9 maja 2010. Nic się właściwie nie stało

Co naprawdę powiedział Miedwiediew w słynnym wywiadzie dla rosyjskiego dziennika “Izwiestija” i co z tego dla nas wynika?

W ostatni weekend z polskich mediów można się było dowiedzieć, że jesteśmy świadkami wiekopomnych zmian. Wszystko się zaczęło od wywiadu, jaki dziennikowi „Izwiestija” udzielił rosyjski prezydent. Z komentarzy w Polsce dało się wysnuć wniosek, że Dmitrij Miedwiediew rewiduje dotychczasową politykę historyczną Kremla. Zwrócono bowiem tylko uwagę na poruszone przez rosyjskiego polityka krótkie wątki, które bynajmniej w oczy się nie rzucają.

A Miedwiediew rzeczywiście powiedział, że po drugiej wojnie światowej Związek Sowiecki pozostał państwem totalitarnym, co boleśnie odczuli jego mieszkańcy oraz narody bloku wschodniego. Poza tym prezydent Rosji stwierdził, że zbrodnie wojenne nie podlegają przedawnieniu. Wreszcie odniósł się do kwestii katyńskiej – jego zdaniem, także Rosja ma na swoim sumieniu fałszowanie dziejów, co działa na jej niekorzyść, ponieważ pod jej adresem wysuwane są oskarżenia o to, że ukrywa, coś z czym powinna się już dawno rozliczyć.

No i świetnie. Tyle że wywiad z Miedwiediewem trzeba czytać w całości. Jeśli się to zrobi, wówczas się okaże, iż oczekiwane i z satysfakcją przyjmowane w Polsce wypowiedzi głowy państwa rosyjskiego, okażą się kroplą, wprawdzie nie w morzu, ale przynajmniej w szklance wody. Miedwiediew bardzo jednoznacznie trzyma się kursu walki z fałszowaniem rosyjskiej historii, ale w kontekście – z perspektywy kremlowskiej – deprecjonowania zasług Armii Czerwonej w pokonaniu III Rzeszy. W sprawie nieprzedawniania zbrodni wojennych prezydentowi Rosji chodzi o ściganie ludzi, którzy z uwagi na podeszły wiek, są już u progu śmierci, ale ponieważ prowadzący rozmowę redaktor naczelny gazety podaje wcześniej nazwisko Iwana Demianiuka, więc trzeba to odnieść do nazistów oraz kolaborujących z nimi formacji z innych krajów.

Miedwiediew w wielu fragmentach wywiadu pozostaje niejednoznaczny, powtarza wygodną dla kremlowskiego establishmentu opinię o tym, że Związek Sowiecki był złożonym krajem, a Stalina można różnie oceniać. Tak więc w gruncie rzeczy rosyjski prezydent niczego nowego w tym materiale nie wnosi. I trudno mu się skądinąd dziwić. Taka jest polityka rosyjska, bo takie ma interesy.

Po szumie wokół wywiadu z Miedwiediewem przyszła kolej na komentarze orędzia Jarosława Kaczyńskiego do Rosjan. I w nich padły sugestie nowego otwarcia, przełomu, zmiany tonu, jeśli chodzi o stosunek kandydata PiS na prezydenta Polski wobec Rosji. A tymczasem mamy do czynienia ze znakomitym posunięciem PR-owskim. I w tym przypadku nie chodzi o zarzut. PR nie musi być kłamstwem czy też efektowną formą przesłaniającą brak treści. Może oznaczać także skuteczne przekazanie jakiejś myśli, której trudno jest się przebić w warunkach dzisiejszego życia politycznego, sprzyjającym osobnikom machającym świńskimi ryjami i sztucznymi penisami.

Jeśli z orędzia Kaczyńskiego zerwalibyśmy całą otoczkę PR-owską okazałoby się, że wcale nie mamy do czynienia z nowością. Zarówno bowiem prezes PiS, jak i jego zmarły brat nigdy nie byli rusofobami. A to z prostego powodu. Mamy tu bowiem do czynienia ze specyficzną warstwą społeczną, którą można określić jako polską inteligencję patriotyczno-niepodległościową.

Orędzie Jarosława Kaczyńskiego to zatem coś znacznie więcej niż element kampanii wyborczej. To głos polskiej inteligencji patriotyczno-niepodległościowej, której raczej było daleko do chamskiej, plebejskiej „pogardy dla Ruskich”, a więc zjawiska skądinąd wymagającego nie tylko negatywnej oceny moralnej, ale również psychologicznego zrozumienia, jeśli weźmiemy pod uwagę czym było narzucanie „przyjaźni polsko-radzieckiej” w PRL.

Polska inteligencja patriotyczno-niepodległościowa nie była skłonna sprowadzać Rosji do wymiaru geopolitycznego, cywilizacyjnego czy ideologicznego wroga. Dotyczy to zwłaszcza inteligencji kresowej, która znała Rosję we wszystkich jej aspektach.

Jeśli Jarosław Kaczyński wspomina Rosjanina ratującego życie jego dziadkowi, to dlatego, że podobne doświadczenia miało wielu Polaków. Te doświadczenia – w świetle pewnej wizji politycznej – mają być podstawą nie tylko zmiany w stosunkach polsko-rosyjskiej, ale i w samej Rosji, chociaż dziś – z mojej pesymistycznej perspektywy – może się to wydawać jakąś neoprometejską utopią.

I niech będzie, że sztab kandydata PiS stosuje zagrywki PR-owskie. Ale czy służą one w tym przypadku czemuś złemu?

Filip Memches

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply