Michal23 @Michal23
Kilka słów o mnie:
Brak danych
Strona internetowa:
Brak danych
Skąd jestem:
Brak danych
Wykształcenie:
Brak danych
Związki z Kresami:
Brak danych
Ulubiona książka:
Brak danych
Facebook:
Brak danych
Twitter:
Brak danych
Tym nowogródzkim szlakiem (może nie byłam we wszystkich wymienionych miejscowościach), od Nowogródka do Baranowicz przejeżdżałam wielokrotnie, a ze Świtezi do Horodyszcza wędrowałam raz pieszo nocą, kiedy w przydrożnych transzejach zieleni, świeciły robaczki świętojańskie, świetlikami zwane. Horodyszcze – Świteź pokonywaliśmy tę drogę autobusem, stopem, kilkanaście razy w letnie wakacje, kiedy przyjeżdżaliśmy z rodzicami na wakacje, w strony rodzinne, mojego ojca. Na Świtezi nocowaliśmy pod namiotami kilka razy. Poznaliśmy młodych ludzi, w naszym wieku z Lidy, Karelicz, Mira, z którymi byliśmy w kontakcie i odwiedzaliśmy ich później, w tych miejscowościach. Kołdyczewo, Zaosie, Stołowicze, Arabowszczyna itd. są mi bardzo dobrze znane, jak również Baranowicze. Byliśmy, ja z rodzicami i rodzeństwem – pierwszymi po wojnie, przyjeżdżającymi w te strony Polakami. Tatusia ciągnęło zawsze w te nowogródzkie strony, „(…) do Płużyn ciemnego boru wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie, byś się przypatrzył jezioru (…)”.
Zwiedzałam Tuhanowicze. Pierwszy raz byłam tam w 1961, 1963 i w 1977 roku. Pozostały wspomnienia i czarno-białe zdjęcia zrobione aparatem Druhem. W Tuhanowiczach na dworze u p. Józefy Tuhanowiczowej wychowywała się moja babcia, która urodziła się w pobliskiej Korczowej. Po ukończeniu pensji dla panienek w Warszawie, na którą wysłała ją, wspomniana właścicielka Tuhanowicz, babcia powróciła i pracowała jako guwernantka na dworze, dopóki p. Józefa nie znalazła dla niej męża i nie wydała jej za mąż. Babcia poszła, wówczas, za mężem do Horodyszcza.
Znam to miasteczko. Byłam tam ostatni raz w 2004 roku na grobach moich dziadków, po 27. letniej nieobecności. W Horodyszczu urodził się, przed II wojną światową, mój ojciec, który musiał swoje rodzinne strony opuścić. Horodyszcze odwiedzaliśmy kilkakrotnie od 1961 roku, do 1977. Kiedy reaktywowano kościół katolicki, w przywracaniu stanu funkcjonowania brali czynny udział moi rodzice, już nieżyjący. Oni to przywozili z Polski do Horodyszcza nakrycia liturgiczne, ornaty, obrusy et cetera. Syn mój, w czasie pobytu z dziadkami w Horodyszczu, uczył małych chłopców, sam był chłopcem, ministrantury. W Horodyszczu miałam wiele koleżanek i kolegów, i pozostawiłam tam miłe wspomnienia z wakacji.