Żółte kamizelki rewolucjonizują Francję

Protesty przeciwko podwyżkom akcyzy na paliwo zmieniają się powoli w otwartą kontestację rekordowo niepopularnych rządów prezydenta Emmanuela Macrona. Z tego powodu największe francuskie media próbują dezawuować demonstracje, których symbolem stały się żółte kamizelki odblaskowe.

Wydaje się, że taktyka czołowych francuskich gazet i stacji telewizyjnych przynosi rezultaty. Sobotnie blokady głównych autostrad i dróg w depeszach agencyjnych zostały sprowadzone głównie do wypadku ze skutkiem śmiertelnym, a także liczby blisko czterystu rannych uczestników demonstracji oraz policjantów. Główne postulaty „żółtych kamizelek” zostały jednocześnie zepchnięte na dalszy plan, zaś ich liczbę starano się zaniżać.

Tymczasem sprawa rosnącej akcyzy na paliwo jest niezwykle istotna dla Francuzów. Według dostępnych badań prawie trzy czwarte francuskich obywateli dojeżdża do pracy samochodem, natomiast blisko sześćdziesiąt procent posiada auta z napędem Diesla. Tymczasem paliwo w ciągu ostatniego roku podrożało o 29 eurocentów za litr, natomiast olej napędowy ma kosztować o blisko sześć eurocentów więcej. Rządzący twierdzą jednak, że podwyżki są nieuniknione przez względy ekologiczne.

„Ekstremiści”

Sprowadzanie protestów do wspomnianych incydentów nie wystarczyło, ponieważ przy liczbie blisko dwóch tysięcy blokad były one w zasadzie nieuniknione. Francuskie media starają się więc uderzyć w przeciwników władzy Macrona w inny sposób, sprowadzając manifestacje „żółtych kamizelek” do protestów radykałów. Liberalny dziennik katolicki „La Croix”1, wręcz starał się epatować faktem, że w demonstracjach wzięli udział zarówno narodowcy Marine Le Pen, jak i marksiści Jeana-Luca Mélenchona, zarzucając jednocześnie ich uczestnikom postawy anarchistyczne.

Lewicowy „Liberation”2 nie tylko odnalazł na manifestacji „ekstremistów”, lecz także przypadki rasizmu, homofobii i islamofobii. Gazeta relacjonuje opinie pojawiające się głównie w mediach społecznościowych, które mają sugerować, iż część „żółtych kamizelek” obrażało krytyków swojego protestu chociażby poprzez sugerowanie im homoseksualnej orientacji. Na taki przypadek opisany w jednej z regionalnych gazet zareagował nawet minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner, potępiając wszelkie „homofobiczne” ataki mające miejsce we Francji.

Gazeta przywołuje także przypadki rzekomych rasistowskich incydentów, jakie miały mieć miejsce zwłaszcza w południowej części kraju i zostały potępione głównie przez lokalnych lewicowych samorządowców. Ich ofiarami miały padać więc przede wszystkim osoby czarnoskóre, które chciały ominąć blokady „żółtych kamizelek” i z tego powodu spotykały się z gniewem demonstrantów. Ponadto w jednej z podparyskich miejscowości kierowca bojkotujący protest miał wysłuchać „islamofobicznych” uwag.

Słynny lewicowo-liberalny dziennik „Le Monde”3 również stara się dezawuować trwające wciąż protesty. Twierdzi, że Macron będzie musiał wybierać pomiędzy kontynuowaniem polityki zdecydowanych reform, a żądaniami zwykłych Francuzów. Gazeta jest jednak zaniepokojona rzekomym napędzaniem skrajnych ruchów politycznych przez demonstrantów, dlatego radzi głowie państwa rozłożenie podwyżki akcyzy w czasie.

Poza systemem

Konserwatywny dziennik „Le Figaro”4 postanowił z kolei przyjrzeć się strukturze nowego ruchu protestu, gównie w kontekście zaplanowanej na 24 listopada br. wielkiej manifestacji w Paryżu, mającej być kulminacją całej akcji. Gazeta poruszając temat organizacji „żółtych kamizelek” zwraca uwagę na fakt, że związki zawodowe i partie polityczne są w ich temacie mocno podzielone i mają z nimi spory problem, ponieważ francuscy kierowcy nie formułują swoich postulatów poprzez „tradycyjne organy pośredniczące”.

