Futbolowe święto. Wirus stłumiony, piłka nożna wróciła na salony

To, co jeszcze w okolicach Wielkanocy jawiło się jako odległa przyszłość, stało się faktem. Choć nie brakowało głosów zwątpienia i panowała aura powszechnej niepewności, piłka nożna znów oddycha. Po tym, jak Niemcy z impetem wystartowali z Bundesligą, rozgrywki ligowe wróciły w kolejnych europejskich krajach, w tym w Polsce. A śladami tych, co ponownie uruchomili futbolową machinę, zaraz podążą następni.

Od połowy marca kibice piłkarscy musieli przyzwyczajać się do życia w nowej rzeczywistości. Jakby zatrzymał się czas. Niemal wszystkie rozgrywki zostały zawieszone, a nagłe zainteresowanie wzbudziły ligi, które wbrew działaniom innych, nie wcisnęły pauzy. Pojawiła się rzesza sympatyków piłki na Białorusi czy Nikaragui, bo w pewnym momencie tylko w tych dwóch krajach można było posilić się futbolem. Trudno było wyznaczyć dokładną datę terminu powrotu do gry. Rolę pioniera wzięli na siebie Niemcy – skrupulatnie przygotowali szczegółowy plan na wznowienie sezonu i krok po kroku dopięli swego, uruchamiając niejako efekt domina. Do końca maja rozgrywki ponownie wystartowały w kilkunastu najwyższych ligach w Europie. W pierwszych kolejkach po przerwie nie brakowało emocji – od Danię po Serbię, od Niemcy po Ukrainę. A i polscy kibice nie mieli na co narzekać.

Do meczu, gotowi, start!

W Niemczech pierwsze kopnięcie na pustym stadionie zanotowano 16 maja. Najpierw w 2. Bundeslidze, a niespełna trzy godziny później międzynarodowej społeczności piłkarskiej spadł kamień z serca. Z powodzeniem ruszyła 26. kolejka 1. Bundesligi, którą udało się dograć do końca. Robert Lewandowski udowodnił, że przerwa od grania nie spowodowała u niego zaniku umiejętności zdobywania bramek. Kapitan reprezentacji Polski trafił z rzutu karnego i pomógł Bayernowi wygrać z Unionem Berlin (2:0).

Ważne zwycięstwo zanotowała też Borussia Dortmund, która z kapitanem Łukaszem Piszczkiem w składzie rozbiła w Derbach Westfalii Schalke (4:0). Oprócz tego na zwycięską ścieżkę weszła Hertha Berlin (Krzysztof Piątek wszedł z ławki), a najwięcej emocji wzbudziły dwie potyczki: w Kolonii, gdzie Koeln utraciło dwubramkowe prowadzenie i zremisowało z Mainz, oraz w Lipsku – tam RB o mały włos nie przegrał z Freiburgiem. Gol dla gości w ostatniej minucie meczu nie został uznany po zasygnalizowaniu minimalnego ofsajdu. Najwięcej bramek padło w Bremie, a Werder przegrał 1:4 z Bayerem Leverkusen. Trzy punkty do swojego dorobku dopisały też ekipy Wolfsburga i Gladbach, a po jednym zgarnęły Fortuna Duesseldorf i Paderborn (0:0)

Wzięli przykład

Tydzień później sezon wznowiła liga czeska. Za naszą południową granicą znakomicie poradzono sobie z pandemią koronawirusa, dzięki czemu mecze na żywo mogło obserwować z wysokości trybun kilkuset kibiców. Czesi rozpoczęli od zaległego spotkania Teplic z Libercem (2:0), a po trzech dniach rozegrali całą 25. serię gier. W najciekawszym starciu Sparta Praga przegrała na własnym boisku z Viktorią Pilzno (1:2). Zwyciężyła za to druga drużyna ze stolicy kraju, Slavia, ogrywając skromnie (1:0) Mladę Boleslav.

W ostatnie trzy dni maja swoje święto mieli także kibice w Polsce. 27. kolejka Ekstraklasy przebiegła bez problemów i upłynęła pod znakiem gradu goli, których w ośmiu spotkaniach strzelono 24. Najwięcej w Gdańsku – Derby Trójmiasta okazały się niesamowitym rollercoasterem. Finalnie triumfowała Lechia Gdańsk (4:3), a decydujące trafienie padło w 95. minucie. W tym spotkaniu było praktycznie wszystko – trzy rzuty karne, gol samobójczy, nieuznana bramka po interwencji VAR-u oraz strzał w poprzeczkę w ostatniej akcji meczu, pozbawiający Arkę Gdynia remisu.

Drugi z najciekawiej zapowiadających się meczów trochę rozczarował. Lech Poznań przegrał u siebie z Legią Warszawa (0:1), tempo spotkania przypominało gierkę sparingową, a jedyny gol padł po katastrofalnym błędzie bramkarza lechitów. Błędy popełniali też obrońcy Wisły Kraków, która wróciła z Gliwic z bagażem czterech bramek i bez choćby jednego “sztychu” z przodu, oraz Korony Kielce, pokonanej na własnym boisku przez Wisłę Płock (1:4). NIechlubną passę kiepskich wyników kontynuowały ekipy Pogoni Szczecin (0:3 z Zagłębiem Lubin) oraz Cracovii (0:1 z Jagiellonią), Górnik Zabrze ograł ŁKS (1:0), a Śląsk Wrocław podzielił się punktami z Rakowem Częstochowa (1:1). I tak minęła pierwsza, wyczekiwana kolejka w polskiej lidze po powrocie do gry.

Na murawie ponownie pojawili się też piłkarze w Danii – tam o solidną dawkę emocji zadbali gracze Aarhus, którzy w doliczonym czasie gry wyszarpali remis z Randers FC. Na nudę nie mogli też narzekać kibice w Serbii, bo bramkowe gradobicie zafundowali im w trzech meczach – Partizan zwyciężył 4:1, Crvena Zvezda 5:0, a Backa Topola 6:1. W lidze ukraińskiej zaś odbył się największy szlagier z udziałem Szachtara Donieck i Dynama Kijów. Triumfowali pewnie prowadzący w tabeli gospodarze (3:1). Równie ciekawie było także w spotkaniu Oleksandrii z Zorią Ługańsk (1:0). Faworyzowani goście, nie dość, że w końcówce grali w dziesięciu, to w ostatnich sekundach stracili gola z rzutu karnego.

Co dalej?

W ślady wyżej wymienionych państw idą kolejni, w tym ci najbardziej zamożni – Hiszpanie, Włosi i Anglicy. A propos aspektów finansowych, nie wolno zapomnieć, że były one jednym z czynników skłaniających decydentów o przyspieszeniu wznowienia sezonu. Nad wieloma klubami wisiało przecież realne widmo bankructwa, spowodowane stratami poniesionymi przez korona-kryzys. Ucierpiały na nim też przecież większe i mniejsze przedsiębiorstwa, np. z branż około-sportowych są to firmy oferujące zakłady bukmacherskie. Legalni bukmacherzy, choćby ci działający w Polsce, w dużej mierze przetrwali jednak trudny czas i ponownie, wraz z powrotem rozgrywek piłkarskich, wyszli naprzeciw oczekiwaniom, uruchamiając ofertę zakładów. Na polskim rynku działa niespełna dwadzieścia podmiotów z licencją na prowadzenie takiej działalności.

Artykuł sponsorowany

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply