycznego. Mówimy o realnych wartościach, które były w niej obecne, a dzisiaj zastąpiły je narkotyki, seks i szybka śmierć.