Nieformalni liderzy całego ruchu protestu nie są bowiem związani z żadnymi organizacjami. Na ogół są nimi zawodowi kierowcy, których wypowiedzi uderzające zwłaszcza w Macrona zdobywają sporą popularność w mediach społecznościowych. „Le Figaro” uznaje ich więc za wyraziste osobowości, jednak nie można jeszcze mówić o jakiejkolwiek sformalizowanej strukturze na poziomie ogólnokrajowym.

Gazeta dostrzega trzy różne podejścia do demonstrujących ze strony różnych opcji politycznych. „Republika Naprzód”, czyli partia samego Macrona, odnosi się do nich oczywiście negatywnie i przeciwstawia „ekstremistom” konieczność głębokich reform. Drugą grupę stanowią z kolei socjaliści, którzy krytykują podwyżki akcyzy, lecz jednocześnie nie wspierają demonstrujących. Trzecie podejście do „żółtych kamizelek” wiąże się z poparciem protestów. Do tej grupy należy dość egzotyczna koalicja centroprawicowych Republikanów, ugrupowań eurosceptycznych i nacjonalistycznych, a także wspomnianej już skrajnej lewicy Mélenchona.

Były kandydat marksistów na prezydenta Francji opublikował zresztą ciekawy wpis, którego fragmenty przytacza właśnie konserwatywny dziennik. Mélenchon krytykuje w nim „tradycyjną lewicę”, ponieważ jej postawa ma być „godną ubolewania ślepotą” polegającą głównie na dezawuowaniu demonstrujących jako przedstawicieli skrajnej prawicy. Lider „Francji Nieujarzmionej” uważa natomiast, że nowy ruch protestu wymyka się tradycyjnym postawom, a także nie jest antyekologiczny jak próbują go przedstawiać środowiska liberalnej lewicy.

Opór bez przywódcy

Poruszany przez „Le Figaro” wątek organizacji protestów rozwija centroprawicowy tygodnik „Le Point”5, skupiający się właśnie na kwestii braku formalnego kierownictwa „żółtych kamizelek”. Pismo uważa, że mobilizacja francuskich kierowców po raz kolejny pokazuje państwu istnienie nowego problemu, jakim jest konieczność uregulowania swojego stosunku do nieskoordynowanych i niezorganizowanych ruchów społecznych. Władze muszą więc pogodzić ze sobą wolność demonstracji ze swoją misją zachowania porządku publicznego.

Zgodnie z francuskim prawem, organizatorzy manifestacji muszą zgłosić organom samorządowym chęć ich przeprowadzenia, w tym zadeklarować czas trwania zgromadzenia. W sobotę ten wymóg spełniło jednak zaledwie około stu blokad, podczas gdy prawie dwa tysiące z nich odbywało się nielegalnie. Francuska policja de facto nie wiedziała często co ma robić, dlatego w większości przypadków nie interweniowała, natomiast kilka blokad zostało przez nią brutalnie rozpędzonych.

Brak lidera protestu generuje kolejny problem, jakim jest brak organizatora z którym francuskie służby mogłyby przedyskutować kwestie porządkowe, w tym długość trwania demonstracji. Tak zwany opór bez przywódcy powodował więc, iż trudno było zapanować nad prawie trzystoma tysiącami uczestników blokad (taką liczbę podaje policja), stąd też policja miała chociażby problem z utrzymaniem porządku w okolicach prezydenckiej siedziby.

„Le Point” podsumowuje swoją analizę stwierdzeniem, że tego rodzaju spontaniczne zgromadzenia zwoływane przez ruchy nieposiadające struktur, świadczą o powolnym rozpadzie organizacji politycznych i związków zawodowych. Państwo francuskie będzie musiało poradzić sobie w jakiś sposób z nową rzeczywistością społeczną.

Marcin Ursyński

1 https://www.la-croix.com/France/Politique/Gilets-jaunes-Philippe-entend-tenir-cap-malgre-mobilisation-poursuit-2018-11-19-1300983836

2 https://www.liberation.fr/france/2018/11/18/gilets-jaunes-indignations-apres-des-agressions-homophobes-islamophobes-et-racistes_1692849

3 https://www.lemonde.fr/politique/article/2018/11/19/pour-m-macron-le-risque-est-que-la-colere-des-gilets-jaunes-serve-de-carburants-aux-extremes_5385375_823448.html

4 http://www.lefigaro.fr/politique/2018/11/19/01002-20181119ARTFIG00111-gilets-jaunes-quelles-suites-pour-le-mouvement.php

5 https://www.lepoint.fr/debats/tribune-gilets-jaunes-une-nouvelle-donne-juridique-19-11-2018-2272559_2.php

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply