Z pozycji siły

Stosunki między Turcją a Unią Europejską znów mogą się pogorszyć, a do Europy zaczną napływać zwiększone fale uchodźców. Ankara nie chce spełnić wszystkich warunków postawionych jej przez Brukselę, by jej obywatele mogli wjeżdżać do UE bez wiz.

Między Turcją a Unią Europejską narasta napięcie. Ankara po mistrzowsku wykorzystuje wiatr historii i rozmawia z Brukselą z pozycji siły. Chce, by ta zaakceptowała fakt, że Turcja jest państwem autorytarnym i przyjęła ją do unijnego grona z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wie, że UE jest pod ścianą i musi się z nią dogadać, bo tylko dzięki niej może zahamować napływającą do niej falę uchodźców, która najzwyczajniej grozi jej rozpadem. Dlatego twardo broni swojej pozycji, nazywając ją turecką racją stanu. Tymczasem nie jest to do końca prawda. Turecka racja stanu jest przede wszystkim racją prezydenta Erdogana, któremu marzy się przekształcenie Turcji w republikę prezydencką. Erdogan chciałby być tureckim Putinem i konsekwentnie dąży do tego, nie oglądając się na nikogo. Wie, że ma w rękach więcej atutów niż tylko uchodźców. Doskonale wie, że tylko przez jej terytorium da się pociągnąć omijający Rosję nowy „Jedwabny szlak” z Europy do Chin, a także przeprowadzić „korytarze energetyczne”, wiodące znad Morza Kaspijskiego do UE. Dlatego też , zabiegając o zniesienie przez UE reżimu dewizowego dla mieszkańców Turcji, Erdogan nie chce zgodzić się na zniesienie ustawy antyterrorystycznej, którą wykorzystuje do zwalczania opozycji. Ustawa ta obowiązuje co prawda obecnego prezydenta, ale ten po mistrzowsku zaczął ją wykorzystywać dla swoich interesów. Jest ona nieprecyzyjna i bardzo pojemna. Pozwala ona oskarżyć o działalność terrorystyczną każdą osobę, czy organizację niewygodną dla władzy. Za zagrożenie terrorystyczne władze mogą uznać każdą działalność wymierzoną w prawny, społeczny, świecki i ekonomiczny porządek państwa, a także naruszający jedność państwa i narodu. Ustawa ta służy na bieżąco władzom do walki z Kurdami, ugrupowaniami lewicowymi, a także prześladowania niewygodnych dziennikarzy i polityków opozycji. Na jej mocy są bowiem oskarżani o „szerzenie propagandy terrorystycznej”.

Terrorystyczny bat na wszystkich

Ustawa ta jest stale krytykowana przez organizacje broniące praw człowieka. Mimo tego obecny turecki prezydent nie chce jej zmienić i dopasować do unijnych standardów. Przy jej pomocy Erdogan chce nie tylko bezwzględnie zwalczać nielegalną Partię Pracujących Kurdystanu, ale także prześladować i to nie mniej bezwzględnie legalną kurdyjską Demokratyczną Partię Ludów, umiarkowany ruch Fethullha Grulena, który także został uznany za organizację terrorystyczną. Jako terrorystów skazano też wielu dziennikarzy, którzy zamieszczali krytyczne wobec władzy materiały informacyjne. Niedawno skazano dziennikarzy z liberalnej gazety „Cumhuriyat”, którzy opublikowali materiały ujawniające, że turecki wywiad zbroi walczącą z Asadem syryjską opozycję. Oskarżono ich o próbę obalenia rządu.

Ankara twardo zapowiada , że nie uchyli ustawy antyterrorystycznej i chce, by to Unia pozwoliła Erdoganowi nadal posługiwać ustawą pozwalającą mu skutecznie zwalczać opozycję i jednocześnie by zgodziła się na zniesienie wiz dla obywateli Turcji. Erdogan wie, że jeżeli Bruksela ugnie się przed jego żądaniem, to odniesie ogromny sukces prestiżowy i wzmocni swoją pozycję polityczna.

Sprawę komplikują tarcia wewnątrz obozu Erdogana, czyli partii „Sprawiedliwość i Rozwój”. Z funkcji jej przewodniczącego ustąpił premier Achmet Dawytogłu. Oznacza to, że będzie musiał zrezygnować również ze stanowiska premiera. W tureckiej praktyce przyjęło się bowiem, że przewodniczący partii jest jednocześnie premierem. Ustępując z funkcji przewodniczącego partii Dawytogłu oświadczył, że tak będzie lepiej dla zachowania jedności ugrupowania.

Zięć premierem

Niektórzy obserwatorzy sugerują, że Erdogan chce powołać na premiera swojego zięcia Berata Ałbajraka, który obecnie jest ministrem energetyki. Chce zrobić tak nie tylko ze względu na to, że jest mężem jego córki. Komentatorzy są zdania, że mianując zięcia premierem, chce odciągnąć uwagę mediów od swego syna, które oskarżają go o handel ropą z Państwem Islamskim, z którym Turcja oficjalnie prowadzi wojnę. Część obserwatorów wskazuje jednak na innych kandydatów, m.in. obecnego ministra transportu Binali Jyddyrma. Generalnie większość z nich zgadza się, że w partii Erdogana toczy się już podskórna walka o przywództwo. Dla obecnego prezydenta na fotelu szefa partii i premiera rządu jest potrzebny absolutnie lojalny polityk. Zgodnie z turecką konstytucją to premier realnie sprawuje władzę, a prezydent ma tylko honorowe uprawnienia i jest tytularną głowa państwa. Tylko dzięki temu, że Dawytagłu okazał się bardzo lojalnym współpracownikiem Erdogan mógł dalej zachowywać się w Turcji jak sułtan.

Obecnie Erdogan dalej odgrywa rolę „twardego przywódcy”, który potrafi utrzymać twardy kurs. Można się nawet spodziewać zaostrzenia stosunków Ankary z Brukselą. Jeżeli pertraktacje Turcji w sprawie zniesienia wiz ulegną zerwaniu, kryzys imigracyjny może niestety się pogłębić. Erdogan liczy zapewne, że niemieckie lobby w UE będzie na tyle silne, że wywalczy dla Turcji wyjątek i Bruksela przymknie oczy na jego „walkę z terrorystami”. Podobnie jak na wiele innych rzeczy, które nie mają nic wspólnego z europejskimi wartościami.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply